Henry Kissinger. Intelektualny patriarcha Zachodu

Kiedy się urodził, żył jeszcze Lenin. W dobie zimnej wojny jako ucieleśnienie politycznego realizmu rozdawał karty na międzynarodowej scenie politycznej. Wywarł na nią tak wielki wpływ, że jeszcze za życia wystawiono mu pomnik. Dziś przestrzega przed wojną atomową na Dalekim Wschodzie. 27 maja mistrz „realpolitik” kończy 100 lat.

Aktualizacja: 30.11.2023 09:52 Publikacja: 25.05.2023 21:00

Wizyta prezydenta USA Richarda Nixona (w środku) w Austrii. W rozmowie z kanclerzem Austrii Bruno Kr

Wizyta prezydenta USA Richarda Nixona (w środku) w Austrii. W rozmowie z kanclerzem Austrii Bruno Kreiskym (z prawej) Nixonowi towarzyszy Henry Kissinger (po lewej). Salzburg, 1972 r.

Foto: Votava/be&w

Czytaj więcej

Henry Kissinger nie żyje. Były szef dyplomacji USA zmarł w wieku 100 lat

W związku ze śmiercią Henry'ego Kissingera przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w maju 2023 roku

„Na tyle byłem przebiegły, by wybrać sobie rodziców, którzy dożyli 98. roku życia” – odpowiada Henry Kissinger pytającym go o jego długowieczność. A jego cięty język ujawnia wszechobecny cynizm jego osobowości. Idzie on w parze z nieodłącznym uśmieszkiem na ustach, głębokim basem jego głosu i wysmakowanym stylem wypowiedzi, którym przez ostatnie pół wieku jako jednoosobowy think tank komentował wszystkie najważniejsze konflikty naszego globu. O te komentarze biły się największe gazety, portale i telewizje po obydwu stronach Atlantyku i Pacyfiku.

„Przynajmniej wyjdziemy wtedy na twardzieli”

Nim został najbardziej pożądaną dyplomatyczną wyrocznią na świecie, a zarazem multimilionerem, autorem bestsellerów, a nawet gwiazdą popkultury obecną na trybunie honorowej finału każdego mundialu, Wimbledonu lub nowojorskiego konkursu piękności psów, sam kształtował światową politykę. Oczywiście, w najbardziej skrajnym wariancie „realpolitik”. Harwardzki politolog Stanley Hoffmann uznał go za najinteligentniejszego, ale i najbardziej cynicznego polityka, jakiego kiedykolwiek poznał. O tym zaświadczają zapisy rozmów z prezydentem USA Richardem Nixonem, choćby tej z czasów konfliktu Indii z Pakistanem, kiedy radził, by „najlepiej głodem przymusić pół miliarda Hindusów do ustępstw”. W latach zimnowojennego prężenia muskułów ze Związkiem Radzieckim sugerował z kolei, by na radzieckie przedpole w Azji spuścić rakiety z głowicą atomową: „Przynajmniej wyjdziemy wtedy na twardzieli”, argumentował. A kiedy zachodnioniemiecki sojusznik wszczął dialog rozbrojeniowy z Kremlem, na pytanie Nixona, czy kanclerz Niemiec Zachodnich, który akurat trafił do szpitala, zachorował na raka krtani, Kissinger westchnął: „niestety, nie”. Ostatnio, na szczycie w Davos (2022 r.), krótko po agresji Putina na Ukrainę, zaproponował pozostawienie Krymu w rosyjskich rękach. A dziennikarzom, którzy coraz częściej, by z nim porozmawiać, musieli przedzierać się przez jedną z gęstych leśnych ścieżek w stanie Connecticut, nim dotarli na osłonecznioną polanę, gdzie stoi jego rezydencja, doprecyzował, dlaczego wojnę Putina przeciwko Ukrainie może zakończyć zawieszenie broni na bazie przebiegu granicy z 24 lutego 2022 r.

Trudno powiedzieć, ilu ludzi musiało zginąć, gdy na różnych scenach politycznych konfliktów Henry Kissinger pociągał za sznurki. Ale pociągał tak, że manewry przyniosły mu... Pokojową Nagrodę Nobla. W konflikcie wietnamskim mediował bowiem niezwykle skutecznie – zakończył wojnę – jakkolwiek dla dobra interesów amerykańskich. „Dobro interesów” USA stale wyznaczało mu polityczny kompas. Kissinger uchodzi bowiem za najdoskonalsze wcielenie „realpolitik”, co jego sposób uprawiania polityki czyni w obecnej dekadzie niezwykle aktualnym. Dziennikarze, którzy rozmawiali z nim w ciągu ostatnich dziesięciu lat, twierdzili, że ich rozmówca wydawał się im młodszy niż przeciętny 90-latek: zawsze skupiony, ale niczym lampart gotowy do brutalnego ataku, jeśli pytanie zawierało choćby szczyptę krytyki jego poczynań. Co absolutnie nie powinno dziwić. Choć intelekt Kissingera jest powszechnie szanowany, to polityczna spuścizna już mocno kontrowersyjna. Przez wiele lat podejmowano próby ostygmatyzowania go jako wojennego zbrodniarza.

Heiz Alfred z Fürth pod Norymbergą

Początkowo niewiele wskazywało na błyskotliwą karierę żydowskiego Niemca. Urodzony w niewielkim Fürth pod Norymbergą (27 maja 1923 r.), wraz z rodziną uciekł do niemiecko-żydowskiej dzielnicy Washington Heights w Nowym Jorku – na krótko przed nocą kryształową. To uratowało mu życie. 11 członków rodziny, którzy zostali w Rzeszy, padło ofiarą niemieckiego rasizmu. Po wojnie udał się do Niemiec, aby pomóc w rozpoznaniu i odnalezieniu byłych gestapowców. Ale przez dekady, także już w roli „rozgrywającego” światowej polityki, co tydzień dzwonił lub faksował z Waszyngtonu do prowincjonalnego Fürth, by w dobie przedinternetowej dowiedzieć się o wynik niedzielnego meczu miejscowego klubu, kopiącego w okręgówce. Do dziś w jego biurze na 11. piętrze przy nobliwej Park Avenue w pobliżu nowojorskiego parku Centralnego między zdjęciami z mężami stanu dynda futbolówka z logo klubu z Fürth.

Czytaj więcej

Henry Kissinger po wydarzeniach w Berlinie: Niemcy przyjęły za dużo obcokrajowców

Zanim dotarł na szczyty światowego establishmentu, nim stał się gwiazdą popkultury, w nowej ojczyźnie w wieku 15 lat z Heinza Alfreda przeobraził się w Henry’ego. Wiatr nie za bardzo wiał mu w plecy. Ojciec zarabiał jako introligator, matka dorabiała przy kateringu. Skromny budżet rodzinny Henry i jego brat zasilali ciężko wypoconymi zarobkami w fabryce produkującej pędzle do golenia. Nic dziwnego, że Henry za szczyt marzeń uznał profesję księgowego. W tym czasie rozwinął w sobie entuzjazm do włoskiego futbolu, znanego z „murowania własnej bramki”, i do notorycznego doradztwa kolegom w ich podbojach miłosnych.

W 1943 r. razem z bratem trafił do armii. Obydwaj walczyli w Ardenach z Wehrmachtem. Po wojnie kierował wydziałem wywiadowczym US Army w Niemczech. Po czym wrócił do Stanów, a dzięki ustawie umożliwiającej weteranom wstęp na studia zasiadł w studenckiej ławce Harvardu. Później, w wieku 40 lat, został profesorem politologii swojej Alma Mater. Płynnie przemieszczał się z sal wykładowych do gabinetów polityków.

Ojciec chrzestny shuttle diplomacy

Od prezydentury Dwighta Eisenhowera (34. prezydent USA w latach 1953–1961) doradzał wszystkim amerykańskim przywódcom. Republikański Nixon uczynił go swoim najważniejszym doradcą ds. bezpieczeństwa, a potem sekretarzem stanu (1969–1977). Właśnie te role wytykano mu później palcem. Oskarżano go za bombardowanie napalmem Wietnamu oraz Kambodży i Laosu – te ostatnie zbombardowano do poziomu z epoki kamienia łupanego. Obarczano go winą za przeprowadzenie przez CIA tajnych operacji zakończonych morderstwami politycznymi w krajach Trzeciego Świata, w tym obaleniem lewicowego, demokratycznie wybranego prezydenta Salvadora Allende w Chile. „Nie rozumiem, dlaczego mamy stać z boku i patrzeć, jak kraj przechodzi w komunizm z powodu nieodpowiedzialności własnego narodu”, perorował Kissinger.

Odtajnione ostatnio dokumenty ujawniają z kolei, że planował akcję nalotów na Kubę Fidela Castro. Pomysł po swojej elekcji na makulaturę przerobił prezydent z konkurencyjnej partii demokratycznej Jimmy Carter (1976). W modelu polityki zagranicznej Kissingera wartości takie jak demokracja i prawa człowieka nie odgrywały żadnej roli. Ale Kissinger uważał socjalizm Trzeciego Świata za poważnego wroga, zdolnego zakłócić delikatną konfrontację USA ze Związkiem Radzieckim.

Jednocześnie w bezprecedensowym zbliżeniu USA z komunistycznymi Chinami lat 70. XX w., które zaaranżował w serii tajnych misji do Pekinu, tkwi coś z tego samego ludzkiego geniuszu, który poprowadził rękę Michała Anioła przy wyczarowywaniu fresków kaplicy Sykstyńskiej. Geniusz Kissingera objawił się także przerzuceniem mostów odprężenia do sowieckiej Rosji i wynegocjowaniem z nią pierwszego porozumienia rozbrojeniowego SALT oraz wycofaniem USA z wojny wietnamskiej – pomimo trzymania w ręce topora wojennego. Okrzyknięto go też ojcem chrzestnym shuttle diplomacy (pol. dyplomacja wahadłowa) w rokowaniach pokojowych na Bliskim Wschodzie. W roku 1974 doprowadził do zakończenia wojny Jom Kippur, w której Egipt i Syria próbowały odzyskać półwysep Synaj i Wzgórza Golan, utracone w tzw. wojnie sześciodniowej (czerwiec 1967 r.).

„W polityce zagranicznej obowiązują obiektywne determinanty”

Zarzut o polityczny cynizm sparował ciętym stwierdzeniem, które zamieścił w swojej ostatniej publikacji: „Komu tak bardzo zależy na wartościach, nie powinien pchać się do polityki zagranicznej, tylko do seminarium duchownego”. Bardziej analitycznie skontrował oskarżenie w jednym z wywiadów: „Zwykle przychodzi dość łatwo, by w świecie wyróżnić idealistów i polityków, którzy kierują się politycznym interesem. Idealistom przypisuje się szlachetną motywację, podczas gdy polityczni realiści podobno generują wszystkie problemy świata. Sądzę jednak, że więcej nieszczęścia sprowadzili na nas prorocy niż mężowie stanu. Dla mnie w polityce zagranicznej obowiązują obiektywne determinanty. Kto troszczy się o los narodów, a nie uwzględnia tego warunku, ten tylko ucieka od rzeczywistości. Sztuka kreowania polityki zagranicznej polega na tym, by rozpoznać wartości własnego społeczeństwa i spróbować je zastosować aż do granic możliwości”.

Najistotniejsze w fenomenie Kissingera jawi się jednak coś innego. W żadnym okresie, przed nim i po nim, amerykańska polityka zagraniczna nie wyróżniała się takim nasyceniem intelektualizmem, a operacyjnie – polityczną wariantowością. Jednym z efektów uznania dla Kissingera i jego politycznego realizmu było nagłe zainteresowanie lordem Castlereaghem, hrabią Metternichem i kanclerzem Bismarckiem. Cała trójka kształtowała zawiłą dyplomację europejską XIX wieku. Kissinger poświęcił im swoją pracę doktorską. Studiowano ją w gabinetach polityków II połowy XX wieku. Spodziewano się bowiem znaleźć przydatne tropy, o ile nie klucz do politycznych przedsięwzięć Kissingera. Całkiem słusznie. Jeśli jego doktorat o kongresie wiedeńskim (1815 r.) wydał się harwardzkim kolegom dziwnie antykwaryczny, to już w pierwszym zdaniu autor odwoływał się do broni termojądrowej i przedstawiał czytelnikom w Waszyngtonie historyczną analogię: wysiłki imperiów brytyjskiego i austriackiego mające na celu powstrzymanie napoleońskiej Francji zawierały sugestie postępowania ze Związkiem Radzieckim.

„Zawsze działałem sam”

W 1972 r. włoska dziennikarka Oriana Fallaci poprosiła Kissingera o wyjaśnienie jego popularności i w odpowiedzi usłyszała: „To wynika z faktu, że zawsze działałem sam”. Nieskrywany narcyzm splata się z jego poglądem historyka o silnym wpływie jednostki na bieg dziejów. W tym paradygmacie widział oczywiście miejsce dla samego siebie. Istotnie, zarządzanie własną sławą przekształcił w promocję swojej dyplomatycznej wirtuozerii. Ale jeśli jako szef amerykańskiej dyplomacji formalnie urzędował zaledwie przez kilka lat, to w retrospektywie jego długie ręce wywarły silne piętno na całej epoce po II wojnie światowej.

W związku ze śmiercią Henry'ego Kissingera przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w maju 2023 roku

„Na tyle byłem przebiegły, by wybrać sobie rodziców, którzy dożyli 98. roku życia” – odpowiada Henry Kissinger pytającym go o jego długowieczność. A jego cięty język ujawnia wszechobecny cynizm jego osobowości. Idzie on w parze z nieodłącznym uśmieszkiem na ustach, głębokim basem jego głosu i wysmakowanym stylem wypowiedzi, którym przez ostatnie pół wieku jako jednoosobowy think tank komentował wszystkie najważniejsze konflikty naszego globu. O te komentarze biły się największe gazety, portale i telewizje po obydwu stronach Atlantyku i Pacyfiku.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia świata
Broń masowej zagłady stara jak świat. Od jadu węża po biały fosfor
Historia świata
Bałtyk pełen wraków. Historia odkryć w monografiach
Historia świata
Nie tylko Maria Skłodowska-Curie: najważniejsze kobiety w historii nauki
Historia świata
Mity o chorobach Hitlera. Na co chorował wódz III Rzeszy?
Historia świata
Sprzedawca krawatów w Białym Domu. Harry Truman, część I