„Pozostanę wśród swoich”

Był pełen szacunku dla każdego mieszkańca stolicy – mówi o swoim krewnym, prezydencie Warszawy Stefanie Starzyńskim, pan Wojciech Starzyński – założyciel i wieloletni prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego, były radny Warszawy.

Aktualizacja: 02.09.2021 16:30 Publikacja: 02.09.2021 16:12

Stefan Starzyński, prezydent m.st. Warszawy (do 27 października 1939 r.), w czasie pracy w służbowym

Stefan Starzyński, prezydent m.st. Warszawy (do 27 października 1939 r.), w czasie pracy w służbowym gabinecie, sierpień 1934 r.

Foto: NAC

Pana krewny, prezydent Stefan Starzyński, uważany jest za najwybitniejszego prezydenta w historii Warszawy. Wsławił się zarówno nadzwyczajną modernizacją i rozbudową stolicy przed wybuchem wojny, jak i bohaterską postawą po jej rozpoczęciu. „Tak jak pan dzieli los swoich żołnierzy, tak i ja pozostanę wśród swoich" – powiedział do gen. Juliusza Rómmla, gdy ten namawiał go, by opuścił miasto samolotem. Jakie to uczucie być krewnym tak wielkiego człowieka?

Fakt pokrewieństwa z prezydentem Stefanem Starzyńskim nie wpłynął na moje życiowe wybory. Ukształtował natomiast w znacznej mierze sposób, w jaki zostałem wychowany. W moim domu rodzinnym kultywowano wierność etosowi II Rzeczypospolitej, przejawiającemu się m.in. w legionowym patriotyzmie i hołdowaniu tradycji. Zarówno bowiem Stefan, jak i jego bracia Mieczysław oraz Roman należeli do 5. Pułku Piechoty Legionów Polskich. Ich działalność na rzecz ojczyzny rozpoczęła się już podczas strajków w 1905 r., gdy byli jeszcze bardzo młodymi chłopcami. 12-letni Stefan kolportował wówczas w szkole nielegalną gazetę „Robotnik". Po I wojnie światowej Starzyńscy kontynuowali służbę, dochowując wierności marszałkowi Piłsudskiemu. Głęboko wierzę w to, że gdyby braciom było dane przeżyć wojnę i doczekać czasów komunistycznych, nadal stawialiby czynny opór kolejnemu okupantowi. Być może ponieśliby śmierć w sowieckich więzieniach, tak jak wielu polskich bohaterów wojennych. Oczywiście, to tylko moja hipoteza.

Niestety, nie miał pan szans osobiście poznać krewnego, który zginął podczas wojny. Jaki obraz Stefana Starzyńskiego wyłania się z opowieści i wspomnień członków pańskiej rodziny?

Głównym i w zasadzie jedynym źródłem wiadomości o słynnym przodku była dla mnie moja ciocia Halina Starzyńska, stryjeczna siostra Stefana. Z jej opowieści wyłania się obraz człowieka, dla którego troska o dobro wspólne była wartością najwyższą. Podobne cechy wykazywali Mieczysław i Roman. Ciocia opowiadała mi, że gdy wszyscy trzej przychodzili do niej na obiad, kazała Mieczysławowi – najbardziej porywczemu z rodzeństwa – zostawiać szablę w przedpokoju. Chociaż bowiem służyli jednemu obozowi władzy, to nieraz dochodziło między nimi do gorących dyskusji politycznych, temperaturą w niczym nieustępujących obecnym sporom. Zasadniczą jednak różnicą między ich sporami a aktualnymi jest (niestety) to, że wtedy ludziom zaangażowanym politycznie w przeważającej mierze rzeczywiście zależało nie na prywatnych interesach, ale na ochronie dobra wspólnego. Znakiem tamtych czasów było też to, że chociaż Starzyńscy pochodzili ze zubożałej rzemieślniczej rodziny, to dzięki ciężkiej pracy w służbie publicznej w latach 30. mogli już sobie pozwolić na eleganckie domy o wysokim standardzie. To wskazuje nie tylko na to, że przy całej swojej prostocie Stefan był osobą na wskroś uczciwą, ale także na to, iż w II RP można było zrobić piękną karierę polityczną w całkowicie przejrzysty i wolny od podejrzeń sposób.

Które z licznych osiągnięć prezydenta Starzyńskiego jest dla pana szczególnie ważne?

Szczególnie bliski memu sercu jest fakt jego służby w Legionach Piłsudskiego, gdyż – jak już wspomniałem – etos i legenda tej jednostki odegrały kluczową rolę w moim wychowaniu i ukształtowaniu światopoglądu. Kiedy jednak pracowałem już jako radny Warszawy, do moich rąk trafił niezwykle cenny dokument: sprawozdanie z działalności prezydenta Starzyńskiego napisane jego własną ręką. Nigdy wcześniej nie widziałem tak jasno, przejrzyście i dobrze napisanego urzędniczego dokumentu. Wielkie wrażenie, jakie wywarło na mnie to pismo, uświadomiło mi, że mój krewny był nie tylko oddanym żołnierzem, ale także reprezentował sobą typ prawdziwego patrioty – urzędnika służby cywilnej. Był jednym z rzadko spotykanych ludzi, którzy potrafili się równie dobrze odnaleźć w warunkach pokoju, jak i w narzuconych przez los okolicznościach wojennych. Jeśli chodzi o te ostatnie, to wykazana wówczas heroiczna postawa Stefana jest bezsprzecznie imponująca i w zasadzie nie wymaga dodatkowego komentarza. Powszechnie znane są jego pełne pasji odezwy wygłaszane do walczącej ludności oraz odmowa ustąpienia ze stanowiska i opuszczenia atakowanego nieustannie miasta w celu ratowania siebie. On dobrze wiedział, że po upadku Warszawy zostanie niezwłocznie aresztowany przez Niemców. Starał się więc za wszelką cenę zabezpieczyć ciągłość administracyjną władz miasta i dlatego zarekomendował na urząd burmistrza komisarycznego swojego dotychczasowego zastępcę oficera Juliana Kulskiego, przyjaciela jeszcze z czasów służby w Legionach Polskich.

Stefan Starzyński był wizjonerem Warszawy przyszłości. Sam powiedział w swoim ostatnim, najsłynniejszym przemówieniu 23 września 1939 r.: „Chciałem, żeby Warszawa była wielka [...]". Jaka w zasadzie miała być ta jego wymarzona Warszawa?

Chociaż panuje przekonanie, że w realizacji wizji przeszkodziła mu wojna, to moim zdaniem on swój cel osiągnął. Przede wszystkim, co według mnie jest najważniejsze, udało mu się zjednoczyć ludność Warszawy ponad podziałami ekonomicznymi i politycznymi w imię miłości do miasta – małej ojczyzny. Był pełen szacunku dla każdego jego mieszkańca, także ubogiego i niewykształconego. W ten sposób stworzył podatny grunt pod solidarność, która panowała między warszawiakami w najczarniejszych chwilach kampanii wrześniowej i całej wojny. Nie można też oczywiście pomijać innych jego zasług. W 1921 r., u boku marszałka Piłsudskiego, brał udział w negocjacjach przy podpisywaniu pokojowego traktatu ryskiego. Pracował także w Ministerstwie Skarbu, gdzie wykorzystując swoje ekonomiczne wykształcenie, zajmował się gospodarką. Priorytetem był dla niego zawsze rozwój miasta. Za jego kadencji wyremontowano trasy wjazdowe do stolicy, poprawiono nawierzchnię wielu ulic, rozbudowano sieć wodociągową i kanalizacyjną, a nawet zwiększono produkcję energii elektrycznej. Dzięki jego działaniom znacznie wydłużono tory tramwajowe. Udało mu się ponadto sfinalizować budowę ponad 100 tys. mieszkań z pełną infrastrukturą oraz 30 gmachów szkolnych, a także zmodernizować wiele starych budynków. Za jego prezydentury powstał też projekt budowy warszawskiego metra, które, jak na tragiczną ironię, zgodnie z pierwotnymi założeniami miało ruszyć dokładnie... 1 sierpnia 1944 r. Przykładając dużą wagę do estetyki miasta, od 1935 r. organizował istniejący do dzisiaj konkurs „Warszawa w kwiatach". To także jemu miasto zawdzięcza budowę gmachu Muzeum Narodowego. 27 lipca 1939 r. sporządził testament, w którym własne zbiory sztuki zapisał właśnie Muzeum Narodowemu. Był wtedy jeszcze stosunkowo młodym, bo 46-letnim człowiekiem. Być może jednak już wtedy przeczuwał coś złego...

Podczas obrony stolicy we wrześniu 1939 r. funkcję cywilnego komisarza, prawej ręki gen. Rómmla oraz przewodniczącego Komitetu Obywatelskiego, pełnił właśnie Stefan Starzyński. Starał się wykorzystać każdą możliwość niesienia pomocy ludności. Do końca próbował podnieść walczących na duchu, wygłaszając odezwę nawet w trakcie podpisywania kapitulacji miasta 28 września. Czy trwający tak wiele dni heroiczny opór przeciwko najeźdźcy był możliwy także dzięki determinacji prezydenta?

Zdecydowanie tak! Jestem przekonany, że wypracowana i promowana przez cały okres jego prezydentury atmosfera współpracy i solidarności zaowocowała także w tych najtrudniejszych chwilach. Jego apele trafiały na podatny grunt. Dzięki jego wieloletniej pracy społeczeństwo było zjednoczone, co udowodniło nie tylko w trakcie kampanii wrześniowej, ale i w czasie późniejszej okupacji hitlerowskiej oraz powstania warszawskiego. Szczególnie istotną rolę odegrało wspomniane już zabezpieczenie przez prezydenta ratusza przed Niemcami w postaci rekomendowania Juliana Kulskiego. Chociaż Kulski pełnił przez całą wojnę obowiązki burmistrza komisarycznego za przyzwoleniem Niemców, to aktywnie współpracował z władzami Polski podziemnej. Swoją trudną misję sprawował w sposób absolutnie godny, a mimo to spotkał go duży ostracyzm społeczny ze względu na masowe i niesłuszne podejrzenia o współpracę z okupantem. Dla mnie ten niedoceniony człowiek był bohaterem i postacią tragiczną. Kiedy wnioskowałem o nadanie jednej z warszawskich ulic jego imienia, dotarły do mnie protesty osób uważających Kulskiego za kolaboranta. Chcąc obalić te krzywdzące zarzuty, na moją prośbę profesor Strzembosz wydał oświadczenie o jego niewinności. Ostatecznie więc udało się nazwać imieniem tego dzielnego mężczyzny jedną z mokotowskich ulic.

Szczególnie bolesna dla rodziny jest niepewność dotycząca okoliczności śmierci prezydenta. Przez wiele lat wierzono, że został zamordowany w 1943 r. w obozie koncentracyjnym. Wyniki ostatnich badań IPN-u skłaniają jednak coraz większą liczbę historyków ku tezie, że Niemcy zastrzelili Stefana Starzyńskiego jeszcze w 1939 r. w ogrodach sejmowych. Czy rodzina podjęła jakieś kroki na własną rękę w celu ostatecznego wyjaśnienia tej tragicznej sprawy?

Nie chciałbym zostać niewłaściwie zrozumiany, ale dla mnie tak naprawdę prezydent Starzyński jest wielkim człowiekiem dzięki temu, jak żył, a nie przez swoją śmierć. Ginąc z rąk nazistów, podzielił dramatyczny wojenny los milionów swoich rodaków. Zamordowany przez Niemców w obozie został także w 1942 r. jego brat Mieczysław, a Roman zmarł jeszcze przed wojną, w 1938 r. Przychodząc na symboliczny grób Stefana Starzyńskiego na warszawskich Powązkach czy odwiedzając liczne szkoły imienia mojego słynnego krewnego, staram się zawsze skupiać na jego życiowych osiągnięciach, a nie na tragicznym końcu. Oczywiście, że wolałbym znać całą prawdę, ale wiem, że nie zmieniłaby ona w żaden sposób mojej opinii i uczuć do tego człowieka. Najbliższy żyjący krewny Stefana, bratanek Krzysztof Starzyński, całe życie spędził na wyspie Fidżi, obawiając się powrotu do ojczyzny ze względu na perturbacje polityczne. Zdecydował się na to dopiero w 1990 r.

W 2010 r. Stefan Starzyński został pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Dokument ten, podpisany przez prezydenta 28 marca 2010 r., był najprawdopodobniej jedną z ostatnich podpisanych przez niego decyzji. Obecnie odznaczenie to znajduje się w moim posiadaniu. Czeka na uroczyste otwarcie Muzeum Wojska Polskiego na terenie Cytadeli Warszawskiej, podczas którego osobiście przekażę tej instytucji order mojego sławnego przodka. Uważam bowiem, że spuścizna tak wyjątkowej postaci, jaką był Stefan Starzyński, nie powinna być zawłaszczana przez rodzinę, lecz powinna stanowić majątek całego narodu.

Wywiad został przeprowadzony w sierpniu ubiegłego roku

Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie