Prezydent Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR) Michaił Gorbaczow spotkał się z prezydentem Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Radzieckiej (RFSRR) Borysem Jelcynem 23 grudnia 1991 r. na Kremlu. Przez niemal 10 godzin rozmawiali m.in. o procedurze przekazania władzy, zarządzaniu bronią nuklearną, przyszłości archiwów Partii Komunistycznej, ale też o gwarancjach bezpieczeństwa dla ostatniego przywódcy Związku Radzieckiego. Dwa dni później, w Boże Narodzenie 25 grudnia 1991 r., Gorbaczow ogłosi swoją dymisję w telewizji rządowej. Tego dnia wieczorem z Kremla zdjęto flagę radziecką, a w jej miejscu powiewała już flaga nowego państwa – Federacji Rosyjskiej. To było jedynie formalizacją upadku sowieckiego imperium, które ostatecznie pogrzebało spotkanie, do jakiego doszło kilka tygodni wcześniej w Wiskulach, w Puszczy Białowieskiej, tuż przy granicy Białorusi z Polską.
O tym, ile wówczas w bani (rosyjska sauna) rządowej rezydencji wypito wtedy wódki, krąży niejedna legenda. Ale ówczesny gospodarz spotkania – przewodniczący białoruskiej Rady Najwyższej Stanisław Szuszkiewicz – wielokrotnie mówił, że dziennikarze „przesadzają" i „wyolbrzymiają" ten temat. Nigdy nie zaprzeczył jednak, że wódka była. Twierdził nawet, że początkowo zaprosił tam prezydenta RFSRR Borysa Jelcyna tylko po to, by porozmawiać o zniżkach dla Białorusi na dostawy rosyjskiego gazu i ropy. Nieco inaczej wspominał to Leonid Krawczuk, który utrzymywał, że od początku jechał tam po to, by rozmawiać o przyszłości de facto już niepodległych państw. Tak czy inaczej, to tam stwierdzono, że Związek Radziecki jako podmiot prawa międzynarodowego już nie istnieje. Po polowaniu i wspólnej bani 8 grudnia podpisano porozumienie o utworzeniu Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP). A już 21 grudnia w Ałmatach w Kazachstanie podpisano deklarację i do WNP dołączyło oprócz Ukrainy, Białorusi i Rosji jeszcze osiem państw byłego ZSRR: Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgizja, Armenia, Mołdawia, Tadżykistan, Turkmenia i Uzbekistan. Gruzja dołączyła do tego grona w 1993 r. Państwa bałtyckie (Litwa, Łotwa i Estonia) całkowicie odseparowały się od tych procesów.
Czytaj więcej
O zmienności dziejów pisałem na tych łamach wielokrotnie. Ale najlepszym przykładem, jak meandrującą rzeką jest historia, są dwie rocznice skrajnie odmiennych w skutkach wydarzeń, które obchodzimy w tym miesiącu. Równo dekadę po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce runął ZSRR – państwo, które amerykański prezydent Ronald Reagan trafnie nazwał „imperium zła".
Państwa bałtyckie
Litwa, Łotwa i Estonia jeszcze na początku lat 90. postawiły na reformy wolnorynkowe i radykalnie zmieniły strukturę swoich systemów politycznych. Jedynie na Litwie prezydent jest wybierany jeszcze w powszechnych wyborach, a już na Łotwie i w Estonii – przez większość sejmową. Państwa bałtyckie od początku wybrały parlamentaryzm, sprowadzając rolę prezydenta do reprezentowania kraju poza jego granicami. Według ubiegłorocznego „wskaźnika demokracji" (raport „The Economist") najlepiej z tercetu wypada Estonia, która znalazła się wśród 30 najbardziej demokratycznych państw świata – obok Izraela i Portugalii. Nieco dalej w tej tabeli znajdziemy Łotwę i Litwę, również dorównują poziomem demokracji państwom europejskim, które nie były częścią totalitarnego systemu.
Upadek komunizmu doprowadził jednak do chaosu gospodarczego w tych krajach. Gigantyczna inflacja, kilkugodzinne kolejki, puste sklepy. Z powodu braku gazu do ogrzewania w Estonii nawet pojawiały się plany ewakuacji mieszkańców Tallina na wieś. Jak to wygląda dzisiaj, po 30 latach? W państwach bałtyckich są różne ceny i koszty utrzymania. Poziom życia najlepiej więc obrazuje PKB danego kraju wyrażony w parytecie siły nabywczej i w przeliczeniu na mieszkańca (per capita). Ostatni taki raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) pojawił się w kwietniu tego roku. Zawarte w nim dane pokazują, że Litwa i Estonia znajdują się na mniej więcej tym samym poziomie i wyprzedzają pod względem zamożności m.in. Portugalię, Węgry i Polskę. Gorzej wypada Łotwa, która idzie ramię w ramię z Rumunią i Słowacją.