Co jest nie tak z tymi konopiami?

Roślina, której włókna dosłownie wplotły się w historię ludzkości, a dym powstający podczas spalania ułatwiał łączność z bogami oraz odprężenie, stała się wrogiem publicznym nr 1, a jej delegalizacja zniszczyła życie setek tysięcy ludzi.

Publikacja: 05.08.2022 03:00

Zbiór konopi siewnych (Cannabis sativa) na plantacji w Kentucky, 1898 r.

Zbiór konopi siewnych (Cannabis sativa) na plantacji w Kentucky, 1898 r.

Foto: autor NiezNaNy/Ineuw/wikipedia/domena publiczna

4 lipca 1776 r. w Filadelfii podczas II Kongresu Kontynentalnego ogłoszono: „Uważamy te prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi, że zostali obdarzeni przez swego Stwórcę niezbywalnymi prawami, takimi jak prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”. Słowa te zostały spisane w jednym z najważniejszych dokumentów w historii Stanów Zjednoczonych – Deklaracji niepodległości.

Tekst deklaracji ułożył Thomas Jefferson, nawiązując do poglądów innych myślicieli oświecenia, w szczególności Johna Locke’a. Współautorami byli John Adams i Benjamin Franklin. Ten akt prawny uzasadniał prawo Trzynastu Kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej do wolności i niezależności od króla Wielkiej Brytanii Jerzego III. Deklaracja niepodległości Stanów Zjednoczonych była początkiem wielkiego eksperymentu dziejowego, pierwszą zapowiedzią zbudowania państwa na zasadach liberalnej filozofii oświecenia. Ten jeden z najważniejszych dokumentów w historii Stanów Zjednoczonych, bez wątpienia mających wpływ na współczesne prawodawstwo demokratycznego świata, został spisany na papierze wykonanym z rośliny, bez której być może nie byłoby wielkich odkryć geograficznych. Na tym samym papierze została wydrukowana Biblia Gutenberga i Biblia Króla Jakuba. To tej roślinie zawdzięczamy spodnie Levi Straussa. W medycynie od wieków używano jej w leczeniu bólu, wspomaganiu gojenia ran, na poprawę apetytu czy wywoływaniu laktacji. Była także używana (i jest do dziś) w misteriach religijnych. Tą rośliną są znienawidzone przez służby antynarkotykowe całego świata – za ich rekreacyjne używanie przez setki milionów ludzi – konopie.

Czytaj więcej

Zielone światło dla liberalizacji prawa o marihuanie

Stare jak garncarstwo

Konopie najprawdopodobniej pochodzą z Wyżyny Tybetańskiej. To tam nad jeziorem Kuku-nor przecinają się linie prowadzące od wszystkich śladów kopalnych w Azji. Stamtąd roślina powędrowała na zachód. Najpierw do Europy, około 6 mln lat temu, a następnie na wschód. Najstarsze znaleziska pyłku w Chinach liczą 1,2 mln lat, na południe od Himalajów – 325 600.

Konopie są prawdopodobnie jedną z najwcześniej uprawianych roślin. Dowody archeologiczne wskazują, że już 10 tys. lat p.n.e. były używane w Japonii jako żywność. Wraz z rozwojem rolnictwa ludzie nauczyli się wykorzystywać kolejny element tej rośliny – włókna łodyg. Tkactwo przy użyciu konopi włóknistych może liczyć sobie ponad 10 tys. lat, czyli mniej więcej tyle co garncarstwo. Najstarsze zwęglone włókna konopne i jedwabne wraz z kołami przędzalniczymi odkryto w prowincji Henan w Chinach. Datowano je na 5600 r. p.n.e. Następne znalezisko miało miejsce w elementach ceramiki kultury Yangshao datowanej na piąte tysiąclecie p.n.e. i wiązało się z odciskami włókien. Chińczycy nauczyli się używać konopi do produkcji ubrań, butów, lin i wczesnej formy papieru. Według amerykańskiego Muzeum Konopi Włóknistych były one tak ważne w starożytnym społeczeństwie, że Chiny nazywały się „krainą konopi i morwy”. Wielkie starożytne chińskie teksty, jak przypisywane Konfucjuszowi „Księga pieśni” czy „Kronika wiosen i jesieni”, wymieniają konopie włókniste jako jedną z sześciu najważniejszych roślin uprawnych Chińczyków. Oni też stosowali konopie włókniste (wł. siewne; Cannabis sativa), a później ich odmianę indyjską (Cannabis indica) w medycynie. Podobno nauczył ich tego mityczny cesarz Shennong, który stworzył „Shennong Bencaojing” – starożytne opracowanie zawierające opisy działania 365 leków, w tym konopi, która miała być stosowana na „bóle reumatyczne, zatwardzenie, malarię i inne schorzenia”.

Egipcjanie byli prawdopodobnie pierwszą cywilizacją, która opracowała specjalne narzędzia do wyrobu lin. Egipska lina sprzed 4000–3500 lat p.n.e. była zazwyczaj wykonana z włókien trzciny wodnej. Od około 2800 r. p.n.e. ich miejsce zaczęły zajmować liny z włókien konopnych. Możemy przypuszczać, że bez wykorzystania tych lin, za pomocą których przemieszczano niezwykle ciężkie kamienie, piramidy nie byłyby tak okazałe. W ciągu następnych kilku tysięcy lat liny i rzemiosło ich wytwarzania rozprzestrzeniły się na całą Azję, Indie i Europę.

Konopi jako włókna, pożywienia, ale też lekarstwa czy środka relaksującego używali również Asyryjczycy, Tracy, Dakowie i Scytowie. O praktykach tych ostatnich wspomina Herodot: „Tych więc konopi nasienie biorą Scytowie i wchodzą pod filcowe namioty; potem rzucają ziarna na rozżarzone kamienie: rzucane zaczynają dymić i wytwarzają taką parę, że żadna helleńska łaźnia parowa nie mogłaby jej przewyższyć”.

Święty dym

W Księdze Wyjścia Starego Testamentu czytamy: „I tak powiedział Pan do Mojżesza: Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny, wreszcie pięćset syklów kasji, według wagi przybytku, oraz jeden hin oliwy z oliwek. I uczynisz z tego święty olej do namaszczania”. Sara Benetowa, polska antropolożka, która badała zwyczaje i tradycje Słowian oraz Żydów, opublikowała w 1936 r. pracę „Konopie w wierzeniach i zwyczajach ludowych”. Stawia w niej tezę, że owa „trzcina wonna” to w rzeczywistości konopie indyjskie. Wzmianki o „wonnej trzcinie” znajdujemy jeszcze w kilku częściach Starego Testamentu, m.in. w Pieśni nad Pieśniami. Niektórzy badacze nie zgadzają się z jej interpretacją, jednak faktem pozostaje, że badania w Tel Arad, liczącym 2700 lat sanktuarium znajdującym się wówczas na południowej granicy Królestwa Judy, wykazały, że ofiary całopalne na jednym z ołtarzy zawierały wiele związków kannabinoidowych, co sugeruje rytualne użycie konopi w ramach starożytnego judaizmu. Współcześni rabini nie są zgodni co do koszerności konopi.

Szczególną rolę w duchowości konopie odgrywały w Indiach, gdzie trafiły około 2000 r. p.n.e. Uważa się je za ulubione jedzenie hinduskiego boga Śiwy, który według wyznawców stworzył je z własnego ciała. Podczas hinduistycznego święta Holi ludzie piją bhang (mleko z kwiatem konopi). Hinduizm twierdzi, że mądre picie bhangu, zgodnie z obrzędami religijnymi, oczyszcza z grzechów, jednoczy z Śiwą i pozwala uniknąć nieszczęść w przyszłym życiu. W Indiach od tysięcy lat mistycy i asceci, zwani sadhu, wykorzystują marihuanę do medytacji. Palenie jest także powszechnym rytuałem w świątyniach poświęconych Hanumanowi.

Koran nie zakazuje bezpośrednio marihuany. Istnieje jednak kontrowersja wśród muzułmańskich uczonych w piśmie na temat konopi. Niektórzy uznali je za podobne do khamr (alkoholu) i dlatego uważali je za haraam (zakazane). Inni uczeni, zwłaszcza w islamie szyickim, uważają konopie za halal (dozwolone). Wcześni muzułmanie odróżniali konopie od alkoholu. Używanie konopi było powszechne w świecie islamskim aż do XVIII w. Obecnie konopie nadal są spożywane w wielu częściach świata islamskiego, także w kontekście religijnym, szczególnie w ramach sufickiego ruchu mistycznego. Jednak pierwszy zakaz używania konopi pochodzi właśnie z islamu. Ogłosił go w 1378 r. Soudoun Sheikouni, emir Joneimy. Na podobnym stanowisku stoją ortodoksyjni chrześcijanie, którzy cały czas twardo walczą o prohibicję marihuany, zarówno w celach medycznych, jak i rekreacyjnych.

Liny i żagle

Zapewne pierwszym żaglem użytym przez naszych przodków była gałąź pokryta liśćmi. Kiedy okazało się, że tak jest łatwiej pływać, rozpoczęła się ewolucja ożaglowania. Stosowano maty splecione z trawy czy trzciny, skóry, pasy tkaniny wykonanej z lnu. Jednak te żagle okazywały się mało skuteczne i niezbyt trwałe. Później zastosowano konopie. Być może Krzysztof Kolumb nigdy nie odkryłby Ameryki, gdyby nie one. Z konopi w całości wykonane były żagle jego trzech statków („Pinta”, „Nina” i „Santa Maria”), a napinały je liny również wykonane z tego włókna. Włókno konopi okazało się trwałe, słabo namakało i nie gniło w morskiej wodzie. Według wielu naukowców konopie włókniste odgrywały główną rolę w odkryciu i kolonizacji Nowego Świata.

W Polsce konopie również były rozpowszechnione. Według receptury Szymona z Łowicza z 1535 r., „Kiedy komu robacy w zębiech, tedy weźmij siemienia konopnego, warz je w nowym garczku i kamienie w nie włóż rozpalone, tedy się nad parą ową nachylisz, tedy robacy wypadną – rzecz jawna jest”. Zalecał je również sienkiewiczowski pan Zagłoba: „Bo w konopiach oleum się znajduje, przez co i w głowie jedzącemu go przybywa. [...] trzeba co najwięcej wina pić: oleum, jako lżejsze, zawsze będzie na wierzchu, wino zaś, które i bez tego idzie do głowy, poniesie ze sobą każdą cnotliwą substancyą”.

Obecnie za uprawę konopi bez zezwolenia grożą surowe kary. Podobne kary groziły w XVI stuleciu za odmowę ich uprawy. W 1533 r. król Anglii Henryk VIII dostrzegł korzyści płynące z uprawy konopi włóknistych. Wydał wówczas nakaz uprawy rośliny na rzecz rozwoju imperium, nakładając jednocześnie grzywny na rolników niestosujących się do rozporządzenia.

Już przed rokiem 1616 konopie włókniste rosły w Jamestown, pierwszej stałej osadzie angielskich kolonistów w Ameryce Północnej. Tutaj olej uzyskany z konopi był stosowany jako paliwo do lamp, a z włókien robiono tkaniny i takielunek statków. Około 1619 r. Zgromadzenie Virginii nakazało farmerom w koloniach uprawianie konopi włóknistych. Uważa się, że było to pierwsze prawo dotyczące konopi w Nowym Świecie. Do początku XX w. ponad 80 proc. tkanin wykonywano z konopi, a olej konopny był drugim, po tłuszczu wielorybów, paliwem używanym do oświetlania. Nawet Thomas Jefferson i George Washington uprawiali konopie na swoich plantacjach.

Do Ameryki dotarła jednak nie tylko włóknista odmiana konopi. Sam prezydent Abraham Lincoln przyznawał, że palenie fajki „słodkich konopi” i granie na harmonijce ustnej pomogło mu uporać się z presją wojny secesyjnej. Barack Obama w czasie studiów był członkiem „Choom Gang”, grupy chłopców grających w koszykówkę i palących zioło, i tylko Bill Clinton „palił trawę, ale się nie zaciągał”.

Wróg publiczny nr 1

Od początku XX w. palenie marihuany było ściśle związane z muzyką rozrywkową. W latach 20. i 30. kultura jazzu zyskiwała na popularności. W czarnych dzielnicach pojawiały się kluby, w których palono trawę i bawiono się przy dźwiękach muzyki tak odmiennej od tej, do której przyzwyczajeni byli uprzywilejowani biali. Marihuana lub reefer, jak ją wtedy nazywano, trafiała do piosenek. Jedną z pierwszych był legendarny utwór Caba Callowaya z 1933 r. pod tytułem „Reefer Man”. Czarni muzycy nie tylko palili w zaciszu klubów i własnych domów, oni wychwalali to jako coś niezbędnego dla procesu twórczego. Najwięksi twórcy jazzu, tacy jak Luis Armstrong, Duke Ellington, byli nie tylko jej konsumentami, ale też popularyzatorami. Jazz przechodził do głównego nurtu, przełamując granice rasowe. Do klubów coraz częściej trafiały białe dzieci, odkrywając nowy sposób spędzania czasu. Niepokoiło to białe elity. Sytuacja wymagała reakcji. Nie można było pozwolić na mieszanie się białej młodzieży z czarnymi, a muzyka oraz zioło zmniejszały dystans i zyskiwały na popularności.

W odpowiedzi rząd Stanów Zjednoczonych stworzył Federalne Biuro ds. Narkotyków w Departamencie Skarbu USA. Na jego czele stanęła jedna z najbardziej odrażających postaci w historii narkopolityki Harry Anslinger. Ten amerykański polityk zasłynął ze skrajnej wrogości wobec używek innych niż alkohol i papierosy. Nienawidził ich wszystkich, sądził, że niezależnie od tego, czy mowa o opiatach, czy o marihuanie, środki te są równie groźne. Na podstawie jego uprzedzeń powstała koncepcja pokutująca do dziś: edukacja na temat narkotyków jest zła, bo prowadzi do eksperymentów młodzieży. Anslinger swoją nienawiść łączył z rasizmem. Uważał, że marihuana jest niebezpieczna, bo sprawia, że białe kobiety chcą po niej uprawiać seks z czarnoskórymi mężczyznami. Konsekwencją postawienia niebezpiecznego, otumanionego nienawiścią rasową człowieka na czele dobrze opłacanej instytucji rządowej były głębokie rany w świadomości społecznej dotyczącej „trawy”. Zadano je za pomocą broszur, setek artykułów i filmów propagandowych, takich jak np. „Reefer Madness” lub „Assassin of Youth”. Te produkcje przedstawiały zioło jako przyczynę szaleństwa, morderstw, gwałtów i samobójstw. Efektem jego wrogich działań w latach 1930–1937 był Marijuana Tax Act, czyli prawo delegalizujące konopie indyjskie na poziomie federalnym. Prawdziwą propagandą w wykonaniu Anslingera było wykorzystanie w swojej wojnie sprawy Victora Licaty.

16 października 1933 r. w Ybor City na Florydzie 21-letni Licata zmordował siekierą we śnie swoich rodziców, siostrę i dwóch braci. Mimo że chłopak był chory psychicznie, opinia publiczna – pod presją narracji Anslingera – otrzymała wizję Victora działającego pod wpływem uzależnienia od marihuany. Szef policji w Tampie jednoznacznie zaprzeczył wpływowi narkotyków na sprawę, a w dokumentacji medycznej z 3 listopada 1933 r. ze szpitala psychiatrycznego w Chatahoochie na Florydzie nie ma nawet wzmianki o używaniu THC (Tetrahydrokannabinol – substancja psychoaktywna zawarta w konopiach).

La Guardia mówi: sprawdzam

Jednak nie wszyscy dali się wciągnąć w tę sztucznie nakręconą spiralę lęku. Burmistrz Nowego Jorku Fiorello La Guardia od początku był przeciwnikiem delegalizacji konopi. W 1939 r. zlecił New York Academy of Medicine wykonanie badań realnego wpływu palenia „trawki” na zdrowie człowieka. Po pięciu latach otrzymał wyniki, które w 13 głównych punktach miażdżyły propagandę antykonopną. Raport La Guardii kompletnie obala teorię, według której marihuana otwiera drzwi do korzystania z innych narkotyków, takich jak heroina, morfina czy kokaina. Stwierdza również, że marihuana w przeciwieństwie do alkoholu nie powoduje uzależnienia, co wówczas oznaczało uzależnienie fizyczne, a rynek konopi nie powoduje rozrastania się rynków innych narkotyków. Raport uderza również w społeczne podstawy propagandy Anslingera, udowadniając, że spożycie marihuany nie zwiększa ilości popełnianych przestępstw, nie jest popularne wśród młodzieży szkolnej, a jej rynek jest zdecentralizowany i nie odpowiada za niego żadna wielka zorganizowana grupa. Anslinger mścił się, oskarżając o nienaukowość badaczy pracujących przy raporcie. Zakazał badań nad marihuaną bez jego osobistego pozwolenia i prześladował naukowców zaangażowanych w raport aż do 1962 r., kiedy został zdymisjonowany.

Po delegalizacji marihuany rozpoczęto intensywne działania policji mające na celu uderzenie w dostawców, hodowców i zwykłych obywateli. Aresztowano i zniszczono życie tysięcy osób, głównie kolorowych. Nie zatrzymało to jednak fascynacji konopiami. W latach 50. konopie trafiały do coraz szerszego grona odbiorców, szczególnie do związanych z kontrkulturą bitników. Zmienione stany świadomości były jedną z podstaw ich twórczości, a drogą była marihuana. Palenie „zioła” rozszerzyło się z muzyki na inne gałęzie sztuki, takie jak poezja i literatura. Co ważne, spędzanie czasu pod jego wpływem stało się modą nie tylko wśród czarnych, ale też białych intelektualistów.

Prawdziwy zielny szał rozpoczął się jednak wraz z kulturą hippisów. Palenie stało się popularne wśród osób chcących pokoju i miłości, przeciwstawiających się bezsensownej wojnie w Wietnamie. Białe zespoły, takie jak The Doors, Led Zeppelin czy The Beatles, nie ukrywały się z paleniem, a ich muzyka napędzała modę na „zioło”, które jako najbardziej subtelny psychodelik idealnie wpisywało się w fascynacje lat 60. Nie było jednak zarezerwowane tylko dla młodych buntowników – konopie były drugą najpopularniejszą, po alkoholu, używką w szeregach amerykańskiej armii w Wietnamie. Według badania z 1976 r. wśród żołnierzy walczących w latach 1967–1971 było 34 proc. użytkowników konopi indyjskich.

Reakcją amerykańskiego rządu na tak potężny wzrost popularności konopi było rozpoczęcie przez prezydenta Nixona bezwzględnej „wojny z narkotykami”. Główną ideą stojącą za tą koncepcją było usunięcie negatywnych społecznie skutków korzystania z narkotyków poprzez usunięcie narkotyków z przestrzeni publicznej. Wojnę wypowiedziano producentom, handlarzom i użytkownikom. Rękami policji i utworzonej w 1973 r. agencji DEA (Drug Enforcement Administration) prowadzono brutalne zatrzymania, a wysokie wyroki niszczyły życie wielu niewinnych palaczy „trawki”. Polityka ta rozniosła się na inne kraje świata i pochłonęła setki tysięcy ofiar.

Mimo sankcji wśród czarnej społeczności w latach 70. pojawiała się nowa kultura – reggae – która do USA dotarła z Jamajki. To ona najbardziej kojarzy się z paleniem marihuany. W ruchu religijnym Rastafari używanie konopi indyjskich stało się sakramentem. Popularność palenia i brak akceptacji dla używki ze strony instytucji rządowych przekładał się na dyskryminację coraz większej części społeczeństwa. Kontrkultura toczyła nieustanną wojnę o swobodę palenia „zioła” z organami władzy, w której stawką była ich wolność, a często również życie. Akceptacja społeczna dla używki rosła.

Wojna trwa

Rządy prezydentów Geralda Forda oraz Jimmy’ego Cartera odsunęły politykę antynarkotykową na dalszy plan, ale później pojawił się Ronald Reagan, o którym Toni Preckwinkle, przewodnicząca rady hrabstwa Cook, powiedziała, że „ma swoje miejsce w piekle za to, że podczas swojej kadencji prowadził zażartą walkę z narkotykami”. Wielu specjalistów uważa, że jego bezpardonowa „War on Drugs” doprowadziła wprawdzie do zmniejszenia spożycia marihuany, ale ponieważ rynek nie znosi próżni, ten miękki narkotyk szybko został zastąpiony przez silnie uzależniający crack.

Administracja prezydenta George’a W.H. Busha poszła jeszcze dalej. W 1989 r. rząd USA podpisał National Defence Authorization Act, który ustanawiał Pentagon najważniejszą instytucją nadzorującą działania antynarkotykowe. Oznaczało to użycie wojska w operacjach antynarkotykowych. Otwartym pozostaje pytanie: czy więcej śmiertelnych ofiar mają na swoim koncie narkotyki, czy wojna z nimi?

Pod koniec lat 90. środowiska związane z czarnym rapem weszły do popkultury z pakietem fascynacji marihuaną opartym na wcześniejszych afroamerykańskich ruchach kulturowych. Była dla nich niezbędna dla procesu twórczego, była środkiem do poszerzania świadomości i duchowym przeżyciem. Rap kompilował wcześniejsze tendencje, dodając do nich cały pakiet rozczarowania systemem. Opierał się na tym, co w hip-hopie najważniejsze, czyli na własnych przeżyciach i obserwacjach. Raperzy widzieli policyjną przemoc. Mieli wśród rodzin i przyjaciół osoby zamknięte w więzieniach, którym niszczono życie w imię walki z „niegroźnym kwiatem”. Ich gniew, rosnąca popularność rapu, zaangażowanie i niewyobrażalne wcześniej poparcie sprawiły, że lecznicza marihuana jest dziś legalna w 35 stanach, a jej rekreacyjne użycie w kolejnych 15. I tylko włókien szkoda, które przegrały z lobby producentów tkanin syntetycznych i drwali wycinających lasy na papier.

Od lewej: Charles Sharman, Harry Anslinger (szef Federalnego Biura ds. Narkotyków w Departamencie Sk

Od lewej: Charles Sharman, Harry Anslinger (szef Federalnego Biura ds. Narkotyków w Departamencie Skarbu USA) i Stephen B. Gibbons debatują nad Marijuana Tax Act, 1937 r.

Granger Collection/be&w

Rysunek przedstawia konopię siewną. Do rodziny konopiowatych należą także tzw. konopie indyjskie ora

Rysunek przedstawia konopię siewną. Do rodziny konopiowatych należą także tzw. konopie indyjskie oraz konopie dzikie

Hein Nouwens/shutterstock

4 lipca 1776 r. w Filadelfii podczas II Kongresu Kontynentalnego ogłoszono: „Uważamy te prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi, że zostali obdarzeni przez swego Stwórcę niezbywalnymi prawami, takimi jak prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”. Słowa te zostały spisane w jednym z najważniejszych dokumentów w historii Stanów Zjednoczonych – Deklaracji niepodległości.

Tekst deklaracji ułożył Thomas Jefferson, nawiązując do poglądów innych myślicieli oświecenia, w szczególności Johna Locke’a. Współautorami byli John Adams i Benjamin Franklin. Ten akt prawny uzasadniał prawo Trzynastu Kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej do wolności i niezależności od króla Wielkiej Brytanii Jerzego III. Deklaracja niepodległości Stanów Zjednoczonych była początkiem wielkiego eksperymentu dziejowego, pierwszą zapowiedzią zbudowania państwa na zasadach liberalnej filozofii oświecenia. Ten jeden z najważniejszych dokumentów w historii Stanów Zjednoczonych, bez wątpienia mających wpływ na współczesne prawodawstwo demokratycznego świata, został spisany na papierze wykonanym z rośliny, bez której być może nie byłoby wielkich odkryć geograficznych. Na tym samym papierze została wydrukowana Biblia Gutenberga i Biblia Króla Jakuba. To tej roślinie zawdzięczamy spodnie Levi Straussa. W medycynie od wieków używano jej w leczeniu bólu, wspomaganiu gojenia ran, na poprawę apetytu czy wywoływaniu laktacji. Była także używana (i jest do dziś) w misteriach religijnych. Tą rośliną są znienawidzone przez służby antynarkotykowe całego świata – za ich rekreacyjne używanie przez setki milionów ludzi – konopie.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie