Jedną z najbardziej rozpowszechnionych współcześnie legend i półprawd dotyczących powstania III Rzeszy jest przekonanie, że Hitler doszedł do władzy zgodnie z wolą narodu niemieckiego. Nic bardziej mylnego. To parodia demokracji, jaką stanowił dekadencki ustrój Republiki Weimarskiej, i polityczne intryganctwo niemieckich elit społecznych otworzyły nazistowską puszkę Pandory. Za sukcesem Hitlera stoją konszachty ludzi, którzy głosili wiarę w demokrację jako najdoskonalszy z ustrojów państwowych, ze szczególnym wyróżnieniem środowiska politycznego centrum czy populistycznych formacji w rodzaju Deutschnationale Volkspartei Alfreda Hugenberga. Rzekomo egalitarne mechanizmy tworzenia kompromisów politycznych i zakulisowe rozgrywki politycznych hien szarpiących trupa niemieckiej gospodarki doprowadziły do powstania siły nieskrywającej swojej niszczycielskiej misji. Co prawda sposób utworzenia rządu Adolfa Hitlera opierał się na zasadach konstytucyjnych, ale przyczyny jego powstania są pochodną wyjątkowo haniebnego kompromisu politycznego.
Faktycznymi architektami sukcesu Hitlera byli jego najwięksi przeciwnicy polityczni, którzy karmili się niezwykle naiwnym przekonaniem, że wódz NSDAP nie tylko skompromituje się jako szef rządu, ale będzie stosował się do przepisów konstytucji weimarskiej i odda władzę przy następnych wyborach do Reichstagu. Niemieccy politykierzy traktowali Hitlera jako politycznego dyletanta, drobnomieszczańskiego agitatora, zdolnego jedynie do wygłaszania łzawych, patriotycznych kazań w podrzędnych monachijskich piwiarniach.
Aby poznać wszystkie okoliczności poprzedzające przejęcie władzy przez nazistów, należy cofnąć się do września 1930 r., kiedy odbyły się wybory do Reichstagu. Wtedy po raz pierwszy NSDAP osiągnęła z dawna oczekiwany przez Hitlera sukces wyborczy, zdobywając 18,6 proc. głosów w całym kraju. Liczba zwolenników narodowego socjalizmu zwiększyła się od 1928 r. niemal ośmiokrotnie – z 800 tys. do 6,4 mln wyborców. 107 deputowanych do parlamentu narodowego czyniło z Hitlera liczącego się gracza na scenie politycznej Niemiec. I chociaż NSDAP była największą formacją w Reichstagu, to z czysto programowego założenia nie chciała wejść do żadnej koalicji, która nie zapewniałaby Hitlerowi stanowiska kanclerza.
Przełom w historii ruchu narodowosocjalistycznego nastąpił 30 maja 1932 r., kiedy do dymisji podał się kanclerz Rzeszy Heinrich Brüning, który wówczas po raz drugi sprawował ten urząd. Był działaczem Niemieckiej Partii Centrum z Breslau (obecnego Wrocławia), traktowanej przez opinię publiczną jako reprezentantka interesów politycznych katolików – z tego powodu była często nazywana Katolicką Partią Centrum. Brüning cieszył się także szacunkiem niektórych deputowanych z NSDAP. Jego rewizjonistyczne poglądy w kwestii narzuconych Niemcom warunków traktatu wersalskiego były zbliżone do haseł głoszonych przez Hitlera.
11 grudnia 1931 r. kanclerz Brüning oświadczył przedstawicielom prasy zagranicznej, że Niemcy nie zamierzają dalej stosować się do postanowień traktatu wersalskiego, a Berlin szczególnie niechętnie przyjmuje na siebie obowiązki przewidziane w planie Younga, dotyczące wypłat reparacji wojennych. Oznajmił, że jeżeli Niemcy zostaną przymuszone do tego sankcjami gospodarczymi, jego kraj zaleje Europę swoimi tanimi produktami i doprowadzi ją do upadku gospodarczego. Hitler nie znosił konkurentów głoszących radykalne poglądy antywersalskie. Uważał, że ten obszar agitacji należy do niego. Zresztą to, co inni traktowali jako twarde stanowisko rządu, on uznawał za objaw słabości władzy. W jego opinii wszelka dyskusja o reperacjach wojennych powinna być natychmiast ucięta.