Co wspólnego mają literatura i ospa? O tym, że epidemię groźnej choroby dziesiątkującej ludność Europy można pokonać, bodaj jako pierwsza przekonała się lady Mary Wortley Montagu. W 1717 r. angielska arystokratka, pisarka i feministka wyjechała wraz z mężem – ambasadorem – do Stambułu. W stolicy Porty Otomańskiej zapoznała się z wariolizacją, którą następnie opisała w słynnych 52 listach o kulturze Orientu.
Pieczęć Antychrysta
Metoda polegała na wcieraniu w zdrową skórę ropnej wydzieliny osób, które przeszły lekką formę infekcji. Montagu dowiedziała się, że taka forma uodpornienia przyszła z dalekich Chin i jest stosowana od setek lat przez mieszkańców Indii oraz Turcji. Lady Mary wprowadziła modę na wariolizację w wyższe sfery Londynu, które potraktowały ten rodzaj szczepienia jako wydarzenie towarzyskie. Niemniej potrzeby były dużo większe, w przeciwieństwie bowiem do nawracających epidemii cholery lub dżumy ospa towarzyszyła Europejczykom stale, bez względu na pochodzenie.
Caryca Katarzyna II tak bała się ospy, że jako jedna z pierwszych koronowanych głów Europy zastosowała na sobie wariolizację w 1764 r. Pozytywny efekt skłonił imperatorową do uodpornienia następcy tronu Pawła oraz wnuków Aleksandra, Mikołaja i Konstantego.
Lecz podobnie jak w Anglii liczby zakażonych szły w setki tysięcy, a zgony w dziesiątki tysięcy. Działania prewencyjne, na przykład organizacja tzw. domów ospy, czyli przymusowych izolatoriów, nie powstrzymywały epidemii. Blizny szpecące ciała, będące wynikiem przebytej infekcji, sprawiały, że nasi przodkowie nie wyglądali ani pięknie, ani zdrowo. Do połowy XIX w. gładka skóra twarzy była taką rzadkością, że francuska policja, wystawiając listy gończe, obowiązkowo odnotowywała w rysopisach przestępców znak szczególny – „śladów po ospie brak”.
Niestety, wcieranie ludzkiej wydzieliny miało kluczową wadę. Ówczesna medycyna nie potrafiła zapobiec przenoszeniu innych chorób zakaźnych, na które cierpiał dawca. Dodatkowo osoba szczepiona najczęściej zarażała rodzinę i otoczenie.