Mieszkańcy 13 ubogich i zacofanych kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej zbuntowali się przeciw ograniczaniu ich autonomii i grabieżczej polityce fiskalnej Imperium Brytyjskiego. W amerykańskich podręcznikach ten bunt jest przedstawiany jako walka o wolność i demokrację. Tymczasem ani demokracja jako forma sprawowania władzy, ani wolność jako święte prawo jednostki nigdy nie zostały osiągnięte. Benjamin Franklin, wielki myśliciel, mason i jeden z pięciu autorów proklamowanej 4 lipca 1776 r. Deklaracji Niepodległości, uważał nawet, że demokracja i wolność stoją w jawnej sprzeczności. Mawiał: „Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik tego głosowania!".

Ale czy w ogóle można było mówić o wolności, skoro na początku XIX w. na 4 mln mieszkańców USA aż 20 proc. stanowili czarnoskórzy niewolnicy? Rewolucja, która programowo odrzuciła feudalny podział klasowy, stworzyła na jego miejsce własny system kastowy. Społeczeństwo amerykańskie podzieliło się pod względem rasowym, kulturowym, religijnym i majątkowym. Abraham Lincoln doszedł do wniosku, że ,,świat nig­dy nie zna­lazł dob­rej de­finic­ji dla słowa wolność". Wolność kończyła się bowiem tam, gdzie plantatorzy z Południa postulowali utrzymanie niewolnictwa, a jednocześnie także tam, gdzie unioniści karali zbuntowanych konfederatów za ich styl życia. Wolność okazała się mrzonką, kiedy rząd federalny systematycznie poszerzał swoje prerogatywy kosztem praw poszczególnych stanów, a ekspansjonizm zastąpił w polityce zagranicznej zasadę izolacjonizmu wyrażoną w doktrynie Monroe'a. Potem było już tylko gorzej, ponieważ – jak stwierdził drugi prezydent USA John Adams – „wolność raz utracona jest utracona na zawsze".

Współczesna Ameryka niczym nie przypomina wizji ojców założycieli. Jak zareagowałoby pięciu autorów Deklaracji Niepodległości, słysząc wypowiedź Williama Binneya, byłego pracownika Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), który ujawnił, że ,,władze gromadzą informacje na temat każdego i na podstawie tych informacji mogą każdego inwigilować"? Co powiedziałby Thomas Jefferson, John Quincy Adams czy James Monroe, widząc amerykańskie czołgi przemierzające pustynie Bliskiego Wschodu czy Afganistanu?

240. rocznica proklamacji niepodległości USA skłania do postawienia pytania, czy takiego państwa, jakim są dziś Stany Zjednoczone, chcieli jego twórcy. Na ile amerykański sen pozostał tylko marzeniem, a na ile spełniła się zawarta w Deklaracji Niepodległości obietnica ustanowienia narodu ludzi wolnych i szczęśliwych.

Współcześni Amerykanie zdają się zapominać, że mieszkańcy 13 kolonii wypowiedzieli posłuszeństwo królowi Jerzemu III głównie z przyczyn ekonomicznych. Koloniści zbuntowali się z powodu wysokich podatków, ceł i ograniczeń wolnego handlu. Po 240 latach amerykańskie podatki są jednymi z najwyższych na świecie, tamtejsze firmy wyprowadzają kapitał za granicę, a dług narodowy przekroczył 19 bln dolarów. Amerykanie zapomnieli przestrogę Johna Adamsa, że „są dwa sposoby na podbicie i zniewolenie narodu: miecz albo dług".