„Generał naczelny, powiadomiony o sytuacji, był już osobiście w połowie drogi, gdy się dowiedział o stratach nie do naprawienia, które poniesiono, o upartym oporze nieprzyjaciela i zniechęceniu naszych żołnierzy; skoro walka była zaczęta, należało zwyciężyć lub zginąć, i generał naczelny podjął decyzję godną jego sławy. Widzimy go, jak nagle wstępuje na groblę, otoczony przez swój sztab, z postępującą za nim strażą przyboczną; zsiada z konia, wyjmuje swą szablę, chwyta za sztandar i rzuca się na most wśród gradu pocisków. Żołnierze go widzą i nikt z nich go nie naśladuje. Widziałem tę podłość niebywałą i nie mogę jej zrozumieć. Czyż należało zwycięzcom spod Lodi okryć się taką hańbą? Ta chwila była krótką, ale ponurą dla wszystkich, którzy otaczali Bonapartego; jego adiutant Muiron, generał Vignolle, porucznik straży przybocznej, dwóch adiutantów Belliarda pada koło niego. (...)Ja sam zostałem trafiony kulą wprost w pierś, uratował mi życie mój płaszcz, który zwinięty w rulon nosiłem na krzyż na sobie; lecz w tej samej chwili pocisk armatni wybuchł u mych stóp i rzucił mi w głowę ziemię przez ten pocisk wzniesioną. Uderzenie było tak silne, że straciłem przytomność, a gdy odzyskałem swe zmysły, znajdowałem się już daleko od tej sceny, uniesiony przez żołnierzy.

Generał naczelny, jak mnie potem powiedziano, widząc bezużyteczność swych wysiłków, wycofał się i tym razem grenadierzy pośpiesznie poszli za jego przykładem. Wszystko ucieka, wszystko się ciśnie, zamieszanie jest tak wielkie, że wpychają go do rowu pełnego wody; byłby utonął, gdyby nie jego sztab, bo uciekający nie pomyśleli nawet o tym, by mu dać najmniejszą pomoc. Gdy ta masa żołnierzy znalazła się poza zasięgiem armat, udało się ich zatrzymać i zebrać tym łatwiej, że nieprzyjaciel ich nie ścigał”.

Relacja przyszłego marszałka Francji Auguste’a Marmonta:

„Zatrzymana w marszu dywizja Augereau zaczęła się cofać; aby ją zagrzać, Augereau chwycił chorągiew i przeszedł kilka kroków po grobli, lecz nie ruszył za nim nikt. Taka jest historia owej chorągwi, o której tyle mówiono i z którą jakoby miał przekroczyć on most pod Arcole, goniąc przeciwnika: wszystko ograniczyło się do bezskutecznej zwykłej demonstracji. Oto, jak pisze się historię! Na wiadomość o tej porażce generał Bonaparte podjechał do dywizji ze sztabem i spróbował powtórzyć czyn Augereau, stając na czele kolumny. Dla dodania jej ducha też schwycił chorągiew i tym razem ludzie ruszyli za nim; jednak na dwieście kroków przed mostem, który pewnie zdołalibyśmy przebiec mimo śmiertelnego ognia przeciwnika, jakiś oficer piechoty złapał naczelnego wodza wpół, krzycząc: „Generale, zginie pan, a jeśli pan zginie, jesteśmy straceni. Nie pójdzie pan dalej, to nie jest pańskie miejsce”. Szedłem wtedy przed generałem Bonaparte, a na prawo miałem innego jego adiutanta, bardzo wybitnego oficera, który niedawno przybył do armii. Jego nazwiskiem – Muiron – zostanie później nazwana fregata, na której Bonaparte wróci z Egiptu. Obejrzałem się, czy ktoś za mną idzie, i widząc Bonapartego w uchwycie wspomnianego oficera, pomyślałem, że został ranny. W jednej chwili stłoczyliśmy się w miejscu. Jeśli czoło kolumny jest tak blisko nieprzyjaciela, a nie atakuje, szybko zaczyna się cofać: koniecznie trzeba utrzymać ją w ruchu. No i stało się – kolumna cofnęła się, spłynęła na drugą stronę grobli, by ukryć się przed ogniem nieprzyjaciela, i wreszcie zmieszana uciekła. Panował taki chaos, że popchnięty generał Bonaparte stoczył się na zewnątrz grobli i wpadł do wypełnionego wodą bardzo wąskiego kanału, który wykopano, by zdobyć ziemię do budowy grobli. Wraz z Ludwikiem Bonaparte wyratowałem naczelnego wodza z tej niebezpiecznej przygody; adiutant generała Dommartin o nazwisku Faure de Giere oddał mu swego konia, na którym generał wrócił do Ronco, by przebrać się i wysuszyć. Tak oto wyglądała historia z drugą chorągwią, z którą na rycinach Bonaparte biegnie przez most Arcole. Atak ten, a właściwie potyczka, tyle jedynie przyniosła”.