Pan Władek

Na naszych oczach rozgrywa się narodowy, wieloaktowy dramat węglowy, szaleje inflacja, tuż za wschodnią granicą toczy się wojna, sypią się na nas kary unijne, wali się rynek kredytowy i mieszkaniowy... Komu teraz w głowie ochrona dziedzictwa kulturowego, na przykład szkutnictwa wiślanego?

Publikacja: 24.11.2022 22:00

Pan Władek

Foto: fot. Przemysław Smolarek, ok. 1965. Archiwum NMM

A jednak. W Tczewie, w tamtejszym Centrum Konserwacji Wraków Statków, rzemieślnicy z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku budują tradycyjną wiślaną łódź rybacką, tzw. nieszawkę. Projekt ten nosi sympatyczną nazwę „Władek”, ponieważ opiera się na umiejętnościach kierującego pracami pana Władysława Latopolskiego, jednego z niewielu już ludzi nad Wisłą, i w ogóle w Polsce, posiadających umiejętności budowy drewnianych łodzi rzecznych dawnego typu.

Jeszcze do niedawna życie gospodarcze, życie w ogóle, było bez nich nie do pomyślenia.

Czytaj więcej

Czerwona nitka i sercówki Neve

Mam wrażenie, że obecnie mało kto zdaje sobie sprawę, czym była spławna, żeglowna rzeka przed zbudowaniem linii kolejowych i bitych dróg, po których mogą jeździć samochody ciężarowe. Historycy ustalili dość dokładnie, że transport lądowy oparty na wozach ciągnionych przez zwierzęta był opłacalny na dystansie nie większym niż 90 kilometrów. Tymczasem potrzeby transportowe rejonów choćby nad Narwią, Bugiem, Górną Wisłą czy Sanem przekraczały tysiąc kilometrów. Dystans, jaki była w stanie pokonać jednego dnia załadowana furmanka, to około 30 kilometrów, podczas gdy statki wiślane swobodnie przebywały jednego dnia 90, a w sprzyjających okolicznościach nawet 150 kilometrów. „Dla porównania warto uprzytomnić sobie, że opłacalność transportu wodnego miała bezwzględną przewagę nad transportem lądowym, ponieważ przykładowo do przewozu wodą 100 ton pszenicy zatrudniano około 20 flisaków stanowiących załogę szkuty, podczas gdy do przewozu tych samych 100 ton zboża lądem potrzebowano około 100 woźniców, 100 furmanek i 200 koni lub wołów” (Adam W. Reszka, „Wiślane statki i techniki nawigacyjne od XVI do XX wieku”).

Mając to na uwadze oraz wiele innych faktów, mądrzy i świadomi ludzie doprowadzili do tego, że Sejm Rzeczypospolitej przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2017 Rokiem Rzeki Wisły. Z tej okazji Poczta Polska wyemitowała okolicznościowe znaczki, w obchody włączyły się muzea położone nad Wisłą, Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie zbudowało drewnianą „Szkutę Wiślaną”, w kilku miastach odbył się Festiwal Wisły, zawiązała się Fundacja Roku Rzeki Wisły. I na tym koniec, dalszego ciągu nie było. Upłynęło pięć lat...

A przecież nie musi tak być, przykładów jest wiele. Cała flota replik łodzi wikingów pływa aktualnie po fiordach, jeziorach i rzekach Półwyspu Skandynawskiego. W Danii turyści poznają kraj z pokładów replik łodzi fryzyjskich sprzed kilkuset lat. Ale „królestwem” tradycyjnego szkutnictwa, zarówno morskiego, jak i śródlądowego, jest Francja. Żeby pozostać tylko przy replikach łodzi śródlądowych: „Dolina Loary dysponuje obecnie potężną flotą kilkuset tradycyjnych drewnianych łodzi francuskich, reprezentujących miasta i merostwa, budowanych w ramach konkursów, lokalnej aktywności stowarzyszeń i organizacji społecznych, realizujących bogaty program kulturalny i turystyczny. Działają szkutnie, kształcą się nowi rzemieślnicy. Francja może stanowić modelowy przykład świadomego i patriotycznego czerpania korzyści duchowych i materialnych z bogatej historii rzeki” (cytat z 2017 r., z internetowej strony „Roku Rzeki Wisły”).

Czytaj więcej

Jaskiniowa metryka malarskiej palety

Daleko nam do takiego stanu rzeczy, dlatego tym bardziej należy doceniać projekt „Władek”. Władysław Latopolski jest dziś prawdopodobnie ostatnim w Tczewie rybakiem wiślanym, łowi na 914. i 915. kilometrze rzeki. Swoje drewniane łodzie zawsze budował sam, umiejętność tę przekazali mu ojciec i dziadek. A teraz, na szczęście, Władysław Latopolski, wspólnie z Narodowym Muzeum Morskim, pracuje nad zachowaniem dla przyszłych pokoleń tradycji budowy takich łodzi. Zdobywana latami wiedza i doświadczenie pana Władysława są unikatowym niematerialnym dziedzictwem, które nie sposób przekazać w formie podręcznikowego instruktażu. Kluczowy etap budowy łodzi polega bowiem na powolnym nadawaniu drewnianym deskom wygiętego kształtu – zbytni pośpiech lub niepewna ręka mogą spowodować pęknięcie drewna – informuje strona internetowa Narodowego Muzeum Morskiego, i podkreśla z naciskiem: „To jeden z ostatnich momentów na ocalenie wiedzy na temat budowy »nieszawek«; rybacy i szkutnicy, którzy jeszcze znają jej tajniki, umierają, nie pozostawiając kontynuatorów. Jednym z ostatnich był zmarły we wrześniu br. Tomasz Szczęsny, działający w Ciechocinku. Dlatego trwająca w Centrum Konserwacji Wraków Statków budowa łodzi nieszawskiej jest wyjątkową szansą na zachowanie tego unikatowego zasobu wiedzy i umiejętności”.

Sto lat, albo i więcej, panu Władkowi!

A jednak. W Tczewie, w tamtejszym Centrum Konserwacji Wraków Statków, rzemieślnicy z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku budują tradycyjną wiślaną łódź rybacką, tzw. nieszawkę. Projekt ten nosi sympatyczną nazwę „Władek”, ponieważ opiera się na umiejętnościach kierującego pracami pana Władysława Latopolskiego, jednego z niewielu już ludzi nad Wisłą, i w ogóle w Polsce, posiadających umiejętności budowy drewnianych łodzi rzecznych dawnego typu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie