Stefania Grodzieńska: Królowa polskiej satyry

Stefania Grodzieńska swoją przygodę ze światem artystycznym rozpoczęła od występów w kabarecie jako tancerka, ale po wojnie przez dziesięciolecia głównie pisała – teksty dowcipne i inteligentne – dla teatrów, prasy, radia i telewizji.

Aktualizacja: 14.01.2021 17:25 Publikacja: 14.01.2021 16:03

Jerzy Duszyński, Stefania Grodzieńska i Jerzy Pietraszkiewicz w programie „Diabli nadali”. Teatr Sat

Jerzy Duszyński, Stefania Grodzieńska i Jerzy Pietraszkiewicz w programie „Diabli nadali”. Teatr Satyryków Syrena na tournée po Czechosłowacji, październik 1955 r.

Foto: Archiwum Stefanii Grodzieńskiej/East News

Mimo że swoje liczne książki – zbiory felietonów, satyr czy skeczy – podpisywała jako Stefania Grodzieńska, to nie należy zapominać, że od 1937 r. nazywała się Grodzieńska-Jurandot. I że to właśnie Jerzy Jurandot, poeta, dramaturg i autor tekstów piosenek, nakłonił żonę do pisania. Byli małżeństwem 42 lata, aż do śmierci Jurandota w 1979 r., a ich związek z pewnością można zaliczyć do bardzo udanych, ich życie bowiem przepełniały: miłość, szacunek i wspólna fascynacja słowem. Stefania wyspecjalizowała się w ironicznym i przenikliwym ujęciu relacji damsko-męskich, a za „broń" służyły jej groteska, purnonsens, abstrakcyjny żart, choć nieobce jej były także teksty poważne, jak choćby zbiór wierszy „Dzieci getta", które w 1949 r. wydał PIW, a które Grodzieńska opublikowała pod pseudonimem Stefania Ney – nieprzypadkowym, ponieważ „Ney" to było panieńskie nazwisko jej matki.

„Emigranckie dziecko"

Tak sama siebie określała, a właściwie zaliczała do grona tych dzieci, których los determinowały przełomowe wydarzenia w dziejach Europy. Stefania Nina Grodzieńska urodziła się 2 września 1914 r. w Łodzi – kilka tygodni wcześniej rozpoczęła się Wielka Wojna. Poczęta została jednak w Genewie, gdzie jej matka jako młodziutka studentka poślubiła obywatela Szwajcarii, wykładowcę na genewskim uniwersytecie. Związek ten nie należał do udanych, skoro 18-letnia Eleonora w dziewiątym miesiącu ciąży zdecydowała się dotrzeć do swojej rodziny w Łodzi, gdzie urodziła córkę. W krótkim czasie, z niemowlęciem przy piersi, wyjechała do Moskwy, a tam powtórnie wyszła za mąż – tym razem za zrusyfikowanego Litwina. Mała Stefcia zdążyła zachwycić się rosyjskim baletem, zwłaszcza primabaleriną Jekateriną Geltzer. Jako niespełna trzylatka rozpoczęła naukę tańca, ale po wybuchu rewolucji październikowej rodzina „błąkała się po Europie, co parę lat osiedlając się w innym kraju" (Stefania Grodzieńska, „Wspomnienia chałturzystki"). Stefcia trafiła wreszcie do swych dziadków w Łodzi, a po latach w zbeletryzowanych „Wspomnieniach..." zapisała: „Tu po raz pierwszy przygarnięto z sercem mnie dziesięcioletnią, potwornie samodzielną i nieufną, mówiącą swoistym esperantem, będącym rosyjsko-francusko-niemiecką mieszaniną. W Łodzi rzucono mnie od razu na szerokie wody, posyłając do polskiej szkoły" (ukończyła Żeńskie Gimnazjum Janiny Pryssewiczówny). Odskocznią od codziennych trosk stały się lekcje baletu, które w szkole Ireny Prusickiej zafundował jej dziadek.

Po latach nie czyniła rodzicielce wyrzutów o odesłanie jej do dziadków, przeciwnie – wyrażała się o niej z wielkim szacunkiem: „Nigdy w życiu nie znałam osoby równie czarującej, łączącej łagodność z poczuciem humoru, urodę z inteligencją, lekkomyślność z wykształceniem, radość życia w najgorszych okolicznościach z nostalgią w najlepszych. Moja matka wyglądała na małą niezaradną kruszynkę, a w czasie swego niedługiego i bardzo ciężkiego życia była krawcową, modystką, urzędniczką w biurze adwokackim, przewodniczką po muzeach paryskich z Luwrem na czele, nauczycielką trzech języków, tłumaczką z pięciu języków, ale sława jej w łacińskiej dzielnicy Paryża zbudowana została na niskich cenach, które pobierała za nielegalne reperowanie garderoby najbiedniejszym studentom" (cyt. jak wyżej). Mimo finansowych problemów od czasu do czasu odwiedzała dorastającą córkę. Gdy Stefania osiągnęła pełnoletniość, przeprowadziła się do Warszawy.

Cyrulik Warszawski i nie tylko

Choć miała wykształcenie baletowe, to zawodową karierę rozpoczynała jako girlsa tańcząca w warszawskich rewiach, tak popularnych w przedwojennej stolicy. Występowała w Teatrze Cyganeria i Teatrze Kameralnym. Została także modelką Domu Mody Herse. Aż wreszcie dostała angaż w Cyruliku Warszawskim, gdzie dyrektorem artystycznym był owiany sławą Fryderyk Járosy (notabene w 1988 r. Grodzieńska wydała poświęconą mu książkę – „Urodził go »Niebieski Ptak«"). We „Wspomnieniach chałturzystki" opisała ich pierwsze spotkanie: na wieść, że została przyjęta do zespołu Cyrulika, powiedziała dyrektorowi, by ją kopnął, bo nie wierzy w swoje szczęście. Ten miał odpowiedzieć: „Nie zajmuję się w tym teatrze pracami fizycznymi, od tego są maszyniści – huknął gniewnie Járosy i zawołał w kierunku sceny: – Panie Ressau! Jak pan przyszprajsuje tę zastawkę, to niech pan kopnie nową artystkę!".

Wyróżniała się w tłumie girls – wszystkie jej koleżanki były wysokimi blondynkami, ona zaś miała drobną figurę i ciemne włosy, które w czasie występów zakrywała peruką w kolorze blond. Ale w 1937 r., w czasie prób do programu „Słońce", na scenie Cyrulika wypatrzył ją Jerzy Jurandot, zaledwie trzy lata od niej starszy, lecz już uznany autor skeczy i tekstów piosenek.

W filmie dokumentalnym z 2008 r. „Szarpió Afrykańskie" (tak nazywał Stefanię Fryderyk Járosy) 93-letnia Grodzieńska z typowym dla siebie wdziękiem wspominała, jak Jerzy Jurandot jej się oświadczył. Otóż wydał właśnie zbiór swoich tekstów z wydrukowaną dedykacją: „Żonie", po czym wręczył tom niczego nieświadomej Stefanii. Ta uznała, że jej ukochany zataił przed nią posiadanie małżonki... Po krótkiej awanturce i wyjaśnieniach wykrzyczała mu, że owszem, zostanie jego żoną. Pobrali się miesiąc później. I już wkrótce Stefania napisała swój pierwszy „skecz małżeński", który na scenie Cyrulika przez dwa miesiące grali Fryderyk Járosy i Lena Żelichowska. Pod koniec sezonu 1938/1939 została współkonferansjerką teatru dowodzonego przez Járosyego. Jej sceniczna kariera była w rozkwicie – niestety, wybuchła wojna.

EAST NEWS, Lucjan Fogiel

Życie po traumie getta

Stefania Grodzieńska po matce miała pochodzenie żydowskie, Żydem był także jej ukochany mąż Jerzy Jurandot. Oboje trafili za mury warszawskiego getta. Początkowo Jurandot, uzyskawszy zgodę podziemnych władz Związku Artystów Scen Polskich, w Melody Palace organizował występy muzyczno-taneczne, później zaś „otworzył Teatr Femina przy ul. Leszno 35 (obecnie al. Solidarności 115), w którym występowała również Stefania Grodzieńska. Na scenie Feminy grywano głównie komedie i przedstawienia satyryczne. W książce »Miasto skazanych. 2 lata w warszawskim getcie«, wydanej dopiero w 2014 roku, znalazł się tekst komedii Jurandota »Miłość szuka mieszkania«, traktujący o problemie przeludnienia getta" (za: Janusz R. Kowalczyk, „Stefania Grodzieńska", Culture.pl). Z kolei Jacek Marczyński na łamach „Rzeczpospolitej" (wydanie z 22 kwietnia 2014 r.) podkreślił, że „do wspomnień Jurandota dodano zbiór wierszy »Dzieci getta«, który Stefania Grodzieńska opublikowała pod pseudonimem w 1949 roku i nigdy nie dała zgody na kolejne wydania. To ujęte w prostą formę portrety autentycznych małych mieszkańców, którzy zginęli z głodu lub zostali zastrzeleni przez Niemców".

W sierpniu 1942 roku Stefanii i Jerzemu – dzięki pomocy przyjaciół po aryjskiej stronie – udało się uciec z getta. Do końca wojny ukrywali się, m.in. w podwarszawskich Gołąbkach. Gdy tylko było to możliwe, Stefania wyjechała do Lublina, gdzie wkrótce została pierwszą powojenną spikerką Polskiego Radia. Dzięki temu odnalazł ją mąż i wspólnie udali się do Łodzi. Jurandot wraz ze Zdzisławą Gozdawą i Wacławem Stępniem założyli tam Teatr Syrena, który swą działalność rozpoczął 5 lipca 1945 r. spektaklem zatytułowanym „Inny świat". W filmie „Szarpió Afrykańskie" Stefania Grodzieńska podkreślała, że na afiszach widniał anons „gościnne występy warszawskiego teatru"! Trzy lata później Teatr Syrena rzeczywiście przeniósł się do podnoszącej się z powojennych ruin stolicy.

Jak czytamy u Janusza R. Kowalczyka, w kolejnych latach „Grodzieńska pisała felietony do »Szpilek«, monologi i skecze na potrzeby sceny. Wykonywali je między innymi: Hanka Bielicka, Adolf Dymsza, Loda Halama, Alina Janowska, Kalina Jędrusik, Bogumił Kobiela, Irena Kwiatkowska. Do znanych tekstów Grodzieńskiej należą również skecze z cyklu »Mąż i żona« w radiowej interpretacji Magdaleny Zawadzkiej i Wiktora Zborowskiego".

Grodzieńska rozsmakowała się w pisaniu: w sumie ukazało się kilkanaście zbiorów jej felietonów wcześniej publikowanych na łamach „Szpilek" i „Przekroju" (np. „Plagi i plażki", „Dzionek satyryka", „Felietony i humoreski", „Brzydki ogród", „Jestem niepoważna" czy „Kawałki żeńskie, męskie i nijakie"). Pisała wspomnienia: zbeletryzowane „Wspomnienia chałturzystki", a także „Już nic nie muszę" i „Nie ma z czego się śmiać".

Z dala od kina

Co prawda Stefania Grodzieńska była współautorką scenariuszy filmowych („Sprawa do załatwienia", 1953 r., oraz „Deszczowy lipiec", 1957 r.), ale do świata kina nigdy jej nie ciągnęło. Zdecydowanie bardziej lubiła współpracę z Polskim Radiem i telewizją (przez kilkanaście lat pracowała w redakcji rozrywki Telewizji Polskiej).

Jurandotowie w 1956 r. zamieszkali wreszcie we własnym domu – na Starym Mokotowie, w willi przy ul. Słonecznej 40. Zamieszkali tam razem ze swoją córką, Joanną, która urodziła się 28 maja 1946 r. (notabene dorosła już Joanna Jurandot-Nawrocka przez lata związana była z Telewizją Polską; zmarła 26 grudnia 2016 r. w wieku 70 lat). Stefania kochała i podziwiała swojego męża, więcej – uważała, że dzięki niekończącym się rozmowom czy choćby drobnym sprzeczkom nie tylko dostarczali sobie materiałów do kolejnych tekstów, ale też wzajemnie się kształtowali. Przyznała kiedyś: „Byłam w młodości porywczą złośnicą, za prędko wydawałam sądy, dokuczałam najbliższym osobom. A komuś, kto chciałby dokuczać Jurandotowi w życiu codziennym, nic by nie wyszło, bo on reagował na dokuczanie ironią, żartem. I już nie było frajdy" (za: Beata Kęczkowska, „Stefania Grodzieńska – kobieta, która igrała z PRL-em", Wysokieobcasy.pl).

Z kolei Jerzy Jurandot ze spokojem tolerował fakt, że jego żona nie lubiła i nie umiała gotować. „A niby skąd miałam umieć? Emigranckie dzieci nie nasiąkały tradycjami domowej kuchni, emigranckie rodziny jadały, co popadło, i jeszcze się cieszyły, że mają co jeść. W wynajmowanych pokoikach prawie zawsze na honorowym miejscu wisiały zakazy gotowania. Nie przypominam sobie mamy przy kuchni", wspominała po latach Stefania Grodzieńska. Trzeba jednak przyznać, że gdy w 1973 r. Jurandot doznał wylewu, to zrezygnowała z pracy w TVP i przez kolejnych sześć lat – aż do śmierci Jerzego Jurandota 16 sierpnia 1979 r. – bardzo troskliwie się nim opiekowała. Byli szczęśliwym małżeństwem, mimo że (a może właśnie dlatego?) ona uwielbiała góry i górską wspinaczkę, on lubił morze, ona najchętniej jadała ryby, on – mięso.

Po śmierci męża przez ponad trzy dekady zachowała radość życia, nie unikała spotkań z czytelnikami, nawet gdy zdrowie już jej nie dopisywało. Miała dystans do siebie – na promocji swojej ostatniej książki pojawiła się w samych skarpetkach, nie mogła już bowiem na schorowane stopy założyć żadnych butów. W ostatnich latach życia miała coraz większe problemy z chodzeniem, nie mogła też zostawać sama, zamieszkała więc wśród przyjaciół – w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Tam też zmarła 28 kwietnia 2010 r. Spoczęła na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach, u boku ukochanego męża.

W 2011 r. na scenie Teatru Ateneum barwne życie i twórczość Jurandotów przypomniano w spektaklu „Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej". Scenariusz, który powstawał przez kilka lat, napisała Grażyna Barszczewska. Ona też wystąpiła w tytułowej roli, a partnerował jej Grzegorz Damięcki. W rolę Ducha Teatru wcielił się Andrzej Poniedzielski. 6 października 2014 r. spektakl miał swą premierę w Teatrze Telewizji.

W rozmowie przeprowadzonej przez Beatę Kęczkowską (Wyborcza.pl, 26 grudnia 2010 r.) Grażyna Barszczewska tak zapowiadała graną przez siebie postać: „Bohaterką jest kobieta, aktorka, ale również żona idiotka. Taka, co to znienacka spyta siedzącego w fotelu męża: A jak ty mnie pochowasz? A czy ty mnie jeszcze kochasz? Dawniej to byłeś inny! Stefania genialnie potrafiła zauważyć tę stronę kobiecej natury". I jak nikt umiała z tego celnie zażartować.

Mimo że swoje liczne książki – zbiory felietonów, satyr czy skeczy – podpisywała jako Stefania Grodzieńska, to nie należy zapominać, że od 1937 r. nazywała się Grodzieńska-Jurandot. I że to właśnie Jerzy Jurandot, poeta, dramaturg i autor tekstów piosenek, nakłonił żonę do pisania. Byli małżeństwem 42 lata, aż do śmierci Jurandota w 1979 r., a ich związek z pewnością można zaliczyć do bardzo udanych, ich życie bowiem przepełniały: miłość, szacunek i wspólna fascynacja słowem. Stefania wyspecjalizowała się w ironicznym i przenikliwym ujęciu relacji damsko-męskich, a za „broń" służyły jej groteska, purnonsens, abstrakcyjny żart, choć nieobce jej były także teksty poważne, jak choćby zbiór wierszy „Dzieci getta", które w 1949 r. wydał PIW, a które Grodzieńska opublikowała pod pseudonimem Stefania Ney – nieprzypadkowym, ponieważ „Ney" to było panieńskie nazwisko jej matki.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie