Wojny burskie: Burski Dawid kontra angielski Goliat

Na przełomie XIX i XX wieku ten konflikt rozpalał umysły ludzi na całym świecie. Wolne republiki założone przez potomków holenderskich kolonistów stoczyły dwie regularne wojny z potężnym imperium brytyjskim, odnosząc wiele spektakularnych zwycięstw.

Aktualizacja: 16.12.2018 14:07 Publikacja: 15.12.2018 23:01

W bitwie pod Colenso Burowie rozgromili Anglików, którzy próbowali przeprawić się przez rzekę Tugela

W bitwie pod Colenso Burowie rozgromili Anglików, którzy próbowali przeprawić się przez rzekę Tugela

Foto: BIBLIOTEKA KONGRESU USA

Mohandas Karamchand Gandhi był drobnej postury, dlatego przeniesienie rannego angielskiego żołnierza z okopów na Spion Kop do odległego szpitala polowego było dla niego poważnym wyzwaniem. Całą drogę w głowie kołatała mu jedna myśl: dlaczego ci Anglicy są tak nieostrożni i popełniają tak wiele błędów – przed miesiącem dali się zmasakrować podczas frontalnego ataku na pozycje nieprzyjaciela pod Colenso, a teraz znaleźli się w krytycznej sytuacji podczas bitwy toczonej o szczyt Spion Kop, główny bastion w linii obronnej Burów blokującej posuwanie się Brytyjczyków w kierunku Ladysmith, gdzie w okrążeniu znajdowało się ok. 13 tys. żołnierzy. Gandhi był noszowym w hinduskim korpusie medycznym, który zresztą sam zorganizował, chcąc zdobyć przychylność Anglików. Jednak po tym, co zobaczył w okopach brytyjskich, coraz bardziej żałował swojej decyzji i czuł wzrastającą niechęć do wojny. Obszar, który opanowali Brytyjczycy, był skalisty, a okopy bardzo płytkie; miały najwyżej 40 cm głębokości. Dodatkowo powyżej znajdowały się umocnione pozycje Burów, pełne wyborowych strzelców i polowej artylerii, która co minutę wystrzeliwała na pozycje brytyjskie ok. dziesięciu pocisków. Anglicy zajęli górę pod osłoną nocy. Nie znając terenu, popełnili błąd. To, co uważali za najwyższy punkt Spion Kop, było niższym, bocznym szczytem. Fatalną pomyłkę dostrzegli dopiero nad ranem, kiedy wzeszło słońce i opadły mgły. Żołnierze z poboru wykazali się jednak wielkim hartem ducha, kiedy niemal od razu zaatakowało ich burskie komando Pretoria. Mimo dużych strat utrzymali pozycje. Jednak w tym samym czasie inne komando – Carolina – opanowało wierzchołek Aloe Knoll, skąd doświadczeni myśliwi, jakimi byli na co dzień Burowie, mogli strzelać do bezradnych Brytyjczyków niczym do kaczek. Dlatego Gandhi wraz z kolegami z korpusu medycznego miał ręce pełne roboty.

W tym samym czasie, kiedy przyszły Mahatma i współtwórca niepodległych Indii znosił rannych żołnierzy ze Spion Kop, korespondent wojenny i jednocześnie łącznik gen. Bullera, głównodowodzącego wojsk brytyjskich w tym rejonie, młody arystokrata Winston Churchill, dotarł do niedobitków broniącego się na wzgórzu pułku Lancashire Fusiliers. W swoim reporterskim notesie zanotował: „Wszędzie leżą ciała zabitych. Wiele z nich wygląda makabrycznie. Pociski wręcz porozrywały ludzi. Płytkie okopy wypełnione są zabitymi i rannymi". Potwornie zmasakrowane czerwone kurtki utrzymały jednak pozycje, a w ostatniej fazie bitwy inny odział brytyjski opanował dwa znajdujące się w pobliżu bliźniacze wzgórza, co diametralnie zmieniło sytuację strategiczną. Burowie co prawda mieli ogromną przewagę, ale jak to już wielokrotnie bywało, szybko stracili zapał do militarnych szachów i wojny pozycyjnej. Zamierzali się więc wycofać. Anglicy jednak pierwsi nie wytrzymali psychicznie: po 16 godzinach walki ich dowódca, podpułkownik Alexander Thorneycroft nakazał odwrót. Niewiele później wycofano się także z Twin Peaks. Nad ranem dowódcy burscy dostrzegli przez lornetki dwóch strzelców stojących na szczycie Spion Kop, którzy triumfalnie wymachiwali kapeluszami. Wokół nich rozciągało się pobojowisko. Anglicy stracili w bitwie ponad 1143 zabitych i rannych, a 300 żołnierzy dostało się do niewoli. Zwycięstwo kosztowało Burów jedynie 68 zabitych i 267 rannych. Jeszcze raz udowodnili Anglikom, że łatwo skóry nie sprzedadzą. Co do joty wypełniły się słowa, które młody dziennikarz Churchill zapisał już na samym początku wojny, tydzień po przybyciu do Kapsztadu: „To zaskakujące, jak nie docenialiśmy tych ludzi... Przed nami długa i krwawa wojna, a jej koniec w żadnym razie nie jest taki pewny, jak większość sobie wyobraża".

„Boer" znaczy chłop

Burowie stanowili niezwykłą mieszankę narodowościową i kulturową, ale w głównej mierze byli to potomkowie holenderskich, flamandzkich i fryzyjskich kalwinistów oraz w nieco mniejszym stopniu niemieckich luteranów i francuskich hugenotów, którzy osiedlali się w Afryce Południowej w XVII i XVIII w. W 1652 r. trzy holenderskie okręty należące do Kompanii Wschodnioindyjskiej przybiły do Przylądka Dobrej Nadziei z zamiarem założenia tam stałej osady. Holendrom przewodził Jan van Riebeeck, uważany także za założyciela osady, która później przekształciła się w Kapsztad. Początkowo mieszkali tam jedynie pracownicy kompanii handlowej, ale wielu z nich po zakończeniu kontraktu decydowało się pozostać, tworząc z czasem odrębną grupę społeczną zwaną vrijburgers, co oznacza wolnych mieszkańców. Ponieważ większość z nich miała chłopskie pochodzenie (stąd nazwa Burowie, od holenderskiego słowa „boer" – chłop, farmer), stopniowo zasiedlali kolejne obszary w głębi lądu, które odbierali rdzennym mieszkańcom: Buszmenom i Hotentotom.

W 1795 r. w wyniku politycznych zawirowań w Europie Kolonię Przylądkową zajęli Anglicy, a ostatecznie przypadła ona Wielkiej Brytanii po traktacie paryskim w 1814 r. Działania Brytyjczyków w ciągu następnych 20 lat wywoływały coraz większe niezadowolenie wśród starych osadników, którzy nie zamierzali potulnie podporządkować się nowym zarządzeniom, w ich mniemaniu niekorzystnym. Brytyjskie władze od 1806 r. wprowadzały reformy mające na celu usprawnienie administracji i stopniową anglicyzację Kolonii Przylądkowej. Zlikwidowano m.in. wiele elementów burskiego samorządu, stopniowo pozbawiano ich także praw do ziemi, czyli najważniejszych obok religii elementów burskiej tożsamości. Dlatego już w trzeciej dekadzie XIX w. pierwsi burscy farmerzy zaczęli opuszczać Kolonię Przylądkową, przenosząc się na północ od rzeki Oranje. Czarę goryczy przelało zniesienie przez Wielką Brytanię niewolnictwa w 1833 r., które stanowiło ważny element funkcjonowania burskich gospodarstw i przedsiębiorstw. W 1835 r. rozpoczął się więc Wielki Trek, który można uznać za fundament kształtowania się burskiej odrębności etnicznej.

Wielki Trek był masową emigracją Burów poza Kolonię Przylądkową, w wyniku czego powstały niezależne burskie republiki, z których najważniejsze to Natal, Transwal i Oranje. Zanim jednak trekboerzy stworzyli niezależne państewka, musieli stoczyć zacięte walki z miejscowymi ludami, przede wszystkim Ndebele i Zulusami (ci drudzy akurat wtedy byli u szczytu potęgi, zjednoczeni przez zdolnego władcę o imieniu Czaka). Burowie nie uznawali bowiem praw innych ludów do samostanowienia, byli skrajnie nietolerancyjni, niemal od początku uważali się za nowy naród wybrany, a ziemie przez siebie kolonizowane za nową Ziemię Obiecaną. Szczególne znaczenie miała bitwa stoczona z Zulusami w 1838 r. nad rzeką Ncome. Pół tysiąca białych osadników odparło atak dwudziestokrotnie liczniejszej armii króla Dingaana, dziesiątkując wroga i nie ponosząc niemal żadnych strat. Zginęło tak wielu zuluskich wojowników, że rzeka Ncome przybrała krwawą barwę. Odtąd tak ją zresztą nazywano – Blood River. Podobno przed bitwą przywódca Burów Andries Pretorius złożył Bogu przysięgę, że jeśli ten ich ocali, tak jak wybawił lud Izraela, po wsze czasy pozostaną mu wierni, a rocznicę bitwy będą obchodzić jak wielkie święto. I tak się stało. Bitwa nad Blood River obok Wielkiego Treku stała się jednym z najważniejszych mitów założycielskich afrykanerskiego nacjonalizmu. W opinii Burów stanowiła niezbity dowód działania Opatrzności na rzecz nowego narodu wybranego.

Pierwsza republika burska – Natal, założona na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego – niezbyt długo cieszyła się wolnością. Już w 1845 r. opanowali ją Brytyjczycy. Wtedy Andries Pretorius zdecydował, że należy ruszyć dalej. Przez pasmo Drakenbergu Burowie pomaszerowali na północny zachód i zajęli tereny za rzeką Vaal, gdzie utworzyli wolne republiki Transwal i Oranje. Obecności obcych nie chciały zaakceptować ludy Sotho, Tswane i mulaci Grigque, z którymi Burowie stoczyli krwawe wojny o ziemię. Transwal i Oranje posiadały własną konstytucję, która podkreślała m.in. segregację rasową. Tubylców zamykano w rezerwatach lub zmuszano do niewolniczej pracy na farmach burskich.

Republiki burskie były niezależne, ale dość biedne i rozwijały się powoli. Wszystko zmieniło się w 1867 r., kiedy na terenie Oranje znaleziono bogate złoża diamentów. Cztery lata później ten sam cenny minerał odkryto w Transwalu. Wydobycie diamentów poprawiło poziom życia mieszkańców republik, ale jednocześnie sprawiło, że terenami tymi zainteresowała się Wielka Brytania. Do 1877 r. obie burskie republiki dostały się pod panowanie brytyjskie. Trzy lata później, kiedy rząd brytyjski ostatecznie potwierdził aneksję obu terytoriów, Burowie chwycili za broń. Bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny był konflikt jednego z burskich farmerów, Pieta Bezuidenhouta, mieszkającego koło miasta Potchefstroom, z władzami brytyjskimi. Farmer odmówił zapłacenia wysokiego podatku, więc za karę skonfiskowano jego wóz i wystawiono na aukcję. Zbrojny oddział Burów odzyskał wóz i odstawił go na farmę Pieta. Następnie zwołano wiec niepodległościowy i kilka dni później, 16 grudnia 1880 r., ogłoszono odrodzenie wolnej republiki Transwalu.

Zwycięscy komandosi

Naprzeciw siebie stanęły dwie całkowicie różne armie. Brytyjczycy dysponowali regularnym wojskiem, ale gros sił stanowili niedoświadczeni żołnierze z poboru, często dowodzeni przez równie niedoświadczonych oficerów, którzy zostali mianowani na te stanowiska tylko dlatego, że pochodzili z zamożnych rodów szlacheckich lub arystokratycznych.

Z kolei powstańcy burscy na pierwszy rzut oka wyglądali na przypadkową zbieraninę, pozbawioną jednolitego dowództwa, walczącą w cywilnych ubraniach i używającą przeróżnej broni. Były to tylko pozory. Burowie przede wszystkim doskonale posługiwali się bronią palną, ćwicząc tę umiejętność podczas nieustannych polowań i walk z tubylcami. Opracowali również nowatorski system organizacji wojskowej. Armia burska składała się z niewielkich, ale bardzo mobilnych oddziałów zwanych komandami. Formacje te nieustannie nękały oddziały piechoty angielskiej, ostrzeliwując ją z okopów na stepie lub stokach wzgórz, a dodatkowo były w ciągłym ruchu, co pozwalało im uniknąć artyleryjskiego ostrzału przeciwnika. Burowie w żadnym starciu nie bronili swoich pozycji do końca, odwrót nie był dla nich dyshonorem, liczyła się skuteczność i małe straty, co było o tyle ważne, że ich armia była dość nieliczna. Każde komando wybierało sobie dowódcę, którym zostawał człowiek znany, szanowany i zamożny. Co ciekawe, jeśli w czasie kampanii okazywało się, że popełnia zbyt dużo błędów, błyskawicznie przeprowadzano nowe wybory.

Burowie pod wodzą Pietera Jouberta bardzo szybko odcięli garnizony brytyjskie w miastach i po kolei zmuszali je do kapitulacji. Idące z odsieczą pułki z Kolonii Przylądkowej ponosiły bolesne klęski. Już pierwsze starcie pod Bronkhorstspruit było świadectwem niesamowitej skuteczności strzeleckiej burskich komand. Potyczka rozstrzygnęła się właściwe w pierwszych minutach, kiedy po salwach oddanych przez Burów większość żołnierzy brytyjskich zginęła lub została ranna. Kolejne klęski Brytyjczycy ponieśli w bitwach na przełęczy Nek i pod Ingogo. Decydujące było jednak starcie na wzgórzu Majuba 26 stycznia 1881 r., w trakcie którego Burowie rozbili główne siły przeciwnika (zginęło 92 Anglików, 134 odniosło rany, natomiast straty Burów były minimalne – 1 zabity i 5 rannych). W bitwie poległ także głównodowodzący sił brytyjskich gen. George Pomeroy Colley. Anglicy mieli dość i 6 marca wynegocjowano zawieszenie broni. Traktat pokojowy (tzw. Pretoria Convention) premier Gladstone podpisał 3 sierpnia 1881 r. Na jego mocy Transwal odzyskał niepodległość, jedynie jego polityka zagraniczna miała być nadzorowana przez Wielką Brytanię.

Ostateczne starcie

W 1886 r. w Transwalu odkryto bogate pokłady złota. Uratowało to republikę przed bankructwem i uczyniło najbogatszym państwem na południu Afryki. Gorączka złota ściągnęła osadników z całego świata, głównie Brytyjczyków. Burowie godzili się na ich obecność, ponieważ nie byli w stanie samodzielnie eksploatować ogromnych złóż cennego kruszcu, ale nieco pogardliwie nazywali ich „uitlanders", co można przetłumaczyć z afrikaans (języka Burów) jako przybysze. Nie godzili się również na przyznanie im jakichkolwiek praw obywatelskich. Uitlandersów postanowił wykorzystać do własnych celów Cecil Rhodes, angielski milioner i premier Kolonii Przylądkowej, który był głównym motorem ekspansjonistycznej polityki Wielkiej Brytanii w Afryce. W 1889 r. Rhodes założył Brytyjską Kompanię Południowoafrykańską, która sześć lat później podjęła próbę podbicia złotodajnych terenów, organizując tzw. Rajd Jamesona, czyli wojskową ekspedycję, która na terytorium Transwalu miała wywołać powstanie uitlandersów. Choć władze brytyjskie oficjalnie nie popierały tych działań, wiele świadczy o tym, że rajd odbył się za ich zgodą i z ich pomocą. 2 stycznia 1886 r. blisko 600-osobowy oddział brytyjski został otoczony przez Burów pod Doornkopf i rozbity. Zbrojny najazd zakończył się całkowitą kompromitacją strony angielskiej, również na arenie międzynarodowej, a jeden z burskich przywódców, Jan Smuts, nazwał go „faktyczną deklaracją wojny". Wściekli Brytyjczycy rozpoczęli zbrojenia i ściągali do Kolonii Przylądkowej nowe oddziały, w tym doświadczone dywizje, które brały udział w tłumieniu powstania mahdystów w Sudanie. Do wojny parł także nowy komisarz ds. Afryki Południowej Alfred Milner. Również Burowie, którym przewodził prezydent Transwalu Paulus Kruger, świadomi, że nowa wojna jest w zasadzie nieunikniona, zintensyfikowali zbrojenia. Nawiązali współpracę z Cesarstwem Niemieckim, skąd otrzymali wiele nowoczesnej broni, m.in. karabiny Mausera i artylerię.

Wojna wybuchła 11 października 1899 r., po odrzuceniu przez Burów ultimatum, które Alfred Milner wystosował rzekomo w obronie praw uitlandersów. Sposób walki Burów i organizacja ich armii nie zmieniły się zbytnio od czasów pierwszej wojny z Anglikami, dysponowali jedynie znacznie nowocześniejszą bronią. Druga strona konfliktu ściągnęła w rejon walk więcej doświadczonych żołnierzy niż poprzednio, ale nadal ich dowódcy dość lekceważąco traktowali przeciwnika, co szybko miało się zemścić.

Burowie nie czekali na atak koncentrującej się przy granicy z republikami armii brytyjskiej, ale przeprowadzili uderzenie wyprzedzające. Rozbili słabsze liczebnie odziały nieprzyjaciela i wkroczyli do prowincji Natal, dawnej republiki burskiej, zamykając oblężenie Ladysmith. Odnieśli zwycięstwo w walkach pod Kimberley, gdzie znajdowały się największe kopalnie diamentów, a także oblegli pograniczne Mafeking. W tym drugim mieście trafili jednak na godnego przeciwnika – płk. Roberta Baden-Powella, późniejszego twórcę skautingu. Natomiast głównodowodzący sił brytyjskich gen. Redvers Buller wykazywał się całkowitą ignorancją. Efektem tego był tzw. czarny tydzień – między 10 a 15 grudnia 1899 r. wojska brytyjskie poniosły szereg dotkliwych porażek, m.in. podczas próby przeprawy przez rzekę Tugela pod Colenso, gdzie zginęło 145 Anglików, a 1200 odniosło rany. Burowie dowodzeni przez Luisa Bothę stracili 8 zabitych i 32 rannych. Po tych kęskach Bullera zastąpił lord Roberts, bohater wojny afgańskiej, a szefem sztabu został gen. Horatio Kitchener, pogromca Mahdiego w Sudanie. Stale zwiększał się także kontyngent żołnierzy wysyłanych do Kolonii Przylądkowej – w lutym brytyjski korpus liczył już 100 tys. żołnierzy. Zanim jednak rozpoczęła się kontrofensywa brytyjska, doszło do jeszcze jednego krwawego starcia, wspomnianej już bitwy pod Spion Kop. Było to wielkie, ale zarazem ostatnie poważne zwycięstwo Burów.

11 lutego 1900 r. rozpoczęła się brytyjska operacja mająca na celu oswobodzenie Kimberley. Kluczowym momentem była stoczona w dniach 18–27 lutego bitwa pod Paardeberg. Błędy i kunktatorska postawa burskiego dowódcy Pieta Arnoldusa Cronje sprawiły, że mimo waleczności jego podkomendnych Burowie ponieśli klęskę, po której już się nie podnieśli. Brytyjczycy parli do przodu, a Burowie pod dowództwem niezłomnego Christiaana Rudolpha de Wet stopniowo zmieniali taktykę, przechodząc do działań partyzanckich. Dlatego Anglicy już 13 marca opanowali stolicę Oranje – Bloemfontein, a 25 maja ogłosili aneksję tej wolnej republiki. Następnym celem był Transwal. 13 maja padł Johannesburg, 5 czerwca Pretoria, a ostatnie miasto – Komati Poort – poddało się 25 września. Miesiąc później ogłoszono dekret o przyłączeniu republiki do Kolonii Przylądkowej. Anglicy odtrąbili zwycięstwo w wojnie. Jak się okazało, przedwcześnie, bo ciężkie walki z partyzantami burskimi trwały jeszcze prawie rok, a do kapitulacji zmuszono ich dopiero zastosowaniem mało humanitarnych i brutalnych metod.

Zły przykład generała Weylera

Komanda burskie zjawiały się niczym duchy, zadawały zaskoczonym oddziałom brytyjskim dotkliwe straty i błyskawicznie znikały. Pościgi organizowane przez Anglików kończyły się niepowodzeniem lub – co gorsza – kolejnymi stratami. Burowie doskonale znali teren i umiejętnie to wykorzystywali. Dlatego od lipca 1900 r. oddziały Robertsa i Kitchenera zaczęły represjonować ludność cywilną. Stosowano taktykę spalonej ziemi – na obszarze, na którym zdarzały się napady na oddziały brytyjskie, podpalano farmy, niszczono zapasy żywności, zatruwano studnie. Ludność cywilną przepędzano do obozów budowanych przy brytyjskich garnizonach. Nazywano je obozami uchodźców, ale przeciwnicy wojny z Burami szybko przemianowali je na obozy koncentracyjne. Za ich utworzenie odpowiadał gen. Kitchener, który w listopadzie 1900 r. zastąpił Robertsa na stanowisku głównodowodzącego wojsk brytyjskich w Afryce Południowej.

Wbrew obiegowej opinii ten brutalny sposób rozprawienia się z wrogiem nie był wynalazkiem Brytyjczyków. Twórczo rozwinęli oni jedynie metodę stosowaną przez hiszpańskiego generała Valeriano Weylera y Nicolau podczas powstania na Kubie w 1896 r. Złapanych rebeliantów, ale również wspierających ich chłopów, zamykał on w tzw. campos de concentración, gdzie przebywając przez wiele miesięcy w skrajnie złych warunkach, marli jak muchy. Sytuacja powtórzyła się podczas wojny burskiej. Obozy koncentracyjne tworzono w pośpiechu, a zsyłano do nich coraz więcej ludzi. Nieustanny brak żywności i złe warunki higieniczne powodowały, że często wybuchały epidemie, które dziesiątkowały więźniów. Szczególnie wysoka śmiertelność panowała wśród dzieci. Jak podaje Jarosław Żukowski, „rekordowe pod względem tej makabrycznej statystyki były: październik 1901 r. – 3080 zmarłych na 112 619 przebywających w obozach; i listopad – 2907 ofiar na 117 481 osób". W sumie zmarło ponad 28 tys. osób, głównie kobiety i dzieci.

Mało znany jest także fakt, że Brytyjczycy w tym samym czasie zamykali w podobnych obozach sprawiającą problemy ludność tubylczą. Ich losem jednak ówcześnie nikt się nie interesował. Inaczej stało się w przypadku obozów dla Burów. Dzięki działaczce społecznej Emily Hobhouse o panujących tam strasznych warunkach dowiedział się cały świat. W 1901 r. udało jej się dotrzeć do pięciu obozów, a swoje wrażenia opisała w raporcie opublikowanym po powrocie do Anglii. W efekcie problemem zainteresowała się brytyjska prasa, a później także media zagraniczne, głównie amerykańskie. Coraz więcej ludzi protestowało przeciwko polityce Wielkiej Brytanii wobec Burów, a ich waleczność i umiłowanie wolności przysporzyły im zwolenników na całym świecie. Wielu z nich nie ograniczało się wyłącznie do werbalnych protestów, ale wyruszało do Transwalu i Oranje, aby wesprzeć partyzantów w walce. Wśród nich byli także Polacy (jednym z komand dowodził ochotnik z Warszawy Leo Pokrowsky).

Zamykanie ludności w obozach skutecznie osłabiało jednak burską partyzantkę. Kitchener zwalczał ją zresztą z niezwykłą systematycznością i determinacją. Innym jego pomysłem była budowa linii blokhauzów, czyli umocnionych budynków i zapór z drutu kolczastego, wznoszonych w celu ochrony linii kolejowych i dróg zaopatrzeniowych przed atakami partyzantów. Do zakończenia wojny przyczyniło się jednak przede wszystkim zmęczenie obu stron przedłużającym się konfliktem, który pochłonął wiele istnień, ale przynosił również wymierne straty finansowe (Wielką Brytanię wojna kosztowała 211 mln funtów, co na dzisiejsze pieniądze daje gigantyczną kwotę ponad 200 mld!). Ostatnie komanda burskie skapitulowały w maju 1902 r. i pod koniec tego miesiąca podpisano pokój w Vereeniging.

Burowie byli pokonani, ale niezwyciężeni. Co prawda Wielka Brytania ostatecznie zlikwidowała obie niezależne republiki, ale przyznała Burom ograniczony samorząd, a przede wszystkim zgodziła się wypłacić odszkodowanie za zniszczenia wojenne w wysokości 3 mln funtów. Pieniądze te pozwoliły im szybko stanąć na nogi i odbudować swoją pozycję gospodarczą. W 1910 r. Brytyjczycy połączyli wszystkie podbite terytoria na południu Afryki w jedno państwo – Związek Południowej Afryki (poprzednik dzisiejszego RPA) ze stolicą w Pretorii – które stało się brytyjskim dominium. Anglicy liczyli, że Burowie szybko ulegną wpływom ekspansywnej kultury anglosaskiej. Dla Burów poczucie własnej odrębności było jednak zbyt ważne. W nowym państwie Afrykanerzy, bo tak zaczęto ich nazywać, okazali się silniejsi od Anglików – już podczas pierwszych wolnych wyborów przejęli władzę i nie oddali jej przez prawie sto lat. Obok angielskiego drugim językiem urzędowym ZPA stał się afrikaans, język, którym Burowie posługiwali się na co dzień, specyficzna odmiana języka holenderskiego. Pierwszym premierem nowego państwa został Louis Botha, pogromca Anglików spod Spion Kop.

Największymi przegranymi wojen burskich byli czarni mieszkańcy nowego państwa, bo Afrykanerzy cechowali się skrajnym nacjonalizmem i rasizmem. Tubylców uważali za gorszych od siebie, a ponieważ prawo brytyjskie zabraniało niewolnictwa, postanowili przynajmniej całkowicie odseparować się od tej „gorszej" części społeczeństwa i pozbawić ją wszelkich praw obywatelskich. Rasistowską politykę usankcjonowały kolejne akty prawne uchwalane przez zdominowany przez Afrykanerów parlament ZPA. Tubylcy byli izolowani w pustynnych rezerwatach Suazi i Lesotho oraz bezwzględnie wykorzystywani przy wydobyciu złota i diamentów, a także odkrytych niebawem złóż węgla kamiennego, cyny, ołowiu, chromu i manganu. Tuż po II wojnie światowej polityka ta przybrała skrajną formę apartheidu, który funkcjonował oficjalnie do połowy lat 90., a jego pozostałości obecne są w RPA do dzisiaj.

Mohandas Karamchand Gandhi był drobnej postury, dlatego przeniesienie rannego angielskiego żołnierza z okopów na Spion Kop do odległego szpitala polowego było dla niego poważnym wyzwaniem. Całą drogę w głowie kołatała mu jedna myśl: dlaczego ci Anglicy są tak nieostrożni i popełniają tak wiele błędów – przed miesiącem dali się zmasakrować podczas frontalnego ataku na pozycje nieprzyjaciela pod Colenso, a teraz znaleźli się w krytycznej sytuacji podczas bitwy toczonej o szczyt Spion Kop, główny bastion w linii obronnej Burów blokującej posuwanie się Brytyjczyków w kierunku Ladysmith, gdzie w okrążeniu znajdowało się ok. 13 tys. żołnierzy. Gandhi był noszowym w hinduskim korpusie medycznym, który zresztą sam zorganizował, chcąc zdobyć przychylność Anglików. Jednak po tym, co zobaczył w okopach brytyjskich, coraz bardziej żałował swojej decyzji i czuł wzrastającą niechęć do wojny. Obszar, który opanowali Brytyjczycy, był skalisty, a okopy bardzo płytkie; miały najwyżej 40 cm głębokości. Dodatkowo powyżej znajdowały się umocnione pozycje Burów, pełne wyborowych strzelców i polowej artylerii, która co minutę wystrzeliwała na pozycje brytyjskie ok. dziesięciu pocisków. Anglicy zajęli górę pod osłoną nocy. Nie znając terenu, popełnili błąd. To, co uważali za najwyższy punkt Spion Kop, było niższym, bocznym szczytem. Fatalną pomyłkę dostrzegli dopiero nad ranem, kiedy wzeszło słońce i opadły mgły. Żołnierze z poboru wykazali się jednak wielkim hartem ducha, kiedy niemal od razu zaatakowało ich burskie komando Pretoria. Mimo dużych strat utrzymali pozycje. Jednak w tym samym czasie inne komando – Carolina – opanowało wierzchołek Aloe Knoll, skąd doświadczeni myśliwi, jakimi byli na co dzień Burowie, mogli strzelać do bezradnych Brytyjczyków niczym do kaczek. Dlatego Gandhi wraz z kolegami z korpusu medycznego miał ręce pełne roboty.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie