Monika Seles: Życie przecięte nożem

Monika Seles: Mogła być najlepszą tenisistką wszech czasów. Sława i miliony przyszły szybko, ale cięgi od losu równie prędko zepsuły smak bogactwa

Aktualizacja: 01.05.2018 14:01 Publikacja: 30.04.2018 00:01

Monika Seles: Życie przecięte nożem

Foto: AP

30 kwietnia 1993 roku podczas turnieju w Hamburgu amerykańska tenisistka Monica Seles została w trakcie meczu zraniona nożem przez szaleńca. W rocznicę tego tragicznego wydarzenia przypominamy tekst Krzysztofa Rawy, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w 2008 roku.

Był rok 1990. Finał turnieju Roland Garros w Paryżu. Na korcie najlepsza wówczas na świecie Niemka Steffi Graf i szesnastoletnia dziewczyna z Jugosławii, która wyczynia niezwykłe rzeczy. Dwuręcznym bekhendem gra z taką siłą, jakiej jeszcze nie widziano. Każde uderzenie to cios, który ma powalić rywalkę. Żadnych kompromisów. Do zadziwiającej skuteczności nastolatka dodawała jeszcze głośne stęknięcia, które jednych śmieszyły, innych denerwowały.

Graf walczyła pięknie jak zawsze, ale Seles obroniła cztery piłki setowe, wygrała decydującego seta 8:6 i pierwszy raz uniosła w górę trofeum wielkoszlemowe. Na konferencję prasową przyszła w czarnej minispódniczce i oświadczyła, że teraz kupi sobie lamborghini. Martina Navratilova przyznała po latach: – Już wtedy zaczęłyśmy się jej bać.

Były powody. Przez dwa lata, od początku 1991 r. do wiosny 1993 r. zagrała w 34 turniejach, 33 z nich zakończyła w finale, wygrała 22. Pomyślała wtedy, że świat już ją przygniata, że wszystko jest trudne, że zainteresowanie mediów nie daje żyć. Światła fleszy ją oślepiały, nagły uśmiech fortuny przyszedł trochę za wcześnie. Zawrót głowy był duży, dojrzałości brakowało także wtedy, gdy ratunek we własnej posiadłości proponował Donald Trump. Nie umiała znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. W Serbii trwała wojna, a ona jeździła po pięknych miejscach i zarabiała dolary. Pytano ją, czemu nie pomaga ojczyźnie.

Tak naprawdę nie wiedziała, pod jaką flagą startować. Rodzice Karolj i Esther byli obywatelami Jugosławii, ale z pochodzenia Węgrami. Decyzja o pozostaniu w USA zapadła w 1986 r., gdy Nick Bollettieri chciał mieć triumfatorkę Orange Bowl, nieoficjalnych mistrzostw świata juniorów, w swojej akademii na Florydzie. Nie było trudno namówić do wyjazdu skromną rodzinę gnieżdżącą się w bloku w Nowym Sadzie.

Tenis zainteresował Monicę gdy miała pięć lat i przyszła popatrzeć na trening starszego brata Zoltana. Ojciec to zauważył i dał jej rakietę do ręki. Nie był trenerem tenisowym i marnie zarabiał. Prowadził w miejscowej telewizji programy dla dzieci, zajmował się także tworzeniem kreskówek. Może dlatego zrobił z tenisa zabawę: ustawiał na korcie pluszową mysz i kazał trafiać piłką z podobizną kota. – Tom ma złapać Jerry’ego – mówił Monice. Działało.

Mistrzostwa kraju do lat 12 wygrała, gdy miała lat dziewięć. Jeszcze nie znała zasad liczenia punktów. Po każdej piłce patrzyła na tatę, on mówił, kiedy jest zmiana albo wygrany gem i set. Kazał uderzać śmiało i mocno, nie zwracał uwagi na jęki, jakie wyrywały się córce przy wysiłku. Kilka lat później została pierwszą tenisistką, którą ukarano za hałas na korcie. Narzekających rywalek było wiele, najlepiej zapamiętano Francuzkę Nathalie Tauziat, która w ćwierćfinale Wimbledonu ,92 zaczęła się skarżyć sędziemu. Ten uciszył Seles, która z zaciśniętymi zębami do końca meczu nie wydała dźwięku. I wygrała.

Niezwykła kariera została gwałtownie przerwana 30 kwietnia 1993 r. w Hamburgu. Seles siedziała na krzesełku w przerwie ćwierćfinału z Manuelą Malejewą. Günter Parche podbiegł z nożem i dźgnął tenisistkę w plecy. Ten napad zmienił wszystko.

Rany wyleczono w kilka tygodni, ale uraz psychiczny pozostał na zawsze. Parche, wielbiciel talentu Steffi Graf, został uznany za niepoczytalnego. Skazany na dwa lata obserwacji, wyszedł szybko na wolność.

Inicjatywa, by zranionej tenisistce zachować na czas rekonwalescencji stały numer 1 na świecie, nie znalazła poparcia rywalek. Głosowało 17 z pierwszych 25 w klasyfikacji, „za” była tylko Gabriela Sabatini. Graf szybko odzyskała utracony tron. Była w szpitalu w Hamburgu dwa razy, ale mówiła, że musi zaraz iść, bo gra mecz. Monica Seles nigdy więcej nie pojechała do Niemiec. Przerwała grę w tenisa na ponad dwa lata.

Tydzień po wypadku w Hamburgu Seles dowiedziała się, że ojciec ma nowotwór. Przeszedł latem operację, w grudniu drugą, bo były przerzuty. Zmarł w 1998 r. – Straciłam naraz dwie osoby: tatę i trenera. Pojęłam wtedy, jak proste jest życie, gdy jest się dzieckiem. Mój najszczęśliwszy czas przeszedł między szóstym i dziesiątym rokiem życia – mówiła wówczas.

Zaczęła grać, powrót w sierpniu 1995 r. w Kanadzie miała błyskotliwy – zwycięstwo w turnieju, finał z Amandą Coetzer wygrany 6: 0, 6: 1, lecz życie stało się inne. Na każdym turnieju strażnik przy krzesełku.

Powracające migreny, z którymi walczyła latami i nigdy do końca nie wygrała. Złe sny, napady depresji leczone czekoladą, wahania wagi, kontuzje. Wygrała jeszcze Australian Open w 1996 r. – to był jej ostatni zwycięski turniej wielkoszlemowy. Ostatni finał Wielkiego Szlema zagrała w Paryżu parę tygodni po śmierci ojca. Przegrała z Arantxą Sanchez Vicario.

Grała rzadziej, straciła energię, w 2003 r. znów wycofała się na długo z powodu przewlekłej kontuzji stopy. Dwa lata później wróciła grać pokazówki z Martiną Navratilovą.

– Nie chcę być postrzegana jako ofiara wypadku sprzed lat. Wciąż tęsknię za wyczynowym tenisem. Ludzie myślą, że się wycofałam, ale przecież trenuję regularnie, gram towarzysko i jeśli dam radę, powrócę – mówiła jeszcze rok temu.

W walentynki oświadczyła światu, że do zawodowego tenisa jednak nie wróci. Cztery dni później amerykańskie gazety podały, że emerytowana sława tenisa wystąpi w szóstej edycji telewizyjnego show stacji ABC „Taniec z gwiazdami”. Hasło Moniki w tym programie: „Jestem tenisistką. Nie odróżniam tanga od manga”. Premiera 17 marca.

30 kwietnia 1993 roku podczas turnieju w Hamburgu amerykańska tenisistka Monica Seles została w trakcie meczu zraniona nożem przez szaleńca. W rocznicę tego tragicznego wydarzenia przypominamy tekst Krzysztofa Rawy, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w 2008 roku.

Był rok 1990. Finał turnieju Roland Garros w Paryżu. Na korcie najlepsza wówczas na świecie Niemka Steffi Graf i szesnastoletnia dziewczyna z Jugosławii, która wyczynia niezwykłe rzeczy. Dwuręcznym bekhendem gra z taką siłą, jakiej jeszcze nie widziano. Każde uderzenie to cios, który ma powalić rywalkę. Żadnych kompromisów. Do zadziwiającej skuteczności nastolatka dodawała jeszcze głośne stęknięcia, które jednych śmieszyły, innych denerwowały.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL