Przepływająca przez stolicę tego państwa rzeka Moskwa była skuta tak grubą warstwą lodu, że można było na niej budować domy. Wszystkie drogi prowadzące do miasta zasypała gruba warstwa sypkiego śniegu. Chłód tego krajobrazu dopełniały ruiny Kremla. Po opustoszałych, pozbawionych stropów komnatach niegdyś imponującej warowni Iwana Groźnego hulała teraz dokuczliwa śnieżyca. Ci, co ośmielili się zakraść w te przeklęte mury, opowiadali, że nocami włóczą się tam bezgłowe upiory ofiar opriczniny i pokrwawieni polscy piechurzy z załogi pułkownika Mikołaja Strusia, których zdradziecko wymordowali siepacze księcia Dymitra Pożarskiego.
Mimo tak ciężkich warunków pogodowych pod koniec stycznia 1613 roku do Moskwy przybyło ze wszystkich zakątków Rusi ośmiuset posłów Soboru Ziemskiego. Byli wśród nich reprezentanci wszystkich stanów – duchowni, wolni chłopi i bojarzy. Mimo różnic klasowych jednoczył ich jeden cel – wybór nowego cara Rosji. Nie wszyscy przedstawiciele arystokracji ośmielili się zjawić na tym zjeździe. Część z nich ukrywała się z obawy przed zemstą „patriotów" za wspieranie Polaków stacjonujących na Kremlu. Jeden z nich, który w listopadzie zeszłego roku ledwo uszedł z kozackiej rzezi, teraz ukrył się z matką w Monastyrze Ipatiewskim. Nazywał się Michał Fiodorowicz Romanow. Był zalęknionym 17-latkiem, synem patriarchy moskiewskiego i całej Rusi Filareta, którego polski król Zygmunt III Waza więził na zamku w Malborku.
Niektórzy posłowie rozbili namioty w wymarłych salach kremlowskich. Z trwogą spoglądali na ascetyczne oblicza świętych, którzy w blasku księżyca i pochodni surowo patrzyli na nich z malowideł naściennych.
Przejęci bogobojną trwogą postanowili pościć, aby przez umartwienie ciała łatwiej przybliżyć się do Boga, który miał wskazać swego pomazańca. Za dnia, brnąc w śnieżnych zaspach, szli przedstawiciele ruskiego ludu do soboru Uspieńskiego na modły, a po mszy zbierali się w Pałacu Nadbrzeżnym, aby dyskutować komu należy się złota czapka monomacha.
Wkrótce stało się jasne, że jedności nie będzie. Ruska magnateria chciała na tronie carskim cudzoziemca, księcia Karola Filipa, brata króla szwedzkiego Gustawa Adolfa. Bojarzy i Kozacy pragnęli jednak swego „ruskiego pana". Z początku bojarzy skłaniali się więc ku popularnemu księciu Pożarskiemu, który pół roku wcześniej przybył z pospolitym ruszeniem do Moskwy, aby przegonić Polaków. Z kolei Kozacy chcieli swojego atamana, kniazia Dymitra Trubeckiego, potomka wielkich książąt litewskich. Bojarzy wypominali mu jednak, że poparł niegdyś pretendenta do tronu Dymitra Samozwańca II, którego w całej Rusi nazywano ze wstrętem „Łotrem Tuszyńskim".