Rosja, Kolos na glinianych nogach

Imperialna ekspansja i mocarstwowe aspiracje Rosji przez wieki szły ręka w rękę z cywilizacyjnym zapóźnieniem. Ten melanż tworzy obraz Rosji jako mocarstwa na glinianych nogach, czego dowodzi przebieg bestialskiej inwazji Putina na Ukrainę.

Publikacja: 18.05.2023 21:00

Car Mikołaj II wizytuje swoje wojska podczas I wojny światowej, 1915 r.

Car Mikołaj II wizytuje swoje wojska podczas I wojny światowej, 1915 r.

Foto: Photo12/BE&W

Nic lepiej nie ilustruje powyższej tezy niż osoba ministra wojny cara Mikołaja II tuż przed wybuchem I wojny światowej. Wtedy, w dobie maszyny parowej, węgla i stali największy kraj świata nazywano w gabinetach dyplomatów i wojskowych Europy „walcem parowym”. Największą, 6-milionową armię wyobrażano sobie jako olbrzymią masę, która wprawdzie potrzebuje czasu, by po początkowym letargu rozpędzić się, ale która już rozpędzona zmiażdży na swojej drodze wszystko, co na niej napotka.

Tymczasem jej minister wojny Władimir Suchomlinow, leniwy, przebiegły 60-latek z pucułowatą twarzą, chełpił się, że skoro przed 40 laty jako młody oficer nabył wojskowych umiejętności kawalerzysty, za co otrzymał krzyż św. Jerzego, to wystarczą już one i jemu, i całej armii po wsze czasy. Zarzucał więc kolegom z akademii wojennej, że niepotrzebnie interesują się nowościami, jak choćby wpływem broni palnej na przebieg bitwy z użyciem szabli czy lancy. Na sam dźwięk słów „wojna nowoczesna” dostawał wypieków, a wszystkim dookoła rozpowiadał, że przez ostatnich 30 lat nie wziął do ręki żadnego podręcznika wojskowego. Stanowisko szefa armii zawdzięczał umiejętności owinięcia cara wokół swojego palca. Głównie rozbawiał monarchę pikantnymi dykteryjkami z petersburskich salonów, do których to anegdot sam czynnie przykładał nie tylko rękę. Czas bowiem wypełniał zaspokajaniem kaprysów swojej młodszej o 25 lat żony, którą na rosyjskiej prowincji odbił koledze po fachu. Suchomlinow uosabiał prominentną i modelową śrubkę imperium. Dzięki takim właśnie śrubkom rosyjski „walec parowy” w latach I wojny światowej sam został rozjechany.

Od mongolskich najazdów po carskie imperium

Nim jednak Rosja z oszałamiającym terytorium stała się światowym mocarstwem, egzystowała przez dwa stulecia wieków średnich jako prawosławne księstewko z kijowskim centrum. Aż do łupiących najazdów Mongołów. Rozbiły one księstwo na dzielnice, przesunęły centrum do Moskwy, która rozpoczęła podboje na swoje konto – po Morze Arktyczne, Ural i Kaukaz. Od despotycznego chana księstwo moskiewskie przejęło absolutyzm samodzierżawia, skrajną centralizację i brak poszanowania dla indywidualnej własności, co odróżniało Moskwę od reszty Europy jak ośnieżone Alpy od pustyni. Już wtedy, gdy Moskwa zrzuciła jarzmo mongolskie, hołdowała przekonaniu, że jej przeznaczeniem jest status trzeciego Rzymu – stanie się pępkiem chrześcijańskiego świata, po antycznym Rzymie i bizantyńskim Konstantynopolu. Stąd w symbolice księstwo moskiewskie przejęło po Bizancjum dwugłowego orła, w obszarze Realpolitik zniewoliło chłopów, a osobę wielkiego księcia, brodatego despotę w azjatyckim stylu zasiadającego na tronie z kości słoniowej, otoczyło faraońskim nimbem. Nie przeszkadzało to jednak, by kolejnych carów w pałacowych przewrotach seryjnie usuwać w zaświaty. Nożem lub trucizną.

Czytaj więcej

Marny koniec carów

Równo z chwilą wybicia roku 1700 Rosja Piotra I wkroczyła na scenę Europy. Podboje dokonywane kosztem słabnącej Polski, Szwecji i Turcji spowodowały, że europejskie mocarstwa zaczęły traktować Rosję z szacunkiem. Sojusz z Habsburgami stał się kamieniem węgielnym rosyjskiej dyplomacji. Rozbudowa floty wojennej, którą Piotr I stworzył od zera, umocniła potęgę militarną państwa. Rządy Katarzyny Wielkiej (w latach 1762–1796) przyniosły kolejne zdobycze odebrane Turcji, w tym tatarski Krym i Gruzję.

Jednakże to car Aleksander I (1801–1825), bijąc Napoleona, wyniósł cesarstwo do rangi supermocarstwa z milionową armią. Już jednak jej organizacja zależała od kaprysów cara, w czasie gdy cała władza skupiała się w rękach zasiadającego na tronie jednowładcy. Wszyscy carowie bez wyjątku lubowali się choćby w musztrze wojskowej na placu apelowym, ale już ignorowali wyszkolenie bojowe armii. Aleksander I natomiast zwariował wręcz na punkcie idyllicznych kolonii wojskowych, gdzie oficerowie i żołnierze mieli łączyć służbę z życiem rodzinnym i pracą farmera. Tymczasem kolonie ledwo wiązały koniec z końcem, wojskowi ich nienawidzili. Władza cara, tylko pozornie nieograniczona, padała łupem rywalizujących koterii dworskich. W administracji na skutek nędznego uposażenia panoszyła się korupcja.

Organizacja państwa w stosunku do krajów zachodnich wypadała wręcz opłakanie. Sieć dróg była w tragicznym stanie, system sądowniczy nierychliwy oraz arbitralny, oświata i opieka medyczna prawie żadna (w 1801 r. odsetek uczniów do dzieci i młodzieży wynosił 1:10 000), a drenaż gotówki z miast przez rząd centralny hamował akumulację kapitału, postęp techniczny i rozwój niezależnej kultury mieszczańskiej. Nieprzypadkowo Mikołaj Gogol piętnował męki duchowe „zbędnego człowieka”. Nieprzypadkowo też – podczas gdy imperium „pokojowo” połykało znaczne terytoria na Dalekim Wschodzie (od rachitycznego cesarstwa chińskiego) – „rosyjski walec parowy” dostał w wojnie krymskiej ciężkie lanie od Francuzów i Anglików, w 1877 r. od Turcji, a na początku XX w. od Japończyków w Mandżurii. Mimo to szarże krwiożerczych kozaków przetrwały w umysłach Europejczyków do 1945 r.

Cywilizacyjne zapóźnienia Rosji w XX stuleciu

Oparty na kurczącej się bazie ziemiaństwa z jednej strony i armii chłopów z drugiej reżim próbował w epoce gwałtownej industrializacji kraju nadrobić cywilizacyjne zapóźnienia wewnętrznej natury. Forsowano rozwój kolei żelaznych, polityczny sojusz z Francją ustabilizował rubla i przyciągał kapitał zagraniczny. Ale już anarchiczny sposób zarządzania państwem wszystko niweczył. Nie istniał rząd, który koordynowałby poczynania poszczególnych ministerstw. Każdy minister składał carowi sprawozdanie wyłącznie ze swojej dziedziny.

Co istotniejsze, premier nie miał wpływu na poczynania ministra spraw zagranicznych, a ten na swoich ambasadorów. Zantagonizowane resorty rywalizowały ze sobą. Car Mikołaj II zaklinał jedynie uświęcony patyną mit, że stoi ponad podziałami społecznymi i troszczy się o dobro wszystkich. Paradoksy kraju polegały także na tym, że chłopi żyjący na obszarach z nadwyżką zbożową cierpieli biedę, a nawet głód na skutek niskich cen zboża.

To imperialne ambicje pchnęły Rosję do I wojny światowej. Zakładano, że potrwa ona krótko, a sukces w niej zagwarantuje milionowa armia. Ale batalia obnażyła niedostatki imperium Romanowów: słabą siłę ekonomiczną kraju, równie nędzną sprawność administracyjną i niespójność społeczeństwa. Zamiast produkować tańsze uzbrojenie i amunicję przez rodzimy przemysł, forsowano napływ dostaw z USA i Francji. Najdotkliwiej w rosyjskich żołnierzy uderzyły niedobory żywności. A do załamania się dostaw przyczyniały się przepychanki między różnymi sekcjami armii. Ostatecznie rewolta żołnierzy i robotników rękami Lenina zmiotła imperium z powierzchni ziemi.

Czytaj więcej

Święty car i okultyści

Nowy bolszewicki reżim powielał stare błędy caratu. Wizji eksportu rewolucji towarzyszyło ręczne sterowanie państwem. Bolszewicka partia dublowała aparat państwowy, kontrolowała wszystkie dziedziny życia, społeczeństwo poddała zastraszeniu, czym nie zmotywowała go do większej wydajności pracy. W efekcie to, co działo się w kołchozie lub w warsztacie fabrycznym, wymykało się kontroli państwa. Flagowym znakiem Rosji Radzieckiej stała się bylejakość, niska jakość produktów, finalnie cywilizacyjne zapóźnienie. Niezależnie jak bardzo państwo starało się rozciągnąć indywidualną kontrolę nad pracownikiem, przegrywało z jego brakoróbstwem. Fantasmagoryczne wizje Stalina – przeobrażenie przyrody przez komunizm – trąciły absurdem. Wielki program sadzenia drzew i zmiany biegu wielkich rzek na Syberii miał zapobiec erozji i suszy…

Następcy Stalina – Chruszczow i Breżniew – musieli ze spokojem przypatrywać się, jak ich reformy usprawnienia państwa grzęzną w sieciach prywatnych interesów okopanych w machinie państwowej. Rzeczywista z kolei próba reformy, podjęta przez Michaiła Gorbaczowa w latach 80. XX wieku, zakończyła się upadkiem Rosji Radzieckiej (zgodnie z twierdzeniem Tocqueville’a, że najniebezpieczniejszym momentem dla złego rządu bywa ten, kiedy zaczyna on wprowadzać reformy).

Rosja nigdy nie wyzbyła się obsesji ekspansji. Tym razem ideologicznej. Najpierw, po zwycięstwie nad III Rzeszą, nie wypuściła ze swoich rąk Europy Środkowo-Wschodniej. W późniejszych dekadach kierowała się ku Azji i Afryce, by wyrwać tamtejsze kraje spod wpływów USA. Lista klientów nie spełniała jednak nadziei Moskwy. Rywalizację z drugim supermocarstwem podjęła nie tylko w nuklearnym wyścigu zbrojeń, ale i w tak odległych dziedzinach jak sport. Kiedy USA zbojkotowały olimpiadę w Moskwie (1980 r.), rządząca na Kremlu ekipa Breżniewa zrewanżowała się na kolejnych igrzyskach w Los Angeles. Zakrawa natomiast na ironię losu, że wyścig zbrojeń z amerykańskim supermocarstwem i wojna w Afganistanie (1979–1989) walnie przyczyniły się do kolapsu bolszewickiego imperium.

Po złożeniu Rosji Radzieckiej do grobu (1992 r.) i „smucie” mafijnych rządów Borysa Jelcyna (w latach 1991–1999 prezydent Federacji Rosyjskiej) Putin, po fazie przyczajenia, wszczął proces restytucji imperium carów i bolszewików. Dla niego bowiem ideologia jest pochodną pragmatyzmu i przemocy, dwóch sprężyn napędowych jego działania. „Człowiek bez twarzy” – brzmi tytuł jego biografii napisanej przez Mashę Gessen.

Rosja w XXI stuleciu, podobnie jak obydwa jej poprzednie wcielenia (pierwsze z carską koroną, drugie – z sierpem i młotem), pozostaje jako eksporter surowców niezmiennie zapóźnionym tworem, za to z dobrze znanym niedowładem w administracji i armii. I ze zgwałconym społeczeństwem, które niemal nie reaguje na bestialstwa wojennej machiny Putina w Ukrainie.

Nic lepiej nie ilustruje powyższej tezy niż osoba ministra wojny cara Mikołaja II tuż przed wybuchem I wojny światowej. Wtedy, w dobie maszyny parowej, węgla i stali największy kraj świata nazywano w gabinetach dyplomatów i wojskowych Europy „walcem parowym”. Największą, 6-milionową armię wyobrażano sobie jako olbrzymią masę, która wprawdzie potrzebuje czasu, by po początkowym letargu rozpędzić się, ale która już rozpędzona zmiażdży na swojej drodze wszystko, co na niej napotka.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia świata
Broń masowej zagłady stara jak świat. Od jadu węża po biały fosfor
Historia świata
Bałtyk pełen wraków. Historia odkryć w monografiach
Historia świata
Nie tylko Maria Skłodowska-Curie: najważniejsze kobiety w historii nauki
Historia świata
Mity o chorobach Hitlera. Na co chorował wódz III Rzeszy?
Historia świata
Sprzedawca krawatów w Białym Domu. Harry Truman, część I