Na ceremonię odebrania korony szachowego mistrza świata Robert (Bobby) Fischer zjawił się w sztruksowym garniturze. Spóźnił się całą godzinę. Zachowując kontenans, prezes światowej federacji szachów (FIDE) wręczył mu wieniec laurowy, złoty medal i czek na 76 125 dolarów. Zdetronizowany czempion Boris Spasski zainkasował 46 825 dolarów, srebrny medal i potrójny aplauz, jaki przypadł w udziale Fischerowi. Po chwili miejsce na scenie Laugersdalhöll, reprezentacyjnej hali widowiskowej w Reykjaviku, zajęła orkiestra, która zagrała potpourri z „Traviaty” Verdiego. Dopiero teraz kelnerzy z nałożonymi na głowy hełmami wikingów ruszyli w kierunku oficjeli, w tym plutonu szachowych arcymistrzów z całego świata, którzy 3 września 1972 r. zjawili się na ceremonii. Raczyli się górską jagnięciną, wieprzowiną z grilla i sałatką ziemniaczaną. W kieliszkach bulgotał im „viking’s blond” – mieszanka czerwonego wina, koniaku, soku pomarańczowego i 7Up, która smakowała jak sangria. Wśród gości największe zainteresowanie wzbudzała siostra Roberta Fischera, rodem z Kalifornii, z dwójką dzieci – najbardziej przyjazne oblicze nowego mistrza.
Czytaj więcej
Norweg Magnus Carlsen obronił tytuł mistrza świata i pozostał królem szachów. Kiedyś szachy były grą królów, a stawką – kobiety, królestwa albo życie.
Ceremonia dekoracji była powtórką sytuacji sprzed dwóch miesięcy. Wtedy, w dniu inauguracji szachowego pojedynku o tron mistrza świata, 11 lipca 1972 r., w auli Laugersdalhöll zasiedli premier i minister finansów Islandii, prezes FIDE, niemiecki sędzia Lothar Schmid, grupa arcymistrzów i oczywiście obrońca tytułu – Boris Spasski. Wszyscy – z wyjątkiem pretendenta. Sprowadzony specjalnie z Nowego Jorku fotel Bobby’ego Fischera świecił pustką. Pretendent zamknął się na cztery spusty w małej willi na przedmieściach Reykjaviku i wyłączył telefon z gniazdka.
Amerykanin kontra Rosjanin
Krótko przed terminem pojedynku ze Spasskim Fischer seryjnie rezerwował loty z Nowego Jorku do Reykjaviku. I odwoływał. Raz nawet przyjechał na lotnisko. Chciał kupić sobie jeszcze budzik i wtedy dostrzegł dziennikarzy. Uciekł natychmiast do domu. Publicznie oświadczył, że nagroda za zwycięstwo jest zbyt niska. Dopiero jej podwyższenie oraz usilne prośby z Białego Domu, włącznie od prezydenta Richarda Nixona i jego doradcy Henry’ego Kissingera, skłoniły ekscentryka, by zasiąść do meczu o tytuł. Przeszedł on do historii jako pojedynek stulecia.
Wcale nie dlatego, że Fischer nagminnie obrażał przeciwników i kaprysił jak dziecko. Owszem, przed samym pojedynkiem podkręcił spiralę zachcianek i wypluwanych inwektyw. Ale swoją rozgrywkę ze Spasskim wyniósł do rangi walki wolnego świata z zakłamanym Związkiem Radzieckim. Czym bynajmniej nie wchodził w paradę macierzystemu supermocarstwu. USA, które w latach zimnej wojny rywalizowały z ZSRR w wyścigu zbrojeń, w podboju kosmosu i na arenach sportu, po raz pierwszy otrzymały szansę zdetronizowania Rosjanina na szachowym tronie. Od zakończenia II wojny światowej mistrzowie świata, ba, kolejni pretendenci, pochodzili z kraju Lenina. Co miało dowodzić wyższości komunizmu nad Zachodem.