Jerzy Porębski: Ze Świnoujścia do Walvis Bay

Na wieczną wachtę odszedł Jerzy Porębski, żeglarz, doktor oceanografii biologicznej, naukowiec z gitarą, twórca i wykonawca pieśni spod żagli, czyli szant. Rozsławił polskie szanty po całym świecie.

Aktualizacja: 03.09.2021 00:20 Publikacja: 02.09.2021 16:18

Jerzy Porębski

Jerzy Porębski

Foto: PAP, Jacek Bednarczyk

Ale zaczynało się źle. Przed wiekami Polska była odwrócona do morza – oględnie mówiąc – plecami. Przepiękna staropolska poezja miała sprawy morza – znów mówiąc oględnie – w tak zwanym głębokim poważaniu. Sebastian Klonowic, w poemacie „Flis", grzmiał:

„Więc się podnosim w głupią pychę zatem!

Co Polska rodzi, nie przestajem na tem,

A już nam kramne a zamorskie rzeczy

Zawsze na pieczy".

Wybitny znawca kultury staropolskiej prof. Janusz Tazbir w artykule „Ziemianin–żeglarz–podróżnik morski" („Odrodzenie i reformacja w Polsce", t. XXII, 1977) przedstawia świat widziany oczami polskiego szlachcica – ziemianina, dworzanina, pieczeniarza, karmazyna, mazowieckiego szlachetki, w którym wiejskie spokojne życie na roli było darem bożym, natomiast życie z morza – dopustem bożym. Polski szlachcic żywił przekonanie, że profesja żeglarska dobra jest dla obcych – Hiszpanów, Anglików, Holendrów oraz oczywiście ludzi niskiego stanu; kapitan, kaper w służbie króla, szyper, bosman, kupiec w porcie, szkutnik budujący okręty – nie cieszyli się dużym poważaniem.

A wszystko to w okresie, gdy rodził się transport oceaniczny i potęga państwa czerpiących dochody z morza. Właśnie wtedy rodziła się – równolegle z tym procesem – pieśń marynarska. Jej historyczny rozwój osiągnął apogeum w XIX stuleciu, gdy nastąpił (jako skutek rewolucji przemysłowej) lawinowy rozwój transportu morskiego. Żaglowce przemierzały oceaniczne szlaki z dużą częstotliwością. Ale ten stan gwałtownie zmienił się w drugiej połowie XIX w., gdy zaczęto budować statki wyposażone w maszyny parowe. Praca marynarzy zmieniła się diametralnie, a tym samym zmianie uległo życie społeczne załogi: marynarska pieśń robocza i pokrzyk ułatwiający zbiorowe ciągnięcie lin przestały być potrzebne, przestano bowiem na statkach ciągać liny, nawet linę kotwiczną wybierał kabestan napędzany siłą pary.

Zanikła też pieśń kubryku wykonywana dla rozrywki, bez praktycznego celu. Rozwój tekstowego i muzycznego autentycznego marynarskiego folkloru dobiegł końca. Mimo to nie poszedł w zapomnienie, wręcz przeciwnie. Miało to związek z pojawieniem się w połowie XIX w. nowego gatunku literackiego – żeglarskich wspomnień. Wcześniej najwięksi na świecie żeglarze i odkrywcy, ludzie tej miary co Bougainville, Cook, Dumont d'Urville, ograniczali się do opisu, jak przebiegała żegluga, jaka była pogoda, co się popsuło na żaglowcu albo które z odkrywanych lądów dobrze rokują z punktu widzenia handlu. Relacje te wspominają o poznawanych tubylcach, ale ani słowem nie wspominają o życiu załóg na żaglowcach.

Nowy trend – żeglarskie wspomnienia poświęcone głównie warunkom życia na żaglowcach – pojawił się w Ameryce. Wspomnienia te cytowały pieśni śpiewane na pokładzie i w kubryku. Równocześnie pojawiła się nazwa tych pieśni – szanty, od angielskiego słowa „shanty", oraz słowo szantymen (ang. shantyman). O tym wszystkim, o szantach takielunkowych, kabestanowych, pompowania liny, przemiennego chwytu, ciągnięcia z przytupem, zwijania żagla etc., etc. można się dowiedzieć z książki Jerzego Wadowskiego „Pieśni spod żagli" (Gdańsk 1989) czy z książki Marka Siurawskiego „Szanty i szantymeni. Ludzie i pieśni dawnego pokładu" (Kraków 1999). Właśnie z tej morskiej tradycji czerpał w swojej twórczości znakomity polski szantymen Jerzy Porębski:

„Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?

Gdzie ta koja wymarzona w snach?

Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat?

Gdzie ta brama na szeroki świat?".

Niektóre szanty od dwustu i więcej lat są światowymi przebojami, choćby „Hiszpańskie dziewczyny" czy „Morskie opowieści" („Drunkensailor"), pierwotnie śpiewane na żaglowcach Brytyjskiej Marynarki Wojennej. Autorem pierwszych ośmiu zwrotek polskiej wersji jest Jacek Kasprowy, a jedna z nich brzmi tak:

„Jak nad Helem raz dmuchnęło

Zdarła żagle moc nadludzka

Patrzę – w koję mi przywiało

Nagą babę z Pucka".

Na uwagę zasługuje fakt, że istnieje ponad 200 udokumentowanych zwrotek polskiej wersji „Morskich opowieści", co nie powinno specjalnie dziwić, gdyż Polska jest jednym z czołowych krajów, w których powstają i są wykonywane szanty. Polscy żeglarze imponują w zagranicznych portach szantowym repertuarem. Liczba odbywających się co roku w naszym kraju festiwali szantowych jest bliska setki, a na każdym z nich – nie ma innej możliwości – uczestnicy chórem śpiewają „Cztery piwka", które zaczynają się od słów:

„Ze Świnoujścia do Walvis Bay droga nie była krótka,

A po dwóch dobach, może mniej, już się skończyła wódka...".

Ale zaczynało się źle. Przed wiekami Polska była odwrócona do morza – oględnie mówiąc – plecami. Przepiękna staropolska poezja miała sprawy morza – znów mówiąc oględnie – w tak zwanym głębokim poważaniu. Sebastian Klonowic, w poemacie „Flis", grzmiał:

„Więc się podnosim w głupią pychę zatem!

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie