Mit o poparciu Polaków dla inwazji sprzed pół wieku wciąż pokutuje. W przypadku samych protestów w powszechnej świadomości funkcjonuje głównie dramatyczny gest Ryszarda Siwca czy działalność studentów ze środowiska tzw. komandosów. Tymczasem protestów i gestów prawdziwej, niewymuszonej solidarności z niezbyt przecież lubianymi sąsiadami było zdecydowanie więcej. Paradoksalnie wiemy o nich dzisiaj głównie dzięki pracowitości funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy w pocie czoła zbierali informacje o nich. Najczęściej były to „wrogie wypowiedzi" (jak je określano w dokumentach SB), ulotki i „wrogie napisy".
Hańba Ludowego Wojska
Przeciw agresji na Czechosłowację wypowiadało się wiele osób, na czele z byłymi komunistycznymi dygnitarzami. I tak np. Wacław Komar, szef wywiadu wojskowego z lat 1945–1950 i dyrektor generalny MSW z lat 1960–1968, mówił, że: „wkroczenie naszych wojsk do CSRS stanowi taki sam akt agresji jak zajęcie Zaolzia 30 lat temu". Decyzji o udziale Wojska Polskiego w „bratniej pomocy" dla Czechosłowacji wiele osób po prostu się wstydziło. Doskonale oddają to słowa poety i krytyka literackiego Jana Nepomucena Millera: „stało się coś najpotworniejszego... takiej hańby imienia i oręża polskiego nie było od czasów Santo Domingo. Wstyd mi, że jestem Polakiem".
Zdarzały się przypadki aresztowań za wypowiedzi uznane za wrogie. I tak np. Wojskowa Służba Wewnętrzna w Koźlu zatrzymała Roberta Komara, który w czasie odprawy rezerwistów powołanych do służby wojskowej oświadczył, że „w Czechosłowacji rozgniata się kobiety i dzieci", a bydgoska Służba Bezpieczeństwa – Jana Karaska, technika Okręgowej Dyrekcji Inwestycji Miejskich, za negatywne stanowisko wobec wkroczenia wojsk do CSRS, nazywanie go agresją oraz wypowiedź: „Drzewo też się u nas znajdzie".
„Wroga" postawa bywała też powodem zwolnienia z pracy. Na początku września 1968 r. za określenie interwencji „okupacją i gwałtem – przejawem imperialistycznej taktyki ZSRR" pracę stracił wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie Eliasz Anderman.
Do końca sierpnia 1968 r. SB odnotowała 2147 ulotek przeciwko agresji na Czechosłowację, z czego 1277 w Warszawie. O pierwszych z nich meldowano już kilkanaście godzin po rozpoczęciu inwazji o godz. 13.50 z Chodzieży w województwie poznańskim. Nie inaczej było w kolejnych dniach. I tak np. 22 sierpnia w okolicy Centralnego Domu Towarowego w Warszawie stwierdzono kolportaż ulotek z wezwaniem: „Rodacy brońcie wolności CSRS, rodacy potępiajcie agresję". Później z okien budynku rozrzucono kolejne: „Polacy potępić agresję na CSRS. Prasa kłamie. Wolność dla CSRS".