Operatorzy Team Six w absolutnej ciszy kroczyli korytarzem na pierwszym piętrze willi na przedmieściach pakistańskiegp Abbottabadu. Widoczność w ciemnościach umożliwiały im gogle noktowizyjne. W pewnym momencie jeden z komandosów wykonał charakterystyczny gest ręką i wskazał osobę znajdującą się na ostatnim stopniu schodów. Ciszę przeszyły dwa charakterystyczne dźwięki strzału wykonanego z karabinu z tłumikiem. Postać została trafiona w twarz i runęła w dół schodów. Kiedy SEALsi znaleźli się przy ciele, nie mieli wątpliwości: u ich stóp leżał martwy syn Osamy bin Ladena, Chaled. Omijając zwłoki, komandosi zbliżyli się do pokoju, w którym miał zakończyć się pościg za najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie: przywódcą Al-Kaidy odpowiedzialnym za zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Przez otwarte drzwi na ciemny korytarz wdzierało się światło. Podobnie jak sekundy wcześniej padły dwa strzały. Kiedy grupa zabezpieczenia weszła do pokoju, na podłodze bezwładnie leżał wysoki mężczyzna z długą czarną brodą. Jeden z komandosów szepnął: „Osama...". Mimo że prawa część twarzy człowieka leżącego na podłodze przypominała krwawą miazgę, nikt nie miał wątpliwości: w końcu udało się dopaść Osamę bin Ladena. Przez radio podano informację: „Geronimo, E.K.I.A.".
Ucieczka przed zemstą
Żołnierze elitarnej jednostki specjalnej Delta Force mogli schwytać bin Ladena już kilka miesięcy po zamachach z 11 września 2001 r. Kiedy prezydent George W. Bush rozpoczął krucjatę przeciwko Al-Kaidzie i do Afganistanu ruszyła amerykańska armia, Saudyjczyk znalazł się w potrzasku. Współpraca z CIA pozwoliła armii amerykańskiej zaskoczyć bin Ladena w kompleksie jaskiń Tora Bora. Coś poszło jednak nie tak. Naczelne dowództwo US Army zbagatelizowało sprawę. Komandosi z Delta Force nie otrzymali wsparcia regularnych oddziałów i terrorysta wraz ze swoimi kompanami uciekł do Pakistanu. Kolejna dekada poszukiwań bin Ladena była niczym zabawa w kotka i myszkę. Amerykanie wiedzieli, że terrorysta znajduje się gdzieś na pograniczu afgańsko-pakistańskim, jednak nawet jego najbliżsi współpracownicy nie znali dokładnego miejsca pobytu szefa Al-Kaidy.
Kto zatem pomógł zlokalizować bin Ladena? Kluczową rolę mieli odegrać pojmani terroryści znajdujący się w więzieniu w Guantanamo. To ich zeznania naprowadziły Amerykanów na niejakiego Abu Ahmeda al-Kuwaitiego. To właśnie ten Pakistańczyk miał być prawą ręką terrorysty oraz jego kurierem. Amerykański wywiad wszedł w posiadanie zapisu rozmowy z 2010 roku, w której al- Kuwaiti wtrącił między wierszami, że pracuje dla bin Ladena. Od tego momentu Pakistańczyk znalazł się pod ścisłą obserwacją CIA. Dzięki temu agenci natrafili na pewną posiadłość o nazwie Bilal Town w pakistańskim mieście Abbottabad. Na terenie dużej posesji ogrodzonej potężnym murem zauważono wysokiego mężczyznę z brodą, który nigdy nie wychodził poza teren posiadłości. Wszystko zaczęło układać się w spójną całość. Willa idealnie pasowała na kryjówkę Saudyjczyka, a wysoki mężczyzna z brodą był łudząco podobny do przywódcy Al-Kaidy. Warto podkreślić istotny fakt, że żadna z osób zamieszkujących w Bilal Town nie kontaktowała się ze światem po drugiej stronie muru. Śmieci nie były wyrzucane na zewnątrz, tylko palone na terenie ogrodu. Budynek mieszkalny nie posiadał żadnych urządzeń świadczących o podłączeniu do sieci telefonicznej i internetu. Oficerowie z Langley zacierali ręce: było wielce prawdopodobne, że po dekadzie starań udało się namierzyć bin Ladena.
Czy szczepionki przeciw WZW-B pomogły namierzyć bin Ladena?
Kolejnym krokiem miało być potwierdzenie tożsamości osób znajdujących się na terenie posiadłości. Tak narodził się pomysł medycznego podstępu, który umożliwił dostanie się do środka Bilal Town. Amerykanie wiedzieli, że na teren posiadłości jako nieliczni wpuszczani są jedynie osoby z pakistańskiej służby zdrowia. Przypuszczano, że lekarze odwiedzają kilkoro dzieci znajdujących się na terenie rezydencji. Na potrzeby operacji wymyślono specjalny program szczepień przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Analitycy z Centralnej Agencji Wywiadowczej chcieli, aby podczas szczepień lekarze pobrali próbki DNA dzieci znajdujących się w Bilal Town. Następnie materiał genetyczny zostałby porównany z DNA siostry bin Ladena, zabezpieczonym po jej śmierci w Bostonie w 2010 roku. Dzięki temu Amerykanie mieliby pewność, że „brodacz" spacerujący po posiadłości to Osama. Czy akcja ze szczepionkami przyniosła oczekiwany efekt? Na razie pozostaje to tajemnicą służb wywiadowczych USA. Kiedy w lipcu 2011 roku dzienniki „Guardian" i „New York Times" informowały o szczegółach operacji, CIA stanowczo odmówiła komentowania sprawy szczepień.
Jak zatem CIA ustaliło, że mężczyzna z brodą znajdujący się na terenie Bilal Town to rzeczywiście bin Laden? Wiele wskazuje na to, że Amerykanie posiadali jedynie poszlaki i na ich podstawie Połączone Dowództwo Sił Specjalnych (JSOC) rozpoczęło przygotowania do akcji mającej na celu schwytanie lub zabicie Saudyjczyka.