Pod Arsenał po wolność

Rozmowa z Anną Roczkowską, autorką książek o żołnierzach batalionu „Zośka” oraz członkinią Zarządu Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu „Zośka” i „Parasol”.

Publikacja: 24.03.2022 17:54

Kadr z filmu „Akcja pod Arsenałem” (1977 r.) w reż. Jana Łomnickiego

Kadr z filmu „Akcja pod Arsenałem” (1977 r.) w reż. Jana Łomnickiego

Foto: archiwum Filmu / Forum

79. rocznica akcji pod Arsenałem, która przypada 26 marca, przypomina o tym bezprecedensowym akcie zbrojnym Polskiego Państwa Podziemnego, który wstrząsnął wówczas zarówno zgnębionym polskim społeczeństwem, jak i niemieckim okupantem. Co tak wyraźny sygnał rosnącej aktywności polskiego ruchu oporu oznaczał dla obu stron konfliktu?

Przede wszystkim Polacy pokazali Niemcom swoją zdecydowaną dezaprobatę wobec ich bezwzględnych działań i ograniczeń wprowadzanych stopniowo w Warszawie i w innych polskich miastach. Otwarcie sprzeciwiono się także coraz większemu okrucieństwu okupanta, jak chociażby sposobom prowadzenia przesłuchań aresztowanych, które odbywały się w siedzibie Gestapo w al. Szucha czy w więzieniu na Pawiaku. Młodzi ludzie przeciwstawiali się zbrodniom od samego początku wojny: pierwotnie w ramach organizacji „Wawer” i służby w małym sabotażu. Jednak akcje takie jak wybijanie szyb w niemieckich sklepach, gdzie wystawiane były fotografie żołnierzy niemieckich, czy też gazowanie kin i malowanie znaków Polski Walczącej na murach i pomnikach Warszawy w pewnym momencie już nie wystarczały. Akcja pod Arsenałem, zwana też „Meksyk II”, była pierwszą tego typu akcją zbrojną w okupowanej Warszawie, którą zaplanowali i przeprowadzili niedoświadczeni wówczas w walce młodzi żołnierze z Szarych Szeregów. Z kolei dla Niemców na pewno była sygnałem, że w Polsce nie będzie tak łatwo jak w innych okupowanych krajach i trzeba się liczyć ze zdecydowanym oporem oraz siłą Polaków, którzy nie przestaną walczyć o swoją godność i wolność. Bez względu na wszystko.

Głównym celem akcji było odbicie z rąk Gestapo podharcmistrza Jana Bytnara „Rudego”. W świadomości społecznej funkcjonuje on jako wielka postać warszawskiego ruchu oporu oraz jeden z głównych bohaterów książki „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Janek musiał być kimś niezwykle ważnym dla przyjaciół z oddziału, skoro zdecydowano się na organizację zbrojnej akcji uwolnienia go. Powszechnie było przecież wiadomo, jak wielkie ryzyko towarzyszy takiemu przedsięwzięciu. Jakie czynniki ostatecznie zdecydowały, że dowódcy zdeterminowanej młodzieży wyrazili zgodę na tę akcję?

Na pewno w tym przypadku była to nieustępliwość Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, najbliższego przyjaciela „Rudego”, który już w trzy godziny po aresztowaniu Jana Bytnara zwołał alarmowo zbiórkę i zaczął opracowywać plan jego odbicia. „Zośka” w każdy możliwy sposób starał się przekonać swoich przełożonych, że „Rudego” nie można zostawić i że trzeba go odbić, bo jako dowódca hufca „Południe” warszawskich Grup Szturmowych jest dla oddziału kimś bardzo cennym oraz ważnym. Nie tylko jako dowódca, ale też jako kolega i przyjaciel. Niemcy też zdawali sobie z tego sprawę, dlatego tak szybko rozpoczęli brutalne śledztwo i katowanie Janka. Jednak decydującą rolę w wyrażeniu zgody na przeprowadzenie akcji miał naczelnik Szarych Szeregów Florian Marciniak, który znał chłopców osobiście. Wiedział, jakie uczucia zawładnęły całym oddziałem, i to właśnie dzięki jego wpływom i argumentacji udało się przekonać „górę” do podjęcia decyzji o odbiciu „Rudego” pod Arsenałem oraz realizacji planu opracowanego przez „Zośkę”.

Akcja pod Arsenałem była nie tylko niepowtarzalnym świadectwem braterstwa, ale też misternie opracowanym planem dywersyjnym. Czy w kolejnych akcjach wzorowano się na zastosowanych wówczas metodach?

Z pewnością wyciągnięto wnioski z błędów, które wówczas popełniono. Tak jak robiono to po każdej przeprowadzonej akcji. Nie wszystkie błędy dało się jednak przewidzieć i nie wszystkim dało się zapobiec. Po akcji odbicia Janka Bytnara z odniesionych ran umarło przecież dwóch chłopców, którzy brali w niej udział. Był to m.in. Maciej Aleksy Dawidowski, ps. Alek, który już w czasie odwrotu ulicą Długą w kierunku Starego Miasta dostał postrzał w brzuch od jednego z wychodzących z budynku urzędników niemieckich.

Każda kolejna akcja zbrojna była dla chłopaków z „Zośki” czy „Parasola” doświadczeniem, z którego wyciągali wnioski i na którym się uczyli. Starali się potem powielać tylko dobre wzorce. Kolejne akcje czasem się udawały, a czasem nie, jak choćby ta przeprowadzona wkrótce po Arsenale, w czerwcu 1943 r., pod Czarnocinem, polegająca na wysadzeniu niemieckiego pociągu z amunicją. Była to jedna z najbardziej pechowych i przynoszących straty akcji, w której dowodził Tadeusz Zawadzki „Zośka”.

Miejsce akcji pod Arsenałem, położone tuż obok getta, było szczególnie trudnym punktem prowadzenia działań zbrojnych ze względu na bliską obecność licznych posterunków niemieckich. Olbrzymią rolę odgrywał więc czas akcji, który powinien być jak najkrótszy. Czy przez 15 minut jej trwania wszystko potoczyło się zgodnie z planem, czy też nastąpiły okoliczności nieprzewidziane wcześniej przez konspiratorów?

Tak jak już wcześniej wspominałam, nie wszystko poszło zgodnie z planem. W ostatniej chwili, kiedy żołnierzom ukazała się nadjeżdżająca od ulicy Bielańskiej więźniarka, z bramy pobliskiego budynku wyszedł granatowy policjant. Doszło do wymiany strzałów z „Zośką”, w wyniku których ranny policjant upadł. Leżąc jednak na ziemi, oddał kilka strzałów w kierunku już atakujących samochód harcerzy. Jeden z tych strzałów okazał się śmiertelny dla Tadeusza Krzyżewicza „Buzdygana”, członka sekcji „Sten I”. Prawdopodobnie ta wymiana strzałów „Zośki” z policjantem spowodowała, że ciężarówka z więźniami, zamiast skręcić w ulicę Nalewki, pojechała dalej prosto ulicą Długą. Tu pod filarami Arsenału nastąpiło jej zatrzymanie poprzez obrzucenie szoferki butelkami z benzyną. Następnie Jerzemu Gawinowi „Słoniowi” zaciął się sten i doszło do chwilowego zatrzymania akcji. Impas przełamał „Zośka”, który odbezpieczył „Słoniowi” broń i poprowadził chłopaków do ostatecznego szturmu zakończonego pełnym sukcesem. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, w jak krytycznym stanie był „Rudy”, który jako ostatni wyczołgał się z więźniarki. Niestety, w czasie odwrotu w ręce Niemców dostał się Hubert Lenk „Hubert”, a „Alek” został w ostatniej chwili ciężko ranny.

Zamilknięcie strzałów pod Arsenałem nie oznaczało końca dramatów będących pokłosiem akcji. Trzeba było udzielić natychmiastowej pomocy medycznej skatowanemu Jankowi oraz rannym „Alkowi” Dawidowskiemu i Tadeuszowi Krzyżewiczowi. Nie było to łatwe ze względu na konsekwencje grożące personelowi medycznemu za wspieranie członków ruchu oporu. Jak przebiegała ta pilna akcja ratunkowa?

„Zośka” zawiózł Janka Bytnara przygotowanym samochodem najpierw do domu Stefana Mirowskiego przy ul. Ursynowskiej 46/48, gdzie zorganizowany był sanitariat na potrzeby akcji. Wieczorem, leżącego w kocu, przeniesiono go do domu prof. Gustawa Wuttke – nauczyciela geografii z Liceum im. Batorego, który uczył niegdyś chłopców – przy ul. Kazimierzowskiej 15. Tutaj czuwali przy nim najbliżsi przyjaciele. Tutaj przyszła zobaczyć go po raz ostatni matka, Zdzisława Bytnarowa, słynna „Matula Polskich Harcerzy”. W końcu Janek, po wielu żmudnych zabiegach przyjaciół, trafił do szpitala. Z kolei „Alek” Dawidowski został ewakuowany przypadkowo zatrzymanym niemieckim samochodem, za którym w pościg ruszyła ciężarówka Wehrmachtu. Podczas ucieczki ranny „Alek” zdołał jeszcze przez uchylone drzwi auta rzucić w kierunku Niemców granat, co umożliwiło chłopcom bezpieczny odwrót. Początkowo na własną prośbę został przewieziony do mieszkania swojego przyjaciela Andrzeja Zawadowskiego na Żoliborz. Dopiero gdy okazało się, że rana postrzałowa jest bardzo poważna i wymaga natychmiastowej interwencji chirurgicznej, „Alek” został przewieziony do Szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej. Zmarł 30 marca 1943 r. Tego samego dnia w Szpitalu Wolskim przy ul. Płockiej 26 odszedł Jan Bytnar „Rudy”.

Janek Bytnar zmarł w wieku zaledwie 21 lat. Dla całych pokoleń Polaków, a zwłaszcza harcerzy, stał się symbolem i wzorem do naśladowania. Pomimo tak młodego wieku zdążył bowiem dokonać wielu heroicznych czynów w walce z okupantem. Która z akcji z udziałem Janka wywarła na pani szczególne wrażenie?

Jeszcze z lektury „Kamieni na szaniec” pamiętam akcję uliczną przeprowadzaną przez Szare Szeregi 3 maja, która polegała na manifestacji barw narodowych. „Rudy” konkurował w tej akcji z „Alkiem”. Dawidowski biało-czerwone flagi zarzucał na druty tramwajowe i latarnie elektryczne. Z kolei „Rudy” zdobył znanym tylko sobie sposobem klucze do latarni, które dorobił i rozdał kolegom. Razem z nimi pospuszczał i przymocował do latarni zrolowane chorągiewki, które owinięte były papierem z wystającymi z niego nitkami. Na drugi dzień, w Święto Narodowe Trzeciego Maja, „Rudy”, idąc ulicą, pociągał za zwisające sznurki z latarni i rozwijał wszystkie chorągiewki, prezentując je w pełnej biało-czerwonej krasie. Ponadto malowanie niezliczonej ilości kotwic i innych znaków mających ośmieszyć zarządzenia władz okupacyjnych oraz poprawić nastroje wśród warszawiaków – to też dzieło „Rudego”. Do dzisiaj niedaleko miejsca zamieszkania „Rudego” przy ul. Niepodległości (róg ul. Ligockiej) istnieje znak szubienicy z wiszącą na niej swastyką, o którym domniemywa się, że został namalowany przez „Rudego”.

W 2010 r. z inicjatywy Tymoteusza Duchowskiego „Motka”, komendanta warszawskiego oddziału Szarych Szeregów, odsłonięty został na cokole pomnika Lotnika odwzorowany znak Polski Walczącej, który Janek za pomocą specjalnie przygotowanej przez siebie „wędki” namalował wiosną 1942 r.

Bilans akcji pod Arsenałem był tragiczny. Zmarł skatowany „Rudy” i jego ranni przyjaciele, a ujęty przez Niemców Hubert Lenk został zamordowany. W ramach odwetu rozstrzelano 140 więźniów Pawiaka. Pomimo tej okrutnej rzeczywistości żołnierze batalionu „Zośka” nigdy nie zwątpili w sens tego bohaterskiego przedsięwzięcia. Mieli bowiem świadomość, że dzięki ich poświęceniu Janek mógł odejść z godnością, otoczony bliskimi ludźmi. A skąd, pani zdaniem, brało się głębokie przeświadczenie o słuszności tak brzemiennej w skutki decyzji?

Brało się ono z wychowania, z domu, z wartości, które rodzice przekazywali swoim dzieciom, a nauczyciele wpajali uczniom w szkołach. Było to pierwsze pokolenie Polaków urodzone w wolnym kraju, po 123 latach zaborów, które wychowane zostało w duchu patriotyzmu i umiłowania swojej ojczyzny. Dużo nas ta wolność przecież kosztowała. Już w styczniu 1939 r. z okazji kolejnej rocznicy wybuchu powstania styczniowego do Andrzeja i Janka Romockich – późniejszych powstańców warszawskich, młodszych kolegów „Rudego”, „Alka” i „Zośki” – pisał ich ojciec Paweł (major Wojska Polskiego i poseł na Sejm II RP): „Wasz Ojciec i Wasz Dziad, i Wasi Pradziadowie zostawili na Waszych ramionach służbę Rzeczypospolitej. Tak jak chlubą moją jest przodków moich służba, tak Waszą chlubą i Waszą dumą winno być przeświadczenie, że należycie do narodu zawsze gotowego dla idealnych chociażby konieczności patriotycznych siebie poświęcić (…). Jesteście z rodu rycerzy zrosłych wszystkimi fibrami serca z Rzeczpospolitą i jej sprawami i tego ducha szlachetnego macie obowiązek kultywować przede wszystkim w sobie (…)”. I takie rzeczywiście było całe pokolenie Kolumbów, dla których pamięć, wolność, ojczyzna, przyjaźń i rodzina miały pierwszorzędne znaczenie. Oni byli w stanie wiele dla nich poświęcić, wierząc, że tak trzeba, że ich walka, nawet zakończona śmiercią, nie pójdzie na marne i przyniesie coś wartościowego kolejnym pokoleniom. Dlatego nasza pamięć o nich jest dziś tak ważna.

Anna Roczkowska

Anna Roczkowska

Archiwum Prywatne

Jan Roman Bytnar „Rudy” pomimo odbicia go przez kolegów zmarł 30 marca 1943 r.

Jan Roman Bytnar „Rudy” pomimo odbicia go przez kolegów zmarł 30 marca 1943 r.

Alamy Stock Photo/BEW

Maciej Aleksy Dawidowski „Alek” zmarł od ran odniesionych w akcji pod Arsenałem

Maciej Aleksy Dawidowski „Alek” zmarł od ran odniesionych w akcji pod Arsenałem

Krzysztof Chojnacki / East News

79. rocznica akcji pod Arsenałem, która przypada 26 marca, przypomina o tym bezprecedensowym akcie zbrojnym Polskiego Państwa Podziemnego, który wstrząsnął wówczas zarówno zgnębionym polskim społeczeństwem, jak i niemieckim okupantem. Co tak wyraźny sygnał rosnącej aktywności polskiego ruchu oporu oznaczał dla obu stron konfliktu?

Przede wszystkim Polacy pokazali Niemcom swoją zdecydowaną dezaprobatę wobec ich bezwzględnych działań i ograniczeń wprowadzanych stopniowo w Warszawie i w innych polskich miastach. Otwarcie sprzeciwiono się także coraz większemu okrucieństwu okupanta, jak chociażby sposobom prowadzenia przesłuchań aresztowanych, które odbywały się w siedzibie Gestapo w al. Szucha czy w więzieniu na Pawiaku. Młodzi ludzie przeciwstawiali się zbrodniom od samego początku wojny: pierwotnie w ramach organizacji „Wawer” i służby w małym sabotażu. Jednak akcje takie jak wybijanie szyb w niemieckich sklepach, gdzie wystawiane były fotografie żołnierzy niemieckich, czy też gazowanie kin i malowanie znaków Polski Walczącej na murach i pomnikach Warszawy w pewnym momencie już nie wystarczały. Akcja pod Arsenałem, zwana też „Meksyk II”, była pierwszą tego typu akcją zbrojną w okupowanej Warszawie, którą zaplanowali i przeprowadzili niedoświadczeni wówczas w walce młodzi żołnierze z Szarych Szeregów. Z kolei dla Niemców na pewno była sygnałem, że w Polsce nie będzie tak łatwo jak w innych okupowanych krajach i trzeba się liczyć ze zdecydowanym oporem oraz siłą Polaków, którzy nie przestaną walczyć o swoją godność i wolność. Bez względu na wszystko.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma