Pierwsza wojna o ropę

Kampania w Mezopotamii przeszła do historii wojen jako festiwal ambicji dowódców, karygodnych zaniechań i niewłaściwej oceny sytuacji. Brytyjski premier Lloyd George określił ją później jako „makabryczną opowieść o tragedii i cierpieniu wynikającym z niekompetencji i niechlujstwa dowództwa wojskowego”.

Publikacja: 02.02.2023 21:00

Wojska generała Aylmera idące na odsiecz oblężonemu Kut stoczyły walki pod Sheikh Saad, styczeń 1916

Wojska generała Aylmera idące na odsiecz oblężonemu Kut stoczyły walki pod Sheikh Saad, styczeń 1916 r.

Foto: IMPERIAL WAR MUSEUM

I wojna światowa była konfliktem nowego rodzaju. Machinę wojenną napędzała ropa. W 1914 r. armia brytyjska miała 900 pojazdów spalinowych, pod koniec wojny już 120 tys. Wszystkie okręty wojenne Royal Navy zbudowane po 1912 r. zamiast węgla zużywały ropę. Anglia poświęciła 5 mln funtów, by uzyskać kontrolę nad Persko-Brytyjską Kompanią Naftową (późniejsze BP) i rozpoczęła eksploatację złóż w Zatoce Perskiej w 1908 r., w roku 1913 zaś w Abadanie powstała pierwsza rafineria, która przetwarzała surowiec z odwiertów w okolicach Basry. Mezopotamia leżała w granicach imperium ottomańskiego, ale pola roponośne należały do Brytyjczyków. Gdy po wybuchu I wojny światowej Turcja opowiedziała się po stronie państw centralnych, starcie z Wielką Brytanią było nieuniknione.

Brytyjska inwazja

6 listopada 1914 r. Brytyjczycy dokonali desantu niedaleko Al-Fau. 600 żołnierzy z Royal Marines i 16. Brygady „Poona” wylądowało na błotnistym brzegu. Ostrzał artylerii okrętowej uciszył turecką artylerię i zabił dowódcę fortu. Atakujący napotkali niewielki opór i zajęli tureckie pozycje, przejmując wiele sprzętu, w tym załadowane i gotowe do strzału działa. Turcy nie próbowali nawet bronić Basry i wojska generała Arthura Barretta wkroczyły do miasta bez wystrzału. Kolejnym celem była Al-Kurna położona 40 mil na północ, w miejscu gdzie Tygrys i Eufrat łączą się, tworząc Szatt al-Arab. Armia brytyjska w ciągu miesiąca zajęła oba miasta, biorąc 1000 tureckich jeńców i tracąc ledwie 67 własnych żołnierzy.

Czytaj więcej

Mała Wielka Wojna w tropikach

Süleyman Askerî, dowódca sił ottomańskich, postanowił kontratakować. Zebrał 18 tys. wojska, wśród których 12 tys. stanowiła lokalna klanowa milicja. I postanowił odbić Basrę. Zaatakował obóz angielski w Shu’aiba, gdzie w umocnieniach czekało 7 tys. żołnierzy. Pierwsze ataki tureckie 11 kwietnia 1915 r. nie przyniosły sukcesu, a kontratak Anglików wsparty ogniem artylerii doprowadził do pojmania 400 Arabów, co spowodowało ucieczkę reszty klanowych oddziałów. Kończyła się amunicja i aby doprowadzić do szybkiego zakończenia bitwy, piechota z Dorset ruszyła do szarży na bagnety; za nią poszły oddziały hinduskie i pozycje tureckie upadły. Askerî popełnił samobójstwo. To zwycięstwo oznaczało osiągnięcie strategicznego celu kampanii – Turcy przestali zagrażać Basrze i angielskiemu wydobyciu ropy. Porażka wojsk tureckich ujawniła wrogie wobec Turków nastawienie lokalnej arabskiej społeczności.

Łatwość, z jaką wojska brytyjskie zdobyły Basrę i Al-Kurnę, zaostrzyła apetyty dowódców na kolejne, równie gładkie, sukcesy. Ambicja pchała ich do dalszej ekspansji. W raportach do Londynu przedstawiali słabość wojsk przeciwnika i kusili łatwymi sukcesami (wojna w Europie nie obfitowała w sukcesy militarne, wizja wkroczenia do Bagdadu była więc kusząca). Dostali pozwolenie na kontynuowanie ofensywy, jeśli będzie to rozsądne. Czas pokaże, że nie było.

Nowo przybyły generał John Nixon podzielił armię na dwie części. Sam, posuwając się wzdłuż Eufratu, zajął w czerwcu An-Nasiriję. Charles Townshend, dowodząc 6. Dywizją „Poona”, posunął się 160 km w górę Tygrysu, zajmując 4 czerwca 1915 r. Al-Amarę. Stamtąd ruszył dalej, zadając dotkliwe straty Turkom, i wkroczył do Kut 28 września. W połowie listopada dotarł 40 km od Bagdadu. Łatwe zwycięstwa przesłoniły mu problemy związane z kampanią. Jedna dywizja wyczerpana marszem i walką to zbyt mało, by podbić stolicę. Nawet gdyby zdobył Bagdad, wobec braków w zaopatrzeniu, braku rezerw i amunicji nie zdołałby go utrzymać.

Wojenny chaos

Mezopotamia nie była przyjaznym miejscem. Obrazuje to arabskie powiedzenie – gdy Allah stworzył piekło, uznał, że nie jest wystarczająco złe, stworzył więc Mezopotamię i dodał muchy. Niesprzyjające warunki pogodowe, nieprzyjazny teren i brak środków transportu będą prześladować Brytyjczyków w czasie całej kampanii. Dróg w tym kraju było niewiele, kolej nie sięgała na południe od Bagdadu. By posuwać się ze znaczną liczbą wojska i sprzętem, trzeba było wykorzystać rzeki. Jednak zdatnych do żeglugi i wystarczająco dużych parowców było niewiele. Kolumna zaopatrzeniowa armii wyglądała na wziętą z czasów Aleksandra Wielkiego – 620 wielbłądów, 140 osłów, 1000 mułów, 660 wozów, bawoły, krowy i zbieranina najróżniejszych rzecznych statków. Zaopatrzenie zawodziło na całej linii. Armii brakowało praktycznie wszystkiego – ciężkiej artylerii, zapasów, moskitier, wody pitnej, namiotów, hełmów, granatów oraz zaplecza medycznego, w tym personelu.

Sir George Buchanan, inżynier kierujący portem w Rangunie, wizytował Basrę pod koniec 1915 r. i tak opisał funkcjonowanie portu: „nigdy w życiu nie widziałem takiego kompletnego chaosu i beznadziejnego bałaganu. Nie jest możliwe, by ten stan wynikał z wojennego zamętu”. W porcie stale oczekiwała kolejka 14 statków, a rozładowanie jednego zajmowało sześć tygodni. Buchanan meldował, że Nixon był tak nieudolnym dowódcą, że nawet nie dostrzegał problemu niewydolności portu.

Armię nękały też choroby. Z brudną wodą przyszła cholera i dyzenteria, ze szczurami i wszami – dżuma i tyfus, z insektami – gorączka pappataci i malaria. Do tego dochodził brak wody pitnej i upał sięgający 50 stopni. Wartość bojowa jednostek spadała. Charles Townshend wiedział o problemach i niedostatkach, ale nie podjął tematu z przełożonymi. Wątpił także w lojalność części swoich oddziałów złożonych z muzułmanów. Jednak i tego problemu nie zgłosił.

Pycha kroczy przed upadkiem

Charles Townshend był przekonany, że jest przeznaczony do rzeczy wielkich. Był rozczarowany misją w Iraku. Uważał, że dostał poślednie zadanie wobec prawdziwej wojny, jaka toczyła się we Francji. Miał już za sobą moment sławy. W 1895 r. przez 46 dni opierał się lokalnym siłom powstańczym oblężony w Chitral, na północno-wschodniej rubieży Indii. Prasa donosiła o jego odwadze i do kraju wrócił jako bohater. Awansował na generała majora, odznaczono go Orderem Łaźni i został zaproszony na obiad z królową Wiktorią. Ambicja podlana królewskim uznaniem rozkwitła. Po kolejnej kampanii w Sudanie dostał stanowisko dowódcze w Pendżabie. Nie był zadowolony, preferował południową Afrykę, gdzie kroiła się wojna burska. Gdy wybuchła, mimo posady w Indiach znalazł się w Afryce i lobbował w dowództwie za swoim awansem. Otrzymał przydział do pułku Bedfordshire. Wolał Gwardię Irlandzką, gdyż jak napisał, ta była bardziej prestiżowa. Wylądował więc w pułku Królewskich Fizylierów. Nadal nie był zadowolony i walczył ze swoimi przełożonymi, pisząc listy do dowództwa z prośbą o bardziej znaczący przydział. Dowództwo stwierdziło, że właśnie taki otrzymał. Zdegustowany w 1902 r. udał się na długi urlop. W 1904 r. wrócił do Indii, zamęczając przełożonych żądaniami dowódczego stanowiska.

Po łatwych zwycięstwach w Mezopotamii Townshend w myślach już wkraczał do Bagdadu. Wizja sławy i uznania popychała go na północ. Zdobywał po kolei miasta, wykorzystując słabość i niezorganizowanie sił tureckich. Wobec braku spektakularnych zwycięstw na innych frontach Townshend z dnia na dzień stał się sensacją. Gazety na pierwszych stronach donosiły o jego wspaniałych sukcesach. Przed podwładnymi portretował się jako wojskowy geniusz na miarę Napoleona. Oczyma wyobraźni widział się na pozycji dowodzącego całej armii brytyjskiej i zarządcy Mezopotamii. Domagał się dwóch dywizji, by zdobyć Bagdad, i awansu na dowódcę powstałego korpusu. Nixon odmówił.

Miał też coraz więcej problemów z muzułmańskimi oddziałami, które nie chciały walczyć z tureckimi pobratymcami i pojawiały się dezercje. Townshend odesłał do Basry 1000 Hindusów, żądając od zwierzchnika przysłania oddziałów angielskich. Nixon znów odmówił.

Tymczasem nowy turecki dowódca Nureddin Pasza oraz niemiecki feldmarszałek Colmar von der Goltz przygotowywali obronę starożytnego Ktezyfonu. Generałowi Townshendowi schlebiało, że wysłano niemieckiego marszałka, by zatrzymał jego zwycięski pochód.

Po zdobyciu Amary Townshend zapadł na dyzenterię. Udał się więc na kurację do Bombaju. Jego żołnierze nie mieli tego przywileju. Brakowało personelu medycznego oraz leków. Armię dziesiątkowały choroby, upał i udary słoneczne. Późnym latem 1915 r. Townshend powrócił na stanowisko dowodzenia. Wraz z Nixonem układali plany defilady zwycięstwa w Bagdadzie. Tak długo, jak ważyły się losy desantu pod Gallipoli, Turcy lekceważyli wydarzenia daleko na południu. Gdy zwyciężyli i znikła groźba ataku na Konstantynopol, wysłano posiłki do Mezopotamii. Wcześniej Townshend walczył z Arabami w ottomańskich barwach. Teraz dotarły oddziały sformowane w Anatolii z rdzennych Turków, znacznie lepsze w boju, o czym Anglik miał się niebawem przekonać.

Klęska na horyzoncie

Zwiad oceniał siły tureckie pod Ktezyfonem na 9500 żołnierzy. W rzeczywistości okopów broniło 25 tys. 22 listopada 11 tys. Brytyjczyków zaatakowało tureckie pozycje, jednak atak się załamał. Townshend winił hinduskich żołnierzy. Następnego dnia Turcy przypuścili kontratak. 100 żołnierzy z pendżabskiego regimentu i 300 Gurkhów bohatersko powstrzymało atak całej 35. dywizji, a potem zmusiło ich do wycofania się. Porucznik Henry Gallup z Królewskiej Artylerii Polowej tak relacjonował bitwę: „Po kilku godzinach walk udało nam się zająć pozycje tureckie, jednak na lewej flance nasi ludzie nie radzili sobie zbyt dobrze, de facto się wycofywali. Około trzeciej po południu Turcy przeprowadzili silny kontratak. Potem dowiedzieliśmy się, że dotarły do nich posiłki w postaci 5 tys. świeżych żołnierzy. Wysłano nas i 82. Baterię, by ich powstrzymać. Na jakiś czas się udało, ale było ciężko. Potem zaatakowali z innego kierunku i wypchnęli naszą piechotę, a my musieliśmy wiać i to szybko pod morderczym ogniem”.

Skrajnie wychudzeni i wyczerpani hinduscy żołnierze, którzy przetrwali oblężenie Kut. Twierdza, któr

Skrajnie wychudzeni i wyczerpani hinduscy żołnierze, którzy przetrwali oblężenie Kut. Twierdza, której dwie trzecie załogi stanowili Hindusi, poddała się 29 kwietnia 1916 r.

walesatwar.org

W bitwie pod Ktezyfonem Turcy ponieśli znaczne straty (6 tys. zabitych i rannych), ale liczniejsza armia mogła je wytrzymać i utrzymać sprawność bojową. Jeśli uznać bitwę za sukces, to było to pyrrusowe zwycięstwo. Townshend stracił 4500 żołnierzy i nie zmusił przeciwnika do odwrotu. Sam rozpoczął odwrót do Kut ścigany przez oddziały tureckie. Był tak blisko Bagdadu, a teraz cel wymykał mu się z rąk. Brytyjski oficer George Channer tak pisał: „Pod Ktezyfonem ponieśliśmy ciężkie straty. W moim batalionie wynosiły 35 proc., ale w niektórych pułkach przekraczały 60 proc. Nie przewidywaliśmy tak dużych strat. Zasoby były mocno nadwyrężone i niewystarczające. Pamiętam, jak rannych dostarczono na parowce. Przywieźli ich wojskowymi wozami transportowymi. Mieli na sobie prowizoryczne polowe opatrunki i kładziono ich wprost na pokładzie”. Generał Townshend zdał sobie sprawę, że w ciągu tych trzech dni jego ofensywa się załamała. I tak rozpoczął się odwrót do Kut.

Postanowił okopać się w Kut i podjąć próbę bohaterskiego oblężenia, jak w Indiach w 1895 r. Nie chciał wycofać się do Basry. Twierdził, że jego żołnierze nie są w stanie dalej maszerować. Jego podwładny, generał Delamain, twierdził, że to kłamstwo. Po dniu odpoczynku pomaszerowaliby dalej, gdyby otrzymali taki rozkaz.

Do Kut przybył 3 grudnia i rozkazał wysadzić mosty na Tygrysie, które były drogą ewakuacji na południe. Chciał przetrwać oblężenie i powrócić do Anglii w glorii sławy. Townshend kalkulował, że nie może przegrać. Był dobrze zaopatrzony w amunicję i miał żywność na 60 dni. Rząd brytyjski będzie musiał wysłać siły ratunkowe, a gdy przybędą, trafią pod jego komendę i będzie mógł podjąć marsz na Bagdad. Podczas oblężenia generał wykazywał się skrajnym egoizmem, zaniedbując podległe mu oddziały. Korzystał z przywilejów szarży, opływał w dobre jedzenie i wyszukane alkohole. Żołnierze nie otrzymywali poczty, on zaś używał nadajnika radiowego do korespondencji z przyjaciółmi w Londynie. Wysyłał także prośby o pilne wsparcie i żądania awansu do dowództwa. Nigdy nie odwiedził szpitala, choć co dzień spacerował z psem i zamartwiał się, jak zwierzę znosi oblężenie.

Tymczasem Turcy zamknęli pierścień wokół Kut. Mimo kilkukrotnych szturmów Turcy nie zdołali zdobyć miasta. Za to robili użytek z otrzymanych od Niemców nowych dział Kruppa, systematycznie dewastując miasto. Townshend wysyłał ponaglające depesze. By przyspieszyć odsiecz, zaniżał w meldunkach wielkość zapasów. Sytuacja w mieście wyglądała coraz gorzej. „Mieliśmy siedem tygodni obfitości, po których nastąpiło dziesięć tygodni adekwatności, stopniowo coraz mniejszej, aż w końcu mieliśmy cztery tygodnie głodu, które były prawdziwym piekłem. Townshend oczekiwał odsieczy w ciągu sześciu tygodni i po prostu zużył racje żywnościowe w ciągu tego czasu. Potem, gdy siły idące z odsieczą nie przedarły się, nagle stwierdził, że przejmując całą arabską żywność, zapasy zboża i zjadając muły, możemy przetrwać kolejne 84 dni. Gdy nie masz dość w żołądku, męczysz mulim mięsem, które smakuje jak przeżuta podeszwa. Cztery uncje chleba to ledwie trzy małe kromki, które muszą ci wystarczyć na 24 godziny” – tak sytuację przedstawiał brytyjski oficer Henry Rich.

Wysłano siły ratunkowe pod dowództwem gen. Fentona Aymlera – tego samego, który jako kapitan dowodził odsieczą twierdzy Chitral.

Głód w twierdzy

Aylmer podjął próbę odsieczy z niewystarczającymi siłami i nieprzygotowany, gdyż Townshend przedstawiał fałszywie dramatyczny obraz sytuacji. Jedną z przyczyn niepowodzenia misji sił ratunkowych był chaos logistyczny. W lutym i marcu 1916 r. do Basry dotarły nowe oddziały, ale niewydolność portu uniemożliwiała wysłanie ich na pomoc oblężonym. Gdy Townshend zameldował do Londynu, że jego ludziom brakuje żywności, otrzymał rozkaz przedarcia się w kierunku odsieczy. Wtedy nagle odkrył, że ma jednak wystarczające zapasy i nie ma konieczności przebijania się z okrążenia. Odmówił jakichkolwiek działań i naciskał na lepiej zorganizowane próby odbicia twierdzy. Oddziały napotkały reduty zaplanowane i przygotowane przez marszałka von Goltza. Kolejne próby przebicia się nie przyniosły rezultatu, spowodowały za to tysiące ofiar.

Gdy angielska artyleria niemal trafiła von Goltza widocznego na polu bitwy w rynsztunku pruskiego marszałka, Townshend był wściekły. Wolał się poddać niemieckiemu feldmarszałkowi niż tureckim dowódcom. Kiedy oblężenie się przeciągało, zaczął wysyłać dziwne wiadomości. Twierdził, że upadek Kut będzie klęską gorszą niż Yorktown i jeśli będzie musiał się poddać, cały islamski świat przyłączy się do Turków i to będzie początek końca brytyjskiego imperium.

Zaplecze medyczne sił idących z odsieczą także było nieadekwatne. Środki zaplanowano na obsługę 250 rannych. Do 9 stycznia 1916 r. rannych było 4000. Wielu musiało czekać 10 dni, zanim zostali zbadani i odesłani do szpitala polowego w Basrze. W czasie całej kampanii z powodu chorób zmarło 17 tys. żołnierzy.

„W Amara słyszeliśmy opowieści o złym zapleczu medycznym, ale po dotarciu do Sheikh Saad stało się to oczywiste. (…) Dowódca powiedział, że na 1000 rannych Hindusów przypada 1 człowiek z Indyjskiej Służby Medycznej, w dodatku cierpiący z powodu czerwonki. Nie było opatrunków ani lekarstw. Większości rannym nie zdjęto nawet pierwszego opatrunku. Wszyscy zgadzali się, że sytuacja jest haniebna. Ludzie byli przygnębieni. Łodzie płynące w dół rzeki były okropne. Gdy wchodziłeś na pokład, smród zwalał z nóg” – zanotował major brygady Thomas Catty z 69. Pendżabskiej. Kolejną próbą przyjścia oblężonym z pomocą była pod koniec kwietnia 1916 r. misja T.E. Lawrence’a (Lawrence’a z Arabii) i Aubreya Herberta z Kairu, którzy próbowali przekupić Turków kwotą 2 mln funtów, by uwolnili siły brytyjskie. Jednak Turcy odparli armię idącą z pomocą i wciąż trzymali miasto w szachu, nie widzieli więc powodu, by pertraktować. Po czterech miesiącach sytuacja w twierdzy była zła. Dzienne racje spadły do 90 gramów chleba i 40 gramów końskiego mięsa. Zapasy się skończyły i ludzie jedli trawę. Townshend tymczasem nadal lobbował na rzecz rozwoju swojej kariery.

29 kwietnia 1916 r. najdłuższe oblężenie w dziejach imperialnej armii dobiegło końca. W twierdzy życie straciło 1746 ludzi. W sumie ponad 40 tys. ludzi poświęciło swoje życie – tych, którzy mu podlegali, i tych, którzy szli mu z pomocą. Po upadku Kut Brytyjczycy zmienili taktykę.

Generał Charles Townshend (1861–1924)

Generał Charles Townshend (1861–1924)

Dinodia Photos/Alamy/be&w

Podczas negocjowania kapitulacji zmartwieniem Townshenda było to, czy Turcy będą dobrze traktowali jego psa Spota i czy generał Halil Pasza odeśle pupila do Anglii, jak obiecał (obietnicy dotrzymał). Turcy zaoferowali traktowanie jeńców odpowiednio do szarży. Jedynie dowódca kompanii Gurkhów zdecydował się podzielić los swoich podkomendnych. Aż 13 tys. wygłodzonych żołnierzy stało się jeńcami i rozpoczęło marsz śmierci z Kut do obozu jenieckiego w Anatolii – bez jedzenia, wody i wystawieni na brutalność strażników. Wielu nie przetrwało. W obozach jedynie muzułmanie byli lepiej traktowani. Gdy Turcja podpisała pokój, tylko 30 proc. z tych, którzy poddali się w Kut, pozostało przy życiu.

Bratając się z wrogiem

Townshend został potraktowany z honorami i wysłany koleją w pierwszej klasie do Konstantynopola. Zamieszkał w małym pałacu, cieszył się wolnością, miał służbę, a nawet jacht do swojej dyspozycji. Dołączył do lokalnej society i zaprzyjaźnił się z ministrem wojny Enverem Paszą. Gazety w Konstantynopolu cytowały Townshenda, który „czuł się zaszczycony, będąc gościem narodu Envera Paszy”. Starał się nakłonić żonę, by dołączyła do niego, przekonując o wygodnym życiu, jakie prowadzi. Żona odmówiła, sugerując, że wydaje się zbytnio zadowolony z niewoli, co może zaszkodzić jego wizerunkowi po powrocie. Townshend był traktowany z atencją, gdyż był użyteczny. Turcy wykorzystywali jego potrzebę wzbudzania zainteresowania i bycia ważnym, manipulując nim. Publicznie wyrażana wdzięczność za gościnę i wypowiedzi dla prasy atakujące Brytanię za niegodne traktowanie tureckich jeńców w Egipcie pomagały odwrócić uwagę od zbrodni na Ormianach. Townshend do Anglii wrócił w 1919 r. Był zaskoczony, że na peronie witały go jedynie żona, córka i jego pies. Oczekiwał przyjęcia godnego bohatera. Zażądał awansu ze względu na swoje wojenne dokonania, lecz spotkał się z odmową. Armia oświadczyła, że nie ma co liczyć na przydział w jakimkolwiek miejscu imperium. Widząc, że jego kariera jest skończona, odszedł ze służby rok później.

Po wojnie podjęto kroki w celu zorganizowania procesu. Na celowniku byli generałowie: Enver Pasza, Talaat Pasza i Djemal Pasza. Chodziło o osądzenie zbrodni na Ormianach. Brytyjczycy próbowali osądzić ich również za marsz śmierci i haniebne traktowanie jeńców wziętych do niewoli w Kut. Jako przyjaciel Envera Paszy Townshend zadeklarował, że w przypadku procesu będzie zeznawał na jego korzyść – zaprzeczając, że marsz śmierci miał miejsce. Gry polityczne spowodowały, że do procesu nie doszło, jednak wola Townshenda wsparcia tureckich generałów zaszkodziła jego wizerunkowi. Został deputowanym do parlamentu w wyborach uzupełniających. Wtedy zaczęły wypływać raporty o cierpieniach jego żołnierzy, ich brutalnym traktowaniu i śmierci w obozach jenieckich, jego porażkach w czasie kampanii. Jego reputacja zbladła. Wycofał się z polityki i przeniósł do Francji, gdzie zmarł w 1924 r.

Nowy dowódca sir Stanley Maude był dobrym organizatorem. Sprawne zaopatrzenie i świeże oddziały podjęły marsz na Bagdad, który poddał się w marcu 1917 r. Kampania w Mezopotamii została wygrana ogromnym nakładem sił i środków. Zaangażowanie 200 tys. żołnierzy przeciw stosunkowo nielicznym tureckim oddziałom było nierozważne, biorąc pod uwagę inne działania wojenne, a 85 tys. ofiar było nieproporcjonalnym kosztem. Za chorobliwą ambicję i niekompetencję dowodzących oficerów zapłacili życiem zwykli żołnierze, a imperium brytyjskie zdobyło kraj będący źródłem ropy i kłopotów przez kolejne dekady.

Cytaty w tłumaczeniu autora pochodzą z publikacji „Voices of the First World War: Mesopotamia” Imperial War Museum oraz „Mesopotamia Campain” National Army Museum

I wojna światowa była konfliktem nowego rodzaju. Machinę wojenną napędzała ropa. W 1914 r. armia brytyjska miała 900 pojazdów spalinowych, pod koniec wojny już 120 tys. Wszystkie okręty wojenne Royal Navy zbudowane po 1912 r. zamiast węgla zużywały ropę. Anglia poświęciła 5 mln funtów, by uzyskać kontrolę nad Persko-Brytyjską Kompanią Naftową (późniejsze BP) i rozpoczęła eksploatację złóż w Zatoce Perskiej w 1908 r., w roku 1913 zaś w Abadanie powstała pierwsza rafineria, która przetwarzała surowiec z odwiertów w okolicach Basry. Mezopotamia leżała w granicach imperium ottomańskiego, ale pola roponośne należały do Brytyjczyków. Gdy po wybuchu I wojny światowej Turcja opowiedziała się po stronie państw centralnych, starcie z Wielką Brytanią było nieuniknione.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Pasażerowie "Titanica" umierali w blasku gwiazd
Historia świata
Odzwierciedlają marzenia i aspiracje panny młodej. O symbolice dywanu posagowego
Historia świata
Bezcenne informacje czy bezużyteczne graty? Kapsuły czasu trwalsze od fundamentów
Historia świata
Ludobójstwo w Rwandzie – szczyt obłędu
Historia świata
Prezydent, który zlecił jedyny atak atomowy w historii. Harry S. Truman, część III