Mecenas Jacek Kondracki o aferze mięsnej

2 lutego wyrok, 19 marca 1965 r. egzekucja skazanego w aferze mięsnej - mówi mecenas Jacek Kondracki, adwokat. (Przypominamy rozmowę z lutego 2007 roku)

Aktualizacja: 02.02.2018 18:27 Publikacja: 01.02.2018 23:01

Mecenas Jacek Kondracki

Mecenas Jacek Kondracki

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

W końcówce moich studiów rozgrywała się pamiętna afera mięsna. Było to niezwykłe przeżycie, dyskutowane wśród nas, studentów. Szczególnie potem, gdy zapadł wyrok kary śmierci na głównego oskarżonego Stanisława Wawrzeckiego. Minęło niewiele czasu i zostałem aplikantem śp. adwokata Krzysztofa Łady-Bieńkowskiego, który był obrońcą Wawrzeckiego.

Kiedy kara przekracza wyobrażalną surowość, to tworzy coś bardzo niedobrego z punktu widzenia władzy: współczucie

Sprawę poznałem dzięki temu wielkiemu adwokatowi i wspaniałemu człowiekowi. Otrzymałem od niego zapis ze stenogramu jego mowy obrończej oraz artykuł wspominkowy „Na śmierć towarzysza”. Były to materiały, które czułem się w obowiązku przekazywać każdemu swojemu aplikantowi, żeby przypomnieć te wydarzenia, przekazać wielkość przemówienia, dramatyzm niezwykły całej sprawy, łącznie z pozbawieniem życia Stanisława Wawrzeckiego. Ta sprawa potem często powracała w rozmaitych wspomnieniach, zawsze z ogromną goryczą jako oczywista, ewidentna plama – nie chciałbym użyć zwrotu: na honorze – na obrazie PRL. I obrazie Gomułki, który, jak twierdził adwokat Bieńkowski, był bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć Wawrzeckiego.

Bieńkowski twierdził, że Wawrzecki czuł się bezpieczny, jeśli chodzi o życie, gdyż miał wiedzę o rozmaitych wysokich funkcjonariuszach partyjnych, która stanowiła glejt bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Dlatego właśnie, że wiedział – twierdził mecenas Bieńkowski – Gomułka postanowił nie podejmować ryzyka. Obawiał się, że Wawrzecki podczas odbywania kary więzienia mógłby się o coś upominać, szantażować, więc lepiej go było zgładzić i w ten sposób zamknąć problem.

Wtedy, jako student, nie miałem oczywiście dostępu do akt sprawy afery mięsnej. Mogłem ją śledzić wyłącznie w prasie. Nie wierzyliśmy propagandzie. Jeszcze w latach 50., które pamiętam piąte przez dziesiąte, czytało się o wyrokach śmierci wykonywanych na „wrogach ludu”: akowcach, eneszetowcach itd., podczas gdy rodzice przedstawiali nam ich jako wielkich bohaterów. Pamiętam takie wydarzenie z czasów, kiedy byłem w szkole podstawowej. Nauczycielka snuła opowieści i gloryfikowała żołnierzy walczących pod Lenino. Któryś z grona bardziej pyskatych kolegów, do których i ja należałem, wyskoczył w końcu, pytając: „No, dobrze. A co z pilotami nad Anglią? A co z Tobrukiem? A co z Narwikiem? A co z Monte Cassino?” itd. Ona wpadła w panikę. Zażądała przybycia do szkoły rodziców, którym powiedziała: „Proszę państwa, zwróćcie uwagę swoim pociechom, że w klasie są różne dzieci”. Później się zorientowałem, że jeden z kolegów był synem ubeka.

Przez cały czas trwaliśmy w absolutnej niewierze co do faktów ujawnianych przez prasę. Oczywiście mieliśmy świadomość, że wiele zarzutów wobec Wawrzeckiego jest niewątpliwie uzasadnionych. Kiedy zaczęła być mowa o trybie doraźnym, my, studenci wydziału prawa, wiedzieliśmy, co się za tym kryje: możliwość wymierzenia kary śmierci, której inaczej nie można by zastosować. Kiedy w efekcie zapadł wyrok śmierci, próbowano przekonywać społeczeństwo, że w gruncie rzeczy Wawrzeckiego będzie się wieszać dla dobra narodu. Że w ten sposób będzie więcej mięsa i w ogóle będziemy żyć w pełnej szczęśliwości. Byliśmy przerażeni jawną bezczelnością i hucpą tego rodzaju propagandy.

Pamiętam, jak mecenas Bieńkowski mówił, że jeśli nawet kara jest surowa, to wywołuje właściwy oddźwięk w społeczeństwie. Na zasadzie: tak, należało mu się. Ale kiedy kara przekracza wyobrażalną surowość, to ów wydźwięk zamienia się w coś bardzo niedobrego z punktu widzenia władzy: we współczucie. Przestajemy uważać, że nieszczęsny Wawrzecki został słusznie ukarany, i zaczynamy współczuć, iż odebrano mu życie. Wcześniej mecenas bronił w radomskiej aferze skórzanej i powiadał: „Pan prokurator żąda życia ludzkiego za świńską skórę”. Odebranie człowiekowi życia za świńskie mięso to był ewenement. Stało się to nawet przedmiotem serii czarnych dowcipów, opowiadanych jednak przez łzy, bo wplątana w to wszystko śmierć przesuwała je w zupełnie inny wymiar.

W końcówce moich studiów rozgrywała się pamiętna afera mięsna. Było to niezwykłe przeżycie, dyskutowane wśród nas, studentów. Szczególnie potem, gdy zapadł wyrok kary śmierci na głównego oskarżonego Stanisława Wawrzeckiego. Minęło niewiele czasu i zostałem aplikantem śp. adwokata Krzysztofa Łady-Bieńkowskiego, który był obrońcą Wawrzeckiego.

Kiedy kara przekracza wyobrażalną surowość, to tworzy coś bardzo niedobrego z punktu widzenia władzy: współczucie

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie