Hoover. Kim był najpotężniejszy szef FBI?

Zmieniali się prezydenci i układy sił na Kapitolu, a on trwał i rósł w siłę. John Edgar Hoover, szef FBI, przez niemal pół wieku miał ogromny wpływ na amerykańską i zagraniczną scenę polityczną.

Aktualizacja: 19.02.2017 05:07 Publikacja: 16.02.2017 15:45

W 1924 r. John Edgar Hoover stanął na czele Biura Śledczego, które później zmieniło nazwę na FBI. Ki

W 1924 r. John Edgar Hoover stanął na czele Biura Śledczego, które później zmieniło nazwę na FBI. Kierował nim nieprzerwanie do 1972 r.

Foto: Wikipedia

Do 1870 r. Ameryka nie posiadała żadnej służby o charakterze śledczym, wywiadowczym czy kontrwywiadowczym. Dopiero pięć lat po zakończeniu wojny secesyjnej Departament Sprawiedliwości otrzymał od prezydenta Ulyssesa Simpsona Granta polecenie utworzenia organizacji mogącej zaprowadzić porządek w spustoszonym wojną kraju. Żeby mieć stały kontakt z prezydentem, prokurator generalny i jego prawnicy zajęli całe trzecie piętro budynku Freedman's Savings Bank, znajdującego się zaledwie jedną przecznicę od Białego Domu. Ówcześni dziennikarze opisywali to miejsce jako ciemną, cuchnącą ściekami, pełną szczurów i karaluchów, paskudną plątaninę ciemnych korytarzy.

Ze współczesnego punktu widzenia zakres uprawnień śledczych grupy stworzonej przy Departamencie Sprawiedliwości był ograniczony niemal do zera. Co prawda Kongres przyznał jej 50 tys. dolarów rocznego budżetu – co w drugiej połowie XIX w. było pokaźną kwotą – oraz prawo wykrywania i ścigania przestępstw przeciw Stanom Zjednoczonym, ale były to uprawnienia bardzo surowo kontrolowane. W rzeczywistości przynajmniej czterech XIX-wiecznych prezydentów USA musiało korzystać z płatnych usług prywatnych agencji wywiadowczych, z których największą była Narodowa Agencja Detektywistyczna Pinkertona. Sam Allan Pinkerton był kimś, kogo dzisiaj moglibyśmy nazwać XIX-wiecznym superagentem. Podczas wojny domowej pomagał prezydentowi Abrahamowi Lincolnowi stworzyć Tajną Służbę Białego Domu (Secret Service). W czasie pokoju z usług jego detektywów korzystali głównie właściciele linii kolejowych i największych amerykańskich stalowni.

Przez cały XIX wiek amerykańska opinia publiczna była skrajnie wrogo nastawiona do koncepcji utworzenia federalnej agencji śledczej podlegającej prezydentowi. Dopiero zamach na prezydenta Williama McKinleya w 1901 r., dokonany przez anarchistę polskiego pochodzenia Leona Franciszka Czołgosza, dał prezydentowi Theodore'owi Rooseveltowi asumpt do forsowania tej idei na Kapitolu. W 1903 r. Roosevelt wymusił na Kongresie przyjęcie ustawy zabraniającej zakładania na terenie USA organizacji anarchistycznych. Jednocześnie przeforsował pomysł powołania do życia silnej organizacji dochodzeniowej o szerokich uprawnieniach policyjnych. Stworzenie takiego wydziału w Departamencie Sprawiedliwości zlecił Charlesowi Josephowi Bonapartemu, wnukowi księcia Hieronima Bonapartego, byłego króla Westfalii, który był najmłodszym bratem cesarza Francuzów Napoleona I. W 1802 r. książę Hieronim osiedlił się w Baltimore, gdzie ożenił się z Elisabeth Paterson, nazywaną później „księżną Baltimore". Dama ta słynęła z paskudnego charakteru i wiecznego popijania brandy, co nie przeszkodziło jej jednak dożyć 94 lat. Pani Paterson miała duży wpływ na nieco despotyczny charakter wnuka, który został prokuratorem generalnym w rządzie prezydenta Theodore'a Roosevelta.

Stworzone przez niego Bureau of Investigation zatrudniało na początku zaledwie kilka osób. Ale już w 1935 r., kiedy zmieniono jego nazwę na FBI, w instytucji tej pracowało kilkaset osób. Do rozwoju FBI przyczyniła się przede wszystkim ustawa prohibicyjna – najgłupsze, najbardziej kryminogenne prawo w historii Stanów Zjednoczonych – oraz jej genialny dyrektor John Edgar Hoover.

Wieczny kawaler

Przyszły twórca potęgi FBI urodził się 1 stycznia 1895 r. jako najmłodsze z czworga dzieci państwa Hooverów. Była to dość nietypowa rodzina. Jego ojciec Dickerson Naylor Hoover cierpiał prawdopodobnie na głęboką depresję lub inną niezdiagnozowaną chorobę psychiczną, która doprowadziła go do śmierci w wieku 65 lat. Charakter syna ukształtowała surowa i kochająca matka Anne Marie Hoover. John mieszkał z nią przez 40 lat, aż do jej śmierci w 1938 r. Drugą ważną kobietą w jego życiu była siostrzenica Margaret Fennel, która uwielbiała wujka, dorastała przy nim i utrzymywała z nim stały kontakt przez 60 lat.

Hoover przez całe życie pozostał kawalerem. Krążyło wiele plotek o jego bujnym życiu homoseksualnym, ale nie znalazły one żadnego udokumentowanego potwierdzenia. Margaret Fennel twierdziła, że powodem życia w samotności wcale nie był ukrywany homoseksualizm. „Czasem myślałam, że on naprawdę... nie wiem, jak to ująć... obawia się bliskich kontaktów z ludźmi" – wspominała po latach.

Hoover zdecydowanie bardziej lubił zwierzęta, a w szczególności psy. Odpoczywał w pustych bibliotekach i kościołach. Jako nastolatek uwielbiał godzinami snuć rozważania o państwie i historii. W szkole średniej (Central High School w Waszyngtonie) dał się poznać jako zapalony działacz klubu dyskusyjnego. Po ukończeniu liceum dzielił swój czas między Bibliotekę Kongresu w dni powszednie i nabożeństwa w kościele prezbiteriańskim w niedziele. Dzięki rozpracowaniu zawiłości systemu katalogowania Biblioteki Kongresu dorabiał sobie na czesne, pomagając odpłatnie znajdować książki. Wieczorami i rano studiował na Uniwersytecie Jerzego Waszyngtona, gdzie w czerwcu 1917 r. otrzymał dyplom magistra prawa.

6 kwietnia 1917 r. historia Ameryki zmieniła się nieodwracalnie. Tego dnia Stany Zjednoczone przystąpiły do działań wojennych w Europie. Kraj ogarnęła psychoza strachu przed dywersantami z Niemiec. Prezydent Woodrow Wilson ostrzegał obywateli, że „Niemcy zapełnili szpiegami nasze niczego niespodziewające się społeczności, a nawet instytucje rządowe, i wszędzie knują zbrodnicze spiski". Argument ten przekonał młodego Hoovera do wstąpienia w szeregi służby chroniącej ojczyznę. 26 lipca 1917 r. w wieku 22 lat po raz pierwszy wyruszył z domu rodziców do pracy w siedzibie Departamentu Sprawiedliwości. Jego zadaniem miało być identyfikowanie i wyłapywanie politycznie podejrzanych obcokrajowców mieszkających w USA.

Błyskawicznie awansował na kierownika w wydziale Biura do spraw Wrogich Cudzoziemców. Mając zaledwie 23 lata, nadzorował 6200 Niemców przetrzymywanych w obozach internowania oraz 450 tys. innych cudzoziemców. Już wtedy, żeby ułatwić sobie pracę, stworzył kartotekę, której system katalogowania wykorzystał później do zbierania kompromitującego dossier na niemal wszystkich polityków amerykańskich.

Na tropie porywaczy i nazistowskich agentów

1 sierpnia 1919 r., rok po awansie w Biurze do spraw Wrogich Cudzoziemców, powierzono mu kierowanie Wydziałem do spraw Radykałów. W tym wypadku niezbędna była konsultacja z Biurem Śledczym utworzonym przez prokuratora Bonapartego. 24-latek słynący z tego, że nigdy nie nosił broni, nadzorował już setki agentów, informatorów i wywiadowców. Jego władza rosła w tempie zastraszającym. Mógł aresztować kogokolwiek pod byle pretekstem. Hoover osobiście opracował listę 1172 zagrażających bezpieczeństwu narodowemu „podejrzanych politycznie osobników". Korzystał z przywileju nadanego mu przez samego prezydenta Wilsona, który stwierdził bez ogródek: „Biada każdemu człowiekowi czy grupie, która stanie nam na drodze". Ale w 1919 r. poszukiwanie obcych szpiegów niezwykle utrudniały spory kompetencyjne. Zdarzało się, że wojsko, Departament Sprawiedliwości, lokalna policja, prowincjonalni szeryfowie czy agenci Secret Service nie tylko wchodzili sobie w drogę, ale też w ramach rywalizacji o środki budżetowe świadomie utrudniali sobie śledztwa.

Dopiero pierwsze wieści o przerażającym ludobójstwie, płynące od amerykańskich korespondentów z komunistycznej Rosji, podziałały jak zimny prysznic na struktury policyjne. Amerykanie znaleźli nareszcie wspólnego wroga i wspólny mianownik działań tajnych służb – walkę z komunistyczną agenturą.

Obejmując w 1924 r. stanowisko szefa Biura Śledczego, John Edgar Hoover miał do dyspozycji 650 pracowników, z czego tylko 441 miało uprawnienia agentów specjalnych. Zaczął tworzyć centralną bazę danych zawierającą zdjęcia, życiorysy, materiały podsłuchowe i odciski palców. Jego obsesją stało się zbudowanie centralnego laboratorium śledczego, rozpoznającego ślady przestępstw na podstawie badania wszelkiego materiału organicznego.

W 1920 r. Kongres USA uchwalił ustawę zakazującą sprzedaży i produkcji napojów alkoholowych na terenie USA. Na prohibicji wyrosła kultura politycznej korupcji, która stała się idée fixe Johna Edgara Hoovera. Jego kartoteka przestępców zaczęła się zapełniać materiałami dotyczącymi skorumpowanych polityków, biznesmenów, dziennikarzy, ludzi kultury czy kadry oficerskiej armii. W 1932 r. Hooverowi przypadły w udziale dwa niezwykle ważne zadania. Pierwszym było śledztwo o ogromnym prestiżowym znaczeniu dla biura, dotyczące uprowadzenia syna słynnego lotnika Charlesa Lindbergha. Hoover wpadł na pomysł, aby wypłacić porywaczom syna Lindbergha okup banknotami 10-dolarowymi typu gold certificate, które już wtedy stanowiły rzadkość na rynku. Jakiś czas później na stacji benzynowej w dzielnicy Bronx ktoś uregulował rachunek takim właśnie banknotem. Właścicielem samochodu widzianego na stacji okazał się 34-letni niemiecki imigrant Bruno Richard Hauptmann. Do końca życia Hoover uważał jego aresztowanie, proces i skazanie na śmierć za jeden z największych swoich sukcesów. Drugie zadanie dotyczyło walki z nazistowską agenturą w USA po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech. Powszechne wzburzenie i potępienie zbrodni Hauptmanna wyzwoliło także uśpione od czasów I wojny światowej nastroje antyniemieckie, które Hoover starannie podsycał.

Raz na wozie, raz pod wozem

Przystąpienie Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej na froncie pacyficznym i atlantyckim otworzyło ogromne perspektywy rozbudowy FBI. Zwycięstwo w Europie i zrzucenie dwóch bomb na Japonię uczyniły USA światowym mocarstwem.

17 kwietnia 1946 r. na osobistą prośbę Hoovera admirał Sidney Souers zwrócił się do prezydenta Harry'ego Trumana z następującym żądaniem: „Jest niezmiernie pilną sprawą, aby Federalnemu Biuru Śledczemu pozwolono kontynuować w Londynie, Paryżu, Rzymie, Manili, Tokio oraz w amerykańskiej strefie Niemiec jego działania na rzecz bezpieczeństwa w krajach półkuli zachodniej. Wykonywane przez biuro zadania może zilustrować kanadyjskie śledztwo w Ottawie, które prowadzi do Stanów Zjednoczonych, jak również do Anglii".

„Kanadyjskie śledztwo" dotyczyło działalności szpiegowskiej 36-letniego porucznika Armii Czerwonej Igora Siergiejewicza Guzienki, wtyczki NKWD i szyfranta z biura sowieckiego attaché wojskowego w Kanadzie. Zdemaskowanie rozgałęzionej radzieckiej siatki szpiegowskiej pod przewodnictwem rezydenta GRU pułkownika Nikołaja Zabotina, który werbował do współpracy w Kanadzie fizyków jądrowych, takich jak Allan N. May, dało Amerykanom argument do wzmocnienia aparatu wywiadowczego FBI nawet w krajach sojuszniczych.

Hoover już zacierał ręce z zadowolenia, snując marzenia o kartotece zawierającej kompromitujące dossier na zagranicznych polityków, kiedy 22 stycznia 1946 r. jak grom z jasnego nieba spadła na niego wiadomość o powołaniu przez prezydenta Trumana Grupy Centrali Wywiadu (Central Intelligence Group – CIG), podlegającej utworzonej tego samego dnia Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), i zorganizowaniu jej rezydentury na obszarze amerykańskiej strefy okupacyjnej. 18 września 1947 r. Grupa Centrali Wywiadu została przemianowana na Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA), a podzielone na strefy okupacyjne Niemcy stały się pierwszą linią frontu szpiegowskiej zimnej wojny w latach 1949–1990.

W jednej chwili mozolnie budowane imperium FBI zostało zdegradowane do pozycji policji federalnej i odsunięte od wielkiej polityki. Rozpoczęła się wojna Hoovera z Białym Domem. Kiedy Hoover zażądał zwiększenia personelu i budżetu do walki z sowieckim wywiadem, Truman w projekcie budżetu wysłanym Kongresowi zredukował personel FBI o 600 agentów. Dodatkowo odmowa współpracy dyrektora FBI z nowo powstałą CIA była odbierana jako niesubordynacja wobec prezydenta. Hoover zdawał sobie sprawę, że jedynym ratunkiem dla niego i jego ludzi jest rozpętanie psychozy przed sowiecką infiltracją. Pomóc miał mu w tym młody i ambitny republikański kongresmen Richard Nixon, którego zadaniem było przygotowanie gruntu pod polowanie na czerwone czarownice. Głównym wykonawcą zadania miał być z kolei bohater wojenny i republikański senator Joseph Raymond McCarthy. Jego słynne przemówienie z lutego 1950 r., oskarżające wywiad sowiecki o przeniknięcie w struktury Białego Domu i armii, rozpoczęło epokę maccartyzmu. Hoover triumfował, a prezydent Harry Truman panicznie bał się posądzenia o sprzyjanie komunistom.

Zwycięstwo Hoovera w wojnie z prezydentem niesamowicie umocniło jego pozycję jako dyrektora FBI. Kolejny prezydent Dwight D. Eisenhower traktował Hoovera jak regularnego członka gabinetu w randze sekretarza. Hoover bywał także na niemal wszystkich posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W 1959 r. obsesją Hoovera i Eisenhowera stała się eliminacja Fidela Castro i Rafaela Trujillo, dyktatorów Kuby i Dominikany. W tym samym czasie prezydent zgodził się na łamanie przez FBI szyfrów dyplomatycznych amerykańskich sojuszników. Pod szczególną obserwacją byli dyplomaci włoscy, francuscy, egipscy, syryjscy i indonezyjscy. Hoover zaczął także tworzyć nową kartotekę – tym razem dotyczyła ona amerykańskich homoseksualistów. Jedną z pierwszych teczek tego typu poświęcił Vernonowi Mitchellowi, genialnemu amerykańskiemu matematykowi, który uciekł do ZSRR.

Jednak prawdziwe wyzwanie było dopiero przed nim. Coraz większą popularnością w Stanach Zjednoczonych cieszył się demokratyczny senator z Massachusetts John F. Kennedy, syn doskonale znanego Hooverowi ambasadora Josepha Kennedy'ego, którego rodzinne imperium powstało w wyniku łamania ustawy prohibicyjnej. Młody Kennedy zdawał się mieć liczne koneksje z włoską mafią. Sam Salvatore Giancana, szef wszystkich szefów cosa nostry w latach 1957–1966, chwalił się, że to on uczynił Kennedy'ego prezydentem.

Dla Hoovera znowu nastały ciężkie czasy. Nowy prezydent starał się podporządkować dyrektora FBI swojemu bratu, prokuratorowi generalnemu Robertowi Kennedy'emu. Bracia mieli do szefa FBI stosunek ambiwalentny. W prywatnych rozmowach nazywali go „starą ciotą", ale jednocześnie Robert Kennedy podkreślał, że Hoover jest wielkim patriotą i znakomitym organizatorem. Zwolnić go nie mogli, ponieważ szef FBI dysponował niezliczoną ilością zdjęć, nagrań z podsłuchów i filmów o niemal pornograficznej treści, które mogły skompromitować prezydenta Kennedy'ego i jego rodzinę. Kiedy 22 listopada 1963 r. prezydent zginął od skrytobójczych kul w Dallas, Hoover zadzwonił do prokuratora generalnego i bez żadnego współczucia poinformował go beznamiętnym głosem: „Pański brat prezydent został zastrzelony".

Współpraca z nowym lokatorem Białego Domu Lyndonem B. Johnsonem układała się z kolei wzorcowo. Z jednej strony Johnson nakazał Hooverowi zniszczyć Ku Klux Klan w Missisipi, ale w zamian dał mu stosunkowo dużą swobodę inwigilacji Martina Luthera Kinga i innych murzyńskich obrońców praw obywatelskich. Dzienniki Johnsona z lat 1964–1965 dowodzą, że był on nie tylko w stałym kontakcie z Hooverem, ale dwa, trzy razy dziennie radził się go w sprawach bezpieczeństwa narodowego.

Na Nixona nie było haka

Mimo że Johnson był demokratą i zdecydowanym zwolennikiem przyznania praw mniejszościom etnicznym, jego oświadczenie o rezygnacji z reelekcji zostało przyjęte przez Hoovera z ogromnym żalem. Wybory prezydenckie w 1968 r. wygrał Richard Nixon, dawny protegowany Hoovera i były członek komisji McCarthy'ego. Nixon, który pod względem ideologicznym zdawał się idealnym szefem dla starego dyrektora FBI, stał się w rzeczywistości grabarzem jego kariery. Po pół wieku odgrywania roli głównego antykomunisty Hoover przestał być potrzebny Białemu Domowi. Członkowie administracji Nixona prezentowali nawet bardziej radykalne poglądy. Nie podobały im się także przestarzałe metody śledcze, jakim hołdował szef FBI. W odróżnieniu od prezydenta Roosevelta czy Johna Kennedy'ego życie prywatne Richarda Nixona było nieskazitelne moralnie. Hoover nie miał więc haka ani na prezydenta, ani na głównych członków jego gabinetu.

W 1971 r. prezydent zaprosił Hoovera na święta Bożego Narodzenia do rodzinnej posiadłości Key Biscayne na Florydzie. 1 stycznia 1971 r. na pokładzie Air Force wręczył mu tort z okazji 76. urodzin. To było jednak jedno z ostatnich ich spotkań. 6 kwietnia 1972 r. John Edgar Hoover otrzymał wiadomość o odwołaniu go z urzędu dyrektora FBI. Wieloletni współpracownik dyrektora Ray Wannal wspominał po latach, że przez pół godziny Hoover płakał i powtarzał w kółko: „Ten sukinsyn Sullivan (jeden z zastępców Hoovera – red.) zamydlił mi oczy, traktowałem go jak syna, a on mnie zdradził".

Były to ostatnie słowa Hoovera jako dyrektora FBI. Kompletnie załamany i samotny zmarł w swoim domu rok później na atak serca. Został pochowany na cmentarzu Kongresu obok rodziców i siostry. W mowie pogrzebowej Richard Nixon nazwał go „jednym z gigantów historii", którego życie przeszło na służbie ukochanemu ponad wszystko krajowi.

Do 1870 r. Ameryka nie posiadała żadnej służby o charakterze śledczym, wywiadowczym czy kontrwywiadowczym. Dopiero pięć lat po zakończeniu wojny secesyjnej Departament Sprawiedliwości otrzymał od prezydenta Ulyssesa Simpsona Granta polecenie utworzenia organizacji mogącej zaprowadzić porządek w spustoszonym wojną kraju. Żeby mieć stały kontakt z prezydentem, prokurator generalny i jego prawnicy zajęli całe trzecie piętro budynku Freedman's Savings Bank, znajdującego się zaledwie jedną przecznicę od Białego Domu. Ówcześni dziennikarze opisywali to miejsce jako ciemną, cuchnącą ściekami, pełną szczurów i karaluchów, paskudną plątaninę ciemnych korytarzy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie