Cztery pogrzeby i wesele

Zwycięstwo Joanny pod Orleanem przerywa pasmo straszliwych klęsk francuskich

Publikacja: 16.02.2013 00:01

Artykuł z archiwum miesięcznika Uważam Rze Historia

Sluys, Crécy, Poitiers, Azincourt – to nazwy czterech miejscowości, pod którymi Francuzi przegrali bitwy z Anglikami. Były to klęski straszliwe – wprost pogromy – a przy tym nader zaskakujące. Oto szlachetnie urodzeni, najmężniejsi rycerze Europy, zakuci w stal i doskonale uzbrojeni, nie potrafili pokonać mniej licznych wojsk, złożonych przede wszystkim z pośledniego stanu łuczników. Tłumaczono to wyjątkowym brakiem szczęścia, czarami, a nawet klątwą opatrzności. Ale tragiczny los zgotowały Francuzom fatalne dowodzenie oraz ich brawura granicząca ze skrajną głupotą. A także siła tkwiąca w długim cisowym łuku, którym posługiwał się świetnie wyćwiczony, karny żołnierz. Zastanawia, śmieszy i irytuje upór, z jakim Francuzi za każdym razem ponawiali te same błędy, pędząc na rzeź jak stado baranów.

Ale gdy wydawało się, że już nic nie ocali słodkiej Francji od ostatecznego podboju, jej zrezygnowanego władcę oraz jego podupadłych na duchu wasali wspiera nastolatka z Lotaryngii, która doprowadza do klęski Anglików pod Orleanem. I choć została później haniebnie zdradzona, opuszczona i zgładzona, jej przykład oraz legenda doprowadziły w końcu do zakończenia ponadstuletniej wojny, oswobodzenia całej ojczyzny i jej scalenia w jeden wielki kraj. Dlatego zwycięstwo Dziewicy Orleańskiej – jak wesele po czterech pogrzebach – stanowi jedną z batalii mających wpływ na losy świata.

Przyczyną wojny stał się spór dynastyczny. Spokrewniony z Kapetyngami król angielski Edward III Plantagenet był zarazem jako książę Gujenny jednym z 12 parów Francji. Po bezpotomnej śmierci króla Karola IV w 1328 roku, kiedy skończyła się dynastia Kapetyngów, miałby spore szanse na odziedziczenie również francuskiego tronu, lecz ubiegł go Walezjusz, który koronował się jako Filip VI. Jednak Edward poparł zbuntowanego możnowładcę francuskiego Roberta d'Artois, w odpowiedzi na konfiskatę Gujenny anulował złożony wcześniej (1329) hołd lenny i nazwał Filipa VI uzurpatorem, zgłaszając pretensje do tronu Francji. I tak w dniu Wszystkich Świętych 1337 roku rozpoczęła się najdłuższa wojna w średniowiecznej Europie.

Po obu stronach kanału La Manche zmieniali się królowie, przedsiębrano ofensywy i kontrofensywy, zawierano rozejmy, knuto wewnętrzne intrygi, a na dodatek niedługo po rozpoczęciu wojny całą Europę dotknęła epidemia czarnej śmierci, która liczbę ludności Francji zmniejszyła z 17 do 10 mln.

Zakute łby i długie łuki

Właśnie podczas wojny stuletniej rycerze zachodniej Europy coraz bardziej zakuwają się w stal. Kolczugę wczesnego średniowiecza od połowy XIII wieku uzupełniały stopniowo metalowe płytki osłaniające newralgiczne miejsca. Z nich wykształciła się ostatecznie w XV wieku zbroja płytowa ochraniająca niemal całe ciało. Składała się przede wszystkim z kirysu (napierśnika i naplecznika), a kolczuga stanowiła już tylko uzupełnienie. Rycerza chroniły dość dobrze przed cięciem miecza także płytowe osłony kończyn, obojczyka oraz zamknięty hełm (przyłbica z ruchomą zasłoną). Od początku XV wieku rycerze zakładają zbroje białe, nieokrywane jak wcześniej tunikami i płaszczami. Walkę konną rozpoczynają długimi kopiami.

Nieosłonięte były natomiast spojenia pomiędzy poszczególnymi elementami zbroi. Dlatego miecz przystosowano do zadawania pchnięć – był cięższy, dłuższy, a wydłużona głownia zyskała spiczasty sztych. Najczęściej mierzył do 120 cm, ale zdarzały się okazy dochodzące do 140 cm. Trzon rękojeści umożliwiał chwyt dwoma rękoma, waga znacznie przekraczała 1 kg. Obok miecza używano koncerza, mającego dłuższą (do 160 cm) i węższą, trójkątną lub romboidalną w przekroju głownię przeznaczoną wyłącznie do kłucia. Powalonych rycerzy, którzy nie mogli się podnieść z grząskiego błota pod Crécy czy Azincourt, zabijano też bronią obuchową lub puginałami używanymi zarówno przez wysoko urodzonych, jak i plebejuszy. 30-centymetrowa, ostra głownia z jednoręczną rękojeścią znakomicie nadawała się do ciosów zadawanych w szczeliny zbroi lub w otwory wzrokowe hełmów zamkniętych.

Największe straty zadawali francuskim rycerzom angielscy łucznicy. Używali mierzących do 2 metrów łuków – na ogół cisowych – z których wystrzeliwali z prędkością 45 m/s 90-centymetrowe strzały. W Anglii łukami posługiwali się wolni chłopi (yeomeni), rzemieślnicy i mieszczanie, którym od XIII wieku król nakazywał ćwiczyć po niedzielnej mszy, a podczas wojny tworzył z nich oddziały łuczników, stanowiące gros jego armii. Strzała mogła przebić nawet płytę zbroi, jeśli ugodziła ją pod odpowiednim kątem, ale większe spustoszenia czyniła zapewne, obalając rumaki i eliminując z boju zarazem jeźdźców. Francuzi mieli z kolei zaciężnych kuszników, ale rycerze gardzili nimi i nie potrafili skutecznie ich użyć.

Warto pamiętać, że w czasie tej wojny nie tylko podczas oblężeń miast, ale i na pole bitwy trafiały działa. Pierwszych trzech użyli Anglicy pod Crécy. W średniowiecznych armatach stosowano kule kamienne, żelazne kute, ołowiane. Lufy składały się z części wylotowej, równej kalibrowi kuli, i dennej, zawierającej komorę prochową, niekiedy węższą od średnicy kuli. Po nabiciu prochu część denną dodatkowo uszczelniano solidnym drewnianym czopem, dopiero potem ładowano pocisk. Odpalenia dokonywano poprzez otwór zapałowy.

Sluys, 1340

Zmagania francusko-angielskie w pierwszych latach wojny toczyły się głównie na morzu. Dwaj zdolni Francuzi – administrator Hue Quiéret oraz finansista Nicolas Béhuchet – potrafili zebrać flotę liczącą ponad 200 okrętów; głównie normandzkich. Obaj nie znali kunsztu żeglarskiego, ale trafnie wytyczyli strategię działań: przerywano więc transport do kontynentalnych posiadłości Plantagenetów (przede wszystkim w Akwitanii), ograniczono handel angielską wełną, niszczono porty przeciwnika.

Edward III, który opłacał załogi własnych statków oraz rozbudowę armii lądowej we Flandrii, stanął na progu bankructwa. Pomogły mu okrucieństwa francuskich i włoskich napastników, które dodały Anglikom ochoty do zemsty, czyli do walki i płacenia podatków. W końcu armada stu kilkudziesięciu jednostek popłynęła pod wodzą samego Edwarda III w kierunku sojuszniczych Flandrii i Brabancji. Na pokładach znajdowało się nie tylko kilka tysięcy łuczników i 2 tys. rycerzy, ale też damy płynące do królowej, spodziewającej się dziecka w Gandawie.

Francuska „armia dwustu okrętów" wpłynęła w czerwcu 1440 roku do zatoki Zwyn, blokując na wysokości Sluys wejście do Brugii. Tonaż większości ówczesnych kog i wynajętych galer włoskich nie przekraczał 200 ton. Ale zmieściło się na nich ponad 20 tys. marynarzy, żołnierzy (w tym 370 kuszników) i rycerzy. Największe okręty wyposażono w duże kusze umieszczone na dziobach, procarze zaś miotali kamienie z masztów. Béhuchet, nie słuchając kapitanów włoskich, liczył, że bitwa nie będzie się różnić od starć w polu: okręty sczepią się ze sobą w abordażu, a szalę zwycięstwa przeważy mężne rycerstwo francuskie.

Tylko włoskie galery wypłynęły w morze, natomiast zakotwiczone i ustawione w trzy szeregi okręty francuskie spięto łańcuchami oraz sznurami i zwinięto żagle, budując z nich niezdolną do manewru twierdzę. Anglicy uszykowali się do czołowego uderzenia na kształt taranu z najcięższymi jednostkami na szpicy, dwie trzecie statków obsadzając zaś licznymi łucznikami. Ale nie zaatakowali rankiem, kiedy słońce świeciło im w oczy, wiatr ucichł, a do przypływu brakowało wielu godzin. Tchórzliwi, zdaniem szlachetnie urodzonych Francuzów, zaatakowali po południu, gdy warunki im sprzyjały...

Łucznicy strzelali trzykrotnie częściej od kuszników, których pozabijali na samym początku, a następnie masakrowali bezkarnie resztę załóg. Dopiero przy zwarciu pozostali przy życiu rycerze francuscy okazywali swą przewagę. Béhuchet przedarł się nawet do samego Edwarda, raniąc go w udo. Ale łucznicy wybili pierwszą linię francuską, zdziesiątkowali załogi drugiej, a kiedy od tyłu spadło na trzecią uderzenie okrętów flamandzkich – panika ogarnęła przegrywających. Rannego Quiéreta ścięto, a wziętego do niewoli Béhucheta Edward kazał haniebnie powiesić na rei.

Z matni uszedł co 10. okręt francuski i galery genueńskie. Anglicy dominowali na kanale La Manche przez następnych 30 lat. Po bitwie pod Sluys Anglicy zaśmiewali się z anegdoty, w której tamtejsze ryby, najedzone topielcami, zaczęły mówić po francusku. Na dworze Filipa VI nie było do śmiechu. Aby złagodzić jego gniew, z hiobową wieścią o klęsce wysłano błazna. Ten zapytał monarchę: – Czy słyszałeś panie, że nasi rycerze są dzielniejsi od Anglików? – Jak to? – zapytał Filip. – Anglikom przecież brak odwagi, by skakać do morza w pełnej zbroi – odrzekł błazen.

Crécy, 1346

Latem 1346 roku armia Edwarda wylądowała w Normandii, płynąc po 280 latach niejako śladem Wilhelma Zdobywcy – tyle że w odwrotną stronę. Zdobywając i łupiąc kolejne miasta, Anglicy podążali na wschód, do sprzymierzonej z nimi Flandrii. Dwukrotnie – podczas ich przepraw przez Sekwanę i Sommę – Filip nie wykorzystał możliwości rozgromienia najeźdźcy. Dopiero w upalną sobotę 26 sierpnia pod Crécy-en-Ponthieu, niedaleko Abbeville, wojska stanęły naprzeciw siebie.

Edward III zajął wzniesienie górujące nad drogą, którą mieli nadejść Francuzi. Miał 7 tys. łuczników, 2 tys. ciężkozbrojnych jeźdźców, kilkuset lekkozbrojnych oraz tysiąc walijskich włóczników. Prawym skrzydłem dowodził 16-letni syn króla Edward, zwany Czarnym Księciem. Dowódcami lewego skrzydła byli dwaj hrabiowie Northampton oraz Arudel, a odwodem dowodu – sam król. Uderzenie francuskiej jazdy mieli powstrzymać łucznicy na skrzydłach oraz głęboki rów. Anglicy wypoczywali pod Crécy od dwóch dni, natomiast trzykrotnie liczniejsi Francuzi maszerowali tu w spiekocie niemal 20 km. Lękali się rozbijać obóz przed frontem gotowego do walki wroga, a poza tym nareszcie mieli okazję na niego uderzyć. Ale zanim to nastąpiło, krótka i gwałtowna burza pokryła pole walki błotem, które utrudniało szarżę ciężkozbrojnej jazdy...

Filip VI pchnął najpierw do boju 6 tys. genueńskich kuszników. Deszcz zmoczył jednak cięciwy, ograniczając donośność kusz, a brak tarcz i innych osłon wystawił tę formację na masakrę ze strony nieprzyjacielskich łuczników. W ciągu minuty potrafili oni wystrzelić 70 tys. strzał! Kiedy zdziesiątkowane szeregi genueńczyków zaczęły się cofać, spadła na nich od tyłu... szarża francuskich rycerzy, którzy nie chcieli dłużej czekać. Szarża okazała się samobójstwem. Nieosiągalni dla mieczy łucznicy obalali jeźdźców wraz z końmi, ci, których nie trafiła strzała, przewracali się w błocie lub rowie, na nich wpadali następni, a w bezradne kłębowisko spadał bez przerwy grad strzał. Do szeregów angielskich docierali nieliczni, na ogół wdrapując się pieszo pod górę w ciężkich zbrojach, aż wreszcie padali pod ciosami włóczni. Tak zginął wzór rycerskich cnót – ślepy i stary król czeski Jan Luksemburski.

Piętnaście razy ruszali do ataku Francuzi, nie mogąc znieść myśli, że oto przegrywają z nędznymi plebejuszami, którzy nie przyjmują rycerskiej walki wręcz, tylko szyją z daleka śmiercionośnymi pociskami. Nie myśleli o jakimś przegrupowaniu czy odłożeniu rozprawy na następny dzień. Do zmroku ponawiali szarże – coraz bardziej beznadziejne i krwawe. Półtora tysiąca rycerzy straciło wtedy życie, w tym brat króla Karol oraz hrabia Flandrii Ludwik de Nevers. Piechurów zginęło nawet kilka tysięcy. Aż wreszcie cała armia rozpoczęła bezładny odwrót, będący po prostu ucieczką. Zwycięstwo Anglików było całkowite, zwłaszcza że stracili prawdopodobnie tylko kilkuset zbrojnych.

Poitiers, 1356

Dziesięć lat później Anglicy ruszyli z Akwitanii nad Loarę. Zatrzymali ich dzielni obrońcy Tours, co umożliwiło królowi Janowi II Dobremu doścignięcie ich pod Poitiers (słynnym ze zwycięstwa nad Arabami 624 lata wcześniej). Król francuski popełnił na wstępie te same błędy co jego poprzednik w 1346 roku, pozwalając zająć wrogowi korzystne pozycje z rzeką na lewym skrzydle. Poza tym, aby szybciej dopaść najeźdźców, zostawił kilkanaście tysięcy piechoty i na pole bitwy dotarł z samą jazdą.

Anglikami dowodził Czarny Książę, zaprawiony już pod Crécy. Zastosował ten sam szyk i tę samą taktykę. Francuzi postępowali już nieco ostrożniej. Trzystu najlepszych rycerzy dowodzonych przez marszałka Clermonta razem z niemieckimi najemnikami uzbrojonymi w piki miało rozbić angielskich łuczników. Postępujące za nimi trzy grupy spieszonej kawalerii, dowodzone przez Delfina (późniejszego króla Karola V), księcia Orleanu oraz króla, dokonałyby reszty.

Ale Anglicy upozorowali odwrót na lewym skrzydle, sprowokowali szarżę francuskich rycerzy, a ci zostali położeni pokotem przez grad strzał. Piechurzy Delfina dotarli wprawdzie aż do angielskich linii, ale po zaciekłej walce musieli ustąpić. To wywołało panikę kolumny księcia Orleanu. Cofający się pomieszali szyki oddziałowi króla, który ruszył, chcąc zapobiec klęsce. Francuzi walczyli dzielnie, lecz Czarny Książę wyprowadził z lasu swą rezerwę kawaleryjską i zaatakował od tyłu. Podczas ucieczki, do której rzucili się pozostali przy życiu Francuzi, został pojmany król Jan.

Bitwa okazała się straszliwą porażką Francuzów, zwłaszcza że zostali oni zmuszeni do zapłacenia okupu za pojmanego króla w wysokości dwukrotnych rocznych dochodów całego królestwa. W zamian zaś za zrzeczenie się roszczeń do tronu francuskiego oddali Edwardowi III ogromne obszary w zachodniej Francji. Tyle że Edward III nie przekazał korony angielskiej synowi – Edwardowi zwanemu Czarnym Księciem, bo ten 10 lat później zmarł na syfilis.

Azincourt, 1415

Za panowania Karola V (1364–1380), zwanego zasłużenie Mądrym, Francja odwojowała znaczną część strat i odrodziła się po klęsce czarnej śmierci. Następcę – Karola VI – dręczyła jednak schizofrenia, a o regencję podczas choroby walczyły stronnictwa armaniaków i Burgundczyków. Anglią od 1399 roku rządził Henryk IV Lancaster (wcześniej krzyżowiec w Palestynie i na Wileńszczyźnie). Jako pierwszy król w dziejach Anglii zwrócił się po koronacji do poddanych po angielsku, nie zaś po francusku, co mu nie przeszkodziło znów upomnieć się o francuską koronę.

Żądanie podtrzymał jego następca Henryk V, który w sierpniu 1415 roku wyprawił się na czele 10-tysięcznej armii za kanał La Manche. Trzy czwarte sił stanowili, a jakże, łucznicy. Armia stopniała o jedną czwartą zmarłych na dezynterię podczas oblężenia Harfleur u ujścia Sekwany, a jesienią głodna (konie już zjedzono) i zziębnięta podążała w odwrocie do Calais. Znów Francuzi nie wyrżnęli najeźdźców podczas przeprawy przez Sommę, a ci zajęli niemożliwe do oskrzydlenia pozycje na niewielkim obszarze koło lasu, wioski i zamku Azincourt. Ponieważ pole miało tylko 800 metrów szerokości, siły francuskie zostały nadmiernie ściśnięte, a i tak nie można ich było użyć jednocześnie.

Francuzi mieli około 13 tys. zbrojnych (dwukrotnie więcej od Anglików), w tym ponad 4 tys. kuszników i łuczników. W armii znajdowała się elita królestwa – książęta, hrabiowie i baronowie – ale bez króla. Toteż każdy z możnowładców działał wedle własnego widzimisię.

Pierwsi ruszyli wprawdzie Anglicy, ale zatrzymali się na odległość skutecznego strzału z łuku, a sprowokowani jeźdźcy francuscy rzucili się do bezrozumnej szarży, grzęznąc w jesiennym błocie. Łucznicy zasypywali ich gradem strzał (każdy strzelec miał ich 70). Szarża się załamała, przerażone konie tratowały spieszonych rycerzy, kolejne linie następowały na tych, którzy chcieli się wycofać. Choć udało się odrzucić wroga nieco do tyłu, choć trzech rycerzy z gromadą chłopów wdarło się do angielskiego obozu, potworne kłębowisko, w które na własne życzenie zamieniła się francuska armia, nie mogło odnieść zwycięstwa.

Pierwszych jeńców (około tysiąca) Henryk kazał zamordować. Była to decyzja tyleż racjonalna (nie miał ich kto pilnować), co haniebna. Następne 1,5 tys. wziął do niewoli. Zginęło lub poszło do niewoli pięciu książąt i 12 hrabiów. Wiele rodzin szlacheckich nie podniosło się po stracie mężów i synów lub po wpłaceniu za nich rujnującego okupu. Anglików zginęło zapewne około 500, choć do legendy przeszedł Szekspirowski wers „five and twenty" (25).

Orlean, 1429

Postępujący podbój Francji przez Anglików i wojna domowa doprowadziły do haniebnego sojuszu wspieranego przez Burgundczyków Karola VI z najeźdźcą. Król francuski czynił króla angielskiego regentem i następcą, a własnego syna (Delfina, przyszłego Karola VII) uznawał za bękarta. Anglicy powoływali się na te postanowienia także po śmierci Karola VI oraz Henryka V w 1422 roku. Armaniacy, którzy sprzeciwili się układowi, walczyli faktycznie o suwerenność ojczyzny. Ostatnim punktem ich oporu był właśnie Orlean.

Jesienią 1428 roku Anglicy zajęli tu obwałowany klasztor augustianów oraz Tourelles, ufortyfikowany dom bramny znajdujący się na południowym krańcu blisko 400-metrowego mostu na rzece. Sami wznieśli też kilka fortyfikacji. Obrońcy schronili się za murami miasta. Ich sytuacja pogarszała się w miarę upływu czasu, zwłaszcza że przegrywali też potyczki w polu. Upadkowi bastionu wolnej Francji zapobiegła Joanna d'Arc, która przybyła do miasta pod koniec kwietnia 1429 roku. Dwa miesiące wcześniej przekonała do swego bożego posłannictwa w dziele ocalenia ojczyzny Delfina.

Joanna wezwała Anglików do odstąpienia od oblężenia i opuszczenia Francji. Jeśli tego nie uczynią – obiecywała w liście – ogłosi przeciw nim wojnę, która „będzie trwała do zwycięskiego końca".

4 maja wsparła zwycięski atak na angielski fort Saint Loup. Anglicy stracili ponad stu zabitych i 40 wziętych do niewoli, kontakt oblężonych z wojskami francuskimi, które przed tygodniem przybyły z Blois, został ułatwiony. Następnie dziewczyna ponownie upomniała Anglików, a wstrzemięźliwych dowódców francuskich przekonała do kolejnego szturmu. I oto we frontalnych atakach Francuzi zdobyli do wieczora 7 maja Tourelles. W zamęcie bitwy Joanna została ranna. Spowiednik Joanny zeznał później, iż dziewczyna przewidziała, że tak się stanie, mówiąc wieczorem: „Jutro z mojej piersi popłynie krew". Rychło wróciła na plac boju. Dowódca angielski Glasdale utonął w rzece. Anglicy odeszli. Orlean ocalał.

17 lipca dziewczyna przybyła do katedry w Reims, gdzie pradawnym zwyczajem koronował się Karol. Oswobodzenie Orleanu miało istotny wymiar polityczny i militarny, ale przede wszystkim – moralny. Francja uwierzyła w ostateczny sukces. Jej armia zdołała pobić najeźdźców ich własną bronią – pod Formigny w 1450 roku i pod Castillon w 1453 roku działa i łuki zmasakrowały właśnie Anglików. Opanowanie Bordeaux w 1453 roku zmusiło ich nareszcie do powrotu za kanał La Manche.

Artykuł z archiwum miesięcznika Uważam Rze Historia

Sluys, Crécy, Poitiers, Azincourt – to nazwy czterech miejscowości, pod którymi Francuzi przegrali bitwy z Anglikami. Były to klęski straszliwe – wprost pogromy – a przy tym nader zaskakujące. Oto szlachetnie urodzeni, najmężniejsi rycerze Europy, zakuci w stal i doskonale uzbrojeni, nie potrafili pokonać mniej licznych wojsk, złożonych przede wszystkim z pośledniego stanu łuczników. Tłumaczono to wyjątkowym brakiem szczęścia, czarami, a nawet klątwą opatrzności. Ale tragiczny los zgotowały Francuzom fatalne dowodzenie oraz ich brawura granicząca ze skrajną głupotą. A także siła tkwiąca w długim cisowym łuku, którym posługiwał się świetnie wyćwiczony, karny żołnierz. Zastanawia, śmieszy i irytuje upór, z jakim Francuzi za każdym razem ponawiali te same błędy, pędząc na rzeź jak stado baranów.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii