Pytanie o śmierć jest bardzo ciekawe, bo pierwszą rzeczą którą zrobił jego następca, Bogdan Lis jako przewodniczący… I ja go też o to prosiłem: Bogdan, ty jako bohater, z twoim autorytetem, zwróć się do ministerstwa. To jest szansa, żeby zatrzymać jakikolwiek konflikt, wokół Adamowicza, wokół ECS-u. I niestety okazało się, że ten konflikt się pogłębił. Pojechała też nowa prezydent, Aleksandra Dulkiewicz, też wyciągając rękę, a jedyną ofertą jaką dostała to był podział instytucji, ale taki własnościowy. Wicedyrektor autonomiczny, a dyrektor niby wasz. Nas zaskoczyła ta oferta, bo wyszła z ministerstwa, które jest instytucją profesjonalną i wie, że tylko i wyłącznie dyrektor odpowiada za całość, nie tylko za program, za bezpieczeństwo. Jest to ważna kwestia w instytucji przez którą się milion osób przewija rocznie. Ale jest drugi konflikt chyba ważniejszy, bardziej bym zwrócił na niego uwagę, bo tutaj do dnia dzisiejszego nie mam odpowiedzi. W tym roku, w którym rozstrzygnęły się wybory samorządowe w Gdańsku, wiosną, w kwietniu 2018 roku, obywatele Gdańska doznali szoku: na Długim Targu ustawił się ONR, na Placu Solidarności ustawił się ONR, ale ONR wszedł też do Sali BHP, występując pod znakiem „Solidarności” historycznej głosząc slogany ksenofobiczne, absolutnie niezgodne z tradycją „Solidarności”, z dokumentami. My na to zaprotestowaliśmy też wysyłając odpowiednie, niepubliczne listy do „Solidarności”, ja też dzwoniłem, ponieważ razem z „S” odpowiadaliśmy za salę BHP wówczas, ja dysponowałem, środkami Ministerstwa Kultury i byłem współodpowiedzialny. I te rozmowy trwały bardzo długo, właśnie do śmierci Adamowicza – i się skończyły na niczym. „S” nie chciała powiedzieć: to nie było mądre, nie wpuszczamy tej tradycji – bo mówiłem, że to jest tradycja, która jest sprzeczna z ideałami „S”. Powiem jeszcze więcej, powiedziałem wprost: Ludzie, czy wy nie znacie historii Polski? Wszystkie skrajne tradycje, antysemickie, ksenofobiczne, często były na usługach rosyjskich, żeby nas Polaków dyskredytować. Bądźcie ostrożni z jakąkolwiek taką formacją. Także nie był to tylko język idealistyczny. Mówię: mamy wspólny interes: obronę dobrego imienia Polski. To nie jest dobre dla nas.
No i to się skończyło na niczym, na wyjściu „S” z ECS, no i ministerstwie, które od tego czasu właściwie milczy.
Jest jeszcze konflikt o tablice, który relacjonowaliśmy w „Rzeczpospolitej” dość często. Czy jest szansa, że to się skończy pozytywnie?
Brakuje nam tutaj takich naturalnych mediatorów, w sensie polskiej tradycji. Powiem wprost: brakuje np. odpowiednich przedstawicieli Kościoła tutaj. Bardzo liczę na to, to mogę otwarcie powiedzieć, że nowy arcybiskup być może będzie takim mediatorem. Ja za każdym razem, jak wybucha jakaś sprawa, dzwonię do Piotra Dudy, ostatnio też, kiedy mnie skrytykował za tablice, zadzwoniłem do niego. Współpracowaliśmy wiele lat, znamy różnice między nami. Więc pytanie jest: chcemy współpracować dla dobra Polski, czy chcemy pielęgnować krótkotrwałe, krótkofalowe konflikty. Jeśli chodzi o logo, to sprawa – powiem hasłowo – protest przeciwko medalowi wdzięczności dla Fransa Timmermansa, zapominając jak ogromną rolę odegrał w promocji historii Polski, polskiej „S”. A spór o tablice jest właściwie prosty: ci, którzy pretendują do własności, nigdy nie rozmawiali z autorami i właścicielami: z Aramem Rybickim, ale są jego spadkobiercy, no i Maciejem Grzywaczewskim.
(Piotr) Duda grozi, że przyjdzie tutaj z robotnikami i siłą odbierze te tablice. Wierzysz w to?
Dziwię się, że przewodniczący wielkiej „S”, który w swoim gabinecie ma zawieszone portrety wszystkich przewodniczących, także Lecha Wałęsy, odnosi się do całej tradycji, mówi językiem jakiejś formy przemocy. To nie jest język „Solidarności”.
Czyżby to były tylko groźby?