W dodatku weekendowej „Gazety Wyborczej" z 5 maja 2019 r. zatytułowanym „Nasza Europa" pojawił się artykuł „Narodowa puszka Pandory", przedstawiający 12 regionów z krajów Unii Europejskiej, które domagają się od swoich władz centralnych albo większej autonomii, albo wręcz całkowitej niezależności. Jeśli chodzi o Francję, Korsyka była tym regionem, który na równi z takimi regionami jak Szkocja w Wielkiej Brytanii czy Katalonia w Hiszpanii posiadał na przestrzeni lat bardzo silny nurt niepodległościowy.
Korsyka, wyspa, którą mój ojciec kochał, była częstym celem naszych podróży w latach 60. Mam wiele wspomnień z tamtego okresu, wspomnień zarówno czarujących, jak i zagmatwanych i niejasnych: nocny rejs z Marsylii na statku o jakże znamiennej nazwie „Napoleon", piękno i niedostępność wybrzeży, czasami dzika świnia swobodnie przechadzająca się po drodze, osiolek objuczony drewnem na opał. Cudowny, zapomniany trochę świat. Gdy stałem się już „bardzo" dorosłym człowiekiem, tak jak większość Francuzów często zadawałem sobie pytanie, dlaczego nacjonaliści korsykańscy byli począwszy od lat 70. tak bardzo wrodzy i przeciwni władzy centralnej.
„Naród korsykański"
Niezrozumienie między Korsyką a Paryżem istnieje od początku przyłączenia wyspy do Francji. Korsykanie (a właściwie około 30 proc. ludności) czują się „narodem korsykańskim" i już od 1790 r., kiedy to ten górzysty skrawek ziemi między Prowansją a Sardynią stał się departamentem francuskim, walczą o przyznanie jej specyficznych praw.
Mimo wszelkich podobieństw klimatycznych, podobnej fauny i flory, podobnej produkcji rolnej, ta śródziemnomorska wyspa leżąca tylko 170 km od Prowansji w żadnym wypadku nie jest tylko przedłużeniem na południe kontynentalnej Francji. Będąc integralną częścią Francji, Korsyka jest jednocześnie oddzielnym bytem – ze swoją silną tożsamością, językiem i tradycjami. Ta wysokogórska wyspa (siedem szczytów przekracza 2500 m) jest raczej słabo zamieszkana: z 315 tys. mieszkańców stanowi około 0,5 proc. całej populacji Francji. Poprzecinana wąskimi i krętymi drogami, z jedyną linią kolejową, tylko dzięki dotacjom państwa francuskiego posiada dobrą łączność lotniczą i morską z resztą kontynentu. Głównymi miastami Korsyki są Bastia i Ajaccio (oba mają po ok. 50 tys. mieszkańców), inne miejscowości z trudem możemy zaliczyć do miast, są to raczej miasteczka. Corte, które było kiedyś stolicą wyspy i które posiada jedyny na wyspie uniwersytet, nie ma nawet 10 tys. mieszkańców. W środkowej części wyspy maleńkie osady położone na stokach gór albo w dolinach często zamieszkane są przez nielicznych starszych ludzi. Latem turyści chętnie odwiedzają jej 850 km linii brzegowej i przepiękne plaże. Oprócz takich nadmorskich miasteczek jak Porto-Vecchio, Bonifacio czy Calvi, gdzie życie toczy się cały rok, reszta wybrzeży tętni życiem tylko w letnie miesiące.
Zaborczy najeźdźcy
Czwarta co do wielkości wyspa na Morzu Śródziemnym ciągle była ofiarą najeźdźców. Fenicjanie, Grecy, a potem Rzymianie osiedlili się na wyspie. Jednak największe wpływy na rozwój wyspy miały dwie włoskie republiki: Piza i jeszcze bardziej Genua. Genueńczycy pozostali na wyspie przez prawie pięć wieków, między 1300 a 1768 rokiem. Ich głównym celem było pobieranie podatków i kontrola wybrzeży, nie mieli w żadnym wypadku na sercu rozwoju wyspy. Ubożejący Korsykanie, słusznie podejrzewając, że najeźdźca celowo pozostawia taki stan rzeczy, zaczęli się buntować. Bunt z 1730 r. przerodził się w ruch partyzancki nękający najeźdźcę prawie 40 lat. Buntownicy korsykańscy zgromadzili 10-tysięczną armię, na której czele od 1755 r. stał Pasquale Paoli, emblematyczny lider mianowany generałem narodowym przez tajne zgromadzenie korsykańskie zwane A Cuncolta.