Wczesnym rankiem 28 kwietnia 1947 r. ok. 20 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego przystąpiło do przymusowego wysiedlania ludności ukraińskiej i rodzin mieszanych z południowo-wschodniej Polski. Zaskoczonym mieszkańcom dawano kilka godzin na spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy, po czym kierowano ich do punktów zbiorczych. Stąd, po selekcji prowadzonej przez funkcjonariuszy UB, byli wysyłani na ziemie zachodniej i północnej Polski, gdzie osiedlano ich w rozproszeniu. Od kwietnia do 31 lipca 1947 r. wysiedlono ponad 140 tysięcy Ukraińców. Część inteligencji ukraińskiej bez wyroku sądu została skierowana do obozu w Jaworznie. Spośród 3873 więzionych tam do początku 1948 r. zmarło ok. 160 osób. Jednocześnie z wysiedleniami prowadzono akcję przeciwko oddziałom Ukraińskiej Powstańczej Armii, które wykrwawiono i zmuszono do przebicia się na Ukrainę lub do zachodnich Niemiec.
Akcja "Wisła", taki bowiem kryptonim nadano operacji wysiedleńczej, mimo upływu lat wciąż budzi emocje. W okresie PRL mówiono o niej dobrze lub nie mówiono wcale. Według władz była to ewakuacja ludności zagrożonej działalnością "ukraińskich band", a więc niemal akcja humanitarna, więcej mająca wspólnego z misjami ONZ niż stalinowską polityką narodowościową. Odmienne poglądy można było przedstawiać jedynie w prasie drugiego obiegu lub na emigracji. Dopiero w 1990 r. wybrany w wolnych wyborach Senat RP w specjalnej uchwale potępił akcję "Wisła", uznając, że w jej trakcie "zastosowano właściwą dla systemów totalitarnych zasadę odpowiedzialności zbiorowej".
Wydawałoby się, że w słowach tych nie ma nic kontrowersyjnego, ale uchwała Senatu do dziś jest przedmiotem ostrego ataku nie tylko ze strony środowisk postkomunistycznych (prym wiodą tutaj "Przegląd" i "Trybuna"), ale i ultranarodowych (na czele z "Myślą Polską"), a sama akcja "Wisła" znajduje licznych obrońców. Ich zdaniem wysiedlenie Ukraińców było nie tylko usprawiedliwione, ale wręcz konieczne. Jednym z najczęstszych argumentów na rzecz takiego stanowiska jest twierdzenie, iż operacja "Wisła" była "decyzją obronną chroniącą terytorium Polski" przed UPA, której nie można było zlikwidować inaczej niż przez przymusowe wysiedlenia ludności. Ponadto akcja "Wisła" miała zahamować rozlew krwi, a przeprowadzający ją polscy komuniści reprezentowali polską rację stanu. Niektórzy zwolennicy wysiedleń twierdzą nawet, że były one dla polskich Ukraińców błogosławieństwem, ponieważ za biedne chałupy otrzymywali dobre poniemieckie gospodarstwa (sic!).
Trudno się zgodzić z tak sformułowanymi opiniami. Jeśli bowiem komuniści uważali ukraińskie podziemie za tak niebezpieczne dla integralności terytorialnej państwa, dlaczego rozprawili się z nim na szarym końcu, dopiero po rozgromieniu polskiej partyzantki i PSL Stanisława Mikołajczyka? Odpowiedź jest oczywista: dla polskich komunistów głównym wrogiem nie była UPA, ale polskie podziemie i opozycja. W specjalnym raporcie sporządzonym wiosną 1946 r. w Naczelnym Dowództwie Wojska Polskiego oddziały UPA określono jako mające "charakter raczej przejściowy". "Więcej stały charakter - czytamy dalej - ma działalność band reakcyjnych NSZ i AK. Tworzą one największe zagęszczenie band i stanowią główne niebezpieczeństwo". Minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz w 1946 r. w odpowiedzi na wniosek PSL, by powołać komisję poselską dla zbadania sytuacji na terenach objętych działalnością UPA, wprost stwierdził: "Dla nas, dla obozu demokratycznego, ważne jest oczyszczenie terenu z band wszelkiego rodzaju reakcji, niezależnie czy ukraińskiej, czy polskiej".
Akcję "Wisła" przeprowadzało łącznie 21 tysięcy żołnierzy i milicjantów. Tymczasem do fałszowania wyników referendum w 1946 r. użyto 36 tys. żołnierzy WP i prawie 8 tys. KBW, nie licząc MO, ORMO i UB. Przeciwko polskiej opozycji kierowano bardzo często także teoddziały, które miały za zadanie zwalczać UPA. Tak było np. z 9. Dywizją Piechoty, którą wykorzystano do "zabezpieczania" wyborów do Sejmu w styczniu 1947 r. W wyniku działalności tej jednostki 51 kół PSL Mikołajczyka "rozwiązało się", a 2092 członków tej partii opuściło jej szeregi. To tragiczne, że dowództwo WP nie miało sił na stworzenie garnizonów w miejscowościach narażonych na ataki UPA, natomiast zawsze je znajdowało na prowadzenie operacji mających na celu umocnienie totalitarnej władzy.