Niemcy bronią się na Dnieprze

Po zwycięskiej bitwie pod Kurskiem w lipcu 1943 roku Armia Czerwona przeszła do kontrataku. Wehrmacht ostatecznie utracił inicjatywę strategiczną. Wprawdzie stawiał jeszcze twardy opór, lecz nie był w stanie powstrzymać Rosjan. Na przełomie 1943 i 1944 roku front przekroczył przedwojenną granicę polsko-sowiecką, by po siedmiu miesiącach dotrzeć do Wisły.

Publikacja: 23.10.2009 09:01

Sowieccy partyzanci podkładają minę na linii kolejowej koło Mińska, wiosna 1944 r.

Sowieccy partyzanci podkładają minę na linii kolejowej koło Mińska, wiosna 1944 r.

Foto: Archiwum „Mówią wieki”

W wielkim starciu pod Kurskiem Niemcy ponieśli ciężkie straty, lecz nie zostali rozbici. Oddziały grup armii „Środek” i „Południe” cofały się w sposób uporządkowany. Brytyjski strateg gen. Fuller pisał: „Wydaje się, że przez cały ten okres – od 5 sierpnia do 22 września – nie prowadzono walk o poważnym charakterze. Niemiecki odwrót był metodyczny, dzienny etap wynosił przeciętnie od półtorej do trzech i pół mili (Ň 2,4 – 5, 6 km – red.) w zależności od terenu. Cofający się Niemcy nie byli niepokojeni, chyba że przez partyzantów, i w konsekwencji mieli dość czasu, aby zostawiać za sobą „spaloną ziemię”.

Jest to tym bardziej zadziwiające, że odczuwali oni brak wojsk szybkich, spowodowany nie tylko stratami poniesionymi pod Kurskiem, lecz także wydarzeniami na Sycylii i zagrażającą im inwazją na Włochy i na południową Francję. Że pościg Rosjan nie był szybszy, wynikało prawdopodobnie z trudności w zaopatrzeniu”. Na początku września Niemcy zatrzymali się na Dnieprze i utworzyli ufortyfikowaną linię obrony od Zaporoża aż do Morza Azowskiego. Także niemiecka 17. Armia została zmuszona do opuszczenia Kubania i wycofania się na Krym.

Tymczasem sowiecka Kwatera Główna – STAWKA, szła za ciosem i szykowała się do sforsowania Dniepru. Gen. Siergiej Sztemienko, wówczas szef Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego

Armii Czerwonej, pisał: „Natarcie wojsk radzieckich w stronę Dniepru i skok ich za Dniepr na głównym kierunku – kijowskim – planowano rozpocząć we wrześniu. Uzgodniony ze Sztabem Generalnym zamiar Frontu Woroneskiego, pod którym podpisał się marszałek Żukow, był gotowy na 8 września i został przedstawiony Naczelnemu Dowódcy (Stalinowi – red.) w postaci graficznego planu sporządzonego na mapie. Front zamierzał nacierać najkrótszą drogą i stosownie do możliwości, w linii prostej. Ażeby rozciągnąć wojska nieprzyjaciela i rozproszyć jego wagę, armie nasze wychodziły nad rzekę jednocześnie i w całej szerokości pasa natarcia. 58. Armia miała uchwycić przeprawy na przedmieściu Kijowa – Darnicy. Aby nie spóźniła się z wykonaniem tego zadania, trzy jej dywizje przygotowywano do przerzutu transportem samochodowym”.

Działania Armii Czerwonej miało ułatwić „podpalenie” niemieckiego zaplecza na styku Grupy Armii „Północ” i „Środek” przez oddziały partyzanckie. Dla ich wzmocnienia sowieckie lotnictwo przeprowadziło dużą operację zaopatrzeniową – przez kilkanaście dni szybowce lądowały na ukrytych w lasach polowych lądowiskach, przerzucając za front ok. 50 t zaopatrzenia oraz wielu specjalistów. Dzięki temu dywersja na tyłach wroga znacznie się wzmogła. Niemcy musieli oddelegować spore siły wojskowo-policyjne do zabezpieczenia szlaków komunikacyjnych, punktów zaopatrzenia i dowodzenia.

21 września 1943 roku dywizje pancerne sowieckiego Frontu Centralnego rozpoczęły forsowanie Dniepru u ujścia Prypeci. W krótkim czasie przełamały niemiecką obronę na prawym brzegu rzeki i utworzyły przyczółek w rejonie Czarnobyla. Trzy dni później trzy sowieckie armie z Frontu Zachodniego: 5., 31. i 68., na północ od Smoleńska zagroziły okrążeniem niemieckiej Grupie Armii „Środek”. Niemcy zostali zmuszeni do opuszczenia Smoleńska – „wrót” do Moskwy.

[srodtytul]Operacja orszańska[/srodtytul]

Do końca września wojska frontów: Centralnego, Woroneskiego i Stepowego, dotarły do Dniepru na odcinku ok. 750 km od Łojewa do Zaporoża, i utworzyły 23 przyczółki na prawym brzegu. W górnym biegu rzeki tylko w rejonie Lady – Łojewo Niemcy utrzymali jeszcze duże przedmoście z bardzo ważnym węzłem komunikacyjnym w Orszy. Chcąc zlikwidować to wybrzuszenie, dowódca Frontu Zachodniego gen. Wasilij Sokołowski przedłożył STAWCE plan operacji orszańskiej. Pierwsze natarcie na przedmoście załamało się na silnie umocnionych pozycjach niemieckiej 4. Armii gen. Gottharda Heinriciego. Niemcy wiedzieli, że utrzymanie Orszy ma zasadnicze znaczenie dla położenia Grupy Armii „Środek”.

STAWKA nakazała dowódcy Frontu Zachodniego ponowić natarcie na Orszę. Tym razem uderzenie miało wyjść z północnego wschodu, powyżej Dniepru, który w tym rejonie zakręca łukiem na południe. Zadanie było bardzo trudne, jak twierdził bowiem marszałek Woronow, „Front Zachodni w dalszym ciągu miał poważne trudności z dostawą paliwa, amunicji i żywności. Linia kolejowa do Smoleńska funkcjonowała jeszcze źle, a samochody na drogach gruntowych tonęły w jesiennym błocie. Tym razem w natarciu brało udział bardzo mało czołgów. Bez czołgów walka rozwijała się powolnie. Piechota z trudem pokonywała obronę nieprzyjaciela.

Wysyłałem do Kwatery Głównej alarmujące meldunki. Przede wszystkim należało udzielić frontowi pomocy, kierując tam gotowe do walki związki lotnictwa myśliwskiego kosztem innych frontów lub odwodu. Nie można przecież – pisałem w jednym z meldunków – mając 55 myśliwców, liczyć na skuteczną osłonę nacierających wojsk. (…) Prosiłem o przysłanie przynajmniej 130 – 150 czołgów T-34 do działań z piechotą oraz skierowanie do nacierających wojsk uzupełnień w wysokości 20 000 – 25 000 ludzi. Pomoc jednak w dalszym ciągu nadchodziła powoli. A Moskwa domagała się natarcia za wszelką cenę. W październiku i listopadzie pięć armii frontu czterokrotnie próbowało przeprowadzić działania zaczepne na północ i na południe od linii Dniepru, w sumie jednak wojska posunęły się zaledwie o 1,5 – 11 kilometrów w głąb obrony nieprzyjaciela”.

Niemcy utrzymali w swych rękach Witebsk, Orszę, Mohylew i Żłobin. Obronę niemiecką na tym odcinku udało się przełamać dopiero w czerwcu 1944 roku.

[srodtytul]Polski bój pod Lenino[/srodtytul]

W składzie sowieckiej 33. Armii gen. Wasilija Gordowa biorącej udział w operacji orszańskiej znajdowała się polska 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, dowodzona przez gen. Zygmunta Berlinga. Utworzona kilka miesięcy wcześniej z zesłańców, którzy nie zdążyli do armii gen. Andersa, jednostka była słabo wyszkolona, ale została rzucona na front, aby dostarczyć Stalinowi i komunistom ze Związku Patriotów Polskich propagandowego argumentu, że są Polacy, którzy chcą się bić z Niemcami u boku Armii Czerwonej. Choć „piastowskie” orzełki bez korony na czapkach kościuszkowców nie przypominały przedwojennych, większość stanowisk dowódczych w dywizji obsadzali oficerowie oddelegowani z Armii Czerwonej (nierzadko mający polskie korzenie), a o „zaprawę ideologiczną” troszczyli się politrucy komuniści, było to wojsko polskie. Dla wielu służba i walka w jego szeregach była jedyną szansą wyrwania się z sowieckiego jarzma i powrotu do ojczyzny.

Teren, w jakim miały nacierać dywizje 33. Armii był pocięty licznymi rzeczkami i strumieniami. W związku z opadami deszczu w październiku 1943 roku zamienił się w grzęzawiska, które nie nadawały się do użycia czołgów. Przeciwnikiem 33. Armii był niemiecki XXXIX Korpus z 4. Armii, który bronił rubieży o głębokości 5 – 7 km. Siły niemieckie liczyły ok. 20 tys. żołnierzy. Gen. Gordow miał przełamać niemiecką obronę na odcinku 5 km. W centrum natarcia szła polska dywizja, licząca 12 400 żołnierzy. Miała pokonać dolinę rzeczki Mierei o szerokości 150 – 200 metrów i wyprzeć Niemców z okolicznych wzgórz.

Gen. Berling zdecydował, że w pierwszym rzucie będą nacierały 1. i 2. Pułk Piechoty, a w drugim 3. pułk. Plan zakładał, że czołowe bataliony przełamią niemiecką obronę na pierwszej rubieży, a następnie, współdziałając z sąsiednimi jednostkami sowieckimi, zajmą kolejne pasy umocnień. W drugiej fazie natarcie miały wspierać czołgi.

12 października 1943 roku ze względu na mgłę uderzenie zostało przesunięte o godzinę. Poprzedziło je przygotowanie artyleryjskie. Stefan Rutkowski zanotował: „O godz. 9.20 ognista salwa katiusz daje sygnał do rozpoczęcia ogólnego artyleryjskiego przygotowania natarcia. Ogromny huk setek dział wstrząsa powietrzem i przechodzi w nieprzerwane ogłuszające dudnienie”. Z kolei oficer polityczny Włodzimierz Sokorski pisał: „Ogień jest huraganowy. Ostre błyski świateł i świst pocisków.

Nikt nic nie mówi. Żołnierze kurczowo ściskają broń. Mgła osiada na hełmach. (…) Nieprzyjaciel milczy. Po stronie niemieckiej nagle zapadła cisza”. O godz. 10 nawała ogniowa nagle ucichła na rozkaz gen. Gordowa. Do ataku zostało jeszcze pół godziny. W tym czasie oddziały niemieckiej 337. Dywizji Piechoty zdołały naprawić uszkodzone stanowiska obronne.

Przed walką idących do ataku żołnierzy pobłogosławił w okopach kapelan 1. DP dywizji ksiądz Kubsz. Gen. Berling tak opisał to natarcie: „Znajdowałem się wówczas na punkcie obserwacyjnym na podstawie wyjściowej między 1. a 2. pułkiem piechoty i z mocno bijącym sercem i ściśniętym gardłem czekałem na sygnał do rozpoczęcia natarcia. Kiedy rakiety poszły w górę i oba pułki pierwszego rzutu podniosły się i ruszyły, (...) nie mogłem się opanować i poszedłem z pierwszymi falami natarcia do Mierei, by choć im pokazać, że jestem z nimi: Żołnierze szli wyprostowani do ataku, jak na defiladę. (...) Wrażenie było tak ogromne, że obserwatorzy radzieckiej artylerii, która wspierała natarcie kościuszkowców, powyskakiwali w tym ogniu przed okopy, na przedpiersia, rzucając do góry czapki i krzycząc w jakiejś szaleńczej euforii: Niech żyją Polacy!”.

Pierwszy ruszył batalion mjr. Lachowicza. Gdy żołnierze zbliżyli się do niemieckich pozycji, okazało się, że ogień artylerii wyrządził im niewiele krzywdy. W brawurowym ataku polscy żołnierze wyparli nieprzyjaciela z pierwszej linii okopów. W tym samym czasie skrzydłowe sowieckie dywizje nie zdołały przełamać obrony. Powstałe wybrzuszenie umożliwiło Niemcom wyprowadzenie kontrataku ze skrzydeł. Nie bacząc na to, gen. Berling nakazał zająć wsie Trygubowa i Połzuchy z pomocą czołgów. Jednak bagnisty teren uniemożliwił ich użycie – wozy bojowe ugrzęzły w podmokłej dolinie Mierei.

Wykorzystując bierność sowieckiej 290. DP, nieprzyjaciel otworzył ogień na skrzydło atakujących Trygubową polskich oddziałów. Batalion mjr. Lachowicza poniósł dotkliwe straty, ale ostatecznie miejscowość została opanowana. Polaków stale nękało niemieckie lotnictwo, a dziwnym trafem nad polem bitwy nie było sowieckich samolotów. Straty w 1. Pułku Piechoty sięgały 50 proc. stanów wyjściowych. Nie pomogły wysiłki saperów, którzy zdołali przeprawić na drugi brzeg rzeki sześć czołgów. Niemcy zaciekle kontratakowali i pomimo twardej polskiej obrony wieczorem odbili Trygubową.

Podobnie zakończył się atak 2. pułku na Połzuchy. W trakcie akcji sowiecka artyleria pomyłkowo położyła ogień na zajęte przez Polaków niemieckie okopy. Pomimo strat pułk ok. 14 opanował wieś. Nie na długo jednak, bo pod naporem niemieckim Polacy musieli się z niej wycofać. Nie pomogło wprowadzenie do walki odwodowego 3. pułku.

Pierwsza faza natarcia 33. Armii zakończyła się niepowodzeniem. Gen. Berling pisał: „Powtórzenie jej nazajutrz, w warunkach zasadniczych zmian we wzajemnym stosunku sił na naszą niekorzyść, poniesienie dodatkowych strat i wydatkowanie poważnych ilości środków walki, przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi i równałoby się przysłowiowemu trykaniu głową w mur. Bez wprowadzenia zasadniczych zmian mogła być tylko mowa o utrzymaniu zdobytego terenu”. Pomimo sugestii polskiego dowódcy gen. Gordow nie zmienił planu.

13 października natarcie znowu poprzedziła nawała artyleryjska, tym razem 15-minutowa. O godz. 8 żołnierze poszli do ataku. Głównym zadaniem było odbicie wsi Połzuchy. Edward Flis relacjonował: „Padamy i podnosimy się znowu. Już nie myślę o śmierci. Jest mi wszystko jedno, co będzie. Wystrzeliłem dwa bębny amunicji; został tylko jeden – 72 naboje. Nie wolno tego wystrzelić na wiatr. Wpadliśmy do okopów. Niemcy stłoczeni w rowie łącznikowym uciekają, niektórzy usiłują wydostać się z okopów na powierzchnię, inni zaciekle strzelają”.

Sowieckie dywizje nie rozpoczęły natarcia na swoich odcinkach. „Postanowiłem czekać na sąsiadów – wspominał gen. Berling. – Z mej strony była to już nieulegająca wątpliwości niesubordynacja. Toteż kiedy osobiście przekazałem mój rozkaz Kieniewiczowi (zastępcy dowódcy 1. DP ds. liniowych, służącemu wcześniej w Armii Czerwonej – red.), był zaskoczony i zapewne kierowany życzliwością – zwrócił mi uwagę, że to, co zarządziłem, jest zabronione i grozi mi za to sąd”.

Wieczorem 13 października 2. pułk zajął ostatnim wysiłkiem Połzuchy.

Straty dywizji były bardzo duże. Do sztabu 33. Armii pojechał ppłk Sokorski, który zażądał wycofania dywizji z frontu. Zdenerwowany krzyknął do sowieckich oficerów: „Wy chcecie zniszczyć nam dywizję!”. W nocy z 13 na 14 października 1. DP została zluzowana przez Rosjan. Pod Lenino straciła 3054 poległych, rannych, zaginionych i wziętych do niewoli.

[srodtytul]Walki o Kijów[/srodtytul]

20 października nastąpiła reorganizacja sowieckich frontów. Front Woroneski przemianowano na Stepowy, a fronty Stepowy, Południowo-Zachodni i Południowy na 1., 2. i 4. Ukraiński, natomiast fronty Kaliniński i Bałtycki stały się 1. i 2. Frontem Bałtyckim, Front Centralny zaś – Frontem Białoruskim. Trzy dni później 4. Front Ukraiński rozpoczął ofensywę na południu, pomiędzy Zaporożem a Melitopolem. Zaskoczeni niespodziewanym atakiem Niemcy rozpoczęli odwrót na tym odcinku. Skutek był taki, że na początku listopada niemiecka 17. Armia została zablokowana na Krymie, nie mając lądowego połączenia z zapleczem.

Następny cios spadł 3 listopada, gdy 1. Front Ukraiński natarł na Kijów. Potężne uderzenie dywizji pancernych z przyczółków na północ od stolicy Ukrainy rozbiło obronę niemieckiej

4. Armii Pancernej. 6 listopada do miasta wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. Niemcy jednak nie oddawali pola i 13 listopada, w celu odciążenia zagrożonej okrążeniem 4. Armii Pancernej, wyprowadzili pancerny kontratak na Żytomierz. Zostali zatrzymani, lecz dwa dni później XLVIII Korpus Pancerny przełamał pozycje sowieckiej 1. Armii Gwardii. Dowodzący Grupą Armii „Południe” feldmarszałek von Manstein

pisał: „Doprowadziło to do osiągnięcia pierwszego celu, rozgromienia nieprzyjacielskich korpusów pancernych kierujących się z Kijowa na południowy zachód. Następnie, wykonując zwrot na zachód, doprowadzono do uwolnienia XIII KA. Ponownie zdobyto Żytomierz. Jako ostatnie zaplanowano wykonanie uderzenia przez korpus na wschód wzdłuż dużej drogi Żytomierz – Kijów na tyły frontu nieprzyjaciela na południe od Kijowa, które ugrzęzło jednak w błocie. Tym samym nie było możliwe wyrzucenie przeciwnika z zachodniego brzegu rzeki. Mimo to udało się na razie przezwyciężyć na początku grudnia kryzys w 4. APanc. Armia trzymała obecnie front przebiegający na północ od Dniepru, 40 km na południe od Kijowa, do okolic na północ od Żytomierza. XLIX KPanc., pozostający w izolacji wokół Korostenia, ponownie zdobył miasto i tym samym można było odtworzyć połączenie kolejowe ciągnące się do odcinka GA „Środek”. Według meldunku 4. APanc. nieprzyjaciel stracił ok. 20 000 żołnierzy. Zdobyto, względnie zniszczono, 600 czołgów nieprzyjacielskich, 300 dział i ponad 1200 armat ppanc. W świetle tych danych wzięcie do niewoli jedynie 5000 żołnierzy ukazało ponownie systematyczny wzrost wyposażenia materiałowego Armii Czerwonej”.

Pod koniec listopada gwałtowna mroźna zima przerwała na krótko działania na froncie wschodnim. Podobnie jak w 1941 roku żołnierze obu stron musieli stawić czoło nieprzyjaznej przyrodzie. Do walk w tych warunkach lepiej przygotowani byli Sowieci. W przeciwieństwie do niemieckich wozów bojowych, które zostały unieruchomione przez bardzo niskie temperatury, w ich czołgach silniki przez cały czas były sprawne. Do ich rozruchu używano specjalnej mieszanki benzyny i smaru.

[srodtytul]Cień Teheranu[/srodtytul]

Gen. Fuller tak podsumował wypadki wojenne z 1943 roku: „Wspaniałe sukcesy Rosjan (…) w połączeniu z klęską Włoch, upadkiem ducha wśród państw satelickich, wzmagającym się oporem w krajach okupowanych, osłabieniem kampanii okrętów podwodnych na Atlantyku, a nade wszystko stale narastająca groźba inwazji aliantów na zachodnią Europę świadczyły stanowczo, że wojna (…) wkraczała w swe ostatnie stadium.

Nic dziwnego więc, że koniec roku był świadkiem wielu ważnych, rozważających przyszłość konferencji międzyalianckich. Co jest jednak zaskakujące, to fakt, że w chwili ich zakończenia wszystko, o co zachodni alianci dotąd walczyli, z wyjątkiem wytępienia hitleryzmu, znalazło się za burtą. Tak więc wyrzucono za burtę Kartę Atlantycką; Polskę i państwa bałtyckie porzucono na pastwę losu, a Rosjanom otwarto bramy do Europy Wschodniej.

Symboliczne w stosunku do ostatniej koncesji było wręczenie przez Churchilla 29 listopada w Teheranie, przy dźwiękach Międzynarodówki, miecza krzyżowców marszałkowi Stalinowi. (…) Od tej bowiem chwili radzieckie cele wojny szybko się rozszerzyły – z podbicia Niemiec na zdobycie Europy Wschodniej, do której strategicznym kluczem jest nie Berlin, lecz Wiedeń. I dlatego pierwszym krokiem podjętym przez Rosjan było skierowanie kampanii zimowej na południowy zachód. Krok ten podjęli nie tylko z zamiarem uwolnienia Ukrainy, lecz także po to, by zdobyć odskocznię, z której można było dokonać inwazji na Bałkany i otworzyć sobie drogę na Wiedeń”.

[srodtytul]Ofensywa zimowa[/srodtytul]

Na początku grudnia 1943 roku ruszyła kolejna ofensywa sowiecka – objęła front długości 800 km od Prypeci aż do Morza Czarnego W Wigilię, 24 grudnia, pomiędzy Kijowem a Żytomierzem na pozycje 4. APanc., która jeszcze nie odzyskała pełnej sprawności bojowej po poprzednich walkach, runęły jednostki 1. Frontu Ukraińskiego. Następnie do akcji weszły wojska pozostałych trzech frontów ukraińskich i 2. Frontu Białoruskiego. W liniach niemieckich powstała ogromna wyrwa, której nie było czym zatkać. Mimo ciężkiej zimy impet sowieckiego natarcia był imponujący – w zaledwie siedem dni Armia Czerwona pokonała 200 km, odrzucając daleko na zachód niemiecką Grupę Armii „Południe” oraz zajmując m.in. Żytomierz i Korosteń. 4 stycznia przekroczyła w rejonie Sarn granicę polsko-sowiecką sprzed września 1939 roku, ustanowioną traktatem ryskim.

Wobec tragicznej sytuacji von Manstein udał się do głównej kwatery Hitlera. „Wyczerpująco omówiłem nasz zamiar, polegający na zaatakowaniu przeciwnika napierającego na 4. APanc. za pomocą III KPanc. z l. APanc. od wschodu oraz na flance od północnego zachodu za pomocą przebywającego za północnym skrzydłem 4. APanc. XXVI KPanc. Jednocześnie oświadczyłem Hitlerowi, że w wyniku zamierzonych przeciwuderzeń w najlepszym wypadku zażegna się przejściowo bezpośrednie zagrożenie, lecz położenie skrzydła północnego bynajmniej nie zostanie trwale umocnione.

Zagrożenie dla całego skrzydła południowego frontu wschodniego musi stać się śmiertelne, jeżeli ostatecznie nie uda się odtworzyć sytuacji na skrzydle północnym grupy armii. GA »Południe«, jak i GA »A« skończą następnie w Rumunii bądź nad Morzem Czarnym” – relacjonował feldmarszałek spotkanie z dyktatorem. Aby uratować niemiecką linię obrony na południowym odcinku frontu, należało ewakuować jednostki trzymające się w łuku Dniepru i pod Nikopolem. Hitler nie zgodził się jednak na to. W efekcie 28 stycznia w okolicach Czerkasów jednostki 1. i 2. Frontu Ukraińskiego zamknęły pierścień okrążenia wokół niemieckiej 8. Armii. Za cenę ciężkich strat Niemcy wyrwali się z pułapki w połowie lutego.

STAWKA nie zasypiała gruszek w popiele także na północnym odcinku frontu. 14 stycznia trzy sowieckie fronty: Leningradzki, Wołchołowski i 2. Bałtycki zaatakowały oddziały Grupy Armii „Północ” oblegające Leningrad. Po pięciu dniach walk Niemcy znaleźli się w pełnym odwrocie. Dzięki temu zakończyło się trwające aż 900 dni oblężenie miasta nad Newą, dawnej stolicy Rosji.

W lutym Armia Czerwona zatrzymała się, aby zaczerpnąć oddechu i podciągnąć zaopatrzenie. Działania wznowiła 4 marca 1944 roku atakiem 1. Frontu Ukraińskiego na 1. i 4. Armię Pancerną z Grupy Armii „Środek”. Po przełamaniu obrony sowieckie dywizje pancer- ne pognały na Tarnopol. Sukcesem zakończyło się również natarcie 2. Frontu Ukraińskiego w rejonie Humania oraz 3. Frontu Ukraińskiego, którego zagony pancerne 15 marca przekroczyły Bug. Przyczyny niemieckich klęsk trafnie wskazał von Manstein: „w marcu wybiła godzina, w której uregulowano rachunek za podstawowy błąd niemieckiego Naczelnego Dowództwa. Za brak chęci oddania czegokolwiek (czy to na wschodzie, czy na innych teatrach działań wojennych), aby zamiast tego móc uzyskać przewagę na decydujących pozycjach czy posiadać przynajmniej wystarczającą siłę. (…) W pierwszym rzędzie rachunek zapłacono na skrzydle południowym frontu wschodniego!”. Feldmarszałek stał się kozłem ofiarnym, którego Hitler obarczył odpowiedzialnością za kleskę i 30 marca pozbawił dowództwa Grupy Armii

„Południe” (przemianowanej na Grupę Armii „Północna Ukraina”), a jego miejsce zajął gen. Model. Tego dnia nastąpiła również zmiana na stanowisku dowódcy Grupy Armii „Północ” – zdymisjonowanego feldmarszałka von Kleista zastąpił gen. Lindemann.

Reagując na doniesienia wywiadu o konszachtach węgierskiego regenta Horthy’ego (który sondował porzucenie niemieckiego sojusznika) z aliantami i spodziewając się, że Armia Czerwona wtargnie na Bałkany, Hitler nakazał Wehrmachtowi zająć Węgry.

18 marca szantażowany po porwaniu syna przez niemieckich spadochroniarzy Horthy przyjął dyktat Hitlera. Na czele nowo utworzonego rządu faszystowskiego stanął gen. Sztojay, który ogłosił gotowość dalszej walki z Sowietami.

[srodtytul]Od Bugu do Wisły[/srodtytul]

W kwietniu 1944 roku główny ciężar walk na froncie wschodnim przeniósł się na Krym. Na odciętym półwyspie stała niemiecka 17. Armia. Hitler zgodził się na jej ewakuację, lecz niespodziewanie 12 kwietnia nakazał ją przerwać i bronić twierdzy Sewastopol do ostatniego żołnierza. Pięć dni później czołowe jednostki Armii Czerwonej dotarły do bram miasta. Generalny szturm rozpoczął się 7 maja – Sowieci zdobyli port i centrum miasta. 12 maja skapitulowały ostatnie oddziały niemieckie broniące się na Półwyspie Chersońskim.

W połowie maja 1944 roku Stalin wstrzymał działania ofensywne. Szykował się do ostatecznego rozbicia sił niemieckich na środkowym odcinku frontu. Niemcy poinformowani przez wywiad o planowanej nowej ofensywie sowieckiej rozpoczęli przygotowania do jej odparcia. Hitler nakazał zamienić miasta Bobrujsk, Orszę, Mohylew, Witebsk i Połock w twierdze. Nie na wiele się to zdało, bo sowieccy partyzanci wykonali wielką akcję sabotażową na linii komunikacyjne. Nastąpił całkowity paraliż komunikacyjny na niemieckich tyłach – ruch transportów z zaopatrzeniem niemal zamarł.

Datę ataku Stalin wybrał nieprzypadkowo – 22 czerwca 1944 roku, w trzecią rocznicę niemieckiej agresji na ZSRR. Zemsta była sroga – tego dnia na Niemców uderzyło aż 200 sowieckich dywizji wspieranych przez 6 tys. czołgów, 45 tys. dział oraz 7000 samolotów. Przewaga Armii Czerwonej wynosiła w piechocie 2 do 1, w czołgach – 4 do 1, w artylerii – 2 do 1, a lotnictwie – 5 do 1. Po czterech dniach walk niemiecki front w rejonie Witebska, Orszy, Mohylewa i Bobrujska został przełamany. 28 czerwca na Białorusi nie było już żadnych sił zdolnych powstrzymać nacierające

dywizje sowieckie. Pięć dni później dwa korpusy pancerne 3. Armii zajęły Mińsk. Po 11 dniach walk Armia Czerwona na tym odcinku frontu doszła do granicy polsko-sowieckiej z 1939 roku. Sowieckie siły pancerne parły dalej na zachód, 8 lipca opanowują one ważny węzeł komunikacyjny w Baranowiczach. Pokiereszowana Grupa Armii „Środek” straciła więcej żołnierzy i sprzętu niż 6. Armia pod Stalingradem w 1943 r. Całkowitemu zniszczeniu uległy dwie armie – 4. i 9.

W lipcu sowiecka 3. Armia przy współdziałaniu oddziałów Armii Krajowej opanowała Wilno. Niebawem Sowieci zdradzili polskich towarzyszy broni, aresztując ich i wywożąc na wschód do łagrów. Wkrótce zdobyli także Kowno, docierając do granicy Prus Wschodnich.

24 lipca oddziały sowieckie weszły do Lublina, a następnie dotarły do Wisły. Nie forsując rzeki, machina wojenna ruszyła wzdłuż Wisły na północ. W ciężkich walkach na przyczółku warecko-magnuszewskim udało się przełamać niemiecką obronę i wyjść na zachodni brzeg Wisły. Droga do Warszawy była otwarta.

[i]Zbigniew Wawer

Historyk wojskowości, autor filmów dokumentalnych i programów telewizyjnych, autor książki „Monte Cassino. Walki 2. Korpusu Polskiego”[/i]

W wielkim starciu pod Kurskiem Niemcy ponieśli ciężkie straty, lecz nie zostali rozbici. Oddziały grup armii „Środek” i „Południe” cofały się w sposób uporządkowany. Brytyjski strateg gen. Fuller pisał: „Wydaje się, że przez cały ten okres – od 5 sierpnia do 22 września – nie prowadzono walk o poważnym charakterze. Niemiecki odwrót był metodyczny, dzienny etap wynosił przeciętnie od półtorej do trzech i pół mili (Ň 2,4 – 5, 6 km – red.) w zależności od terenu. Cofający się Niemcy nie byli niepokojeni, chyba że przez partyzantów, i w konsekwencji mieli dość czasu, aby zostawiać za sobą „spaloną ziemię”.

Pozostało 97% artykułu
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie