Sophie Scholl urodziła się 9 maja 1921 r. w Forchtenbergu. Córka burmistrza wraz z czwórką starszego rodzeństwa wiodła spokojne i stosunkowo dostatnie życie. Ojciec rodziny Robert Scholl był gorliwym protestantem, którego przekonanie o potrzebie pilnej pracy na rzecz podległej mu społeczności stanowiło jedną z głównych zasad wiary i znajdowało realne odzwierciedlenie w jego życiu. To dzięki jego staraniom przedłużono linię kolejową do Forchtenbergu, co znacznie poprawiło sytuację komunikacyjną skromnego miasteczka, a także wybudowano ośrodek kulturalny i sportowy dla dzieci i młodzieży.
Bund Deutscher Mädel
Robert Scholl swoje przekonania religijne od początku wpajał dzieciom: Sophie, Hansowi, Wernerowi, Elisabeth i Ingeborg. Prawdopodobnie to właśnie zakorzeniane od dziecka silne wartości chrześcijańskie stały się bazą, na której wyrosły późniejsze pacyfistyczne i broniące praw człowieka poglądy Sophie. Ale tak jak wszyscy jej rówieśnicy ona również przeżyła krótką fascynację Hitlerem, obiecującym niemieckiemu narodowi złote góry. Jako 12-latka wstąpiła do Bund Deutscher Mädel (żeński odpowiednik Hitlerjugend), chociaż ojciec od początku studził zapał córki. „Czy zastanawiałaś się, w jaki sposób on dokona tego wszystkiego, co obiecał? Rozbudowuje przemysł zbrojeniowy i wznosi koszary. Wiesz, czym to się skończy?” – pytał, na co rezolutna nastolatka odpowiadała, że Hitler rozwiąże problem bezrobocia poprzez budowę autostrad.
Sophie szybko zaczęła się orientować w prawdziwej naturze otaczających ją politycznych wydarzeń. Niepokój wzbudziła w niej odmowa przyjęcia do BDM jej żydowskich koleżanek. Coraz silniej przemawiały też do niej opozycyjne przekonania ojca oraz brata Hansa. Aresztowanie Hansa w listopadzie 1937 r. za przynależność do zakazanej przez nazistów organizacji młodzieżowej „dj.1.11” (nazwa pochodzi od daty jej założenia – 1.11.1929) było kroplą, która przelała czarę goryczy. Sophie pozbyła się resztek złudzeń.
Gestapo nie zadowoliło się oczywiście aresztowaniem jednej osoby. Cały dom Schollów został poddany rewizji. Dzięki przytomności umysłu matki nie znaleziono niczego podejrzanego. Podczas wizyty funkcjonariuszy kobieta wyniosła kompromitujące materiały w koszyku, tłumacząc się pilną potrzebą wyjścia do piekarni. Pomimo braku dowodów Gestapo nie zrezygnowało z prześladowań rodziny. Ingeborg i Wernera przez tydzień przetrzymano w areszcie w Stuttgarcie. Hans został zwolniony dopiero po pięciu tygodniach i jedynie dlatego, że dostał wezwanie do wojska.
Reperkusje, które dotknęły rodziny, nie powstrzymały Sophie przed coraz odważniejszym manifestowaniem własnych przekonań. Na jednym ze spotkań BDM podczas dyskusji o niemieckiej literaturze Sophie zaczęła śmiało namawiać swoje koleżanki do zapoznania się z literaturą Heinricha Heinego, wybitnego, XIX-wiecznego niemieckiego poety, autora proroczej frazy: „Tam, gdzie palą książki, niebawem ludzi palić będą” (1820 r.). Zgorszona nauczycielka zwróciła dziewczynie uwagę, że Heine był Żydem i widnieje w indeksie autorów zakazanych. Naziści publikowali jego wiersze jedynie jako dzieła „nieznanego autora”. Sophie potrafiła jednak bronić swojego zdania: „Kto nie zna Heinego, nie zna niemieckiej literatury” – oświadczyła stanowczo.