Gdy demokracja rodzi potwory

Etatyzm i wolne wybory – oto dwie rzeczy, których współżycie jest niemożliwe – pisał pod koniec wojny z emigracji Stanisław Mackiewicz. Dobro państwa i dobro jego obywateli nie są tożsame. Historia dowodzi, że wola ludu bywa samodestrukcyjna.

Publikacja: 27.01.2022 17:30

Władimir Iljicz Lenin (1870–1924) i Józef Stalin (1879–1953) w Gorkach pod Moskwą, 1922 r.

Władimir Iljicz Lenin (1870–1924) i Józef Stalin (1879–1953) w Gorkach pod Moskwą, 1922 r.

Foto: The Print Collector/be&w

Wielki francuski filozof doby oświecenia Charles Louis de Secondat, baron de La Brède et de Montesquieu, nazywany Monteskiuszem, 270 lat temu wydał w Genewie traktat filozoficzny „O duchu praw" (fr. „De l'esprit des lois"), w którym przedstawił swoją wizję porządku ustrojowego nowoczesnego państwa.

Postulował rewolucyjny jak na owe czasy trójpodział władzy. Swoją koncepcję oparł na teorii klasycznego republikanizmu angielskiego filozofa Johna Locke'a, który w 1690 r. opublikował „Dwa traktaty o rządzie". Zarówno Locke, jak i Monteskiusz uważali, że władza jest powołana do ochrony niezbywalnych wartości, jakimi są wolność i własność. Dlatego powinna pochodzić z nadania ludu i być ograniczona w celu realizacji tylko tych zadań, do których została powołana. Obaj myśliciele uważali, że spełnienie tych postulatów warunkuje rozdział kompetencji w obrębie poszczególnych władz. Naiwnie nie brali jednak pod uwagę prostego mechanizmu psychologicznego, który najlepiej sformułował John Acton: „Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie".

Upiory „postępu"

Jakże często można usłyszeć, że faszyzm i nazizm to tożsame ideologie stojące w skrajnej opozycji do marksizmu-leninizmu. Tymczasem różnice są niemal kosmetyczne.

Faszyzm to taki ustrój, w którym państwo przejmuje wszelką kontrolę nad losem i poczynaniami obywateli. „Dla faszysty wszystko mieści się w państwie i poza państwem nie istnieje nic ludzkiego ani duchowego, ani tym bardziej nie ma jakiejkolwiek wartości" – grzmiał Benito Mussolini podczas słynnej mowy z loży Palazzo Venezia w Rzymie.

Faszyzm to taki ustrój, w którym państwo przejmuje wszelką kontrolę nad losem i poczynaniami obywateli.

Sam termin „faszyzm" pochodzi od symbolu władzy, który jest o stulecia starszy od Cesarstwa Rzymskiego. Łacińskie słowo „fasces" oznaczało wiązkę rózg noszoną przez liktorów, urzędników niższego szczebla, kroczących przed starożytnymi królami Rzymu, a później przed wyższymi urzędnikami oraz cesarzami. Ten przejęty przez Rzymian od Etrusków symbol władzy do dzisiaj ma swoją kontynuację, kiedy monarchę poprzedza szambelan niosący królewski miecz.

W starożytnym Rzymie 24 liktorów z fasces towarzyszyło dyktatorowi, urzędnikowi nadzwyczajnemu (extraordinarius), któremu senat ludu rzymskiego przyznawał w ciężkich chwilach władzę absolutną maksymalnie na sześć miesięcy. Stąd też Benito Mussolini, zafascynowany ideą budowy imperium na wzór dyktatury Gajusza Juliusza Cezara, opisał w 1919 r. faszyzm jako ruch zbudowany „przeciwko zacofaniu prawicy i niszczycielstwu lewicy".

W rzeczywistości zbudował ustrój, który – podobnie jak niemiecki narodowy socjalizm – był hybrydą sowieckiego komunizmu. Bazą ideologiczną faszyzmu włoskiego i ruchów mu pokrewnych był socjalizm pomieszany ze statolatrią. Sam Duce zakończył życie i karierę polityczną jako szef rządu skrajnie lewackiej marionetkowej Włoskiej Republiki Socjalnej, zwanej także Republiką Salo.

Esencją włoskiego faszyzmu, stalinizmu i nazizmu była demagogiczna wizja budowy społeczeństwa równych szans. Wystarczy prześledzić punkty od 11. do 25. programu NSDAP, aby znaleźć tam typowe hasła lewicy europejskiej. Najwięksi mordercy w historii dochodzili do władzy, promując ideę sprawiedliwości społecznej, której pierwszym przejawem miały być świadczenia pieniężne lub materialne dla szerokich warstw społeczeństwa. W samych Włoszech to rozdawnictwo spowodowało wzrost wydatków państwa z 1,5 bln lirów w 1930 r. do 6,7 bln lirów w 1940 r.

Kolejnym etapem wprowadzania zbrodniczej utopii było zapożyczanie państwa na gigantyczną skalę i przerzucanie kosztów obsługi długu na przedsiębiorców. Naziści wprowadzili aż 21 rodzajów podatków i sześć progów podatkowych. Przedsiębiorcy z najwyższym dochodem (powyżej 100 tys. marek rocznie) musieli oddać państwu połowę.

Państwo faszystowskie wyznaczało sobie za cel przejmowanie administracji nad firmami prywatnymi lub tworzenie przedsiębiorstw o charakterze mieszanym. Ten swoisty etatyzm był pierwszym krokiem do całkowitej nacjonalizacji gospodarki. Nad wprowadzaniem socjalnej utopii czuwał wódz, który wcale nie potrzebował oficjalnych tytułów państwowych. Mussolini był premierem sprawującym rządy w imieniu króla Wiktora Emanuela III, Stalin pełnił formalnie obieralne, kadencyjne funkcje sekretarza generalnego KPZR i przez pewien okres premiera ZSRR, choć nikt nie kwestionował jego władzy absolutnej, a Hitler odrzucił tytuł prezydenta, ogłaszając się wodzem narodu. Cień dyktatora zaglądał do każdej dziedziny życia, do wszystkich zakładów pracy i do każdej rodziny. Zarówno Hitler, Mussolini, jak i Stalin rozpoczynali swoje rządy w oparciu o koalicje i sojusze. Aby przejąć pełnię władzy w państwie, wystarczyło sprawować kontrolę nad siłami zbrojnymi, aparatem propagandowym, systemem sprawiedliwości i oświatą. Reszta przestrzeni publicznej musiała ulec. Każda dyktatura populistyczna opierała się na swoich rytuałach. Niezależnie od tego, czy była to rocznica marszu na Rzym, puczu monachijskiego, czy rewolucji październikowej, zawsze spoiwem totalitaryzmu był kult jego męczenników. Był jeszcze jeden wspólny mianownik tych autokracji. Wszystkie musiały wcześniej czy później rozsypać się z hukiem, a ich twórców ostatecznie spotykała zasłużona kara.

Towarzysz Mussolini

„Il duce ha sempre ragione" (wódz zawsze ma rację) – głosił przewodni slogan partii faszystowskiej. Ktoś, komu faszystowska propaganda przypisała dogmat nieomylności niczym papieżowi, nie mógł być przedstawiany jako zwykły łobuz prowadzący hulaszczy i nieodpowiedzialny tryb życia. Duce miał być wzorem, nowym Cezarem, wybranym na męża opatrznościowego Italii ze względu na swoje niezwykłe przymioty osobiste. Wódz nie mógł mieć w życiorysie żadnych epizodów kryminalnych, chociaż niemal na każdym kroku podkreślano, że trafiał do więzienia z przyczyn politycznych, głównie za działalność rewolucyjną. W rzeczywistości największy włoski wróg marksizmu-leninizmu trafił w 1911 r. do więzienia w Forli za agitację socjalistyczną.

9 lipca 1902 r. Benito Mussolini wyjechał do Szwajcarii. Tam nauczył się języka niemieckiego, który w przyszłości bardzo mu się przydał w rozmowach z Hitlerem i notablami III Rzeszy. Pobyt w Szwajcarii miał odegrać w życiu Mussoliniego taką samą rolę, jak okres wiedeński w życiu Hitlera. Duce budował na nim mit o biednym Włochu, który jako cudzoziemski robotnik musiał zarabiać na chleb na budowach w Genewie czy Lozannie. To prawda, że nie odżywiał się tam jak należy, ale jedynie przez krótki okres początkowy. Już od 2 sierpnia zaczął pisać do socjalistycznej gazety „L'Avvenire del Lavoratore" (Przyszłość Robotnika). Prawdopodobnie w tym okresie pełnymi garściami korzystał z pomocy finansowej towarzyszy z partii socjalistycznych. W Lozannie poznał świetnie wykształconą i mówiącą wieloma językami Andżelikę Bałabanową, żydowską emigrantkę z Ukrainy, która była zawodową agitatorką socjalistyczną. Nie wiemy, czy nawiązali romans, ale na pewno bardzo się przyciągali. Przyszły wódz faszystowskich Włoch nie mógł przypuszczać, że spotyka się z kobietą, która w latach 1919–1920 będzie pełnić funkcję sekretarza Kominternu i zostanie współpracownicą Lenina, Trockiego i Zinowjewa, a w 1922 r. przystąpi do antyfaszystowskiej opozycji we Włoszech. Mussolini nie popierał radykalnie lewicowych poglądów Bałabanowej, ale bez wątpienia był zafascynowany jej zaangażowaniem w walkę polityczną.

18 marca 1904 r. Mussolini sam przemówił na wiecu upamiętniającym Komunę Paryską. Znamienne, że wśród słuchaczy byli Lenin, Trocki i kilku innych komunistów, którzy zaledwie 13 lat później mieli stworzyć najbardziej zbrodniczy reżim w dziejach świata. 25 marca w parlamencie w Lozannie Mussolini wystąpił w debacie na tematy religijne. Wychowanek szkoły salezjańskiej i przyszły sygnatariusz traktatów laterańskich w brutalnych słowach zanegował istnienie Boga i wyśmiał wszelką religijność.

Przełom w światopoglądzie Mussoliniego nastąpił w 1914 r. Wybuch wojny obudził w nim ducha nacjonalisty. W przeciwieństwie do swoich towarzyszy Mussolini był zwolennikiem wojny, która w jego opinii miała oczyścić stary porządek europejski. Zrezygnował ze stanowiska redaktora naczelnego socjalistycznej gazety „Avanti" i ku zdumieniu dotychczasowych towarzyszy z partii założył w Mediolanie nacjonalistyczne pismo „Il Popolo d'Italia".

Bazą ideologiczną włoskiego faszyzmu i ruchów mu pokrewnych był socjalizm pomieszany ze statolatrią. Kult państwa miał stanowić programowe epicentrum tej formacji. Wszystko, cokolwiek faszyści robili, uzasadniali dobrem państwa.

W październiku 1922 r. zorganizował marsz „czarnych koszul" na Rzym. Dzisiaj określa się te wydarzenia mianem zamachu stanu. Czy słusznie? Co prawda zmusiło to króla Wiktora Emanuela III do podjęcia decyzji o przekazaniu Mussoliniemu stanowiska premiera, ale należy pamiętać, że pod względem formalnym Mussolini przejął władzę zgodnie z konstytucją. Można więc zaliczyć jego dyktaturę do klasycznych pomyłek demokracji.

Jak wybrać sobie kata

W obliczu postępującej choroby Lenina 3 kwietnia 1922 r. delegaci na zjazd Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) wybrali na sekretarza generalnego mało znanego szerokiej opinii publicznej gruzińskiego komunistę Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwilego, który posługiwał się pseudonimami Koba lub Stalin. W owym czasie funkcja sekretarza generalnego RKP(b) miała charakter bardziej administracyjny niż polityczny. Stalina osobiście rekomendował Lenin. Ale nie dlatego, że dostrzegał w nim charyzmę i planował uczynić swoim następcą. Ten mit namaszczenia Stalina przez ojca rewolucji październikowej był podtrzymywany przez stalinowską propagandę przez kolejnych 30 lat. W rzeczywistości Lenin bardzo szybko dostrzegł w Stalinie drapieżcę głodnego władzy. Praca na trudnym stanowisku sekretarza generalnego miała bardziej na celu przytemperowanie ambicji Gruzina.

W 1922 r. Komitet Centralny RKP(b) był bardziej klubem dyskusyjnym niż realnym ośrodkiem władzy. To Stalin, który zdał sobie sprawę, że jako sekretarza generalnego partii czeka go jedynie marginalizacja w sowieckiej strukturze władzy, sprawił, że partia i jej Komitet Centralny zaczęły przejmować funkcje kontrolne w państwie. Uczynienie drugorzędnej roli kluczowym stanowiskiem w państwie totalitarnym wymagało ogromnego talentu. Mógł to uczynić jedynie człowiek szczególnie inteligentny, ale pozbawiony jakichkolwiek skrupułów moralnych i wrażliwości. Stalin miał mentalność gangstera, który doskonale znał mechanizmy dochodzenia do władzy w strukturach mafijnych.

Zrozumiał, że może manipulować rozbieżnościami pomiędzy różnymi frakcjami RKP(b). Pod jego kierownictwem partia miała stać się instrumentem kontroli i prewencji zarazem. Forsowana przez Stalina koncepcja decentralizacji i indygenizacji administracji państwowej z początku wydawała się jedynie realizacją „słusznych" postulatów tworzenia związku równych sobie rad w regionach, pełnych etnicznej i kulturowej różnorodności. Wiedzę, jak przeprowadzić ten proces, Stalin zdobył, kierując Komisariatem Ludowym ds. Narodowości. Zrozumiał, że klucz do władzy w Moskwie leży na prowincji. I tam właśnie, na niezmierzonych bezkresach Rosji, a od 30 grudnia 1922 r. ZSRR, zaczął budować lojalne mu struktury władzy lokalnej.

Stalin wyczuwał, że stanowisko przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, które piastował Lenin, wcale nie gwarantuje władzy dyktatorskiej. Gruzin nie szukał poparcia w armii, jak to czynił Lew Trocki, ani w petersburskich fabrykach – wzorem Grigorija Zinowiewa. Błyskotliwie zneutralizował sprzeciw starych elit urzędniczych i ustanowił własne komórki kontroli partyjnej. „Kluby dyskusyjne", jakimi dotychczas po części były komitety partyjne, przeobraził w ośrodki władzy wykonujące jego dyrektywy. To nie rady ludowe, nie komitety, nawet nie komisariaty pełniące role ministerstw wydawały od 1923 r. polecenia na szczeblu lokalnym, ale organy partyjne. Ten stalinowski system partyjnej kontroli państwa przetrwał aż do 1989 r. „Jak niegdyś dawną Rosję jednoczyła symboliczna osoba cara, tak teraz jedność sowieckiego imperium opierała się na istnieniu partii" – podsumował nowy sowiecki ustrój niemiecki historyk Jörg Baberowski.

Stalin stworzył wizerunek partii – najpierw RKP(b), która w 1925 r. zmieniła nazwę na Wszechzwiązkową Partię Komunistyczną (bolszewików) – jako sojuszu ludzi wybranych, zaprzysiężonych i zdecydowanych, aby budować komunizm na świecie. W rzeczywistości partia była krucha i – gdyby nie on – prawdopodobnie zostałaby zmarginalizowana przez Lwa Trockiego. Stalin uczynił WPK(b) nie tylko centralnym ośrodkiem władzy, ale przede wszystkim swoim narzędziem do przeprowadzania czystek, po które skutecznie sięgał w momentach obawy przed spiskiem.

W lutym 1926 r. ostrzegł członków Biura Politycznego, że nieustanne spory wkrótce ich zgubią. Jego partia miała być monolitem. Nie było tu miejsca na myślenie indywidualne. Koncepcję leninowskiej dyktatury proletariatu ze wstrętem wyrzucił do kosza. Wystarczyła jego dyktatura. Nie musiał przyjmować żadnych oficjalnych tytułów, ani zajmować wysokich stanowisk. Sterowanie partią dawało mu władzę absolutną.

To demokratyczny proces wyborczy odpowiadał za oddanie mu władzy. Koncepcja, że rację ma większość, a każdy głos jest równy, znowu zrodziła potwora. Większość delegatów na zjazd Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików), którzy w marcu 1922 r. wybrali Stalina na sekretarza generalnego, zapłaciła za swoją naiwność życiem. Ich wybraniec wymordował ponad 50 mln ludzi.

Zachować pozory legalności

30 stycznia powinien być obchodzony jako „dzień kompromitacji demokracji". To dzień mianowania Adolfa Hitlera kanclerzem Niemiec zgodnie z postanowieniami konstytucji Republiki Weimarskiej.

Jedną z najbardziej rozpowszechnionych współcześnie legend i półprawd dotyczących powstania III Rzeszy jest przekonanie, że Hitler doszedł do władzy zgodnie z wolą narodu niemieckiego. Nic bardziej mylnego. To parodia demokracji, jaką stanowił dekadencki ustrój Republiki Weimarskiej, i polityczne intryganctwo niemieckich elit społecznych otworzyły nazistowską puszkę Pandory. Za sukcesem Hitlera stoją konszachty ludzi, którzy głosili wiarę w demokrację jako najdoskonalszy z ustrojów państwowych, ze szczególnym wyróżnieniem środowiska politycznego centrum czy populistycznych formacji w rodzaju Deutschnationale Volkspartei Alfreda Hugenberga. Rzekomo egalitarne mechanizmy tworzenia kompromisów politycznych i zakulisowe rozgrywki politycznych hien szarpiących trupa niemieckiej gospodarki doprowadziły do powstania siły nieskrywającej swojej niszczycielskiej misji. Co prawda sposób utworzenia rządu Adolfa Hitlera opierał się na zasadach konstytucyjnych, ale przyczyny jego powstania są pochodną wyjątkowo haniebnego kompromisu politycznego.

Faktycznymi architektami sukcesu Hitlera byli jego najwięksi przeciwnicy polityczni, którzy karmili się niezwykle naiwnym przekonaniem, że wódz NSDAP nie tylko skompromituje się jako szef rządu, ale też będzie stosował się do przepisów konstytucji weimarskiej i odda władzę przy następnych wyborach do Reichstagu. Niemieccy politykierzy traktowali Hitlera jako politycznego dyletanta, drobnomieszczańskiego agitatora, zdolnego jedynie do wygłaszania łzawych, patriotycznych kazań w podrzędnych monachijskich piwiarniach.

Aby poznać wszystkie okoliczności poprzedzające przejęcie władzy przez nazistów, należy cofnąć się do września 1930 r., kiedy odbyły się wybory do Reichstagu. Wtedy po raz pierwszy NSDAP osiągnęła z dawna oczekiwany przez Hitlera sukces wyborczy, zdobywając 18,6 proc. głosów w całym kraju. Liczba zwolenników narodowego socjalizmu zwiększyła się od 1928 r. niemal ośmiokrotnie – z 800 tys. do 6,4 mln wyborców. 107 deputowanych do parlamentu narodowego czyniło z Hitlera liczącego się gracza na scenie politycznej Niemiec. I chociaż NSDAP była największą formacją w Reichstagu, to z czysto programowego założenia nie chciała wejść do żadnej koalicji, która nie zapewniałaby Hitlerowi stanowiska kanclerza.

Tragiczne kompromisy

Przełom w historii ruchu narodowosocjalistycznego nastąpił 30 maja 1932 r., kiedy do dymisji podał się kanclerz Rzeszy Heinrich Brüning, który wówczas po raz drugi sprawował ten urząd. Był działaczem Niemieckiej Partii Centrum z Breslau (obecnego Wrocławia), traktowanej przez opinię publiczną jako reprezentantka interesów politycznych katolików – z tego powodu była często nazywana Katolicką Partią Centrum. Brüning cieszył się także szacunkiem niektórych deputowanych z NSDAP. Jego rewizjonistyczne poglądy w kwestii narzuconych Niemcom warunków traktatu wersalskiego były zbliżone do haseł głoszonych przez Hitlera.

11 grudnia 1931 r. kanclerz Brüning oświadczył przedstawicielom prasy zagranicznej, że Niemcy nie zamierzają dalej stosować się do postanowień traktatu wersalskiego, a Berlin szczególnie niechętnie przyjmuje na siebie obowiązki przewidziane w planie Younga, dotyczące wypłat reparacji wojennych. Oznajmił, że jeżeli Niemcy zostaną przymuszone do tego sankcjami gospodarczymi, jego kraj zaleje Europę swoimi tanimi produktami i doprowadzi ją do upadku gospodarczego. Hitler nie znosił konkurentów głoszących radykalne poglądy antywersalskie. Uważał, że ten obszar agitacji należy do niego. Zresztą to, co inni traktowali jako twarde stanowisko rządu, on uznawał za objaw słabości władzy. W jego opinii wszelka dyskusja o reperacjach wojennych powinna być natychmiast ucięta.

Sygnałem do ubiegania się o stanowisko kanclerza był kryzys rządowy w Wolnym Państwie Pruskim. Od marca 1930 r. zgodnie z art. 48 konstytucji weimarskiej władzę w Niemczech sprawował prezydent, który miał nadzwyczajne uprawnienia do wydawania dekretów. W rzeczywistości wydawaniem dekretów zajęła się zgromadzona wokół prezydenta grupa doradców. 84-letni prezydent Paul von Hindenburg był odizolowany od świata, rzadko udzielał audiencji i żył wspomnieniami przeszłości.

Alan Bullock, słynny angielski historyk i biograf Hitlera, zwrócił uwagę, że system rządów prezydenckich był wygodny dla urzędu kanclerskiego. Zwalniał go bowiem ze stałych zabiegów o poparcie większości posłów w parlamencie. Sam Hindenburg uważał jednak ten system za niefunkcjonalny i domagał się zmiany konstytucji, aby umożliwiała Reichstagowi wybór kanclerza mającego poparcie większości w izbie.

Niestety, tak rozdrobniony parlament nie był w stanie uchwalić nowej konstytucji. Wszelkie próby zmiany ustawy zasadniczej były także torpedowane przez kolejnych trzech kanclerzy: Heinricha Brüninga, Franza von Papena, a później Kurta von Schleichera. Ci politycy zdawali sobie sprawę, że w normalnych okolicznościach nie byliby w stanie utworzyć koalicji większościowej w tak podzielonej izbie i tym samym nigdy nie mogliby pokierować rządem.

Powstały w marcu 1930 r. system rządów prezydenckich ułatwiał administrowanie krajem bez poparcia aparatu partyjnego. Wybór kanclerza w Republice Weimarskiej nie miał więc nic wspólnego z czystym przesłaniem demokracji. U steru państwa stali ludzie mający ułamkowe poparcie społeczne. W efekcie politycy pokroju Brüninga i von Schleichera byli marionetkami pewnego niezwykle hermetycznego układu władzy. Wbrew pozorom to dopiero mianowanie Hitlera na kanclerza Rzeszy 30 stycznia 1933 r. nie tylko przełamało ten impas, ale też odzwierciedlało częściowo demokratyczną i pluralistyczną wolę znacznej części narodu.

Hitler nie ukrywał swojego celu: władzę należało zdobyć w każdy możliwy sposób, a więc wcale niekoniecznie gwałtowny i rewolucyjny, lecz przy zachowaniu maksimum pozorów legalności. Te pozory legalności udało mu się utrzymać do dnia zaprzysiężenia, a dowodzi tego fakt, że nawet najbardziej wroga narodowemu socjalizmowi współczesna historiografia podkreśla, że doszedł on do władzy w „sposób demokratyczny i w pełni legalny".

W rzeczywistości NSDAP nigdy nie cieszyła się poparciem większości Niemców. Nawet w wyborach, które odbyły się 5 marca 1933 r., dwa miesiące po mianowaniu Hitlera kanclerzem, NSDAP zdobyła zaledwie 44 proc. głosów, co nadal nie legitymizowało tej partii do przejęcia całkowitej władzy w państwie i utworzenia monopartyjnej dyktatury. Analizując okoliczności dojścia Hitlera do władzy, należy mieć na uwadze, że NSDAP była partią na wskroś prowincjonalną, popularną w niewielkich sennych miasteczkach i na wsi. Największe poparcie, bo ponad 41 proc., naziści uzyskali w ośrodkach mających mniej niż 25 tys. ludności. W miastach 100-tys. malało ono do 32 proc., a w wielkich metropoliach spadało do kilkunastu procent.

W 1932 r. większość analityków polityki wewnętrznej Niemiec odebrała wyborcze zwycięstwo NSDAP jako szczyt możliwości Hitlera i jego środowiska politycznego. Zachodni dyplomaci nazywali ten wynik „gwoździem do politycznej trumny Hitlera". W analizie wysłanej do Londynu brytyjski ambasador pisał: „Wydaje się, że Hitler wyczerpał swoje rezerwy (...). Wszystkie inne partie są oczywiście zadowolone, że Hitlerowi nie udało się zdobyć czegoś zbliżonego do większości, zwłaszcza że są przekonane, iż osiągnął on swój punkt szczytowy".

A jednak 30 stycznia 1933 r. Adolf Hitler został kanclerzem Niemiec. Zaledwie rok później, po nocy długich noży, stał się władcą absolutnym Niemiec. Intryganci polityczni, którzy wierzyli, że będzie on przestrzegał ich „demokratycznych" zasad, okazali się jedynie naiwnymi głupcami. Wielu zapłaciło za tę naiwność życiem. Znowu mechanizmy demokratyczne okazały się nie mniej groźne niż zamachy stanu, a polityczne intrygi obróciły się przeciw ich autorom. Demokracja znowu zrodziła potwora.

Wielki francuski filozof doby oświecenia Charles Louis de Secondat, baron de La Brède et de Montesquieu, nazywany Monteskiuszem, 270 lat temu wydał w Genewie traktat filozoficzny „O duchu praw" (fr. „De l'esprit des lois"), w którym przedstawił swoją wizję porządku ustrojowego nowoczesnego państwa.

Postulował rewolucyjny jak na owe czasy trójpodział władzy. Swoją koncepcję oparł na teorii klasycznego republikanizmu angielskiego filozofa Johna Locke'a, który w 1690 r. opublikował „Dwa traktaty o rządzie". Zarówno Locke, jak i Monteskiusz uważali, że władza jest powołana do ochrony niezbywalnych wartości, jakimi są wolność i własność. Dlatego powinna pochodzić z nadania ludu i być ograniczona w celu realizacji tylko tych zadań, do których została powołana. Obaj myśliciele uważali, że spełnienie tych postulatów warunkuje rozdział kompetencji w obrębie poszczególnych władz. Naiwnie nie brali jednak pod uwagę prostego mechanizmu psychologicznego, który najlepiej sformułował John Acton: „Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie