„1 lipca rano przyjechał Bartieniew, powiedział: »zabiłem Manię«. Na moje zapytanie »kogo«, odpowiedział, że zabił Wisnowską. Jednocześnie Bartieniew oddał mi swoje szlify. Obudziłem adiutanta i posłałem go dowiedzieć się, czy to prawda" – zeznanie tej treści złożył przed Warszawskim Sądem Okręgowym rotmistrz grodzieńskiego pułku huzarów lejbgwardii nazwiskiem Aleksander Lichaczew. To on był jednym z dowódców rosyjskiego garnizonu stacjonującego w Warszawie. Wojskowy opowiedział czteroosobowemu składowi sądzącemu, że z początku nie wierzył w tę relację, gdyż żołnierz Aleksander Bartieniew zachowywał się spokojnie, a przecież, gdyby rzeczywiście popełnił zbrodnię, byłby wzburzony i rozemocjonowany. Rotmistrz uważał, że pijany Bartieniew wymyślił coś sobie i usiłuje ściągnąć na siebie uwagę kolegów z garnizonu. Z powagi sytuacji zdał sobie sprawę dopiero kilkadziesiąt minut później, gdy adiutant potwierdził wiadomość, a na miejscu zbrodni zjawili się żandarmi i wojskowy prokurator. Kilka godzin później zabójstwo przy ulicy Nowogrodzkiej w warszawskim Śródmieściu stało się głównym tematem rozmów mieszkańców. Oto bowiem ofiarą zbrodni padła jedna z dwóch najbardziej popularnych w tamtym czasie aktorek teatralnych. Jeszcze bardziej szokujące było to, że stało się to tuż przed jej wyjazdem do Ameryki, który miał zapoczątkować jej międzynarodową karierę. Dziś o tej historii przypomina piękny pomnik na grobie Wisnowskiej na Starych Powązkach, tuż przy głównym wejściu. Jeden z tych, które nie ucierpiały podczas wojen.
Celebrytka numer jeden
Gdy rotmistrz Lichaczew sprawdzał szokującą wiadomość, Warszawa – wówczas stolica Kraju Prywislanskiego (zachodniej guberni Imperium Rosyjskiego) – przeżywała okres gospodarczego wzlotu. Od powstania styczniowego minęło ćwierć wieku, ruch socjalistyczny, który miał naznaczyć krwią polskie ziemie w roku 1905, dopiero raczkował. W Królestwie Polskim panował spokój, którego nie zaburzyła nawet intensywna rusyfikacja. W Warszawie, trzecim co do wielkości mieście Cesarstwa (po Moskwie i Petersburgu), dynamicznie rozwijała się przedsiębiorczość, handel, powstawały sklepy a la Wokulski, fabryki i banki. Uniwersytet Warszawski otworzył swoje bramy dla studentów z ubogich rodzin. Kilka lat wcześniej otwarto miejski system wodociągów i kanalizacji i uruchomiono system ogrzewania mieszkań wodą. Na trotuarach zamontowano rzędy lamp gazowych. Wzdłuż nowych ulic pojawiły się kamienice z dużymi, przestronnymi mieszkaniami, otwarto most Kierbedzia, zainstalowano pierwszą centralę telefoniczną. Po raz pierwszy na polskich ziemiach pojawiła się silna klasa średnia. Za tymi przemianami poszedł dynamiczny rozwój kultury. Niesłabnącą popularnością cieszyły się opera i teatry – przede wszystkim dwa najważniejsze: Narodowy i Dramatyczny. W tym ostatnim prawdziwą gwiazdą stawała się 28-letnia Maria Wisnowska (ur. 1861).
Maria J. Wisnowska
Za wielką sławą zawodową aktorki szła druga, nieco gorsza – dotycząca jej życia prywatnego. Jan Żak tak o niej pisał w „Encyklopedii Teatru Polskiego": „Aktorka była niewątpliwie piękna i niewątpliwie skompromitowana. O osobach skompromitowanych polska prasa pisać nie lubiła. Może dlatego komentarzy na temat tej tragedii pojawiło się stosunkowo niewiele, wśród nich jeden charakterystyczny, a okrutny: »szkoda aktorki, nie szkoda człowieka« (Sygietyński). Otoczona gronem wielbicieli Wisnowska przyjmowała u siebie m.in. znanego jej jeszcze ze Lwowa tenora Aleksandra Myszugę (miał się dla niej rozwieść, a tymczasem połamał jej pierścionek zaręczynowy, który otrzymała od kogo innego), literatów, jak Stefan Krzywoszewski, dziennikarzy, w zeznaniach świadków pojawia się też nazwisko Michałowskiego – czyżby Aleksandra? Co gorsza, przyjmowała Rosjan. Generał Palicyn, prezes teatrów warszawskich, za cenę uległości i wspólny wyjazd »gdziekolwiek na dwa tygodnie« miał jej obiecać wymarzony wyjazd za granicę. Chciała wyjechać, by – jak przypuszczano – uwolnić się od uciążliwego kochanka, wiecznie pijanego »kometa« armii rosyjskiej Bartieniewa, i rozpocząć karierę za granicą. Nie zdążyła. Bartieniew, który się z nią zaręczył, ale któremu ojciec zakazał się z aktorką żenić, zabije ją przedtem strzałem z pistoletu".
Głośny proces
7 lutego 1891 roku, pół roku po głośnej zbrodni, w głównej sali sądu na ulicy Leszno rozpoczął się proces Bartieniewa oskarżonego o zabójstwo Wisnowskiej. Akt oskarżenia podpisał baron von Raden – szef Wydziału Śledczego warszawskiej prokuratury. Także on wystąpił na procesie w roli oskarżyciela publicznego. Obrony podjął się najbardziej wówczas znany moskiewski adwokat Fiodor Nikołajewicz Plewako – słynny dzięki swoim talentom krasomówczym. Plewako, wynajęty przez rodziców oficera, specjalnie przyjechał z Moskwy do Warszawy, aby zapoznać się z aktami sprawy i reprezentować klienta. Proces odbywał się zgodnie z rosyjskim prawem. Prowadził go ówczesny prezes warszawskiego sądu nazwiskiem Czerniawski. Rozprawy prowadzono w języku rosyjskim, jednak dla tłumnie zgromadzonej publiczności oraz świadków (nie wszyscy biegle posługiwali się rosyjskim) zapewniono tłumacza przysięgłego.