Jan Ciszewski miał umiejętność, która dziś przechodzi niestety do lamusa – opisując widowiska sportowe, dla zbudowania odpowiedniego napięcia nie musiał cały czas krzyczeć. Niekiedy ściszał głos, czasem ograniczał się tylko do wymienienia nazwiska podającego lub przejmującego podanie piłkarza, ale myliłby się ten, kto sądziłby, że jego komentarz prowadzony był bez emocji. Było wręcz przeciwnie! Gdy sytuacja tego wymagała, zmieniał diametralnie intonację, tempo wypowiedzi. Jego słownictwo było przy tym proste – nie silił się na skomplikowane sformułowania czy dogłębne analizy danego zagrania. I co niezwykle istotne, nieobca mu była sztuka stosowania czytelnych synonimów.
Mecz Polska–Włochy
Jest 23 czerwca 1974 r., Stuttgart. Mecz Polska–Włochy. Polacy mają już zapewniony awans do drugiej fazy mistrzostw świata, ale nie zamierzają oszczędzać Włochów. Trzydziesta dziewiąta minuta gry.
Ciszewski emanował wówczas takim szczęściem, że pozytywne fluidy, które wysyłał z Niemiec, ogarniały całą Polskę.
– Szymanowski na prawo ucieka... Kasperczak nadal… Znakomite zagranie. Szarmach główką, gol! Wspaniała akcja, proszę państwa! – krzyczy Jan Ciszewski. A po chwili dokonuje swoistej wiwisekcji bramkowej akcji Polaków. Mówi:
– Kapitalne było to zagranie. To uśpienie Włochów w środkowej części boiska. Potem jeszcze ta narkoza w okolicach ich pola karnego…