Związek Walki Czynnej

W 1908 roku w Rosji ostatecznie dogasła rewolucja. Członkowie Polskiej Partii Socjalistycznej-Frakcji Rewolucyjnej zaczęli się przenosić do Galicji, gdzie autonomia pozwalała na przygotowanie się do walki z rosyjskim zaborcą o niepodległą Polskę. Owocem pracy organizacji strzeleckich były kadry dla przyszłego Wojska Polskiego.

Publikacja: 02.09.2009 09:03

Grupa działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, współpracowników Józefa Piłsudskiego. Od lewej: Bol

Grupa działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, współpracowników Józefa Piłsudskiego. Od lewej: Bolesław Czarkowski, Aleksander Sulkiewicz, Stanisław Jędrzejewski, Józef Kwiatek, Walery Sławek

Foto: MUZEUM WOJSKA POLSKIEGO W WARSZAWIE

W czerwcu 1908 roku w lwowskim mieszkaniu Kazimierza Sosnkowskiego odbyło się zebranie działaczy Organizacji Bojowej PPS-FR. Podjęto tam decyzję o powołaniu do życia organizacji mającej koordynować wysiłki zmierzające do wywołania w Kongresówce i na ziemiach zabranych kolejnego powstania oraz przygotowania jego kadry przywódczej. Jak pisał jeszcze w sierpniu 1906 roku Piłsudski: „Rewolucja zbrojna (…) dostatecznie silna do zgniecenia sił rządowych – oto konieczność dziejowa, jaką mamy przed sobą. Musimy wykorzystać wszelkie siły społeczne w celu zorganizowania zbrojnego powstania. Ono jedynie może zmienić podstawy naszego bytu politycznego”.

Utworzony wówczas Związek Walki Czynnej z założenia obejmował jedynie wąską, elitarną grupę zakonspirowanych działaczy niepodległościowych. Po roku działalności liczył zaledwie 105 członków we Lwowie, 36 w Krakowie i sześciu w Borysławiu. Do 1912 roku liczba członków ZWC wzrosła do 700 – 800 osób. Działali oni także w komórkach na terenie Rosji, m.in. w Warszawie, Wilnie, Moskwie i Kijowie. Początkowo działacze PPS-FR byli niezadowoleni z powstania ZWC. Jej istnienie zaakceptowali dopiero na konferencji w Zakopanem w styczniu 1909 roku.

W celu przeszkolenia wojskowego większej grupy osób działacze ZWC postanowili wykorzystać legalne możliwości, jakie dawało austriackie ustawodawstwo. Ustawa o stowarzyszeniach z 1867 roku umożliwiała bowiem powoływanie do życia stowarzyszeń strzeleckich (Schützen Vereine). Przez długie lata władze zezwalały jednak na ich zakładanie jedynie w Tyrolu uchodzącym za najwierniejszy bastion Habsburgów. Do powoływania takich organizacji w całej monarchii zachęcało zarządzenie austriackiego ministra obrony krajowej z 1909 roku. Miało to oczywiście wzmóc potencjał obronny monarchii naddunajskiej. Powyższe zarządzenie umożliwiało takim związkom korzystanie z wojskowych strzelnic, pomocy wojskowych instruktorów czy zakupu broni i amunicji po preferencyjnych cenach.

Korzystając z tych ram prawnych, na przełomie 1909 i 1910 roku we Lwowie opracowano statut Związku Strzeleckiego. Organizacja została zarejestrowana w kwietniu 1910 roku, uzyskawszy wcześniej zatwierdzenie namiestnika Michała Bobrzyńskiego. Na jej czele stanął Władysław Sikorski. Osiem miesięcy później Bobrzyński zaakceptował także statut krakowskiego Towarzystwa Strzelec, pod kierownictwem Władysława Tetmajera (od 1911 roku). Niedługo potem powstał również Związek Strzelecki w Brzeżanach.

[wyimek]Nie tylko myśl zbrojna upadła u nas, nawet myśl o niepodległości Polski znikła w środowiskach i zjazdach kulturalnych, znikła nawet u socjalistów. Naród zaniemógł i opuścił ręce.

Józef Piłsudski o potrzebie podjęcia przygotowań do walki o niepodległość na zjeździe w Zakopanem 25 – 26 sierpnia 1912 roku[/wyimek]

Namiestnik traktował jednak związki strzeleckie z dużą rezerwą. Uważał je za zbrojną przybudówkę PPS-FR, stworzoną i kierowaną przez „zaimportowanych” z Kongresówki radykałów. Ich działalność mogła skomplikować sytuację wewnętrzną w Galicji, nawet niekorzystnie wpłynąć na politykę zagraniczną. Austriackie władze wojskowe miały jednak odmienne zdanie, opowiadając się za rozwojem ruchu. W końcu Piłsudski obiecywał im, że w wypadku wojny z Rosją na tyłach armii carskiej zbrojne powstanie wznieci 200 tys. bojowników. Oczywiście rzeczywiste wpływy PPS-FR i liczba uzbrojonych członków były kilkakrotnie mniejsze.

[srodtytul]Kryzys bośniacki[/srodtytul]

Rozwojowi działalności niepodległościowej w zaborze austriackim sprzyjała sytuacja międzynarodowa. Od 1906 roku zaczęły się pogarszać relacje Wiednia z Petersburgiem. Rosjanie pobici przez Japończyków w Korei i Mandżurii w latach 1904 – 1905 swą uwagę ponownie skierowali na Bałkany, a w samej Rosji coraz większe wypływy zaczęły zdobywać środowiska pansłowiańskie. Na przełomie 1908 i 1909 roku Europa stanęła na krawędzi wojny. Trwał wówczas tzw. bośniacki kryzys aneksyjny spowodowany decyzją władz w Wiedniu o inkorporacji okupowanych i administrowanych od 1878 r. terytoriów Bośni i Hercegowiny, które formalnie wciąż należały do Turcji. Wywołało to oburzenie zwłaszcza w Serbii, która sama miała ochotę na tę zamieszkaną wówczas w większości przez Serbów prowincję. Po jej stronie w imię pansłowiańskiej solidarności stanęła Rosja, domagając się unieważnienia decyzji i zwołania międzynarodowego kongresu. Austro-Węgry z kolei miały sojusznika w Niemcach, którzy, grożąc wojną, żądali uznania aneksji.

Rosja nie wyleczyła jeszcze ran po wojnie z Japonią i rewolucji 1905 roku. Nie mogła sobie pozwolić na kolejną wojnę i zgodziła się na aneksję. Uczyniła to jednak z niechęcią i w poczuciu upokorzenia. Rosyjskie elity pałały chęcią zemsty za „dyplomatyczną Cuszimę”, jak ochrzczono kryzys bośniacki. Nienawiść była tak głęboka, że gdy jesienią 1909 roku car udał się w podróż do Włoch, wybrał okrężną drogę przez Niemcy i Francję, by nie jechać przez terytorium monarchii naddunajskiej. Rosja, spodziewając się konfliktu, podjęła zakrojony na szeroką skalę program modernizacji rosyjskiej armii. Zaborcy znów zaczęli zabiegać o sympatię Polaków. Jak wspominał Ignacy Daszyński: „Silne napięcie między Austrią a Rosją oddziałało szczególnie na polski obóz niepodległościowy. Wojna zdawała się wisieć na włosku. Terenem jej musiała być ziemia polska”.

[srodtytul]Wojna wywiadów[/srodtytul]

Kilka lat przed wybuchem wielkiej wojny Galicja stanowiła istny raj dla szpiegów i miejsce rywalizacji wywiadów. Bacznie obserwowała ją carska Ochrana, starająca się wykraść jak najwięcej informacji wojskowych. Lawinowo rosła liczba procesów o szpiegostwo. Podczas gdy według danych austro-węgierskiego sztabu generalnego sądy galicyjskie w 1908 roku z tego powodu skazały cztery osoby, to w 1909 – siedem, w 1910 – 17, w 1912 – 37, a w 1913 roku aż 51. Dla przykładu 9 stycznia 1910 r. na dworcu we Lwowie żandarmeria ujęła niedawno przybyłego z Rosji Aureliusza Miłobędzkiego, który właśnie wsiadał do pociągu do Przemyśla, gdzie znajdowała się potężna twierdza. Na przesłuchaniu wyznał, że pracuje dla Ochrany.

Informacjami z nią dzielili się także przedstawiciele ruchu starorusińskiego uznający, że galicyjscy Rusini nie są odrębnym narodem ukraińskim, ale częścią narodu rosyjskiego. Propagowali także konwersje z grekokatolicyzmu na prawosławie. Ich działalność wspierało działające w Rosji Towarzystwo Galicyjsko-Rosyjskie pod kierownictwem posła do Dumy hrabiego Władymira Bobryńskiego. Na przełomie 1913 i 1914 roku odbyły się procesy działaczy starorusińskich oskarżonych o zdradę stanu i dążenia do oderwania wschodniej Galicji i Rusi Zakarpackiej celem przyłączenia ich do Rosji.

[wyimek]Ćwiczenia zaczynały się o godz. 5.30 lub 6 rano, bez względu na pogodę, i trwały godzinę, tak by akademicy zdążyli na wykłady. W jesieni i zimie było jeszcze ciemno, gdy odbywaliśmy co drugi dzień kurs 2-kilometrowy biegiem, gdyż za wcześnie nie wstawaliśmy, a nagany przed frontem za spóźnienie słyszeć nie chcieliśmy.

Wspomnienia M. Romockiego-Malickiego[/wyimek]

Austriacy zdawali sobie sprawę, że przegrywają wojnę wywiadowczą z Rosją. Ważną rolę w grze tajnych służb mogli odegrać Polacy. Piłsudski jeszcze we wrześniu 1906 roku rozmawiał na ten temat z odpowiedzialnym za wywiad oficerem sztabu X korpusu z Przemyśla płk. Franzem Kanizem, oferując dane wywiadowcze w zamian za tolerowanie i ciche wsparcie dla działalności PPS w Galicji. Oferta została jednak odrzucona.

Austriacki sztab generalny docenił jednak znaczenie polskiego ruchu niepodległościowego podczas kryzysu bośniackiego. Strzelcy dostarczali Austro-Węgrom danych dotyczących m.in. dyslokacji wojsk rosyjskich w rejonach przygranicznych, stanów magazynów, rozkładu koszar, szkiców i planów fortyfikacji, połączeń kolejowych. Z powodu tej współpracy w okresie międzywojennym endeccy przeciwnicy Marszałka nazywali go austriackim agentem.

Carska Ochrana nie zasypiała gruszek w popiele i z pewnością miała agentów w ZWC, PPS-FR czy organizacjach strzeleckich. Rosjanie kanałami dyplomatycznymi wielokrotnie dawali do zrozumienia Austro-Węgrom, że doskonale wiedzą, co się w Galicji święci, zarzucając im tolerowanie „szkoły terrorystów”. Bezskutecznie starali się m.in. zablokować w 1910 roku rejestrację związków strzeleckich, podważając ich rzekomo czysto sportowy charakter. Władze monarchii naddunajskiej nie uległy jednak presji sąsiada. Nie wydały także poszukiwanego w Rosji Walerego Sławka, którego w czerwcu 1909 roku aresztowała krakowska policja. Znaleziono przy nim wówczas rewolwer, dynamit i materiały propagandowe, które niedwuznacznie wskazywały na charakter jego działalności. Zresztą nie tylko on znalazł w Austro-Węgrzech schronienie przed carskim wymiarem sprawiedliwości. Po 1912 roku na Podhalu gościł Włodzimierz Iljicz Uljanow, znany szerzej pod pseudonimem Lenin.

[srodtytul]Działalność związków strzeleckich[/srodtytul]

Komenda Główna Związku Strzeleckiego urzędowała we Lwowie. Podlegały jej komendy okręgowe w Krakowie (Galicja Zachodnia), Rzeszowie (Galicja Centralna) i Lwowie (Galicja Wschodnia). Oprócz tego działała Komenda Zagranica i utajniona Komenda Królestwa Polskiego. W ostatnim roku przed wybuchem I wojny światowej komendą lwowską dowodził Edward Rydz-Śmigły, krakowską Mieczysław Trojanowski „Ryszard”, a rzeszowską Władysław Wilk „Rudolf”. Koła terenowe zakładano w miejscowościach, gdzie akces do organizacji zgłosiło co najmniej osiem osób. We Lwowie, Krakowie i Wieliczce istniały oddziały kobiece, przygotowywane do zadań pomocniczych. Wśród strzelców byli również Żydzi: w 1914 r. w Stanisławowie było ich dziesięciu, w Tarnowie ośmiu, a w Brzeżanach siedmiu. Więcej było ich na kursach oficerskich i podoficerskich, gdzie dominowali przedstawiciele inteligencji.

Związki strzeleckie mogły liczyć na przychylność władz, które zezwalały na korzystanie z wojskowych strzelnic i placów ćwiczeń, ułatwiały zakup broni i amunicji. Ich członkowie mieli prawo do noszenia organizacyjnych mundurów, a w określonych prawem przypadkach broni palnej i białej.

Mundury zostały zaprojektowane wiosną 1913 roku, a krojem przypominały brytyjskie. Jednak z powodu wysokiej ceny (40 koron) większość strzelców musiała się zadowolić jedynie czapkami, tzw. maciejówkami.

Strzelcy organizowali ćwiczenia kilka razy w tygodniu, z reguły wczesnym rankiem, tak aby potem można było zdążyć do szkoły czy pracy. Warunki pogodowe nie odgrywały przy tym żadnej roli. Popołudniami odbywały się zajęcia teoretyczne, m.in. wykłady z teorii wojskowości, terenoznawstwa, a także historii i geografii Polski. Analfabetów uczono czytać i pisać. Członkowie związków kultywowali demokratyczne tradycje doby Legionów Dąbrowskiego, zwracając się do siebie per „obywatelu”.

Święta państwowe albo kościelne wykorzystywano do ćwiczeń w terenie połączonych z manewrami nocnymi i długimi przemarszami w pełnym rynsztunku. Latem zaś organizowano specjalne obozy szkoleniowe. Miało to na celu wyrobienie tężyzny fizycznej i karności. Służba w strzelcach wymagała samodyscypliny i gotowości do wyrzeczeń, hartując także ducha.

Poza szkoleniem dla żołnierzy organizacja prowadziła kursy podoficerskie i oficerskie. Program tych pierwszych obejmował m.in. elementy taktyki, budowę umocnień polowych, sygnalizację, terenoznawstwo, organizację wojska rosyjskiego, musztrę do szczebla kompanii, geografię polityczną i wojskową oraz porozbiorową historię Polski. W przededniu wielkiej wojny w związkach strzeleckich prowadzono 14 szkół oficerskich, ok. 50 podoficerskich i ponad 200 żołnierskich. Zdecydowana większość obejmowała przygotowanie do służby w piechocie, choć szkolono też pododdziały łączności, saperów czy kawalerii. Na potrzeby szkoleniowe przygotowano regulaminy, instrukcje i skrypty oraz zbierano literaturę fachową. W kwietniu 1914 roku wyszedł pierwszy numer miesięcznika „Strzelec” pod redakcją Mariana Kukiela.

Okazjami do zademonstrowania siły i przyciągnięcia nowych członków były uroczystości publiczne, jak obchody różnych rocznic narodowych. Na przykład 22 stycznia 1913 roku z okazji 50. rocznicy wybuchu powstania styczniowego odbyła się uroczysta zbiórka i ćwiczenia drużyn strzeleckich we Lwowie, a 18 – 19 października zorganizowano w Krakowie obchody 100. rocznicy śmierci księcia Józefa Poniatowskiego w bitwie pod Lipskiem. Centralny punkt uroczystości stanowiły ćwiczenia wojskowe drużyn strzeleckich, sokolich i harcerskich zorganizowane na Błoniach.

Jednak sam Komendant niechętnie patrzył na udział podległych mu formacji w takich imprezach, uważając, że niepotrzebnie odciągają one strzelców od codziennej pracy. Piłsudski skoncentrował się w tym okresie niemal wyłącznie na pracy wojskowej. Usiłował zapobiec przekształceniu się związków strzeleckich w platformę rywalizacji między różnymi partiami. Nie było to łatwe zadanie – nawet PPS-FR robiła z tego powodu Komendantowi wyrzuty.

[srodtytul]Przyspieszenie lat 1912 – 1913[/srodtytul]

Skłócone i nieufne wobec siebie narody bałkańskie nie dały o sobie na długo zapomnieć. Latem i jesienią 1912 roku dzięki mediacji rosyjskiej dyplomacji zawiązały one antyturecką Ligę Bałkańską. Jej wojska w błyskawicznej kampanii na przełomie 1912 i 1913 roku pokonały Turcję i dokonały rozbioru jej europejskich posiadłości. W wyniku dwóch wojen bałkańskich wroga Austro-Węgrom Serbia dwukrotnie zwiększyła swą ludność i terytorium. Zaniepokojonym takim rozwojem sytuacji Austro-Węgrom pozostało jedynie powstrzymywanie Serbów przed opanowaniem ziem albańskich i drogi nad Adriatyk. Wiosną 1913 roku trwało gorączkowe tworzenie zrębów albańskiej państwowości. Spierano się przy tym tak zażarcie i drobiazgowo o przebieg granic, że szef brytyjskiej dyplomacji Edward Grey musiał przypomnieć stronom konfliktu, że ogólnoeuropejska wojna o miejscowość nieznaną szerszej opinii publicznej, którą trudno w ogóle znaleźć na mapie, byłaby absurdem. Chodziło tu o zapyziałą, zamieszkaną zaledwie przez 6 tys. mieszkańców Djakową, którą Rosjanie chcieli widzieć w Serbii, a Austro-Węgrzy w Albanii.

[wyimek]Należy się wystrzegać, aby praca nie zeszła na tory złe łatwych popisów publicznych i zewnętrznych czysto efektów. Niebezpieczeństwem tym grożą obchody patriotyczne, do których kraj [tj. Galicja] przywykł, tanim sposobem szerzące w społeczeństwie złudzenia co do jego gotowości i siły.

Rozkaz okólny komendanta głównego z 31 października 1913 r.[/wyimek]

Równocześnie trwała austro-węgiersko-rosyjska próba sił na granicy. Jeszcze przed wybuchem wojny bałkańskiej, we wrześniu 1912 roku, Rosjanie zorganizowali olbrzymie manewry w warszawskim okręgu wojskowym, a po ich zakończeniu zatrzymali w szeregach część rezerwistów. Pod bronią stało tam prawie 270 tys. żołnierzy, czyli połowa pokojowego etatu armii austriackiej. Miało to na celu powstrzymanie Wiednia przed ingerencją na Bałkanach. Po wybuchu wojny bałkańskiej armia austro-węgierska błyskawicznie przeprowadziła częściową mobilizację w Galicji na przełomie listopada i grudnia 1912 r., zwiększając liczebność tamtejszych garnizonów o połowę. Wywołało to wręcz panikę wśród ludności cywilnej przekonanej, że lada moment dojdzie do wojny. Sytuacja uległa odprężeniu dopiero w marcu 1913 roku, gdy obie strony zdecydowały się na redukcję swych sił zbrojnych. Rosjanie odesłali do cywila 370 tys. żołnierzy, a Austro-Węgrzy 40 tys. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to jedynie zawieszenie broni w dyplomatycznych zapasach.

Oczywiście Polacy nie przypatrywali się tym wydarzeniom biernie.

10 listopada 1912 roku w Wiedniu odbyła się konferencja z udziałem delegatów różnych partii i środowisk niepodległościowych. Do życia powołano wówczas Komisję Tymczasową Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Miała skoordynować wysiłki poszczególnych grup w celu bardziej efektywnego przygotowania się do nadciągającej wojny. Wobec perspektywy nieuchronnej – jak się zdawało – wojny między zaborcami szybko zwiększała się liczba członków polskich organizacji paramilitarnych. O ile dotąd w związkach strzeleckich dominowali uchodźcy z Rosji, o tyle teraz zaczęli masowo wstępować w ich szeregi rodowici Galicjanie. Według różnych obserwatorów wiosną 1913 roku Polacy w Galicji byli podekscytowani i gotowi do wojny z Rosją. Gdy jednak napięcie międzynarodowe opadło, wielu nie kryło rozczarowania i opuszczało strzeleckie szeregi.

Zresztą same władze austriackie zaczęły się obawiać siły związków strzeleckich. Wprowadzono m.in. ograniczenia w dostępie do wojskowej infrastruktury i używania broni. Zwiększono także nadzór administracji nad działalnością związków. Wynikało to także z obawy, że władze ruchu niepodległościowego będą chciały przyspieszyć bieg wypadków i przez zbrojną napaść na Rosję sprowokują wojnę między państwami.

Aby ostudzić nastroje, namiestnik Bobrzyński na początku 1913 roku zalecił prasie powstrzymanie się od dyskusji o możliwości wybuchu wojny rosyjsko-austriackiej czy perspektywach odbudowy niepodległej Rzeczypospolitej. Z przerażeniem obserwował, że także Ukraińcy zaczynają przekształcać swe towarzystwa Sicz – dotychczas o sportowym charakterze – w związki strzeleckie. Zważywszy na napięte stosunki polsko-ukraińskie i realizowaną właśnie reformę ordynacji wyborczej do Sejmu krajowego we Lwowie – daleką od ukraińskich oczekiwań – zagrożenie wojną domową było realne.

Antyrosyjskie nastroje w Galicji wynikały także z oburzenia bieżącą polityką caratu. Wiosną 1912 roku Duma przegłosowała przygotowywane od kilku lat odłączenie Chełmszczyzny od generał-gubernatorstwa warszawskiego i przyłączenia jej do generał-gubernatorstwa kijowskiego. Miało to pomóc w jej szybszej rusyfikacji. Prasa w Galicji, gdzie z tego powodu ogłoszono żałobę narodową, donosiła przy tym o wzroście bandytyzmu skierowanego przeciw katolikom i biernej postawie rosyjskiej żandarmerii. Oburzeni manifestanci zebrani w maju 1912 r. pod rosyjskim konsulatem we Lwowie spalili portret cara. Za złe miano Rosjanom także upaństwowienie kolei warszawsko-wiedeńskiej (co wiązało się ze zwolnieniem wielu Polaków) czy wspieranie mariawitów. Polacy w zaborze rosyjskim w geście niemego sprzeciwu zbojkotowali hucznie obchodzoną w marcu 1913 roku 300. rocznicę objęcia tronu przez Romanowów.

Na cenzurowanym u polskich poddanych Franciszka Józefa I byli także Niemcy, ze względu za uprawianą w Wielkopolsce, na Pomorzu i Śląsku politykę wynaradawiania. W Galicji ogłaszano bojkoty niemieckich towarów i wyjazdów do miejscowości wypoczynkowych. Przed konsulatem Rzeszy we Lwowie dochodziło do wielotysięcznych manifestacji, np. 29 listopada 1907 r. z okazji kolejnej rocznicy wybuchu powstania listopadowego. Jak pisał we wrześniu 1913 roku „Dziennik Cieszyński”: „Wilhelm II jest dla nas wrogiem zdecydowanym. Jest on wyrazem tej barbarzyńskiej polityki pruskiej, która jest zakałą i hańbą XX wieku (…) Niemcy przyzwyczaiły się uważać Austrię niemal za swego wasala w polityce zagranicznej, a zwykły ton urzędowy Niemiec razi ambicję polityczną monarchii habsburskiej”.

[srodtytul]Konkurencja czy towarzysze broni?[/srodtytul]

Związek Strzelecki i Strzelec nie były jedynymi paramilitarnymi organizacjami w Galicji. Od 1867 roku w zaborze austriackim istniało Towarzystwo Gimnastyczne Sokół. W jego ramach prowadzono naukę strzelania oraz jazdy konnej. W 1910 r. w związku z obchodami 500-lecia bitwy pod Grunwaldem stworzono tzw. polowe drużyny Sokoła. Aktywnie działał w nich m.in. były austriacki oficer artylerii Józef Haller. Organizacja ta kładła jednak nacisk na zdobycie przez jej członków tężyzny fizycznej i nie miała tak zdecydowanie niepodległościowego i antyrosyjskiego profilu. Z racji długiej tradycji dysponowała jednak rozległą infrastrukturą w postaci np. budynków i sal, a wśród jej członków było wiele osób mających za sobą służbę wojskową w c.k. armii. Pod wpływem związków strzeleckich Sokół również stawał się organizacją paramilitarną, np. w listopadzie 1912 roku w Krakowie z inicjatywy adwokata Kazimierza Ostrowskiego utworzono oddział konny.

[wyimek]Ludzie porzucali szkoły, uniwersytety doskonałe, posady, pracując od piątej rano na błoniach podmiejskich nad żołnierzami, potem na strzelnicy, wykładach dla podkomendnych, wieczorem zaś słuchając wykładów dla siebie, późną nocną godziną rozwiązywali zadania lub pracowali nad regulaminem, lub instrukcjami, tak że czasem nie było czasu na zjedzenie obiadu...

Wspomnienia Józefa Kordiana Zamorskiego[/wyimek]

W 1908 roku z inicjatywy galicyjskich konserwatystów polskich powołano Drużyny Bartoszowe. Miała to być odpowiedź na coraz większą aktywność Ukraińców. Głównym ich zadaniem było nie tyle przygotowywanie się do walki zbrojnej, ile wzmacnianie polskiej świadomości narodowej na Kresach Wschodnich. Z czasem swą działalność rozszerzyły na całą Galicję.

W maju 1913 roku założono Drużyny Podhalańskie. Ich rozwój związany był po części z konfliktem między Piłsudskim a komendantem Zakopanego i Podhala z ramienia Związku Strzeleckiego Henrykiem Minkiewiczem, który zarzucał Piłsudskiemu dyktatorski styl sprawowania władzy, faworyzowanie w polityce kadrowej swoich znajomych i błędną politykę finansową.

Z endeckim Narodowym Związkiem Robotniczym i Narodowym Związkiem Chłopskim oraz środowiskiem lwowskiego pisma „Zarzewie” związane były Polskie Drużyny Strzeleckie, utworzone w 1911 r. przez tajną organizację o nazwie Armia Polska. W przededniu wybuchu wojny Polskie Drużyny Strzeleckie liczyły ponad 5 tys. członków, głównie w okręgach krakowskim i lwowskim, choć istniały także: okręg wiedeński, zachodnioeuropejski, poznańsko-pomorski, kresowy (Rosja) i amerykański. Wiosną 1914 r. niezadowoleni z autorytarnego stylu sprawowania rządów przez Piłsudskiego i podziału pieniędzy wypowiedzieli posłuszeństwo TKSSN.

Przy tej różnorodności ruchów niepodległościowych, mających różnorakie afiliacje partyjne i światopoglądowe, pilną potrzebę stanowiło wypracowanie formuły współpracy i koordynacji działań. Temu miała służyć zwołana na sierpień 1912 r. do Zakopanego konferencja przedstawicieli ugrupowań niepodległościowych. W jej trakcie Piłsudski narzekał na słabe tempo przygotowań militarnych, tarcia między odłamami ruchu niepodległościowego i brak funduszy na intensyfikację działań. Z tego względu zdecydowano się utworzyć Polski Skarb Wojskowy. Na jego czele stanął nestor polskiego ruchu socjalistycznego Bolesław Limanowski, a funkcję sekretarza pełnił bliski współpracownik Piłsudskiego Walery Sławek. Środki pozyskiwano głównie za pomocą jednakowej treści listów z prośbą o wsparcie, wysyłanych do bogatszych przedstawicieli polskiego społeczeństwa. Grosza, a raczej dolarów, nie skąpiła także amerykańska Polonia.

Latem 1914 roku związki strzeleckie były największą polską organizacją paramilitarną w Galicji. W 248 oddziałach terenowych swe umiejętności wojskowe kształciło, według różnych ustaleń, od 7200 do ponad 8000 strzelców. Pod względem przynależności państwowej niemal 90 proc. stanowili poddani Franciszka Józefa I, a 10 proc. – cara Mikołaja II. Biorąc pod uwagę skład społeczny, ponad 1/3 stanowili inteligenci (głównie uczniowie gimnazjów i studenci), a 18 proc. robotnicy. Od końca 1913 roku największy odsetek stanowili jednak młodzi, patriotycznie nastawieni chłopi. Szacuje się, że od lipca 1914 roku różne formy przeszkolenia wojskowego przeszło w Galicji ok. 20 tys. patriotycznie nastawionej młodzieży. Jak ocenia historyk zajmujący się ruchem strzeleckim Tadeusz Bogalecki: „W II Rzeczypospolitej i podczas II wojny światowej co najmniej kilkuset dawnych strzelców było oficerami wojska polskiego, kilkudziesięciu otrzymało szlify generalskie, a czterech: Józef Piłsudski, Edward Rydz-Śmigły, Władysław Sikorski i Kazimierz Sosnkowski, zostało wodzami naczelnymi”. Związki strzeleckie były prawdziwą kuźnią polskich kadr wojskowych.

[ramka][srodtytul]Pułkownik Redl[/srodtytul]

Dobitnym dowodem słabości wywiadu austro-węgierskiego była tzw. afera Redla w maju 1913 roku. Wówczas okazało się, że płk Alfred Redl, wieloletni zastępca szefa wywiadu austro-węgierskiego, był carskim szpiegiem. Po zdemaskowaniu skłoniono go do samobójstwa, a sprawę próbowano ukryć nawet przed samym cesarzem i arcyksięciem Franciszkiem Ferdynandem. Przedostała się ona jednak do mediów, a całej aferze pikanterii dodawało to, że Redl był hulaką i homoseksualistą. Pieniądze uzyskane od rosyjskich mocodawców przeznaczał na wystawny tryb życia i swego kochanka – przystojnego porucznika ułanów. Austro-węgierski kontrwywiad ośmieszył się dodatkowo wiosną 1914 roku, gdy gimnazjalista w kupionym na aukcji przedmiotów należących do Redla aparacie fotograficznym znalazł film ze zdjęciami obiektów wojskowych. Oficerowie zajmujący się tą sprawą nie zadali sobie bowiem trudu sprawdzenia, czy coś jest w aparacie. Z c.k. kontrwywiadu śmiała się cała Europa.[/ramka]

[i]Piotr Szlanta, badacz Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego[/i]

Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie