Wybór sześciu opisanych poniżej broni jest czysto subiektywny. Warunkiem było wejście konstrukcji do produkcji i zastosowanie w walce. Trudno ustalać ranking najbardziej nieudanych pomysłów, zwłaszcza że startowały w różnych kategoriach. Przejdźmy więc do rzeczy.
Lepka bomba
Pamiętacie „Szeregowca Ryana”, gdzie Tom Hanks przekonuje towarzyszy do włożenia granatu do nasączonej olejem skarpety i zaatakowania czołgów „lepką bombą”? To nie jest jego oryginalny pomysł. Podczas walk we Francji Brytyjczycy uznali, że piechota potrzebuje więcej środków do zwalczania niemieckich czołgów. Stworzono więc w 1940 r. ręczny granat przeciwpancerny typ 74. Szklana kula o wadze 600 g zawierała nitroglicerynę i była owinięta wełnianą tkaniną nasączoną lepką żywicą. Aby użyć granatu, należało zdjąć metalową osłonę, zwolnić zawleczkę i rzucić. Lepka skarpeta przyczepiała się do pancerza, szkło pękało, wylewała się nitrogliceryna, a po pięciu sekundach zapalnik inicjował wybuch. W teorii bardzo proste, w praktyce – niekoniecznie. Po zdjęciu osłon granat czepiał się wszystkiego (odzieży lub ekwipunku), a rzucony mógł utknąć wśród gałęzi. O ile skutecznie lepił się do ubrania, o tyle słabo do czołgu, gdy ten był brudny. Niestety, Niemcy rzadko myli czołgi przed bitwą. Wyrzucana wybuchem granatu bakelitowa rączka działała jak pocisk. W dodatku okazało się, że nitrogliceryna w czasie przechowywania stawała się niestabilna. Jeden z żołnierzy brytyjskiej Home Guard w swoich wspomnieniach opisuje, jak jego towarzysz, używając granatu, przykleił go sobie do spodni. Pięciosekundowa zwłoka zapalnika nie dawała wiele czasu na rozwiązanie problemu. Żołnierz był na tyle przytomny, że błyskawicznie zrzucił spodnie. Spodnie nie przetrwały wybuchu.
Nie powinno nas zatem dziwić, że wojacy nie byli przekonani do tego wynalazku. Z produkcji granatów zrezygnowano w 1943 r.
Kierowca myśliwca
Myśląc o angielskim lotnictwie, w pierwszej chwili przychodzi nam na myśl zgrabny Spitfire, samolot, który wygrał bitwę o Anglię. Jednak Anglicy mieli także na swym koncie złe samoloty. Boulton Paul Defiant to dowód na to, że błędne założenia zawsze dają fatalne wyniki. W połowie lat 30. dowództwo RAF doszło do wniosku, że dobrym pomysłem będzie stworzenie samolotu, w którym cała siła ognia trafi w ręce strzelca pokładowego. Jak się miało później okazać, był to zły pomysł. Do samolotu dołożono wieżyczkę strzelecką z czterema karabinami maszynowymi. Dla pilota nie zostało już nic, był jedynie… kierowcą. Założenie taktyczne polegało na atakowaniu bombowców od dołu, tam, gdzie są najsłabiej bronione. Rzeczywistość pokazała, że pomysły powstałe przy biurkach w dowództwie są zabójcze, ale głównie dla własnych załóg. Pierwsze doświadczenia nie zapowiadały dramatu. W walkach nad Dunkierką defianty w ciągu jednego dnia, 29 maja, zgłosiły zestrzelenie 37 niemieckich bombowców. Liczba ta była zbyt optymistyczna. W rzeczywistości Luftwaffe straciła tego dnia jedynie 14 maszyn. W bitwie o Anglię początkowy sukces wynikał jedynie z błędu niemieckich pilotów: brali defianta za hurricane’a i podchodzili do ataku z tyłu, nie spodziewając się huraganu ognia od strzelca pokładowego. Szybko jednak zorientowali się, o co chodzi, i atakowali defianty od przodu, gdzie były zupełnie bezbronne. Ciężka wieżyczka i dodatkowy członek załogi powodowały słabe osiągi i niską zwrotność samolotu.
19 czerwca 1940 r. w starciu z Jagdgeschwader 51 Anglicy stracili 11 z 12 maszyn. Do końca sierpnia 1940 r. połowa dostarczonych maszyn została zestrzelona i defianty przesunięto do działań nocnych. W 1942 r. wycofano je ze służby bojowej. Nieudana konstrukcja skończyła jako samolot ciągnący cele strzeleckie. Mało chwalebnie...