Zbigniew Brzeziński. Jastrząb, który miał rację mówiąc o Rosji

To było tuż przed Wielkanocą 2001 r. Jak w każdą sobotę prowadziłem audycję radiową o polityce, nadawaną przez pewne popularne wówczas radio polonijne, którego studio i redakcja miały siedzibę w mieście Fort Lee, na zachodnim brzegu rzeki Hudson, można powiedzieć „naprzeciwko” Manhattanu. Audycje tego radia były odbierane przez polskich słuchaczy w trzech stanach: Nowym Jorku, New Jersey i Connecticut.

Publikacja: 17.03.2022 21:00

Już w 2000 r. prof. Zbigniew Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA w latach 1977–198

Już w 2000 r. prof. Zbigniew Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA w latach 1977–1981, przestrzegał, że Władimir Putin, były funkcjonariusz KGB, jest zwiastunem zmian w złym kierunku

Foto: AP/East News

Tego dnia mój szef, który był z pochodzenia Włochem, poznał mnie z legendarnym amerykańskim radiowcem Bobem Grantem, ikoną nowojorskiego dziennikarstwa, którego Larry King nazywał „gniewnym człowiekiem radia”. Bob miał niesamowitą osobowość. Dla mnie był kwintesencją Nowego Jorku, człowiekiem o wyraźnie konserwatywnych poglądach, wrogiem komunizmu we wszystkich jego odmianach, przyjacielem Richarda Nixona, Nelsona Rockefellera, Geralda Forda, Ronalda Reagana i wielu innych republikańskich polityków. Demokratów nie znosił tak jak Sowietów. Z jednym jednak wyjątkiem. Miał wielki szacunek dla poglądów profesora Zbigniewa Brzezińskiego.

Powiedział mi wtedy, że z przyczyn językowych nie rozumie, o czym mówię w moich audycjach, ale ma nadzieję, że myślę tak jak rodak „Big Zbig”.

Rosja może być albo imperium, albo demokracją, ale nie może być jednocześnie i jednym, i drugim

Zbigniew Brzeziński

Wtedy od niedawna prezydentem Rosji był hołubiony przez Billa Clintona, jowialny, wiecznie podpity, ale dający się lubić Borys Jelcyn. Poglądy Brzezińskiego były więc uważane za przesadnie rusofobiczne. Nawet Jan Nowak-Jeziorański sugerował mi w rozmowie, że są one w stosunku do Rosji „mało elastyczne”.

Wszystko wskazywało, że Rosja – choć przechodzi trudny okres chaosu – wkrótce stanie się jedną z największych demokracji świata. Tylko Zbigniew Brzeziński studził ten entuzjazm, powtarzając w różnych wariantach tę swoją słynną maksymę: „Rosja może być albo imperium, albo demokracją, ale nie może być jednocześnie i jednym, i drugim”.

Wielu uważało, że te słowa pasowały do sytuacji z 1994 r., ale już nie miały sensu sześć lat później. Tymczasem na Kremlu, nagle, jakby znikąd, u boku Jelcyna pojawił się niepozorny, niski, milczący mężczyzna, o nieruchomej, przeciętnej, maskowatej twarzy. Brzeziński jako pierwszy zwrócił na niego uwagę, przestrzegając, że ten były funkcjonariusz KGB jest zwiastunem zmian w złym kierunku.

Jego obawy wpisano w przesadny, typowo polski lęk przez Rosjanami. Niektórzy uważali to wręcz za obsesję.

Kiedy Zbigniew Brzeziński zmarł w 2017 r. w niezależnej „Nowej Gazietie” rosyjski politolog i były doradca Kremla Gleb Pawłowski napisał, że wraz ze śmiercią Zbigniewa Brzezińskiego „rosyjska partia paranoi geopolitycznej straciła sakralnego wroga”, którego przez dekady portretowała jako „zajadłego polskiego rusofoba”.

Czytaj więcej

Kim pan jest, panie Putin

Ale czy ostatecznie profesor Brzeziński nie miał racji? W 2000 r. opublikował w amerykańskim kwartalniku „The National Interest” artykuł zatytułowany „Żyjąc u boku Rosji”, w którym ostrzegał, że upadek ZSRR ma zupełnie inny przebieg niż rozpad Imperium Otomańskiego lub Imperium Brytyjskiego. W przypadku Rosji ta dekompozycja była zbyt krótka i gwałtowna. Większość Rosjan z pokolenia wojennego i powojennego nie rozumiała, dlaczego dobrowolnie pozwolono na secesję republik radzieckich. Tym bardziej, że zmiany w krajach bałtyckich i w Ukrainie budziły lęk Rosjan przed powrotem nacjonalistycznych resentymentów.

Profesor Brzeziński wskazywał, że Rosjanie powinni poważnie przeanalizować doświadczenia tureckie. W 2001 r., kiedy mówiło się jedynie o problemie terroryzmu islamskiego, Brzeziński pisał: „choć prezydent Putin zawiesił w swym biurze portret Piotra I, jego związki z KGB oraz jego podziw dla dawnego szefa tej instytucji i następnie przywódcy Związku Sowieckiego Jurija Andropowa świadczą, iż nie będzie rosyjskim Atatürkiem”. Innymi słowy, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA ostrzegał, że nowy włodarz Kremla wcale nie jest reformatorem. Wraz z nim nie przychodziła pokoleniowa zmiana warty, ale wręcz coś przeciwnego. Budziły się demony przeszłości i straszny głód rewanżu za rozpad ZSRR.

Tego dnia mój szef, który był z pochodzenia Włochem, poznał mnie z legendarnym amerykańskim radiowcem Bobem Grantem, ikoną nowojorskiego dziennikarstwa, którego Larry King nazywał „gniewnym człowiekiem radia”. Bob miał niesamowitą osobowość. Dla mnie był kwintesencją Nowego Jorku, człowiekiem o wyraźnie konserwatywnych poglądach, wrogiem komunizmu we wszystkich jego odmianach, przyjacielem Richarda Nixona, Nelsona Rockefellera, Geralda Forda, Ronalda Reagana i wielu innych republikańskich polityków. Demokratów nie znosił tak jak Sowietów. Z jednym jednak wyjątkiem. Miał wielki szacunek dla poglądów profesora Zbigniewa Brzezińskiego.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia świata
Broń masowej zagłady stara jak świat. Od jadu węża po biały fosfor
Historia świata
Bałtyk pełen wraków. Historia odkryć w monografiach
Historia świata
Nie tylko Maria Skłodowska-Curie: najważniejsze kobiety w historii nauki
Historia świata
Mity o chorobach Hitlera. Na co chorował wódz III Rzeszy?
Historia świata
Sprzedawca krawatów w Białym Domu. Harry Truman, część I