Godzina po godzinie. Od owego słynnego „Teleranka", który jako pierwszy padł ofiarą stanu wojennego, aż po wieczorne ogłoszenie w radiu, że uczniowie nie wracają w poniedziałek do szkół.
Nie pamiętam, o której dokładnie na ekranie telewizora pojawił się znak kontrolny, a po nim obrazek, który wszyscy pamiętamy: generał Wojciech Jaruzelski siedzący za stołem w jakimś obskurnym pokoiku imitującym studio telewizyjne. Za jego plecami był ustawiony sztandar Ludowego Wojska Polskiego. Szorstkim głosem wypowiedział dwa pierwsze zdania: „Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego...". Dalsza część nie pozostawiała wątpliwości, że marzenia o suwerennej i wolnorynkowej Polsce właśnie runęły w gruzy. Prawdziwe intencje mówcy ukazały słowa: „Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki". Po chwili padło ostrzeżenie: „Surowa zima mogłaby pomnożyć straty, pochłonąć liczne ofiary". Słowo „ofiary" miało jednoznaczną wymowę. O tym, że Jaruzelski nie blefuje, przekonali się trzy dni później górnicy z kopalni Wujek w Katowicach.
Dziecko obserwuje reakcje swoich rodziców i innych dorosłych. To przez ich zachowanie ocenia otaczające wydarzenia. Pamiętam reakcję mojego Taty, jego kamienną twarz i te słowa, które brzmią mi dzisiaj w uszach:
„Zaczęło się!". Nie pytałem, co się zaczęło i jaki będzie miało przebieg. Ale powaga tej sytuacji wskazywała, że świat nagle zmienił się nieodwracalnie.
Przez osiem kolejnych lat przyszło nam żyć w poszarzałym, nijakim, pełnym podstawowych niedoborów i nudnym kraju. Z Polski wyjechało ponad milion ludzi niewidzących w ojczyźnie żadnych perspektyw życiowych. Do władzy doszli ci „towarzysze", którzy niegdyś mieli na pieńku z poprzednimi ekipami władzy. Zaczęło się nowe rozdanie, które w znacznym stopniu przetrwało także zmiany ustrojowe po 1989 r.