Okradanie natury

Prognostycy, futuryści i analitycy wszystkich specjalności powtarzają niestrudzenie, do znudzenia, że to, co wydarza się dziś, wpłynie na kształt świata w przyszłości. Stwierdzenie to stało się już komunałem, jednak archeologia – równie niestrudzenie – dostarcza dowodów na słuszność tego stwierdzenia.

Publikacja: 26.05.2022 18:09

Okradanie natury

Foto: Adobe stock

Bardzo modne ostatnio pojęcie, odmieniane przez wszystkie przypadki, to „ślad węglowy”. Tym mianem określa się całkowitą sumę emisji gazów cieplarnianych wywołaną bezpośrednio lub pośrednio przez jakąś osobę, organizację, wydarzenie bądź produkt. Ślad ten obejmuje emisje dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu itd. Aby łatwiej móc zrozumieć, „w czym rzecz”, przyjęto wyrażanie wielkość tego śladu w ekwiwalencie dwutlenku węgla, podobnie jak siłę wybuchu wyraża się w ekwiwalencie trotylu. A zatem wieprzowina, wołowina, jagnięcina, drób – jednym słowem mięso – też mają swój ślad węglowy. Zresztą nie tylko mięso, lecz wszystko, co trafia do rondla i na talerz.

Badania naukowe wykazały, że nawyki żywieniowe wpływają bezpośrednio na środowisko naturalne. Według nich ślad węglowy pozostawiany przez weganina to 2,5 kilograma dwutlenku węgla, przez wegetarianina – 3,2 kilograma, przez konsumenta mięsa (100 gramów dziennie) – 7 kilogramów CO2. Im większy ślad węglowy, tym gorzej dla środowiska naturalnego. Dlatego publicyści (bynajmniej nie sensaci czy „nawiedzeni” ekolodzy) alarmują we wszystkich rodzajach mediów: „Mięsożercy zniszczą świat”, „Ślad węglowy w lodówce”, „Klimatyczny ślad kotleta”, „Mięso i nabiał trują coraz bardziej”.

Ale kiedy i gdzie to się zaczęło? Bo przecież nie w epoce lodowej: jaskiniowiec jadał tylko dziczyznę, a jej ślad węglowy był taki, jaki wytworzyła matka natura pozostawiona sama sobie, jaskiniowiec nie ingerował w produkcję żywności ani roślin, ani mięsa. To stało się, gdy pojawiła się hodowla.

„Hodowla stanowiła jedną z pierwszych form własności wspólnej lub prywatnej, czyli okradania natury” – zauważa Maguelonne Toussaint-Samat w książce „Historia naturalna i moralna jedzenia”. Wiele kwestii dotyczących pradziejów budzi kontrowersje. Na jakim kontynencie pojawił się gatunek homo? Kiedy homo sapiens opuścił Afrykę? Dlaczego wymarli neandertalczycy? Spornych kwestii jest wiele, ale jedno wydawało się nie ulegać wątpliwości: udomowienie zwierząt, czyli produkcja mięsa i pozostawianie nienaturalnie dużego mięsnego śladu węglowego dokonało się na Bliskim Wschodzie.

Ale naukowcy są jak dzieci w piaskownicy, lubią psuć zamki zbudowane przez innych, lubią podważać hipotezy i pewniki ogłaszane przez innych badaczy. Tym razem w tej roli wystąpili polscy badacze z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk (poinformował o tym serwis PAP Nauka w Polsce). Penetrowali rejon środkowego Nilu w Sudanie i  natrafili tam na ślady bytowania ludzi sprzed 10 000 lat. Na stanowisku archeologicznym stwierdzili obecność kości udomowionego bydła. Skąd się tam wzięło tak wcześnie? Przecież 10 000 lat temu dopiero je udomowiano we wschodniej części Morza Śródziemnego, może w Anatolii, może w Mezopotamii? Odpowiedź jest prosta: „Z własnego chowu”.

„Grupa tamtych ludzi znała już naczynia ceramiczne, rozcierała na żarnach ziarna zbóż. Jednak nadal polowali na dzikie zwierzęta sawannowe, z jednym jedynym wyjątkiem – bydłem turopodobnym na wczesnym etapie udomowienia” – wyjaśnia dr hab. Marta Osypińska. A zatem do udomowienia doszło lokalnie, ex oriente lux, w przypadku wołowiny, jest prawdą tylko po części. Archeolodzy i archeozoolodzy będą teraz ustalali szczegółowo, jak dawno miało to miejsce, z dokładnością do dekady, oraz jaki dziki gatunek był przodkiem udomowionego w Sudanie bydła.

Jest to ze wszech miar interesujące, ale odkrycie polskich badaczy stwarza znakomitą okazję do zreflektowania się, jak bardzo w ciągu 10 000 lat, jakie upłynęły od udomowienia zwierząt, obojętnie gdzie, mięso jako takie wrosło we wszystkie kultury świata. Żeby się trzymać tylko naszej tradycji i języka oraz profesora Jerzego Bralczyka (książka „Jeść!!!”, BOSZ, Olszanica 2014): „Słowo »mięso« dla wielu oznacza coś konkretnego, nawet jeśli mówimy o sferze abstrakcji, ta metafora działa na przykład w odniesieniu do tekstów: wtedy myślimy o faktach, danych, mocnych tezach, nie o jakimś tam bla-bla. A »rzucanie mięsem« to używanie słów przesadnie mocnych, wyrazistych. Jeśli coś jest »mięsiste«, to charakteryzuje się jędrnością, solidnością”.

Bardzo modne ostatnio pojęcie, odmieniane przez wszystkie przypadki, to „ślad węglowy”. Tym mianem określa się całkowitą sumę emisji gazów cieplarnianych wywołaną bezpośrednio lub pośrednio przez jakąś osobę, organizację, wydarzenie bądź produkt. Ślad ten obejmuje emisje dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu itd. Aby łatwiej móc zrozumieć, „w czym rzecz”, przyjęto wyrażanie wielkość tego śladu w ekwiwalencie dwutlenku węgla, podobnie jak siłę wybuchu wyraża się w ekwiwalencie trotylu. A zatem wieprzowina, wołowina, jagnięcina, drób – jednym słowem mięso – też mają swój ślad węglowy. Zresztą nie tylko mięso, lecz wszystko, co trafia do rondla i na talerz.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie