Wzrost nacjonalizmu na Korsyce od lat 60.

Mit Pasquale Paoliego, wielkiego wojownika o niepodległość Korsyki uciskanej najpierw przez Genuę, a od 1768 r. przez Francję, jest ciągle żywy. W oczach nacjonalistów Francja jako „kolonizator" narzuciła wyspie swoją administrację i język, nie proponując niczego w zamian.

Aktualizacja: 14.07.2019 16:36 Publikacja: 14.07.2019 00:01

25 tys. protestujących maszeruje przez Ajaccio na Korsyce, domagając się uwolnienia separatystów kor

25 tys. protestujących maszeruje przez Ajaccio na Korsyce, domagając się uwolnienia separatystów korsykańskich uwięzionych przez rząd francuski, 26 stycznia 1980 r.

Foto: Getty Images

W dodatku weekendowej „Gazety Wyborczej" z 5 maja 2019 r. zatytułowanym „Nasza Europa" pojawił się artykuł „Narodowa puszka Pandory", przedstawiający 12 regionów z krajów Unii Europejskiej, które domagają się od swoich władz centralnych albo większej autonomii, albo wręcz całkowitej niezależności. Jeśli chodzi o Francję, Korsyka była tym regionem, który na równi z takimi regionami jak Szkocja w Wielkiej Brytanii czy Katalonia w Hiszpanii posiadał na przestrzeni lat bardzo silny nurt niepodległościowy.

Korsyka, wyspa, którą mój ojciec kochał, była częstym celem naszych podróży w latach 60. Mam wiele wspomnień z tamtego okresu, wspomnień zarówno czarujących, jak i zagmatwanych i niejasnych: nocny rejs z Marsylii na statku o jakże znamiennej nazwie „Napoleon", piękno i niedostępność wybrzeży, czasami dzika świnia swobodnie przechadzająca się po drodze, osiolek objuczony drewnem na opał. Cudowny, zapomniany trochę świat. Gdy stałem się już „bardzo" dorosłym człowiekiem, tak jak większość Francuzów często zadawałem sobie pytanie, dlaczego nacjonaliści korsykańscy byli począwszy od lat 70. tak bardzo wrodzy i przeciwni władzy centralnej.

„Naród korsykański"

Niezrozumienie między Korsyką a Paryżem istnieje od początku przyłączenia wyspy do Francji. Korsykanie (a właściwie około 30 proc. ludności) czują się „narodem korsykańskim" i już od 1790 r., kiedy to ten górzysty skrawek ziemi między Prowansją a Sardynią stał się departamentem francuskim, walczą o przyznanie jej specyficznych praw.

Mimo wszelkich podobieństw klimatycznych, podobnej fauny i flory, podobnej produkcji rolnej, ta śródziemnomorska wyspa leżąca tylko 170 km od Prowansji w żadnym wypadku nie jest tylko przedłużeniem na południe kontynentalnej Francji. Będąc integralną częścią Francji, Korsyka jest jednocześnie oddzielnym bytem – ze swoją silną tożsamością, językiem i tradycjami. Ta wysokogórska wyspa (siedem szczytów przekracza 2500 m) jest raczej słabo zamieszkana: z 315 tys. mieszkańców stanowi około 0,5 proc. całej populacji Francji. Poprzecinana wąskimi i krętymi drogami, z jedyną linią kolejową, tylko dzięki dotacjom państwa francuskiego posiada dobrą łączność lotniczą i morską z resztą kontynentu. Głównymi miastami Korsyki są Bastia i Ajaccio (oba mają po ok. 50 tys. mieszkańców), inne miejscowości z trudem możemy zaliczyć do miast, są to raczej miasteczka. Corte, które było kiedyś stolicą wyspy i które posiada jedyny na wyspie uniwersytet, nie ma nawet 10 tys. mieszkańców. W środkowej części wyspy maleńkie osady położone na stokach gór albo w dolinach często zamieszkane są przez nielicznych starszych ludzi. Latem turyści chętnie odwiedzają jej 850 km linii brzegowej i przepiękne plaże. Oprócz takich nadmorskich miasteczek jak Porto-Vecchio, Bonifacio czy Calvi, gdzie życie toczy się cały rok, reszta wybrzeży tętni życiem tylko w letnie miesiące.

Zaborczy najeźdźcy

Czwarta co do wielkości wyspa na Morzu Śródziemnym ciągle była ofiarą najeźdźców. Fenicjanie, Grecy, a potem Rzymianie osiedlili się na wyspie. Jednak największe wpływy na rozwój wyspy miały dwie włoskie republiki: Piza i jeszcze bardziej Genua. Genueńczycy pozostali na wyspie przez prawie pięć wieków, między 1300 a 1768 rokiem. Ich głównym celem było pobieranie podatków i kontrola wybrzeży, nie mieli w żadnym wypadku na sercu rozwoju wyspy. Ubożejący Korsykanie, słusznie podejrzewając, że najeźdźca celowo pozostawia taki stan rzeczy, zaczęli się buntować. Bunt z 1730 r. przerodził się w ruch partyzancki nękający najeźdźcę prawie 40 lat. Buntownicy korsykańscy zgromadzili 10-tysięczną armię, na której czele od 1755 r. stał Pasquale Paoli, emblematyczny lider mianowany generałem narodowym przez tajne zgromadzenie korsykańskie zwane A Cuncolta.

Pasquale Paoli, uważany przez Encyklopedystów za światłego demokratę, cieszył się wielką estymą tych ostatnich. W 1765 r. sam Jean-Jacques Rousseau napisał dla niego „Projekt Konstytucji dla Korsyki". Na zupełnie innym stanowisku stał ówczesny król Francji Ludwik XV. Najpierw wysłał wojsko, aby pomogło Genueńczykom stłumić bunt korsykańskiej armii generała Paoliego, potem, doceniwszy strategiczne położenie wyspy na Morzu Śródziemnym, zaproponował jej odkupienie. Co też stało się faktem w 1769 r. Podpisanie traktatu wersalskiego odbyło się równo rok przed narodzinami w Ajaccio najsłynniejszego Korsykanina wszech czasów, Napoleona Bonaparte. Francuzi, podobnie jak Genueńczycy, nie byli mile widziani na wyspie, ruchy partyzanckie nadal trwały. Korsykanie w końcu poddali się armii Ludwika XV, który zwyciężył armię Pasquale Paoliego pod Ponte Novo w maju 1769 r. Jednak wyspa stała się naprawdę częścią Francji (departamentem) dopiero 22 lata później, w czasach Wielkiej Rewolucji.

Od tamtych czasów posłowie i senatorowie z Korsyki zasiadają we francuskim parlamencie. Wyspa – oprócz swojego najsłynniejszego syna, Napoleona – dała Francji wielu znakomitych ministrów, uczonych, generałów czy wysokich rangą urzędników państwowych. Pełniąc ważne funkcje w państwie, udowodnili przynależność Korsyki do Francji. Cała wyspa opłakiwała poległych w I wojnie światowej młodych korsykańskich żołnierzy. Procentowo było ich nawet więcej (4,2 proc. populacji wyspy) niż w całej populacji francuskiej (do 3,5 proc.). W tym kontekście po prawie 250 latach przynależności do Francji Korsykanie mają prawo oczekiwać od państwa głębszego pochylenia się nad ich potrzebami lub problemami, a w szczególności działań mających na celu zniwelowanie opóźnień ekonomicznych wyraźnych w stosunku do „kontynentu".

Jeden z najbiedniejszych departamentów

Korsyka jest relatywnie biedna. Otoczona morzem, nigdy nie była prawdziwą „morską" wyspą; jej mieszkańcy w obawie przed najeźdźcami osiedlali się raczej w głębi lądu, zajmując się przede wszystkim pasterstwem. W 1950 r., nie licząc kolonii i Algierii, była najbiedniejszym departamentem Francji. Przez cały XIX wiek istniało prawo regulujące przepływ towarów między Francją a Korsyką, bardzo niekorzystne dla Korsyki. Wszystkie produkty korsykańskie sprzedawane we Francji (wino, oliwa, mydło, drzewo) były wysoko opodatkowane, gdy tymczasem francuskie produkty wjeżdżały na Korsykę bez żadnego podatku. Niemająca żadnego przemysłu (oprócz kopalni miedzi w Argentella koło Calvi) wyspa oferowała swoim mieszkańcom niewiele miejsc pracy. Przepiękne, dzikie i niedostępne pejzaże opisywane przez wielu XIX-wiecznych pisarzy (Daudet, Maupassant, Mérimée) nie sprzyjały rozwojowi rolnictwa. Jedyna równina z możliwością uprawy ziemi (winnice i sady) to równina Aleria. Jednak bardzo długo pozostawała ugorem pełnym komarów, siedliskiem malarii i innych chorób. Dopiero w czasie II wojny światowej, w 1943 r., amerykańscy żołnierze oczyścili teren, aby przygotować bazę dla ich lotnictwa.

Małe wąskie pola, ziemia dająca słabe płony, wielodzietne rodziny niemogące się utrzymać z pracy na roli, brak przemysłu, niekorzystny system podatkowy – to wszystko wpływało na niechęć, jaką społeczność korsykańska żywiła wobec polityki rządu francuskiego. W latach 60. ub. wieku niezadowolenie wyspiarzy przerodziło się w powstanie ruchów nacjonalistycznych.

Korsykańscy notable wysyłali swoje dzieci na studia medyczne albo prawnicze na uniwersytety we Francji, lecz one – po zdobyciu dyplomów – nie wracały na Korsykę, tylko zasilały elity na kontynencie i wracały dopiero na stare lata, aby spędzić w słońcu emeryturę. W kręgach uboższych emigracja na kontynent była jeszcze większa. Przez 250 lat przynależności Korsyki do Francji ten problem towarzyszył mieszkańcom zawsze. Marsylia jest do tej pory miastem o największej liczbie Korsykanów, diaspora mieszka również w wielu południowych metropoliach (Nicea, Lyon, Montpellier), a także w Paryżu. W 1939 r. osiedlonych na stałe w Algierii było ok. 100 tys. Korsykanów. Mimo że reprezentowali oni tylko 0,5 proc. populacji francuskiej, w Algierii stanowili aż 6 proc. Francuzów. Czasy kolonialne stwarzały wiele zawodowych możliwości wszystkim Francuzom, a Korsykanom jeszcze bardziej. Zatrudnieni byli w żandarmerii, wojsku, administracji i szkolnictwie, zarówno w Afryce Północnej, jak i w Indochinach czy Czarnej Afryce. Aż do 1962 r., daty odzyskania niepodległości przez Algierię, Francuzi z Korsyki zajmowali pięć razy więcej miejsc pracy w sektorze publicznym niż Francuzi z kontynentu, dzięki czemu utrzymywali korsykańskie rodziny pozostałe w tym czasie na wyspie.

Pokłosie dekolonizacji

Wyzwolenie Algierii w 1962 r. kończyło we Francji falę dekolonizacji rozpoczętą 15 lat wcześniej w Indochinach. Wstrząs wywołany tym procesem dotknął cały kraj, a w szczególności Korsykę. W tych ciężkich politycznie czasach rząd w Paryżu niezręcznie zachował się wobec wyspy, popełnił błędy, które w efekcie tylko spotęgowały nurty nacjonalistyczne.

Tracąc Algierię, Francja straciła także cenne strategiczne tereny Sahary, gdzie odbywały się pierwsze próby nuklearne. Słuchając niefortunnych podpowiedzi swoich doradców, generał de Gaulle w 1960 r. postanowił przenieść instalacje służące do prób nuklearnych do Argentella koło Calvi, starej kopalni miedzi, która idealnie nadawała się do podziemnych eksplozji. Wywołało to potężne protesty mieszkańców wyspy. Rozumiejąc swój błąd, rząd dość szybko wycofał się z tego projektu, przenosząc do Polinezji Francuskiej program prób nuklearnych (notabene próby odbywają się tam do dzisiaj). Mimo że konflikt został zażegnany, Korsykanie byli oburzeni zachowaniem Paryża, który nawet nie skonsultował z nimi swoich planów. Od tego czasu relacje na linii Korsyka – państwo francuskie, a raczej „kolonizator" (jak nazywają Francję nacjonaliści) pozostają trudne i napięte.

W marcu 1960 r. rząd zdecydował o zamknięciu linii kolejowej między Ajaccio a Bastia, znów odbyło się to bez konsultacji i wywołało falę protestów. Cała Korsyka strajkowała, operacja „Isula Morta" (umarła wyspa) unieruchomiła statki i promy, nie pracowała administracja, zamknięto szkoły, pocztę i sklepy. Rządowi pozostało więc tylko... wycofać się z konfliktu i przywrócić linię kolejową.

Dekolonizacja Algierii spowodowała na Korsyce problem demograficzny. Około 18 tys. powracających do ojczyzny Francuzów osiedliło się na wyspie, co stanowiło 10 proc. całej populacji. Proporcjonalnie był to znacznie większy odsetek niż na kontynencie. Nacjonaliści oskarżyli rząd o celowe działania – osiedlanie na wyspie Francuzów z innych regionów metropolii miało według nich doprowadzić do „dekorsykanizacji". Faktycznie powracający z Algierii nauczyciele, urzędnicy czy żołnierze mieli pierwszeństwo w dostaniu pracy na Korsyce, gdy tymczasem odmawiano tego pierwszeństwa urodzonym na wyspie, którzy po długich latach pracy poza Korsyką chcieli na nią wrócić. Rzadko byli mianowani w swoich rodzinnych stronach. Rolnicy powracający z Algierii, pozostawiając bogate ziemie uprawne, sady i winnice, mogli liczyć dzięki rządowej organizacji SOMIVAC na zakup ziem na żyznej nizinie Aleria po preferencyjnych cenach. Nacjonaliści, którzy widzieli w takim postępowaniu rządu wielki cynizm, uważali, że jest to prosta droga do nierówności i defaworyzowania rdzennych mieszkańców Korsyki. Z wielkim oburzeniem spotkało się zatrudnienie 10 tys. robotników z Maghrebu przez osiedleńców z Algierii. Powtarzali oni w ten sposób model gospodarowania wyniesiony z tego kraju (stawiać na ilość, a nie na jakość). Nacjonaliści byli przekonani, że „Arabi" przyczyniają się do „dekorsykanizacji" wyspy. Coraz częściej pojawiały się malowane na murach hasła przeciwne władzy. Tablice drogowe i nazwy ulic po francusku były zamalowywane, a w ich miejsce pojawiały się napisy po korsykańsku.

W 1972 r. Greenpeace złapał na gorącym uczynku włoski koncern środków chemicznych wylewający do morza nieopodal Cap Corse pełne statki toksycznych odpadów zwanych czerwonym błotem. Po raz kolejny mieszkańscy Korsyki zaprotestowali przeciwko rządzącym, którzy, mimo że znali sprawę, dziwnie ociągali się z podjęciem dyplomatycznych kroków przeciwko Włochom, by zaprzestali tego skandalicznego procederu. W 1973 r. korsykańskie komando wysadziło w porcie w Livorno jeden ze statków koncernu Montedison przewożących toksyczne materiały (tzw. afera Montedison). Ten akt jeszcze bardziej pogorszył i tak już złe stosunki na linii Paryż–Rzym.

Akcja Renesansu Korsyki

W latach 60. na wielu uniwersytetach we Francji zaczęto tworzyć różne stowarzyszenia studentów korsykańskich. Lekarz Edmond Simeoni, „zdając sobie sprawę z kolonialnego charakteru państwa francuskiego", powołał do życia w 1967 r. organizację ARC (Akcja Renesansu Korsyki). Simeoni nie był zaciekłym przeciwnikiem dialogu z rządzącymi, był jednak zdeterminowanym liderem, który uważał, że trzeba rozmawiać z Paryżem i jak najszybciej, uwzględniając specyfikę wyspy, przyznać Korsyce specjalny status szeroko pojętej autonomii, „podobnie jak w landach niemieckich". Oczywiście nie dotyczyłoby to stref suwerennych, takich jak policja, armia, sprawiedliwość czy dyplomacja, gdzie władza centralna zostałaby w pełni odpowiedzialna za te sektory. Natomiast polityka ekonomiczna, turystyka, infrastruktura drogowa czy ważna dla Korsyki infrastruktura portowa, wreszcie szkolnictwo, leżałyby w gestii Korsykańczyków. Język korsykański nauczany byłby w szkołach i obowiązywał w administracji.

Działając w ruchu nacjonalistycznym, Simeoni się zradykalizował. 17 sierpnia 1975 r. w Corte wygłosił do swoich „rodaków" przemówienie, w którym nawoływał, aby ogłosili się oni oficjalnie „narodem korsykańskim", a „kolonizator" (tak nazywał państwo francuskie) wreszcie na poważnie zajął się rekorsykanizacją wyspy. Trzy dni później stanął na czele komanda, które przeprowadziło operację „Wytwórnia wina w Alérii". Celem była duża winnica, której właścicielem był Henri Depeille, Francuz powracający z Algierii. Nacjonaliści oskarżyli go o malwersacje w porozumieniu z bankami francuskimi. Wynikało z nich, że Depeille nigdy nie zapłacił za hektary ziemi, na których była winnica, ani za sprzęt do produkcji wina, gdy w 1961 r. instalował się na Korsyce. Lokalni producenci wina zarzucali mu również produkcję wina bardzo złej jakości (dodawał cukier), psucie reputacji całemu winu produkowanemu na wyspie. Operacja „Aléria", pacyficzna w założeniu, potoczyła się bardzo źle. W tym wakacyjnym miesiącu zarówno prezydent Giscard d'Estaing, jak i premier byli na urlopie, a decyzję, jak rozwiązać sprawę, podejmował ówczesny minister spraw wewnętrznych Michel Poniatowski. Minister zdecydował się wysłać znaczne siły przeciwko „bandzie Simeoniego". Przeciwko ośmiu osobom wystawił 2 tysiące policjantów, cztery pojazdy opancerzone i osiem helikopterów. Operacja zakończyła się śmiercią dwóch policjantów i rannymi wśród działaczy ARC. Simeoni poddał się i został osądzony. Wydarzenia z Alérii uznawane są do dzisiaj za przełomowe w historii stosunków Korsyka–władza centralna. Dziesięć dni po tych wydarzeniach ARC zostało rozwiązane, co znów wywołało wielkie protesty w Bastii. Śmierć podniósł jeden policjant.

Wkrótce po rozwiązaniu ARC, które nie było ruchem radykalnym, powołano do życia wiele organizacji bardziej zdeterminowanych, nawet do walki z bronią w ręku, tak jak słynny FNLC (Front Narodowy Wyzwolenia Korsyki). Ostatnie 20 lat XX wieku przyniosło wiele akcji FNLC walczących o wyzwolenie wyspy. Front organizował na Korsyce bardzo teatralne konferencje prasowe – zawsze w nocy. Zapraszano dziennikarzy w różne niedostępne miejsca, trzymane do ostatniej chwili w tajemnicy; działacze występowali w kominiarkach i z bronią na ramieniu. Ich dywersyjne działania to przede wszystkim podkładanie bomb pod publiczne budynki (Tresor Public, Sous – prefektury), wysadzanie w powietrze willi bogatych celebrytów, zniszczenie samolotów Air France na lotnisku... Gwoli sprawiedliwości muszę zauważyć, że FNLC, w odróżnieniu od jego baskijskich „braci", nigdy nie miał na celu pozbawiania życia ludzi. Lub prawie nigdy: na Korsyce doszło do morderstwa o podłożu politycznym. W 1998 r. w lutym został zastrzelony na ulicy idący do teatru prefekt Korsyki Claude Erignac. Zabójstwo prefekta wywołało konsternację w całej Francji, a Korsykanie znowu wyszli na ulice, lecz tym razem protestowali przeciwko przemocy takiego rodzaju.

Za prezydentury François Mitterranda doszło do wielu korzystnych zmian na Korsyce. W 1982 r. powołano cały szereg instytucji dających szeroką władzę regionalnym urzędom. W tym samym roku otworzony został, jak za czasów Pasquale Paoliego, Uniwersytet w Corte, którego od zawsze domagali się Korsykanie. Język korsykański jest obowiązkowy w szkołach na wyspie, a niektóre szkoły uczą wszystkich przedmiotów w tym języku.

W dodatku weekendowej „Gazety Wyborczej" z 5 maja 2019 r. zatytułowanym „Nasza Europa" pojawił się artykuł „Narodowa puszka Pandory", przedstawiający 12 regionów z krajów Unii Europejskiej, które domagają się od swoich władz centralnych albo większej autonomii, albo wręcz całkowitej niezależności. Jeśli chodzi o Francję, Korsyka była tym regionem, który na równi z takimi regionami jak Szkocja w Wielkiej Brytanii czy Katalonia w Hiszpanii posiadał na przestrzeni lat bardzo silny nurt niepodległościowy.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie