Rita Gorgonowa, która naprawdę nazywała się Emilia Margerita Gorgon, z domu Ilić, była guwernantką i główną postacią jednego z najbardziej niesławnych kryminałów II Rzeczypospolitej. Przez cały czas trwania procesu, w latach 1932–1934, kobieta – morderczyni 17-letniej Elżbiety Zaremby – dostarczała opinii publicznej wielu emocji. Kraj żył jej sprawą. Obca, o nieunormowanej sytuacji małżeńskiej, żyjąca pod jednym dachem i w jednym łożu z pracodawcą, została uznana za winną, zanim jeszcze sąd wydał wyrok.
Proces Gorgonowej był całkowicie poszlakowy, a wprowadzane dopiero do kryminalistyki badania grupy krwi również budziły wiele zastrzeżeń. Obrona nie miała również tak dużej swobody jak oskarżyciele. Ten fakt wpłynął na wyroki, jakie zapadły w sprawie Gorgonowej – zarówno w pierwszej instancji, jak i później.
Kobieta po przejściach
Rita Gorgon urodziła się jako córka lekarza 7 marca 1901 r. w Oćestowie koło Knina – w Dalmacji, na terenie ówczesnych Austro-Węgier. Podczas procesu 26 kwietnia 1932 r. opowiadała o swoim trudnym losie, co tego samego dnia odnotowała „Gazeta Lwowska" (pisownia oryginalna): „Do zamordowania Lusi Zarembianki Gorgonowa się nie przyznaje. Mówi o swem życiu. Gdy miała dwa lata, umarł jej ojciec. W czwartym roku życia oddana została do zakładu »białych sióstr« w Sarajewie, gdzie przebywała do 1914 roku. Przez 1915 i 1916 mieszkała przy matce. Zamąż wyszła, mając lat 15. Mąż jej był zajęty przy radjostacji morskiej. W r. 1918 wrócił do Lwowa, ale następnie wyjechał do Ameryki, jak podaje oskarżona, skutkiem choroby wenerycznej, która uniemożliwiała mu współżycie, oraz skutkiem braku pracy. Z początku Gorgon przesyłał pieniądze, a nawet w r. 1923 przysłał kartę okrętową, by z dzieckiem mogła przyjechać do niego. Później pokłóciła się z teściami, wyprowadziła się od nich, a dziecko zostawiła im na wychowanie".
Gorgonowa nie miała środków na opiekowanie się synem. Z bólem serca rozstała się z dzieckiem i rozpoczęła poszukiwania pracy jako guwernantka. Początkowo nie mogła nigdzie zagrzać miejsca. Wędrowała od posady do posady, od mieszkania do mieszkania, aż w końcu poznała 41-letniego lwowskiego architekta Henryka Zarembę. Ten zgodził się, żeby wprowadziła się do jego willi w Brzuchowicach pod Lwowem i została do czasu znalezienia nowej pracy. Ten towarzyski układ przerodził się w związek, którego owocem stała się córeczka Roma.
Sytuacja matrymonialna pary była skomplikowana. Henryk starał się o rozwód. Z żoną, przebywającą wówczas w zakładzie psychiatrycznym, miał dwoje dzieci: córkę Elżbietę zwaną przez wszystkich Lusią, urodzoną w 1914 r., i o trzy lata młodszego syna Stanisława. Rita od dawna nie żyła ze swoim legalnym mężem, gdy więc w 1928 r. pojawiło się jednak dziecko – Roma – para postanowiła zalegalizować swój związek. Aby nie stawiać potomstwa w trudnej sytuacji, Rita i Henryk oświadczyli wszystkim dzieciom, że wzięli ślub w Krakowie, co nie było prawdą. Temat rozwodów i ożenku wracał od czasu do czasu. Fastrygowana rodzina żyła spokojnie i dostatnio.