Kulawi i ślepi! Przybywajcie pod grotmaszt!

300 lat temu w Rochefort we Francji otworzono pierwszą na świecie szkołę kształcącą chirurgów na potrzeby marynarki wojennej. 5 lutego 1722 r. jej próg przekroczyło czterech 14-letnich chłopców: umieli czytać i pisać, nie mieli zdeformowanych dłoni. Do chwili jej zamknięcia w 1964 r. szkołę ukończyło 6572 adeptów. Do czego potrzebni byli chirurdzy „pływający”?

Publikacja: 30.06.2022 21:00

"Bitwa morska pod Lowestoft", Hendrik van Minderhout

"Bitwa morska pod Lowestoft", Hendrik van Minderhout

Foto: Wikimedia Commons, domena publiczna

Wiek XVII: gdy holenderski okręt wojenny „Het Huis te Uruinigen” zawija do portu w Kopenhadze, reja spada na grupę kilkudziesięciu marynarzy. Lekarz okrętowy De Graaf opisuje skrupulatnie wszystko w dzienniku okrętowym: trzech zginęło na miejscu, dziesięciu miało połamane nogi, żebra, wielu – poprzetrącane stawy; niektóre rany na głowach były tak poważne, że chirurg nie był w stanie pomóc tym ludziom.

W epoce żaglowców nawet podczas pokoju takie przypadki nie były rzadkością. A cóż dopiero w czasie wojen i bitew morskich! XVII stulecie było przełomowe pod wieloma względami, także na morzu. Anna Pastorek w artykule „Chirurgia okrętowa we flocie wojennej Republiki Zjednoczonych Prowincji w XVII wieku” [„Przegląd Historyczno-Wojskowy”, 16 (67)/3 (253)/2015] wyjaśnia w odniesieniu do tego stulecia: „Bez dobrze wyszkolonych doświadczonych marynarzy niemożliwe było manewrowanie przez dłuższy czas w szyku liniowym, przy zmiennych warunkach pogodowych. A tego właśnie wymagała taktyka liniowa – nowa forma walki, która zdominowała XVII-wieczne działania na morzu. Rozwój tej taktyki w połowie XVII wieku, co wiązało się z poprawą skuteczności artylerii okrętowej, sprawił, że liczba ofiar wśród załóg okrętów wojennych gwałtownie rosła. Palącym problemem dla dowódców ówczesnej floty stało się więc zorganizowanie opieki medycznej nad ofiarami wypadków podczas służby na morzy, a przede wszystkim nad rannymi w trakcie bitew morskich, a także nad kalekami – ofiarami bitew morskich”.

Na jaką skalę liczba ofiar rosła, pokazuje np. bitwa pomiędzy okrętami holenderskimi i angielskimi pod Lowestoft 13 czerwca 1665 r. Na angielskim okręcie „Loyal Katherine”, służącym jako jednostka szpitalna, w ciągu kilku dni po bitwie opatrzono ponad 500 rannych, amputowano 200 kończyn, a wielu marynarzy zmarło z upływu krwi, nie doczekawszy się opatrunku.

XVII-wieczni chirurdzy, ale także XVIII i XIX-wieczni, wiedzieli z doświadczenia, że zranienie połączone z uszkodzeniem kości niemal nieuchronnie prowadziło do gangreny, na którą wówczas nie było lekarstwa, dlatego zmuszeni byli do profilaktycznych amputacji.

Jak podaje Anna Pastorek, w 1617 r. w Amsterdamie odbył się pierwszy egzamin chirurgów „lądowych” na chirurga okrętowego, a wkrótce potem podobne egzaminy wprowadzono w Rotterdamie i na Zelandii. Było to o tyle istotne, że kwalifikacje fachowe chirurga okrętowego mogły być nieco niższe, nie wymagano od niego umiejętności leczenia rozmaitych chorób wewnętrznych.

Chirurg okrętowy wstawał wcześnie, aby zdążyć przygotować lekarstwa, o ile to możliwe na ogniu w kambuzie. Po porannej modlitwie prowost odpowiedzialny za utrzymywanie dyscypliny na okręcie wzywał donośnym głosem: „Kulawi i ślepi! Przybywajcie pod grotmaszt, by lekarza znaleźć!”. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Na przykład we Francji kluczowy moment nastąpił w roku 1743, gdy chirurgia doczekała się uznania, przestała być domeną balwierzy zajmujących się goleniem, strzyżeniem, przystawianiem pijawek czy puszczaniem krwi i awansowała do kategorii „medycyna”.

Rola chirurgów okrętowych siłą rzeczy ogromnie wzrastała podczas wojen, a tych w epoce żaglowców (a potem parowców i motorowców) nie brakowało. W miarę upływających dekad rosły kompetencje owych chirurgów. Do ich obowiązków włączono dbanie o jakość wody pitnej, ponieważ zatruta załoga praktycznie była nieprzydatna, nie mogła ani prowadzić okrętu, ani toczyć bitwy. Pływający lekarz odpowiadał także za: stan higieny załogi, zwalczanie szczurów i pasożytów.

Zapotrzebowanie na doraźną, interwencyjną chirurgię na okręcie stopniowo malało – wraz z upływem czasu i zmniejszającą się intensywnością działań wojennych na morzu. Niestety, wszystkie znaki na ziemi i wodzie wskazują, że już wkrótce to się zmieni w rejonie Morza Czarnego. Działania wojenne między armiami rosyjską i ukraińską nieuchronnie zintensyfikują się na morzu, a wtedy na pokładach i pod pokładami będą się działy takie rzeczy, o których lepiej nie myśleć. Chirurdzy okrętowi będą zmuszeni urabiać sobie ręce po łokcie, choć nikt już „kulawych i ślepych” nie będzie przywoływał pod grotmaszt.

Historia świata
Pasażerowie "Titanica" umierali w blasku gwiazd
Historia świata
Odzwierciedlają marzenia i aspiracje panny młodej. O symbolice dywanu posagowego
Historia świata
Bezcenne informacje czy bezużyteczne graty? Kapsuły czasu trwalsze od fundamentów
Historia świata
Ludobójstwo w Rwandzie – szczyt obłędu
Historia świata
Prezydent, który zlecił jedyny atak atomowy w historii. Harry S. Truman, część III