Przyczyn tzw. kryzysu kubańskiego, który rozpoczął się 15 października 1962 r. i trwał 13 dramatycznych dni, należy szukać w wydarzeniach ocenianych jako największa porażka prezydentury Johna F. Kennedy’ego.

Niecałe cztery miesiące po inauguracji JFK zaakceptował bowiem najgłupszą i najgorzej przygotowaną operację w historii amerykańskiego wywiadu. Pozwolił, aby 17 kwietnia 1961 r. z amerykańskich portów wypłynęły statki wypełnione ok. 1400 kontrrewolucjonistami, którzy mieli dokonać inwazji na rządzoną przez Fidela Castro Kubę. Efektem końcowym było zwycięstwo wojsk kubańskich, które na dziesięciolecia umocniło władzę Fidela Castro i ostatecznie wepchnęło Kubę w ramiona Moskwy. 100 kontrrewolucjonistów zginęło, a tysiąc trafiło do komunistycznych więzień. Pozostałych musiała ewakuować US NAVY. Od torturowanych jeńców reżim Fidela Castro zdobył informacje o strukturach opozycji na wyspie.

Złamanie prawa międzynarodowego przez administrację Kennedy’ego pozwoliło Fidelowi Castro oficjalnie poprosić ZSRR o protekcję. Chruszczow nie posiadał się ze szczęścia. Rzekomo „dla zwiększenia bezpieczeństwa Kuby” zaproponował instalację na tej wyspie wyrzutni radzieckich rakiet nuklearnych średniego i dalekiego zasięgu. Powoływał się przy tym na casus Turcji, w której były zainstalowane podobne wyrzutnie amerykańskie.

Operacja przewiezienia rakiet z głowicami nuklearnymi była ściśle tajna. Kiedy więc wywiad wojsk powietrznych USA dostarczył niezbitych dowodów na to, że na Kubę płyną rakiety z głowicami nuklearnymi, w Białym Domu wybuchła panika. Zainstalowanie takiej broni na Kubie oznaczało, że duża część kontynentalnych stanów USA znajdzie się w zasięgu ataku nuklearnego z obszaru Morza Karaibskiego. Kennedy, który obiecywał pokój, teraz doprowadził z Chruszczowem świat na skraj atomowej zagłady. Należy podkreślić, że jeszcze w 1960 r. Stany Zjednoczone miały znaczną przewagę w liczbie międzykontynentalnych pocisków nuklearnych. W 1961 r., kiedy Amerykanie przeprowadzili nieudaną inwazję w Zatoce Świń, Sowieci mieli zaledwie cztery międzykontynentalne rakiety balistyczne (ICBM) typu R-7 Semiorka. Tego typu pociski posiadały maksymalny zasięg 5500 km i były bardzo nieprecyzyjne. Oznaczało to, że cztery sowieckie rakiety nie mogły nawet z baz znajdujących się w NRD dosięgnąć Nowego Jorku. Prezydent Kennedy otrzymał raport wywiadowczy, z którego wynikało, że do października 1962 r. Sowieci planowali budowę 75 pocisków ICBM. Nie zrobił nic, aby powstrzymać te działania. A przecież w tamtym czasie Stany Zjednoczone dysponowały precyzyjnymi 170 pociskami ICBM i szybko budowały kolejne. Moskwa i najważniejsze miasta europejskiej części ZSRR były w zasięgu amerykańskich rakiet. Amerykanie posiadali również osiem okrętów podwodnych typu „George Washington” i „Ethan Allen”, zdolnych do wystrzelenia 16 pocisków balistycznych Polaris, każdy o zasięgu 2500 mil morskich (4600 km). Przewaga Ameryki i wojsk NATO była bezdyskusyjna. Chruszczow uznał zatem, że jego priorytetowym zadaniem jest wypełnienie luki rakietowej i głośno chwalił się światu, że Sowieci budują pociski „jak kiełbaski”. W rzeczywistości Sowieci mieli „jedynie” około 700 pocisków balistycznych średniego zasięgu, które zagrażały Europie Zachodniej, choć były one bardzo zawodne i niedokładne. Tak więc kontynentalne Stany Zjednoczone miały znaczną przewagę pod względem łącznej liczby bardzo precyzyjnych głowic jądrowych: 27 000 wobec 3600 zawodnych rakiet sowieckich. Także pod względem sił konwencjonalnych Amerykanie przewyższali Sowietów. To więc, że Ameryka tak łatwo została zastraszona w czasie kryzysu kubańskiego, wynikło z osobowości prezydenta Kennedy’ego. Hollywood często portretuje Johna i Roberta Kennedych jako ludzi, którzy uratowali świat, a ich doradców wojskowych i szefów sztabów – jako twardogłowych konserwatywnych „jastrzębi”, gotowych do wywołania globalnej pożogi atomowej. Nic bardziej mylnego: to fałszywa lewacka interpretacja historii w stylu Olivera Stone’a. Świata nie uratowali dwaj zdezorientowani i zagubieni populiści, ale ludzie w mundurach, którzy twardo postawili się sowieckiemu szantażowi. Warto o tym pamiętać w obliczu obecnego kryzysu na wschodzie.