Paweł Łepkowski: Równi i równiejsi

Donalda Trumpa nazwano w ostatnich tygodniach najbardziej nieprzewidywalnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Dziwne, bo wśród 46 dotychczasowych gospodarzy Białego Domu trafiali się ludzie o naprawdę dziwacznych osobowościach i temperamentach.

Aktualizacja: 08.02.2021 06:08 Publikacja: 07.02.2021 00:01

Amerykańskie elity były oburzone pijackimi przyjęciami, na które prezydent Andrew Jackson zapraszał

Amerykańskie elity były oburzone pijackimi przyjęciami, na które prezydent Andrew Jackson zapraszał prosto z ulicy przypadkowych przechodniów. Obraz „A. Jackson’s Rowdy Party” Louisa Glanzmana z 1970 r.

Foto: Louis S. Glanzman, dzięki uprzejmości White House Historical Association

Przykładem może być choćby prezydent Andrew Jackson, którego establishment Wschodniego Wybrzeża nazywał „dzikusem z zachodu" i „królem motłochu". O porywczym charakterze tego polityka świadczy incydent z 6 maja 1833 r., kiedy Jackson wybrał się na wycieczkę parostatkiem po rzece Potomac. W pewnym momencie do jego kabiny nieoczekiwanie wszedł młody człowiek i uderzył odpoczywającego prezydenta pięścią w twarz, po czym wybiegł z pomieszczenia. Krewki Jackson zerwał się, kopnął stojący na jego drodze stolik i ruszył w pościg za napastnikiem, klnąc przy tym jak szewc. Do pościgu dołączyło kilka osób z jego otoczenia, w tym znany pisarz Washington Irving. Napastnik uciekł, ale prezydent jeszcze długo wykrzykiwał naprawdę wulgarne wyzwiska.

Także Abraham Lincoln, który słynął z łagodności wobec swoich adwersarzy politycznych, wpadał w prawdziwy szał, kiedy dochodziło do rękoczynów. Ten były zapaśnik potrafił znokautować przeciwnika jednym ciosem.

Lista awanturników rządzących Ameryką jest długa. Ale nikt dotychczas nie czynił im z tego powodu zarzutów. Zdumiewa natomiast, że czterokrotnie w historii Izba Reprezentantów USA podejmowała decyzję o usunięciu prezydenta z urzędu z przyczyn dość dyskusyjnych.

Impeachment 17. prezydenta USA Andrew Johnsona za złamanie ustawy o prawie kadencji (The Tenure of Office Act), sprawa niestosownego zachowania Billa Clintona w Gabinecie Owalnym czy rola Trumpa jako przywódcy „insurekcji" wydają się błahe wobec powodów, dla których procedurze usunięcia powinni zostać poddani po zakończeniu kadencji także inni prezydenci. Zgadzam się z Tedem Widmerem z „Washington Post", że na czele listy powinien się znaleźć James Buchanan, którego polityka doprowadziła do rozpadu Unii i secesji amerykańskiego Południa. Czemu Kongres Stanów Zjednoczonych nie wydał choćby oświadczenia potępiającego próbę oszustwa wyborczego sztabu prezydenta Richarda Nixona? Dlaczego nikt nie zgłaszał pretensji pod adresem 29. prezydenta USA Warrena G. Hardinga, o którym się mówiło, że nie bierze łapówek jedynie od własnej żony. Takich przykładów jest znacznie więcej.

Przekonuje się nas, że Donald Trump jest najgorszym i najniebezpieczniejszym prezydentem w historii Ameryki. Ale co jest gorsze: prymitywny egocentryzm i narcyzm, które przejawia Trump, czy pasożytnictwo polityczne, które charakteryzowało kilku jego poprzedników?

Dzisiaj miejsce egomaniaka zajął odwetowiec, który chce za wszelką cenę zabłysnąć populistycznym efekciarstwem. Eliminacja wszystkiego, co zostawił po sobie poprzednik, pachnie ślepą, bezmyślną zemstą. Jak nazwać zapowiedź zaciśnięcia pętli fiskalnej na szyi amerykańskich przedsiębiorców, rozdawnictwo socjalne zasobów kumulowanych przez pokolenia, nachalną poprawność polityczną przejawiającą się akcjami afirmacyjnymi i preferencją niektórych grup społecznych? Po co teraz wstrzymywać budowę muru granicznego z Meksykiem?

Nowy prezydent obiecuje obywatelstwo nieudokumentowanym przybyszom, mimo że prawo imigracyjne nie daje mu takich uprawnień. Jako wiceprezydent przez osiem lat akceptował masowe deportacje nielegalnych imigrantów, które naruszały powszechnie uznane prawa człowieka. Za Obamy i Bidena brutalnie rozbito miliony rodzin, przekazano setki tysięcy dzieci nielegalnych przybyszów do amerykańskich rodzin zastępczych i domów dziecka. Odsyłano ludzi starych, którzy mimo braku pozwolenia na stały pobyt w większości płacili podatki i składki ubezpieczenia społecznego oraz mieli prawo do świadczeń emerytalnych i Medicare.

W jednym z wywiadów dla hiszpańskojęzycznych stacji Univision Communications dziennikarz Jorge Ramos wypomniał Joe Bidenowi kłamstwo, kiedy ten oświadczył, że w czasie prezydentury Obamy deportowano mniej ludzi niż za administracji Billa Clintona i George'a W. Busha razem wziętych. Ramos przypomniał Bidenowi, że było odwrotnie. W dodatku na 3 mln deportowanych blisko połowa miała czyste kartoteki policyjne.

Trumpowi wytyka się faworyzowanie własnej rodziny. Warto zatem pamiętać, że wśród 3 mln deportowanych nie było 61-letniej Zeituni Onyango, siostry przyrodniej ojca prezydenta Baracka Obamy, która mimo dwukrotnego nakazu sądowego opuszczenia terytorium USA pozostawała w tym kraju nielegalnie. Dziwnym trafem całkowicie bezpodstawnie otrzymała też w 2010 r. azyl polityczny.

Przykładem może być choćby prezydent Andrew Jackson, którego establishment Wschodniego Wybrzeża nazywał „dzikusem z zachodu" i „królem motłochu". O porywczym charakterze tego polityka świadczy incydent z 6 maja 1833 r., kiedy Jackson wybrał się na wycieczkę parostatkiem po rzece Potomac. W pewnym momencie do jego kabiny nieoczekiwanie wszedł młody człowiek i uderzył odpoczywającego prezydenta pięścią w twarz, po czym wybiegł z pomieszczenia. Krewki Jackson zerwał się, kopnął stojący na jego drodze stolik i ruszył w pościg za napastnikiem, klnąc przy tym jak szewc. Do pościgu dołączyło kilka osób z jego otoczenia, w tym znany pisarz Washington Irving. Napastnik uciekł, ale prezydent jeszcze długo wykrzykiwał naprawdę wulgarne wyzwiska.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie