II wojna światowa: Jak chłopcy z Kedywu walczyli z Niemcami

Powstanie – taki był cel nadrzędny polskiej konspiracji podczas II wojny światowej. Ktoś jednak musiał prowadzić bieżącą walkę z okupantem. W 1943 r. powstał Kedyw, który zasłynął wieloma brawurowymi akcjami bojowymi.

Publikacja: 30.07.2019 00:01

Rekonstrukcja historyczna jednej z najsłynniejszych akcji Kedywu – zamachu na Franza Kutscherę.

Rekonstrukcja historyczna jednej z najsłynniejszych akcji Kedywu – zamachu na Franza Kutscherę.

Foto: Rzeczpospolita, Robert Gardziński

W związku z przypadającą 1 sierpnia 75. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzecz o historii" w 2017 roku.

Jest 19 maja 1943 r. Tuż przed godz. 22 na małej leśnej stacyjce w Celestynowie pod Warszawą pojawia się kilkudziesięcioosobowa grupa młodych mężczyzn. Sprawnie rozpraszają się po okolicy i zastygają w oczekiwaniu na pociąg z Lublina, który według rozkładu ma się zatrzymać w Celestynowie około 22.35. Mijają kolejne kwadranse, pociąg nie nadjeżdża. Wtacza się na stację dopiero około 1.45 w nocy. Ostatni wagon wyróżnia się zakratowanymi oknami – to więźniarka, w której przetrzymywani są więźniowie polityczni, przewożeni z więzienia na zamku w Lublinie przez Warszawę do Oświęcimia. To właśnie o nich chodzi młodym ludziom, którzy pod osłoną nocy zjawili się w Celestynowie. W większości to żołnierze Szarych Szeregów, należący do oddziału AK „Motor 30". Dowodzi nimi Tadeusz Zawadzki ps. Zośka, wsławiony przeprowadzoną dwa miesiące wcześniej akcją pod Arsenałem.

Pociąg jeszcze na dobre się nie zatrzymał, a już w stronę ostatniego wagonu rusza biegiem Sławomir Bittner „Maciek". Musi sprawdzić, czy na pewno są tam więźniowie. Rozpędzony wpada na niemieckiego żandarma, który nagle wysiada z wagonu. Zabija go jednym strzałem, jednak huk alarmuje resztę konwojentów. Barykadują się w wagonie. Wybucha gwałtowna strzelanina. Dopiero dwa granaty ciśnięte do środka likwidują opór wroga. 49 więźniów jest wolnych. Nagle z wagonów „nur für Deutsche" padają strzały. Dwóch polskich żołnierzy ścina z nóg. Nie można im już pomóc. Pozostali ostrzeliwują pociąg i wraz z uwolnionymi wycofują się w stronę Warszawy.

Niemcy są wściekli, Polacy świętują. „Zośka" dostaje Virtuti Militari i awans. Niestety, dokładnie trzy miesiące później ginie podczas ataku na posterunek niemiecki w Sieczychach koło Wyszkowa. Uczestniczy w akcji „Taśma", w wyniku której rozbito 13 posterunków granicznych.

Mija niespełna półtora tygodnia i Niemcy znów muszą przełknąć gorycz porażki. Tym razem w samym centrum okupowanej Europy tracą kontrolę nad miastem. Zbliża się czwarta rocznica niemieckiej agresji na Polskę. Dowódca II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury", ppor. Waldemar Szwiec „Robot", postanawia „uczcić" tę datę w nietypowy sposób. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1943 r. pod miejscowością Końskie w województwie świętokrzyskim gromadzi się 64-osobowy oddział AK. Końskie jest znane z tego, że aktywnie pomaga działającym w okolicy partyzantom por. Piwnika „Ponurego". Niemcy zwą je nawet Banditenstadt. Dziesięć dni wcześniej przeprowadzili tu liczne aresztowania.

Misja wydaje się samobójcza. W Końskich i okolicach stacjonuje ok. 1800 doskonale uzbrojonych Niemców i wspomagających ich Ukraińców. Ale młodzi partyzanci lubią takie wyzwania. Pod osłoną nocy, podzieleni na mniejsze grupy szturmowe wdzierają się do miasteczka, atakując jednocześnie liczne niemieckie posterunki i koszary policji. Poruszają się po mieście niczym duchy, znają tu każdy kąt. Serie z cekaemów i erkaemów sieką nieustannie po niemieckich placówkach. Niemcy się odgryzają, jednak są kompletnie zaskoczeni i zdezorientowani, sądzą, że zostali zaatakowani przez liczny i silny oddział. Ze strachu walą gdzie popadnie ze wszelkiej posiadanej broni i wysyłają co chwila alarmowe rakiety. Tymczasem jeden z patroli likwiduje piątkę miejscowych konfidentów, którzy przyczynili się do sierpniowych aresztowań. Inny opróżnia pełne wszelkiego dobra magazyny Społem.

Cała akcja trwa prawie dwie godziny. Po upływie tego czasu partyzanci wycofują się z miasta. Stanisław Wolf „Staszek", kronikarz II Zgrupowania, notuje w swoim dzienniku: „Robota udała nam się wspaniale. Pominąwszy już korzyści materialne, osiągnęliśmy wielki sukces propagandowy. W czwartą rocznicę wojny zajmujemy sobie powiatowe miasto Końskie (...) i plądrujemy w nim jak u siebie w domu. Nie tracimy przy tym ani jednego człowieka, podczas gdy po stronie niemieckiej jest ciężko ranny dowódca żandarmerii, sześciu zabitych żandarmów i jeden z sonderdienstu".

Dywersja w nowym wydaniu

Co łączy te dwie brawurowe akcje Armii Krajowej? Obie zostały przeprowadzone przez Kierownictwo Dywersji, popularnie zwane Kedywem. Podobnie jak wiele innych akcji, w tym tak znane jak ta pod Arsenałem czy zamach na generała SS Franza Kutscherę.

Tę wydzieloną komórkę organizacyjną polskiej armii podziemnej powołano do życia na początku 1943 r. Rozkaz nr 84, noszący nazwę „Uporządkowanie odcinka walki czynnej", dowódca Armii Krajowej Stefan Rowecki „Grot" wydał 22 stycznia 1943 r. Rozkaz był następstwem podjętej jeszcze jesienią 1942 r. decyzji o nasileniu walki z wrogiem. Pierwszym szefem Kedywu KG AK został płk Emil August Fieldorf „Nil". Pełnił tę funkcję do lutego 1944 r., kiedy to zastąpił go na tym stanowisku ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław".

W ocenie brytyjskiego Połączonego Sztabu Planowania polski ruch oporu w 1943 r. był „najsilniejszy, najlepiej zorganizowany i najbardziej zdeterminowany w Europie". Ta wielce pozytywna ocena to w dużej mierze zasługa akcji prowadzonych przez Kedyw. Wysadzanie transportów kolejowych, zamachy na znanych hitlerowców czy uwalnianie więźniów politycznych odbijały się szerokim echem  w całej Europie. Były także jasnym sygnałem dla okupanta, że nie może czuć się bezkarny.

Kedyw nie narodził się z niczego. Jego bazę kadrową stanowili członkowie Związku Odwetu, Wachlarza i Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych (Osa). Związek Odwetu powstał w kwietniu 1940 r. w ramach porządkowania pracy dywersyjnej po utworzeniu Związku Walki Zbrojnej. We wrześniu 1941 r., m.in. w związku ze zmianą stosunków polsko-sowieckich, utworzono organizację Wachlarz, która zajmowała się wywiadem i dywersją na zapleczu frontu niemiecko-sowieckiego. Osa była jednostką specjalnego przeznaczenia dywersyjnego (likwidacja niemieckiego aparatu okupacyjnego oraz dywersja i sabotaż na terenie III Rzeszy), podległą bezpośrednio dowódcy naczelnemu AK.

Nasi w Berlinie

Chłopcy z Osy działali z rozmachem, o czym świadczy m.in. akcja przeprowadzona 24 lutego 1943 r. tuż pod nosem najwyższych hitlerowskich dygnitarzy. Tego dnia na jednej ze stacji berlińskiej kolejki podziemnej pojawiło się trzech młodych mężczyzn. Józef A. Lewandowski „Jur", Janusz Łuczkowski „Mały" i Jan Lewandowski „Jan" przyjechali do stolicy III Rzeszy z okupowanej Polski.

Niczym nie wyróżniali się w tłumie, byli dobrze ubrani i świetnie mówili po niemiecku. Nie zwracając niczyjej uwagi, podłożyli na dworcu ładunek wybuchowy i spokojnie oddalili się z miejsca akcji. Po chwili nastąpiła eksplozja, w wyniku której zginęło 36 osób, a 78 odniosło rany. Efekt psychologiczny tego wydarzenia był w Berlinie piorunujący. Po powrocie do domu na uczestników akcji czekały już nowe rozkazy. Tydzień po zamachu w Berlinie Osa została włączona do Kedywu. Odtąd nosiła nazwę Kosa 30. Cele pozostały te same.

Akcja w Berlinie była jedną z ostatnich, jakie przeprowadzono w starym stylu, tzn. utrzymując wszelkie o niej informacje w tajemnicy nawet post factum. Kiedy powstał Kedyw, o przeprowadzonych akcjach dywersyjnych szeroko informowano nie tylko społeczeństwo polskie, ale również przeciwnika, który dzięki temu stale czuł na karku oddech mścicieli z polskiej armii podziemnej. A akcji tych było naprawdę dużo. Dziś pamiętamy o tych najsłynniejszych, ale warto przytoczyć dokładniejsze statystyki. Liczby są wymowne: od 1 stycznia 1941 r. do 30 czerwca 1944 r. jednostki Armii Krajowej i jej podległe wykoleiły 732 pociągi, podpaliły 443 transporty, zniszczyły około 4,3 tys. pojazdów, spaliły 130 magazynów broni i wyposażenia, uszkodziły 19 tys. wagonów i około 6,9 tys. lokomotyw, podpaliły 1,2 tys. cystern z benzyną, wysadziły blisko 40 mostów kolejowych, zniszczyły pięć szybów naftowych, zamroziły trzy wielkie piece hutnicze, przeprowadziły ok. 25 tys. akcji sabotażowych w fabrykach zbrojeniowych, dokonały ok. 5,7 tys. zamachów na funkcjonariuszy różnych formacji policji, żołnierzy i volksdeutschów, uwolniły więźniów z 16 więzień. Oddziały partyzanckie – działające od 1943 r. – stoczyły ponad 170 potyczek, zabijając ponad tysiąc Niemców.

Sól tej ziemi

Pod szyldem Kedywu działały najwybitniejsze jednostki i najbardziej znane oddziały polskiego podziemia. W Kedywie spotkali się zarówno świetnie wyszkoleni cichociemni – elita kadry oficerskiej AK, jak i młodzi, pełni ideałów harcerze Szarych Szeregów. Z 316 cichociemnych blisko połowa, bo aż 146, działała w Kierownictwie Dywersji. Na bazie grup szturmowych Szarych Szeregów utworzono m.in. bataliony „Zośka" i „Parasol". Oddziały dywersyjne Kedywu rozrastały się bardzo szybko. Tuż przed wybuchem powstania Brygada Dywersyjna „Broda 53" składała się z batalionów „Zośka", „Parasol", „Czata 49", „Miotła", „Pięść", kompanii „Kolegium A" i Oddziału Dywersji Bojowej Kobiet „DYSK". Siły najsilniejszego Okręgu Warszawskiego szacowane są przez badaczy na 750 ludzi. Wielu oficerów Kedywu obejmowało także dowództwo oddziałów partyzanckich. W sumie w całym kraju Kedyw liczył ok. 3 tys. ludzi.

Oddziały dywersji KG AK, już jako zgrupowanie „Radosław", wsławiły się bohaterską postawą w trakcie powstania warszawskiego. Żołnierze „Radosława" walczyli przez 63 dni m.in. na Woli, Starówce, w Śródmieściu oraz na Czerniakowie i Mokotowie. Straty sięgnęły ok. 70 proc. stanów wyjściowych.

Po kapitulacji Niemiec dla części kedywiaków walka się nie zakończyła. Wielu przyłączyło się do prowadzących desperacką walkę Żołnierzy Wyklętych. Ginęli potem w lesie lub w katowniach UB, innych wywieziono na Syberię. Dla uzurpatorskiej władzy komunistycznej stanowili realne zagrożenie: byli świadomi politycznie, dobrze wyszkoleni, nie dawali się łatwo złamać.

W 2012 r. Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął badania poszukiwawcze i ekshumacje na terenie Łączki na warszawskich Powązkach. To zbiorowa mogiła ofiar komunistycznego terroru. Ocenia się, że potajemnie pogrzebano tam ok. 300 osób. Wśród nich jest także wielu byłych członków Kedywu. Zażartość, z jaką byli zwalczani przez władzę ludową, dobitnie świadczy o tym, jak wartościowi byli to ludzie i jaką stratą dla Polski, także tej współczesnej, była ich śmierć.

W związku z przypadającą 1 sierpnia 75. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzecz o historii" w 2017 roku.

Jest 19 maja 1943 r. Tuż przed godz. 22 na małej leśnej stacyjce w Celestynowie pod Warszawą pojawia się kilkudziesięcioosobowa grupa młodych mężczyzn. Sprawnie rozpraszają się po okolicy i zastygają w oczekiwaniu na pociąg z Lublina, który według rozkładu ma się zatrzymać w Celestynowie około 22.35. Mijają kolejne kwadranse, pociąg nie nadjeżdża. Wtacza się na stację dopiero około 1.45 w nocy. Ostatni wagon wyróżnia się zakratowanymi oknami – to więźniarka, w której przetrzymywani są więźniowie polityczni, przewożeni z więzienia na zamku w Lublinie przez Warszawę do Oświęcimia. To właśnie o nich chodzi młodym ludziom, którzy pod osłoną nocy zjawili się w Celestynowie. W większości to żołnierze Szarych Szeregów, należący do oddziału AK „Motor 30". Dowodzi nimi Tadeusz Zawadzki ps. Zośka, wsławiony przeprowadzoną dwa miesiące wcześniej akcją pod Arsenałem.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii