Kiedy postanowiłam napisać o Marianie Kociniaku, okazało się, że w tzw. internetach niewiele jest ciekawych informacji czy cytatów z jego wypowiedzi. Nie zdawałam sobie sprawy, że ten wybitny aktor przez całe dekady nie udzielił ani jednego wywiadu! Na szczęście z okazji jubileuszu 50-lecia pracy na teatralnej scenie zgodził się na „spowiedź z półwiecza", którą poprowadził Remigiusz Grzela. Efektem ich wielu rozmów jest „Spełniony" (Wydawnictwo Trio/Teatr Na Woli im. T. Łomnickiego 2010) – skarbnica wiedzy o życiu zawodowym i prywatnym Mariana Kociniaka, wywiad rzeka dopełniony recenzjami i zdjęciami z najważniejszych ról tego wybitnego aktora, przede wszystkim zaś prezent dla szacownego Jubilata od Remigiusza Grzeli – wówczas kierownika literackiego Teatru Na Woli – stworzony niejako przy okazji przygotowań do jubileuszowego spektaklu „Bomba" Macieja Kowalewskiego wystawionego na deskach sceny im. Tadeusza Łomnickiego. Jak do tego doszło, że aktor, który przepracował pół wieku w Teatrze Ateneum, swój jubileusz świętował zupełnie gdzie indziej? Odpowiedź na to pytanie pojawi się na końcu tej krótkiej – z racji ograniczonego miejsca – podróży przez niezwykle ciekawe życie Mariana Kociniaka.
Chłopak z Mokotowa
W rozmowie z Remigiuszem Grzelą Marian Kociniak otwarcie przyznał, że nie lubił „być pod krawatem", zakładać frak, grać inteligenta-intelektualistę. Znacznie lepiej czuł się w rolach robotników, kloszardów, ulicznych cwaniaków – mógł wtedy „zagrać bebechami", z niebywałą ekspresją, szczerze. Rozumiał i znał mentalność prostych ludzi. Był warszawiakiem, ale nie „z dziada pradziada" – jego rodzice pochodzili z Kamieńska pod Częstochową. Ojciec, Kazimierz, był stolarzem (po wojnie prowadził warsztat stolarski przy Wydawnictwie Czytelnik, później przygotowywał dekoracje dla teatrów i telewizji), matka – Anna – zajmowała się dziećmi. Marian, który urodził się 11 stycznia 1936 r., miał o sześć lat starszego brata (nie był nim jednak znany aktor Jan Kociniak! Byli stryjecznymi braćmi) oraz o trzy lata starszą siostrę. Mieszkali przy ul. Sieleckiej, ale w czasie wojny stracili wszystko. „Miałem siedem czy osiem lat. Dobrze pamiętam. Cała nasza ulica paliła się aż do Chełmskiej. Niemcy szli z miotaczami ognia, podpalali każdy dom. (...) W ogóle ten czas wspominam jak najgorszy koszmar. (...) Była straszna bieda i głód" (wszystkie cytaty, o ile nie zostaną opisane inaczej, pochodzą z książki „Spełniony").
Marian Kociniak w wybitnej roli Mendla Krzyka w „Zmierzchu” Izaaka Babla (reż. Bogdan Michalik, Teatr Ateneum, październik 2005 r.)
Po zakończeniu wojny do 1948 r. mieszkali w baraczku zbudowanym przez ojca na zgliszczach poprzedniego domu, potem zaś przenieśli się do Rembertowa – do wyremontowanej i zaadaptowanej przez ojca... obory. Marianowi nie od razu udało się wrócić do stolicy. Ale gdy ukończył dwuletnią szkołę mechaniczną (rodzice chcieli, by został ślusarzem), zdał do technikum budowy silników samolotowych mieszczącego się wówczas przy ul. Hożej w Warszawie. Tam jego talent dostrzegła Janina Pollakówna prowadząca w szkole kółko teatralne (później przez lata kibicowała jego karierze). Ukończył Akademię Teatralną im. Zelwerowicza, gdzie studiował na roku m.in. z Tadeuszem Rossem i Barbarą Rylską. Poznał też Wojciecha Siemiona i Zbigniewa Zapasiewicza, z którymi jeszcze w czasie studiów jeździł po Polsce z występami, żeby dorobić do stypendium. W 1959 r. rozpoczął pracę w zespole Teatru Ateneum. Według „Encyklopedii teatru" 12 stycznia wystąpił w „Tramwaju zwanym pożądaniem" Williamsa, gdzie zagrał „młodego inkasenta" (w Stanleya wcielił się Roman Wilhelmi). Scena go pochłonęła. Rzucił się więc w wir pracy – przez 15 lat nie wziął urlopu! Znajdował czas i siłę nie tylko dla teatru, ale też dla kina, telewizji i radia. I dla kolegów. To były czasy, gdy artyści pili dużo i często. Kociniak także – lubił grać w karty lub kości, ruszyć z kolegami „w miasto". W rozmowie z Remigiuszem Grzelą otwarcie przyznał, że „przepił kilka samochodów".
Na początku lat 60. zakochał się w pięknej Grażynie, montażystce z Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych – rozwódce, która miała syna z pierwszego małżeństwa. Marian i Grażyna w 1963 r. wzięli ślub, urodziła im się córka. Doczekali się czwórki wnucząt, a większość wspólnych lat (ponad pół wieku) przeżyli w mieszkaniu na Saskiej Kępie, które otrzymali w 1964 r. z przydziału, „z puli ministra kultury". I choć po latach doszczętnie im spłonęło, to nie szukali nowego gniazda – wyremontowali je.