Źródłem zapaści socjalizmu była I wojna światowa, lecz nie z powodu prześladowań i nawału represji. Przeciwnie – autorytet większości partii upadł pod ciężarem sukcesu. Wszak przywódcy ruchu nie wypełzli z czynszowych nor robotników i szybów górniczych, ale z burżuazyjnych bawialni i uczelnianych bibliotek – zawsze bliskich politycznego centrum wydarzeń. Dlatego socjalizm prędko wyrósł z antysystemowych katakumb, przystrzygł dziką brodę drwala i nałożył czystą koszulę, żeby perorować z ław parlamentarnych.
Szczególnie od zerwania przyjaźni z anarchistami socjalizm zszedł z barykad na salony, kazał się nazwać socjaldemokracją i używał drobnomieszczańskich środków walki o władzę. Rzadcy ortodoksi sarkali, że to władza zdobywa socjalizm, lecz istotnie – endemicznym środowiskiem frakcji rewolucyjnych zostały peryferia carskiej barbarii. Mimo to do wielkiej wojny zjednoczony socjalizm obejmował cały ruch lewicowy: od brytyjskiej Partii Pracy aż po Lenina, niemal ignorując lokalne warunki i doktrynalne różnice.
Jednak w obliczu wojny największą blagą był deklarowany internacjonalizm i pacyfizm II Międzynarodówki zrzeszającej partie socjalistyczne walczących państw. Wbrew pryncypiom i ideowym zaklęciom ledwo zagrały surmy bojowe, wszystkim lewicowym frakcjom bliższa była narodowo-państwowa koszula. Dopiero zachęcani do ponadgranicznej jedności przeciw imperialistom proletariusze wszystkich krajów strzelali do siebie zaciekle, broniąc swojego imperium i króla przed cudzymi królami i imperiami, za pieniądze żyrowane w parlamentach przez partie socjalistyczne. W istocie, poza jedną Rosją, wszystkie lewicowe stronnictwa poparły wojnę przeciw cudzoziemskim proletariuszom. Ale oburzeni ortodoksi, gdy obrzucali lojalnych socjaldemokratów klątwami, również cieszyli się z wojny, szukając warunków do rewolucji. Z drugiej strony, po wojnie żadne stronnictwa (może z wyjątkiem bolszewików Lenina) nie traktowały przeciwników równie brutalnie, jak rządząca Niemcami SPD zwalczała dawnych towarzyszy partyjnych z otoczenia Róży Luksemburg i Liebknechta.
Czytaj więcej
Gdyby nie Lew Trocki, bolszewicy mogliby nigdy nie dojść do władzy. Ale zanim stał się piewcą terroru i rozlewu krwi, przeszedł przemianę podobną do tej Anakina Skywalkera. Z poszukującego kompromisu socjaldemokraty stał się autokratycznym despotą.
Tak czy owak, uznając oficjalny nurt socjalizmu za skompromitowany ze szczętem, dysydenci szukali lewicy poza marksizmem lub zakładali niezależne od starych partii mutacje, aż rozłamowych frakcji, doktrynalnych schizm i herezji było więcej niż katolickich zakonów żeńskich.