Czerwony dyrektor, watażka, Mafistofeles (połączenie mafii i Mefistofelesa) – tak przez lata pisano o Igorze Smirnowie. 81-letni dziś były prezydent samozwańczej republiki Naddniestrza nie przypomina komendantów z Afganistanu czy Somalii. Ale też jego realna biografia mogłaby prawdopodobnie być kanwą scenariusza emocjonującego serialu.
Niewątpliwie niegdysiejszy aparatczyk jest jedną z sierot po imperium. W stolicy Naddniestrza, Tyraspolu, do dziś ZSRR żyje i miewa się dobrze: sierp i młot pozostają stałym elementem symboliki budynków, flag, godła, ornamentyki używanych tam pieniędzy. Sam Smirnow za sprawą swojej fizjonomii porównywany bywał do Lenina, co w oczach mieszkańców tego rosyjskojęzycznego regionu Mołdawii mogło być jedynie zaletą.
Czerwony dyrektor
Twórca samozwańczej republiki urodził się 23 października 1941 r. przeszło siedem tysięcy kilometrów od Tyraspola, na dalekiej Kamczatce. Ojciec Smirnowa robił w partii szybką karierę, dlatego w ślad za kontrofensywą, która zmusiła dwa lata później Wehrmacht do odwrotu, rodzina przeniosła się do odbitej z rąk Niemców Ukrainy. Tu jednak, po kilku latach, rodzinę czekał wstrząs: w 1952 r. ojciec, wówczas już szef jednej z obwodowych jednostek administracyjnych, został aresztowany za rzekome (lub prawdziwe, trudno dziś dojść) oszustwa przy dystrybuowaniu dostaw dla lokalnych kołchozów. Wyrok był srogi: w sumie 15 lat gułagu oraz 5 lat przymusowego przesiedlenia. Los przyszedł jednak rychło Smirnowom z pomocą – śmierć Stalina rok po tym aresztowaniu oznaczała uwolnienie tysięcy więźniów, w tym głowy ich rodziny. Ojcu udało się nawet częściowo odbudować pozycję – po latach kierował podstawówką gdzieś na Uralu. Syn natomiast już jako 18-latek poszedł do pracy na dużych przemysłowych budowach rozsianych po całym ZSRR, a w 1963 r. zaczął trzyletnią służbę wojskową, jednocześnie kontynuując studia zaoczne i wstępując do partii. Wysiłek się opłacił: w latach 70. i 80. ambitny działacz partyjny i inżynier stopniowo awansował w strukturach kolejnych fabryk, w których pracował. W 1987 r. dostał życiową szansę – partia wysłała go do kombinatu Elektromasz w Tyraspolu.
Igor Smirnow podczas konfliktu zbrojnego pomiędzy rządem Mołdawii a separatystyczną Naddniestrzańską Republiką Mołdawską, 6 lipca 1992 r.
W realiach ZSRR było to niczym chwycić Pana Boga za nogi. Mołdawska SSR była ciepłym, nieco rozleniwionym zakątkiem imperium, z rozbudowanym przemysłem i rolnictwem oraz swoistym ekosystemem aparatczyków, który – dekadę przed przybyciem tu Smirnowa – obserwował brytyjski socjolog Stuart Hill. „Brytyjczyk przeanalizował system rekrutacji na najważniejsze stanowiska kierownicze w lokalnym przemyśle, administracji oraz komórkach partyjnych – opisuje jego badania Piotr Oleksy w książce „Naddniestrze. Terror tożsamości”. – Dostrzegł ogromną rotację personalną wewnątrz jednej grupy: poszczególne osoby przechodziły z kierowniczych stanowisk w przemyśle na kierownicze funkcje w administracji miasta i rejonu lub po prostu łączyły je. Zarządzający miejscowym przemysłem byli więc również elitą polityczną regionu”.