Rycerz, władca i kronikarz

Upadek Jerozolimy w „Królestwie niebieskim” ukazany jest jako starcie dwóch osobowości: rycerza i sułtana. Tym herosom towarzyszy jednak dyskretnie kolejna autentyczna i równie frapująca postać pełniąca rolę mediatora – tajemniczy sekretarz Saladyna.

Publikacja: 09.03.2023 22:00

Kadr z filmu „Królestwo niebieskie” (2005 r.) w reżyserii Ridleya Scotta

Kadr z filmu „Królestwo niebieskie” (2005 r.) w reżyserii Ridleya Scotta

Foto: Archives du 7e Art/DR/BE&W

Wśród głównych bohaterów „Królestwa niebieskiego” Ridleya Scotta nie ma właściwie postaci całkowicie fikcyjnych. Większość z nich to kreacje przerysowane, uproszczone, niekiedy aż nazbyt jednowymiarowe czy wręcz nieprawdopodobne, niemal każda jednak ma swój pierwowzór historyczny. Baldwin IV, król Jerozolimy, rzeczywiście cierpiał na trąd, co nie spowalniało go w energicznych dążeniach do zapewnienia pokojowej koegzystencji z muzułmanami. Gwidon z Lusignan, choć nie był tak chorobliwie ambitny, wyrachowany i okrutny, jak to pokazano w filmie („»król Gwidek«, niekompetentny, lecz w gruncie rzeczy dzielny człowiek” – pisała o nim Marion Melville), faktycznie rywalizował z Baldwinem i łatwo ulegał podszeptom zwolenników wojny z Saracenami. Renalda z Châtillon zaś, który nie bez powodu doczekał się przydomka „rabuś karawan”, XIV-wieczny muzułmański historyk Al-Safadi nazywał wprost „najbardziej niegodziwym i zdradliwym spośród wszystkich Franków”, jego filmowe wcielenie więc nie jest tak karykaturalne, jak mogłoby się wydawać. Nawet w postaci szlachetnego Tyberiasza, mimo imienia zrodzonego w wyobraźni scenarzysty, znajdujemy swobodne, lecz oczywiste nawiązania do życia i czynów Rajmunda III, hrabiego Trypolisu, jednego z najznaczniejszych panów w Outremer, jak nazywano wówczas ziemie zdobyte przez krzyżowców.

Ta „rekonstrukcja biograficzna” ma w filmie swój cel. W dziele Scotta bowiem o biegu historii decydują nie epizody, procesy czy konstelacje geopolityczne, ale ludzkie postawy i charaktery. A taka wykładnia dziejów, jeśli ma być wiarygodna i przekonująca, nawet w produkcji komercyjnej wymaga przywołania rzeczywistych uczestników przedstawianych wydarzeń, bo to oni je tworzyli. Zgodnie z tą koncepcją reżyser przedstawia widzom masakrę chrześcijańskiej armii pod Rogami Hittinu, datowaną na 4 lipca 1187 r. i przesądzającą o losach Królestwa Jerozolimskiego, jako ilustrację bezgranicznej arogancji i ignorancji Gwidona z Lusignan, rezygnując z okazji do zrealizowania spektakularnej sekwencji batalistycznej.

Wieńczące opowieść Scotta oblężenie i upadek Jerozolimy – a działo się to we wrześniu i w październiku tego samego roku – zobrazowane są już, jak każe zasada kulminacji, niezwykle widowiskowo, ale wciąż stanowią tło dla poczynań nadzwyczajnych indywidualności. Oto na czele obrońców miasta staje Balian z Ibelinu, który jawi się widzom jako ostatni prawy chrześcijanin, nieskażony zepsuciem jerozolimskich kręgów władzy – wszak jeszcze niedawno pracował w kuźni. Po drugiej stronie muru niezliczonymi zastępami muzułmańskich wojowników dowodzi surowy, acz miłosierny i sprawiedliwy władca uniwersum islamskiego, Saladyn. U jego boku czuwa Imad, „aktor” dramatu pozornie drugoplanowy, który w istocie, jako osobliwy przyjaciel Baliana, a równocześnie powiernik i sumienie sułtana, gra rolę pośrednika między wrogimi cywilizacjami. Każdy z nich jest w filmie ucieleśnieniem uniwersalnych wartości i wyrasta ponad swój czas. Tym samym jednak trzej protagoniści zmieniają się w figury ahistoryczne, bo wyłączone z kontekstu epoki. Warto ich zatem – wbrew nieco utopijnej wizji reżysera – w tym kontekście umieścić z powrotem.

O Balianie, który nie był kowalem

Balian z Ibelinu nie pracował w pocie czoła gdzieś na francuskiej prowincji i nikt nie musiał go tam szukać. Syn Barisana, hrabiego Ibelinu, wychował się u boku ojca, w zasobnej rodzinnej domenie wchodzącej w skład Królestwa Jerozolimskiego. Europa była daleko.

Nie znamy dokładnej daty jego urodzenia, ale w 1169 r., gdy po śmierci ojca odziedziczył część jego dóbr, w tym zamek w Ibelinie, był już dwudziestokilkuletnim rycerzem, który wkraczał w skomplikowany świat jerozolimskich elit. Środowisko to przypominało tygiel, w którym mieszały się i stapiały w charakterystyczny dla średniowiecza sposób instytucjonalna religia i fanatyczna wiara, polityka i osobiste interesy oraz ambicje warstwy feudalnej, etos rycerski i pogoń za pieniądzem oraz awansem społecznym, a w końcu idea wojny jako najskuteczniejszej drogi do realizacji wszystkich wielkich i małych powinności, doktryn i pragnień. W tym tyglu kształtowała się osobowość Baliana, a rezultat tej „edukacji” musiał być imponujący, skoro nawet w muzułmańskich kronikach z tego okresu pisano o nim z szacunkiem, a współcześni historycy, jak Geoffrey Hindley, nazywają go „jednym z najznamienitszych rycerzy w chrześcijańskiej armii”.

Orlando Bloom jako Balian z Ibelinu („Królestwo niebieskie”, 2005 r., reż. Ridley Scott)

Orlando Bloom jako Balian z Ibelinu („Królestwo niebieskie”, 2005 r., reż. Ridley Scott)

Mary Evans Picture Library/ BE&W

Nie oznacza to, że Balian był bezkompromisowym idealistą, jakiego prezentuje nam Scott, odrzucającym porządek rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, i nieugiętym w kwestii wyznawanych przez siebie zasad. Wprost przeciwnie – pan na Ibelinie, jakiego poznajemy ze źródeł pisanych, był przede wszystkim człowiekiem rozumnym, „chłodno myślącym”, jak stwierdza Marion Melville. Wierność Bogu, królowi i przysiędze rycerskiej nie przeszkadzała mu w budowaniu potęgi rodu i własnej pozycji. Korzystając z zasłużonej sławy, którą okrył się w bitwie pod Montgisard (gdzie w listopadzie 1177 r. kilkuset rycerzy chrześcijańskich pod wodzą 16-letniego i chorego już Baldwina rozniosło 26-tysięczną armię Saladyna), został zaufanym doradcą króla. Wsparcie takiego protektora niewątpliwie pomogło mu w zawarciu bardzo korzystnego małżeństwa z Marią Komneną, wdową po Amalryku I, poprzedniku Baldwina na tronie Jerozolimy, i krewną cesarza Bizancjum. Kiedy po śmierci Baldwina na dobre wybuchła polityczna walka o sukcesję, Balian zdecydowanie opowiedział się po stronie przeciwników Gwidona z Lusignan, ale gdy ten ostatecznie zdobył władzę, rycerz z Ibelinu ponownie znalazł się w gronie królewskich doradców. Brał też udział – czemu film zaprzecza – w tragicznej bitwie pod Hittin. Walczył dzielnie, ale w obliczu klęski przedarł się z grupą jeźdźców przez szeregi wroga i opuścił pole bitwy. Uciekł czy wykonał rozkaz odwrotu, wyprowadzając nielicznych ocalonych? Przekazy nie są w tej kwestii jednoznaczne. Być może uznał po prostu, że podstawowym obowiązkiem męża, ojca (miał już z Marią co najmniej czworo dzieci) i gospodarza nie jest paść chwalebnie pod gradem strzał Saracenów? Wiedział Balian, czym jest honor, lojalność i powinność rycerska, ale rozumiał też znaczenie kompromisu i potrafił myśleć racjonalnie. Dowiódł tego już wkrótce w Jerozolimie.

Jej legendarnym obrońcą został w gruncie rzeczy wbrew swej woli. Po bitwie znalazł schronienie w Tyrze, ale niepokoił się o rodzinę, którą sam odesłał do stolicy. Zwrócił się więc z prośbą do sułtana, aby ten wydał mu dokument pozwalający na przedostanie się przez tereny zajęte przez muzułmanów do Jerozolimy i wywiezienie żony i dzieci z miasta. Saladyn się zgodził, ale pod warunkiem, że Balian zorganizuje wyjazd w jedną noc i nie będzie walczył przeciw swemu dobroczyńcy. Rycerz potwierdził warunki umowy szlacheckim słowem honoru. Gdy jednak znalazł się na miejscu, zrozpaczeni mieszkańcy wymusili na nim objęcie dowództwa. Balianowi nie pozostało nic innego, jak tylko napisać do Saladyna z prośbą o zwolnienie z przysięgi. Sułtan nie tylko ponownie się zgodził, ale zapewnił też jego rodzinie bezpieczną podróż do Tyru pod eskortą najlepszych wojowników.

Balian sprawnie zorganizował obronę i miasto stawiało skuteczny opór przez prawie dwa tygodnie. Porażka była jednak nieunikniona w sytuacji, gdy murów bronili młodzieńcy bez doświadczenia, hurtowo pasowani przez dowódcę na rycerzy, a atakowała je silna armia wyposażona w sprzęt oblężniczy. Najgorliwsi chcieli walczyć dalej, ale to Balian zdecydował się na negocjacje, by ocalić mieszkańców przed rzezią. I prowadził je kompetentnie. Najpierw miał postawić Saladynowi ultimatum, które przytacza znany arabski historyk tych czasów, Ibn al-Asir: „(…) wyrżniemy naszych synów i nasze kobiety, spalimy nasze bogactwa, wszystko, co posiadamy, i nie zostawimy wam na łup ani jednego dinara”. Zapowiedział też, że zniszczone zostaną święte miejsca islamu. Następnie, zauważywszy, że Saladyn się waha, szybko ustalił z nim warunki okupu satysfakcjonujące dla obu stron. Potem, gdy przekazanie Jerozolimy już się rozpoczęło, sam miał – jak twierdzą niektóre ze źródeł – zapłacić 30 tysięcy dinarów, co równało się uratowaniu 18 tysięcy osób. A w końcu ruszył na czele jednej z kolumn uchodźców – ku morzu.

O Saladynie, który musiał zwyciężać

Saladyn był zadowolony z takiego obrotu sprawy. W jednej ze scen filmu Balian spytał go, ile warta jest Jerozolima, on zaś odrzekł najpierw: „Nic”, by chwilę później dodać: „Wszystko”. Kroniki nie potwierdzają takiej wymiany zdań, ale to wyjątkowo prawdziwe zmyślenie. Władza Saladyna była bowiem wielka, ale bardzo krucha.

Świat islamu, nad którym chciał panować, nie był bynajmniej jednolity. Po rozpadzie państwa Seldżuków w Syrii rządziła turecka dynastia Zengidów, w Egipcie Fatymidzi, w Bagdadzie Abbasydzi. Na podziały dynastyczne nakładały się podziały religijne: sunnici rywalizowali z szyitami. W okresie, gdy Saladyn piął się ku szczytom władzy, poszczególne dynastie wygasały lub traciły na znaczeniu, co wcale nie ułatwiało mu zadania. Był bowiem Kurdem wywodzącym się z rodziny, która na obszarach zdominowanych przez Turków mogła marzyć najwyżej o drobnych awansach w służbie znaczniejszego rodu. Dla wielu tureckich urzędników pozostał parweniuszem do końca swych dni, choć był już wtedy i pierwszym sułtanem, który władał równocześnie Egiptem i Syrią, i założycielem nowej dynastii Ajjubidów.

Rolę Saladyna w filmie „Królestwo niebieskie” niezwykle sugestywnie zagrał syryjski aktor Ghassan Ma

Rolę Saladyna w filmie „Królestwo niebieskie” niezwykle sugestywnie zagrał syryjski aktor Ghassan Massoud

NG Collection / Interfoto / Forum/ BE&W

Droga do tych sukcesów była wyboista – zdaniem współczesnych historyków Saladyn więcej czasu poświęcił na walkę z muzułmanami niż z krzyżowcami. Mimo że zwyciężał, nigdy nie mógł być pewien wierności i posłuszeństwa swoich poddanych, a pretendentów do zajęcia jego miejsca nie brakowało. Musiał więc zwyciężać nieustannie, najlepiej w wojnach, które zapewniałyby mu środki na zdobywanie poparcia, a przede wszystkim jednoczyły żywioł islamski. A niewiele mogło posłużyć temu celowi skuteczniej niż odzyskanie dla islamu świętego miasta. I właśnie dlatego pod jego bramami pewny sukcesu Saladyn mógł sobie pozwolić na okazanie mądrości i miłosierdzia. Nie od razu, rzecz jasna. Najpierw, jak przekonuje al-Asir, miał odpowiedzieć Balianowi: „Potraktujemy was tak, jak wy potraktowaliście mieszkańców Jerozolimy wtedy, gdy ją zdobyliście – mordem, niewolą i bestialstwem”. Przypomnienie barbarzyństwa łacinników sprzed 88 lat (w 1099 r.) miało zapewne przerazić obrońcę miasta. Jak wiemy, skutek był odwrotny, Saladyn więc ustąpił. Ale czy na pewno? Może nie miał zamiaru zrealizować swych gróźb? Po pierwsze: sowity okup był ze wszech miar korzystniejszy niż stos trupów. Po drugie: islam doceniłby odzyskanie miasta ze Świętą Skałą i meczetem Al-Aksa w stanie względnie nienaruszonym. Po trzecie: mordowali Seldżukowie i Zengidzi, mordowali chrześcijanie, ale pierwszy sułtan zjednoczonych ziem muzułmańskich powinien działać inaczej. Niech świat pozna Saladyna. I świat go poznał. Biała legenda szlachetnego pogromcy krzyżowców zrodziła się właśnie wtedy. Przyczynił się do tego giermek Baliana, Ernoul, który zasłynął później jako kronikarz, przytaczając w swych zapiskach dowody wielkoduszności sułtana. Liczne źródła przedstawiają go w innym świetle: jako człowieka zapalczywego, okrutnego i mściwego. I najprawdopodobniej nie mijają się z prawdą. W końcu taki bywał świat, w którym żył. I Saladyn był jego częścią. Tyle tylko, że zarazem był dalekowzroczny.

O Imadzie, który miał szczęście

Nie ma chyba książki historycznej poświęconej czasom Baliana i Saladyna, w której nie pojawiałby się, przynajmniej w przypisach, Imad ad-Din al-Isfahani. Nic dziwnego. Badacz epoki Piotr Solecki stwierdza, że kroniki Imada to najważniejsze dotyczące jej źródło. Autor tych kronik, w przeciwieństwie do swego filmowego wizerunku, nie był jednak nieprzeniknionym mędrcem, sypiącym wokół błyskotliwymi sentencjami. W każdym razie przesadnie bujny, rozwlekły i metaforyczny styl jego prac takiego wizerunku nie uzasadnia. Był natomiast uważnym obserwatorem i dobrym rzemieślnikiem w swej profesji, a przy tym los mu sprzyjał.

Po ukończeniu studiów w Bagdadzie przyszły biograf Saladyna znalazł pracę w kancelarii wezyra w kalifacie Abbasydów. Po śmierci pracodawcy przeniósł się do Damaszku, gdzie zatrudnił go miejscowy kadi, sędzia muzułmański. Zadowolony z pracy perskiego skryby przedstawił go Nur ad-Dinowi z dynastii Zengidów (wówczas władca Syrii i zwierzchnik Saladyna). Dostojnik uczynił Imada nie tylko swoim sekretarzem, ale i nauczycielem w założonej przez siebie szkole (nazwanej później Imadiyya – na cześć wykładowcy). Gdy Zengida zmarł, wydawało się, że piękna kariera Imada dobiega końca: usunięto go z pałacu i wszystkich stanowisk. Ale szczęście go nie opuściło – wkrótce potem został sekretarzem Saladyna. Sułtan zobaczył w nim być może ambitnego człowieka bez koligacji, który swą karierę budował własnym wysiłkiem, a więc kogoś takiego jak on sam. Jakkolwiek było, Imad stał się rychło jednym z najbliższych współpracowników władcy, towarzyszącym mu we wszystkich wyprawach i sprawującym pieczę nad najważniejszymi dokumentami. Pracując nad listami sułtana, warunkami kapitulacji jego wrogów czy raportami, znajdował czas na spisywanie kronik, które ukończył już po śmierci Saladyna. W jego zapiskach Saladyn jest oczywiście wyidealizowany – w końcu to on za nie płacił – niemniej jest to relacja z pierwszej ręki. Część prac Imada zaginęła, ale korzystali z nich jeszcze tak wybitni historiografowie owych czasów jak cytowany wyżej Ibn al-Asir czy Abu Szama. Imad zostawił nam coś więcej niż bajroniczny ekranowy uśmiech – zostawił świadectwo. I chyba widział też na własne oczy, jak Ryszard Lwie Serce wkracza do Akki wraz z III krucjatą, ale to już zupełnie inna historia.

Wśród głównych bohaterów „Królestwa niebieskiego” Ridleya Scotta nie ma właściwie postaci całkowicie fikcyjnych. Większość z nich to kreacje przerysowane, uproszczone, niekiedy aż nazbyt jednowymiarowe czy wręcz nieprawdopodobne, niemal każda jednak ma swój pierwowzór historyczny. Baldwin IV, król Jerozolimy, rzeczywiście cierpiał na trąd, co nie spowalniało go w energicznych dążeniach do zapewnienia pokojowej koegzystencji z muzułmanami. Gwidon z Lusignan, choć nie był tak chorobliwie ambitny, wyrachowany i okrutny, jak to pokazano w filmie („»król Gwidek«, niekompetentny, lecz w gruncie rzeczy dzielny człowiek” – pisała o nim Marion Melville), faktycznie rywalizował z Baldwinem i łatwo ulegał podszeptom zwolenników wojny z Saracenami. Renalda z Châtillon zaś, który nie bez powodu doczekał się przydomka „rabuś karawan”, XIV-wieczny muzułmański historyk Al-Safadi nazywał wprost „najbardziej niegodziwym i zdradliwym spośród wszystkich Franków”, jego filmowe wcielenie więc nie jest tak karykaturalne, jak mogłoby się wydawać. Nawet w postaci szlachetnego Tyberiasza, mimo imienia zrodzonego w wyobraźni scenarzysty, znajdujemy swobodne, lecz oczywiste nawiązania do życia i czynów Rajmunda III, hrabiego Trypolisu, jednego z najznaczniejszych panów w Outremer, jak nazywano wówczas ziemie zdobyte przez krzyżowców.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Pasażerowie "Titanica" umierali w blasku gwiazd
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia świata
Odzwierciedlają marzenia i aspiracje panny młodej. O symbolice dywanu posagowego
Historia świata
Bezcenne informacje czy bezużyteczne graty? Kapsuły czasu trwalsze od fundamentów
Historia świata
Ludobójstwo w Rwandzie – szczyt obłędu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia świata
Prezydent, który zlecił jedyny atak atomowy w historii. Harry S. Truman, część III