Islamska Rzesza Niemiecka

Pewien znany brytyjski historyk szepnął mi kiedyś, że gdyby Hitler zobaczył, jak przybysze z krajów muzułmańskich wpisali się w stały krajobraz społeczny powojennych Niemiec, to na pewno byłby przerażony. Czyżby? – odpowiedziałem. – A może byłoby odwrotnie?

Publikacja: 29.12.2022 21:00

Wielki mufti Jerozolimy Amin al-Husajni z wizytą u bośniackich ochotników wcielonych do oddziałów Wa

Wielki mufti Jerozolimy Amin al-Husajni z wizytą u bośniackich ochotników wcielonych do oddziałów Waffen-SS

Foto: Bundesarchiv

W 1935 r. na Zjeździe Niemieckich Chłopów Reichsführer SS Heinrich Himmler zapewniał swoich słuchaczy, że „wspólny i odwieczny wróg, jakim są Żydzi”, ponosi odpowiedzialność za „fatalną w skutkach kulturowych” siłową chrystianizację Sasów, za hiszpańską inkwizycję, wojnę trzydziestoletnią, a nawet za mroczne czasy polowań na czarownice. Himmler jak zwykle pomieszał historię, zapominając, że za chrystianizację Sasów odpowiadał akurat cesarz Karol Wielki. Ale chodziło o to, aby skojarzyć ze sobą wszystkie nieszczęścia z przyjęciem przez Germanów pewnych wzorców kulturowych o korzeniach judeochrześcijańskich.

Podczas przemówienia wygłoszonego 9 czerwca 1941 r. do oficerów Luftwaffe w Haus der Flieger stwierdził bez oporów, że eliminacja chrześcijaństwa z Niemiec jest równie ważna, jak każda batalia w wojnie, jest to bowiem „bitwa ideologii taka sama jak bitwa z Hunami w czasie wędrówki ludów czy bitwa w całej Azji Środkowej z islamem, gdzie w grę wchodziła nie tylko religia, ale też starcie ras”. Himmler był przekonany, że w „Wielkiej Germanii” nie może być miejsca na religię państwową o „typowo orientalnych cechach”. Ale SS miała być awangardą w pokonaniu chrześcijaństwa i przywróceniu starogermańskich wierzeń, a do tego mogła się przydać radykalna koncepcja dżihadu. Dla szefa Schutzstaffel proces „dechrystianizacji” był tożsamy z „germanizacją”.

Niektórzy historycy uważają, że po zwycięstwie Niemiec w II wojnie światowej zadaniem wielkiego muftiego miało być przygotowanie teologicznego gruntu pod ustanowienie islamu religią państwową Wielkich Niemiec.

Jednocześnie ten arogancki burzyciel starego porządku europejskiego przywiązywał ogromną wagę do tego, aby jego ludzie, podobnie jak on sam, wierzyli w Boga, którego nazywał starogermańskim określeniem Waralda – przedwiecznego stwórcy. Podczas spotkania z wyższymi oficerami marynarki w 1934 r. przekonywał, że ludzie rozumiejący proces selekcji naturalnej i oczyszczenia rasy są „wierzącymi w swojej najgłębszej istocie, ponieważ rozpoznają, że ponad nimi jest nieskończona mądrość”. „Teutonowie – jak podkreślił z naciskiem – mieli to cudowne wyrażenie: Waralda, czyli przedwieczne”. Widząc ironiczne uśmiechy na twarzach słuchaczy, dodał: „Możemy się spierać, jak je należy czcić i jak w ziemskich kategoriach może ono zostać rozłożone na kulty i różnorodność wierzeń”.

Himmler oczywiście nie chciał żadnej różnorodności. Jego marzeniem było ustanowienie jednolitej religii wojowników oddanych ojczyźnie i „wyższej sprawie” – takiego nazistowskiego kalifatu, w którym chrześcijaństwo, nauczanie Zaratustry, filozofia Konfucjusza, Buddy i innych wielkich przywódców religijnych zostaną zastąpione jedną doktryną teutońską, która gloryfikuje poświęcenie życia dla ojczyzny. Z tego powodu islam, mimo owych „orientalnych korzeni”, wydawał się Himmlerowi religią idealną dla SS i nowej germańskiej rasy. „Mahomet wiedział, że większość ludzi jest strasznie głupia i tchórzliwa – tłumaczył swojemu masażyście Felixowi Kerstenowi. – Dlatego obiecał po dwie piękne kobiety każdemu wojownikowi, który zabije wroga w czasie bitwy. Taki przekaz rozumie każdy żołnierz. Wiedząc, że czeka go tak cudowna nagroda po śmierci, nie będzie się bał entuzjastycznie oddać życie w walce. Możesz to nazwać prymitywnym myśleniem i śmiać się z tego, lecz jest w tym głęboka mądrość. Religia musi przemawiać do ludzi ich własnym językiem”.

„Islam ma wyplenić chrześcijaństwo!”

W 1938 r. SS (oddział ochronny NSDAP) liczyła 238 159 członków. 95 proc. stanu osobowego tej formacji należało do Allgemeine SS (Ogólnej SS), organizacji stanowiącej odrębną strukturę od dwóch innych grup: załóg obozów koncentracyjnych z SS-Totenkopfverbände i oddziałów bojowych SS-Verfügungstruppe, przekształconych w 1939 r. w Waffen-SS. Wśród esesmanów najliczniejszą grupę stanowili pracownicy sektora handlu i usług. Jednocześnie wbrew opinii kształtowanej przez aparat goebbelsowskiej propagandy, jakoby SS była formacją ludową, zaledwie 10 proc. stanu osobowego rekrutowało się ze środowisk rolniczych. Równie niedoreprezentowaną grupą była inteligencja. „Czarny zakon” Himmlera był więc na ogół zbieraniną ludzi o wykształceniu podstawowym i drobnomieszczańskim światopoglądzie. To prostackie towarzystwo łatwo przyswajało wszelkie bzdury zawarte w nazistowskim bełkocie ideologicznym. Ta bardzo plebejska formacja odzwierciedlała ducha nazizmu – demagogicznej ideologii skierowanej głównie do mieszkańców małych i średnich miast, stanowiących bazę wyborczą NSDAP. I to do nich najłatwiej trafiała ideologia popularyzowana przez głównego ideologa partii Alfreda Rosenberga i szefa SS Heinricha Himmlera. Obaj byli głęboko przekonani, że na drodze do stworzenia „nowych Niemiec” stoi nie tylko masoneria, komunizm czy Żydzi, ale także chrześcijaństwo.

28 listopada 1941 r. na spotkanie z Hitlerem do Berlina przybył wielki mufti Jerozolimy Amin al-Husa

28 listopada 1941 r. na spotkanie z Hitlerem do Berlina przybył wielki mufti Jerozolimy Amin al-Husajni

Bundesarchiv

Jak słusznie zauważył niemiecki historyk Peter Longerich, w ideologii Himmlera „Żydzi byli zarówno masonami, jak i komunistami, którzy w taki czy inny sposób stali za intrygami chrześcijaństwa”. A  chrześcijanie dla Rosenberga i Himmlera byli dokładnie tym samym co dla Lenina, Trockiego i Stalina – słabymi, naiwnymi, uległymi więźniami „żydowskich mitów” sprzed dwóch tysięcy lat. Islam jako religia państwowa III Rzeszy nie miał być celem samym w sobie, ale środkiem do eradykacji etyki chrześcijańskiej z umysłów nowego pokolenia Niemców. Do budowy niemieckiego kalifatu potrzebny był duchowy przewodnik. Ktoś, kto nienawidził Żydów równie silnie, a może nawet bardziej niż narodowi socjaliści. Taki człowiek się znalazł i dla muzułmanów był szczególnym autorytetem.

Głupia gafa premiera Izraela

28 listopada 1941 r. do Nowej Kancelarii Rzeszy przy Voßstraße 6 w Berlinie przybył nietypowy gość w turbanie na głowie. Był nim 44-letni Muhammad Amin al-Husajni, wielki mufti Jerozolimy i polityczny przywódca ruchu muzułmańskiego w brytyjskim Mandacie Palestyny. Osiem dni wcześniej palestyński przywódca spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Rzeszy Joachimem von Ribbentropem, który zachęcił go do nieustannego podburzania palestyńskich Arabów przeciw brytyjskiej władzy kolonialnej.

Także wizyta u samego Führera w Nowej Kancelarii Rzeszy przebiegała w równie przyjaznej atmosferze. Adolf Hitler bardzo serdecznie przywitał gościa w progu swojego olbrzymiego gabinetu zaprojektowanego przez Alberta Speera. Obaj usiedli na fotelach przy jednym z kilku niskich stolików kawowych znajdujących się w olbrzymim pomieszczeniu. Nie znamy całej treści ich rozmowy. Z informacji przekazanych przez świadków tego spotkania wiemy jednak, że wielki mufti Jerozolimy poprosił Führera o wydanie publicznej deklaracji „uznania i sympatii dla arabskiej walki o niepodległość i wyzwolenie, które byłoby wsparciem do likwidacji żydowskiej siedziby narodowej”. Nie wiadomo, czy wielki mufti rozmawiał także o planach zagłady wszystkich europejskich Żydów. Nie można też w żaden sposób dowieść, że mufti przekonał Hitlera do rozpoczęcia zagłady narodu żydowskiego na skalę przemysłową. Innego zdania w tej sprawie jest jednak premier Izraela Beniamin Netanjahu, który pod koniec października 2015 r. zszokował opinię publiczną, stwierdzając, że pierwotnie Adolf Hitler nie chciał eksterminować Żydów, ale został do tego namówiony właśnie przez palestyńskiego muftiego Jerozolimy. „Hitler nie chciał w tym czasie eksterminować Żydów, chciał ich wydalić – stwierdził szef izraelskiego rządu podczas przemówienia do delegatów 37. Światowego Kongresu Syjonistycznego w Jerozolimie. – Ale Amin al-Husajni udał się do Hitlera i powiedział: – Jeśli ich wypędzisz, wszyscy przyjadą tutaj (do Palestyny – przyp. autora). – Co więc powinienem z nimi zrobić? – zapytał (Hitler). Odpowiedział: »Spalić ich«”. Ta zacytowana przez serwis internetowy dziennika „Jerusalem Post” wypowiedź premiera zrzuca ogromną winę na wielkiego muftiego, ale czy jest sprawiedliwą oceną opartą na faktach? Nie. Zdumiewa elementarny brak wiedzy w tej sprawie i to, jak łatwo izraelska prawica używa bzdurnych, niesprawdzonych historycznie półprawd z drugiego obiegu do realizacji swoich nacjonalistycznych wizji politycznych.

Na szczęście oprócz głupich polityków Izrael ma uczonych na najwyższym światowym poziomie. Wśród nich był wybitny specjalista od historii III Rzeszy, prof. Mosze Zimmermann z Uniwersytetu Hebrajskiego, który krótko stwierdził, że „premier zrobił coś, czego nie powinien był robić, ponieważ w ten sposób dołączył do długiej kolejki ludzi, których moglibyśmy nazwać negacjonistami Holokaustu” – zaznaczył dobitnie prof. Zimmermann.

Ta haniebna wypowiedź Netanjahu niemalże wybielała Hitlera, który w opinii premiera miałby do 1941 r. nie chcieć przemysłowej zagłady europejskich Żydów.

Inny znakomity izraelski uczony, prof. Meir Litvak, historyk z Uniwersytetu w Tel Awiwie, nazwał wypowiedź szefa izraelskiego rządu „kłamstwem i kompromitacją”. Równie oburzony był Izaak Herzog, lider lewicowej opozycji, który napisał na Facebooku: „To niebezpieczne fałszowanie historii i żądam, aby Netanjahu niezwłocznie to sprostował, bo trywializuje Holokaust”. Trudno nie zgodzić się z Izaakiem Herzogiem. Jeżeli bowiem uznamy, że Hitler został namówiony do przeprowadzenia przemysłowej zagłady Żydów, to ponosi on tylko częściową winę za swoje straszne zbrodnie. Istnieje bowiem stara zasada, że umyślne nakłanianie innej osoby do dokonania czynu zabronionego jest przestępstwem nie mniej groźnym niż samo sprawstwo.

Jak naziści wspierali syjonizm

Ale czy mamy jakiekolwiek dowody, że było tak, jak powiedział Netanjahu? Oczywiście, że nie mamy! Wódz III Rzeszy zdecydowałby się na tak złożony logistycznie proces zagłady milionów ludzi tylko dlatego, że inaczej zasiedlą oni ówczesną Palestynę znajdującą się zresztą pod mandatem brytyjskim? Führer ani ktokolwiek z czołowych decydentów rządu III Rzeszy nie zamierzał ograniczać emigracji Żydów do Palestyny, tym bardziej że większość z nich pragnęła wyrzucenia Brytyjczyków z Palestyny. Należy pamiętać, że pracownicy Agencji Żydowskiej fałszowali dokumenty podróżne z  pomocą odpowiednich organów SS. Dzięki temu do Palestyny przybyło w latach 30. XX w. dwa razy więcej żydowskich osadników, niż przewidywały to ustalenia deklaracji Balfoura z 1917 r. Niemiecki historyk Hennecke Kardel zwrócił uwagę, że w  okresie największego exodusu niemieckich Żydów do Palestyny „Das Schwarze Korps” czołowy nazistowski tygodnik SS, „przypominał czasami syjonistyczną gazetę, kiedy pisał: »Nieodległy jest już czas, gdy Palestyna przyjmie na swe łono swoich marnotrawnych synów tułających się po świecie od ponad tysiąca lat. Życzymy im wszystkiego najlepszego«”. Dzisiaj brzmi to szokująco, ale wtedy rząd Rzeszy był skłonny do wspierania syjonizmu w jego najbardziej nacjonalistycznym wymiarze. W takiej atmosferze duchowy przywódca Palestyńczyków miał wszelkie powody, aby bać się napływu kolejnych fal żydowskich imigrantów do swojego kraju. Nie mógł mieć jednak żadnego wpływu na decyzje Hitlera.

W 1931 r. na 1 mln 36 tys. mieszkańców Palestyny przypadało 175 tys. Żydów (16,87 proc. ogółu mieszkańców), ale już w latach 1931–1940 w czasie tzw. piątej alii (fali żydowskich imigrantów) do Palestyny przybyło kolejne ćwierć miliona Żydów, w tym aż 100 tys. Żydów niemieckich. Wielki mufti wiedział, że kolejne fale doprowadzą do wyparcia muzułmanów z Ziemi Świętej. Stąd największe nadzieje zaczął łączyć z Hitlerem. Paradoksalnie jednak strach przed eskalacją nazistowskich represji w Europie nasilił w drugiej połowie lat 30. XX wieku ucieczkę Żydów do Palestyny, a tym samym później przyczynił się do powstania Państwa Izrael w 1948 r. Większość osadników stanowili bowiem silni, zdeterminowani i zjednoczeni pod syjonistycznymi hasłami młodzi ludzie. Oblicza się, że różne instytucje III Rzeszy, w tym także kierowany przez Obergruppenführera Reinharda Heydricha Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), pomogły w sfałszowaniu wiz i dokumentów podróżnych ponad 100 tysiącom emigrantów żydowskich. Wielki mufti Jerozolimy nie miał więc powodów, aby lubić nazistów. Wiedział doskonale, że to przez ich antysemickie represje do Palestyny napływają kolejne, coraz liczniejsze fale żydowskich uciekinierów z Europy. W pewnym momencie życia ujrzał jednak w polityce Hitlera promyk nadziei dla aspiracji narodowych Palestyńczyków. Wybuch II wojny światowej oraz zwycięski pochód Wehrmachtu przez Europę kontynentalną wraz z błyskawicznym zajęciem Afryki Północnej rozbudził nadzieję na pozbycie się Brytyjczyków z Bliskiego Wschodu.

Wielki mufti w Oświęcimiu

Dla Niemców wielki mufti Jerozolimy był nadzieją na wzbudzenie wielkiego arabskiego powstania przeciw brytyjskim władzom kolonialnym i stworzenie proniemieckiego rządu w krajach arabskich, w których znajdowały się największe na świecie źródła ropy naftowej. Fanatyczny antysemityzm Al-Husajniego stanowił dodatkowy atut. Może więc częściowo rację miał premier Izraela Beniamin Netanjahu oskarżający wielkiego muftiego Jerozolimy o wspieranie ludobójstwa niemieckiego? Na pewno Al-Husajni z ulgą przyjął wieści o rozpoczęciu przemysłowej zagłady Żydów. Świadczy o tym jego haniebne wezwane wygłoszone do arabskich słuchaczy na falach Radia Berlin: „Arabowie, powstańcie jak jeden mąż i walczcie o  swoje prawa. Zabijajcie Żydów, gdziekolwiek ich znajdziecie. To podoba się Bogu, historii i religii. To ocali wasz honor. Allah jest z wami”.

Współodpowiedzialny za masową eksterminację Żydów przez III Rzeszę w czasie II wojny światowej szef tzw. żydowskiej sekcji IV b4 RSHA i zastępca Adolfa Eichmanna SS-Hauptsturmführer Dieter Wisliceny twierdził podczas powojennego procesu norymberskiego, że wielki mufti był zagorzałym zwolennikiem „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Od września 1943 do lipca 1944 r. Al-Husajni wielokrotnie interweniował w niemieckim MSZ, blokując ucieczkę Żydów do neutralnej Turcji oraz znajdującej się pod mandatem brytyjskim Palestyny. Istnieją dowody na to, że we wrześniu 1943 r. swoim sprzeciwem zablokował wysłanie do Palestyny 4 tys. dzieci żydowskich wraz z 500 dorosłymi pochodzącymi z Bułgarii, Węgier i Rumunii oraz 900 dzieci żydowskich i 100 dorosłych, którzy w lipcu 1944 r. mogli wyjechać do Palestyny. Wszyscy ci ludzie zginęli w niemieckich obozach zagłady. Muhammad Amin al-Husajni wiedział doskonale, jaki los czeka tych ludzi, ponieważ odwiedził niemiecki obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Niemieccy historycy Klaus-Michael Mallmann i Martin Cüppers dowiedli także na podstawie badań niemieckich archiwów, że Al-Husajni planował wraz z Himmlerem utworzenie oddziału morderców Einsatzkommando Ägypten, którego celem byłoby wymordowanie Żydów żyjących w Palestynie. Od 1942 r. Al-Husajni przekonywał Niemców do utworzenia dywizji Waffen-SS złożonych z muzułmańskich ochotników. Dzięki jego zabiegom w 1943 i 1944 r. sformowano w ten sposób dwie dywizje złożone z bośniackich muzułmanów: 13. Dywizję Górską SS „Handschar” i 23. Dywizję Górską SS „Kama”.

Niektórzy historycy uważają, że po zwycięstwie Niemiec w II wojnie światowej zadaniem wielkiego muftiego miało być przygotowanie teologicznego gruntu pod ustanowienie islamu religią państwową Wielkich Niemiec. Czy to prawda? Bez wątpienia takie pomysły chodziły po głowie Heinrichowi Himmlerowi. Stanowisko Hitlera w tej sprawie pozostaje zagadką.

W 1935 r. na Zjeździe Niemieckich Chłopów Reichsführer SS Heinrich Himmler zapewniał swoich słuchaczy, że „wspólny i odwieczny wróg, jakim są Żydzi”, ponosi odpowiedzialność za „fatalną w skutkach kulturowych” siłową chrystianizację Sasów, za hiszpańską inkwizycję, wojnę trzydziestoletnią, a nawet za mroczne czasy polowań na czarownice. Himmler jak zwykle pomieszał historię, zapominając, że za chrystianizację Sasów odpowiadał akurat cesarz Karol Wielki. Ale chodziło o to, aby skojarzyć ze sobą wszystkie nieszczęścia z przyjęciem przez Germanów pewnych wzorców kulturowych o korzeniach judeochrześcijańskich.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Pasażerowie "Titanica" umierali w blasku gwiazd
Historia świata
Odzwierciedlają marzenia i aspiracje panny młodej. O symbolice dywanu posagowego
Historia świata
Bezcenne informacje czy bezużyteczne graty? Kapsuły czasu trwalsze od fundamentów
Historia świata
Ludobójstwo w Rwandzie – szczyt obłędu
Historia świata
Prezydent, który zlecił jedyny atak atomowy w historii. Harry S. Truman, część III