Zamach w Adrii. Droga bez powrotu

Wiedział, że akcja jest samobójstwem, że żywy z lokalu pełnego uzbrojonych Niemców nie wyjdzie. Wolał jednak śmierć szybką i bohaterską od powolnej agonii w chorobie. 22 maja 1943 r. Jan Kryst „Alan” przeprowadził zamach w warszawskiej Adrii.

Publikacja: 18.05.2023 21:00

Café Adria przed wojną była jedną z najelegantszych restauracji w Warszawie. W czasie niemieckiej ok

Café Adria przed wojną była jedną z najelegantszych restauracji w Warszawie. W czasie niemieckiej okupacji stała się ulubionym miejscem gestapowców, esesmanów i folksdojczów

Foto: NAC

Po szerokich marmurowych schodach prowadzących do sali dancingowej Café Adria schodzi powoli, nieco sztywnym krokiem, młody mężczyzna. Jest bardzo szczupły, niemal wychudzony, a jego brązowa marynarka, którą nosi, sprawia wrażenie o kilka numerów za dużej. Twarz ma bladą, niezdrową, głęboko osadzone oczy są smutne, poważne, ale jednocześnie goreją determinacją i zaciętością. Choć wyróżnia się na tle innych gości słynnego lokalu, nikt specjalnie nie zwraca na niego uwagi – skoro wartownik przepuścił go przez drzwi, na których wisi tabliczka z napisem „Nur für Deutsche”, musi być „swój”. Człowiek, który go tu wprowadził, został przy stoliku tuż przy wejściu do głównej sali kawiarnianej na parterze. Mężczyzna w brązowej marynarce swoją misję musi wypełnić samodzielnie. Porusza się niepewnie, przytłoczony wagą tego, co za chwilę ma się wydarzyć, ale również scenerią, w której się znalazł.

Nigdy wcześniej nie był w Adrii. Pochodził z niezamożnej rodziny, a przecież w najsłynniejszym i najbardziej wykwintnym lokalu rozrywkowo-gastronomicznym przedwojennej Warszawy bywali jedynie ludzie bogaci, wpływowi i znani. Okupacyjna Adria nie świeci już co prawda dawnym blaskiem – wodewilowe, roznegliżowane tancerki i jarmarczni grajkowie zastąpili artystów z najwyższej półki, miejsce eleganckich kobiet z wyższych sfer zajęły prostytutki, a zamiast gości z elity artystycznej, politycznej i biznesowej II RP przy stolikach siedzą esesmani, gestapowcy i zwykli żołnierze Wehrmachtu. Ale knajacki klimat wciąż oprawiony jest w bogato zdobione ramy: w sali kawiarnianej zachwyca ogród zimowy, jasne marmury ozdabiają ściany, kolumny i posadzki, podziw budzą obrotowy parkiet z wysuwanym podestem, gumowane sceny do tańczenia i klimatyzacja.

Czytaj więcej

Jeremiego Przybory okupacyjne życia równoległe

Luksusowy wystrój i narastający hałas przytłaczają młodego chłopaka. Trwa to krótką chwilę. Potrząsa głową i zdecydowanym krokiem wkracza do sali tanecznej. Staje skupiony przy kolumnie podtrzymującej strop, tuż obok jednej z głównych lóż otaczających wianuszkiem główny parkiet. Obrzuca szybkim, ale uważnym spojrzeniem najbliższe otoczenie, notuje w myślach, w których miejscach dostrzegł czapki z trupią czaszką, oficerskie epolety. Podejmuje decyzję, ale czeka na odpowiedni moment. Kelnerzy uwijają się, roznosząc naczynia, flaszki wina, szklanki mięty i kufle piwa. W powietrzu unosi się dym papierosowy i zapach alkoholu. Chłopakowi zbiera się na gwałtowny kaszel, dusi go w sobie w ostatniej chwili. Podpici Niemcy, folksdojcze i towarzyszące im prostytutki oraz kilka Blitzmädel bawią się głośno i rubasznie, zamawiają kolejne drinki i odpowiadają głośnym aplauzem na kiepskie żarty konferansjera, który przyjechał aż z Monachium. Polskie podziemie przeprowadziło dzisiaj rano udany zamach na oficera Gestapo Ewalda Langego, oprawcę z alei Szucha, dlatego dzień dla wielu jego kolegów był z pewnością stresujący. W Adrii czują się jednak bezpiecznie, mogą odreagować.

Po sali w rytm „Bolera” Ravela dość długo snuje się tancerka o kształtach co prawda mało powabnych, za to półnaga. W końcu światła przygasają i na scenie pojawia się kilkunastoletni chłopak z harmonią. Jego występ jest jednak rekordowo krótki. Już po kilku taktach muzykę zagłuszają strzały z broni palnej. To chudzielec w brązowej marynarce. To on trzyma pistolet, z którego wylatują kolejne pociski. Początkowo wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Zamachowiec wychyla się zza kolumny i strzela z bliska do gestapowców bawiących się w sąsiedniej loży. Robi to niemalże z przyłożenia. Nie mają szans. Chłopak przemieszcza się w pobliże sąsiedniego stolika i celuje w Niemca wyglądającego na oficera Wehrmachtu. On także pada trupem na oczach towarzyszącej mu kobiety. Jej przeraźliwy krzyk wyrywa wszystkich z chwilowego letargu. Czas dla odmiany zaczyna gnać jak szalony. Zamachowiec rzuca się w stronę wyjścia, niektórzy goście restauracji próbują go obezwładnić, inni uciekają w panice. Słychać krzyki, przekleństwa, hałas przewracanych stołów i krzeseł, znowu strzały. Zapalają się światła. Ludzie, meble, drobne przedmioty kłębią się w wirującym chaosie.

Wybór „Alana”

Kilka tygodni wcześniej kpt. Jerzy Lewiński „Chuchro”, dowódca Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (Kedywu) Okręgu Warszawa, otrzymuje zaskakującą informację, z którą początkowo kompletnie nie wie, co zrobić. Przynosi ją jego zastępca kpt. Zbigniew Lewandowski „Szyna”, który we wspomnieniach zapisał: „Na jednej z okresowych odpraw z dowódcami ODB [Oddziałów Dywersji Bojowej] – z obwodów wchodzących w skład Okręgu Warszawskiego jeden z nich zameldował, że pewien żołnierz z jego oddziału zgłosił się do niego z dość niezwykłą propozycją, chciał wykonać samodzielnie jakąś akcję odwetową nie dającą szans zachowania życia. Jak twierdził, jest to człowiek chory na gruźlicę – wybrał taki sposób umierania”. Obaj oficerowie początkowo są przeciwni – zasady są takie, że każda akcja Kedywu musi dawać jej uczestnikom szansę na tzw. odskok; może się on co prawda nie udać, mogą być ofiary, ale na akcje samobójcze nie ma zgody.

Postanawiają jednak dowiedzieć się czegoś więcej o człowieku, który przyszedł z tak dramatyczną prośbą. Okazuje się, że jest nim 21-letni Jan Kryst ps. Alan, żołnierz AK z obwodu wolskiego, na co dzień pracujący jako ślusarz. Urodził się 6 kwietnia 1922 r. w Modlinie, syn Franciszka Krysta, kierowcy, członka PPS i AK. Tuż przed wybuchem wojny ukończył gimnazjum mechaniczne w Warszawie, należał do ZHP. W kampanii wrześniowej jako ochotnik walczył w pierwszej linii okopów w obronie stolicy, potem szybko trafił do konspiracji. Wyróżniał się celnym okiem – jeszcze w czasie nauki zdobył srebrną odznakę w sekcji strzeleckiej Przysposobienia Wojskowego. Do tej pory nie brał czynnego udziału w akcjach bojowych podziemia.

„Chuchro” i „Szyna” postanawiają spotkać się osobiście z Krystem i wybić mu z głowy desperackie miazmaty. „Spotkaliśmy się z nim w parku Ujazdowskim. Wysoki, szczupły, rzeczywiście nie wydawał się być okazem zdrowia. Jako żołnierz zrobił na nas jak najlepsze wrażenie – zdecydowany w swym postanowieniu, całym sercem oddany sprawie, najwyraźniej nie działał pod wpływem chwilowego impulsu” – wspominał kpt. Lewandowski. „Alan” opowiedział im swoją smutną historię. Pewien czas temu pojawił się u niego suchy kaszel, zaczął chudnąć, w końcu poczuł w ustach smak wyrzucanej z płuc i dróg oddechowych krwi. Wizyta u lekarza była jak odczytanie wyroku śmierci – zaawansowana gruźlica, ma co najwyżej kilka tygodni życia. „Nie chcę powoli umierać w łóżku, lecz z bronią w ręku. Skoro i tak nie ma dla mnie nadziei, chciałbym przynajmniej zabrać ze sobą jak najwięcej wrogów Ojczyzny. Niech moja śmierć nie pójdzie na marne” – oświadczył stanowczo swoim przełożonym „Alan”. Determinacja chłopaka była niezłomna. „Chuchro” zrozumiał, że żadne, nawet najbardziej racjonalne, argumenty nie zmienią jego decyzji, pójdzie w straceńczy bój, czy się na to zgodzą, czy nie.

W drugiej połowie maja 1943 r. Kryst zostaje przeniesiony do warszawskiego Kedywu. Kpt. Lewiński wyznacza go do akcji, której celem jest zastraszenie okupantów i zemsta za egzekucje polskich patriotów i członków podziemia na Pawiaku i w siedzibie Gestapo na Szucha. Wywiad AK ustalił, że bezpośrednio za to odpowiedzialni funkcjonariusze policji bezpieczeństwa bywają w określone dni w Café Adria przy ul. Moniuszki 10. „Alan” otrzymuje jasny rozkaz: ma zastrzelić jak najwięcej gestapowców i za wszelką cenę starać się wydostać z restauracji, w czym ma mu pomóc dwóch żołnierzy Kedywu osłaniających zamach. Jednym z nich jest por. Jerzy Tabęcki ps. Lasso, odpowiadający w warszawskim Kedywie za likwidację agentów Abwehry i Gestapo.

Strzały w Adrii

22 maja 1943 r. około godziny 21.50 „Alan” i „Lasso” zjawiają się przed wejściem do Adrii. Drogę do wnętrza zagradza im ochroniarz, ale dla Tabęckiego nie stanowi to problemu. Jest przystojnym blondynem o aryjskiej urodzie, świetnie mówi po niemiecku (jego matka jest Niemką) i posiada papiery uprawniające go do wchodzenia w strefy oznaczone jako „Nur für Deutsche”. Wprowadza Krysta do środka i sam zajmuje miejsce blisko wyjścia. Będzie osłaniał jego odwrót razem z „Blondynem” (do dzisiaj nie udało się zidentyfikować tego żołnierza AK), który czeka przed wejściem do lokalu. Gdy padają pierwsze strzały, „Lasso” także wychodzi na zewnątrz.

Tablica przy ul. Moniuszki 8 w Warszawie upamiętniająca Jana Krysta

Tablica przy ul. Moniuszki 8 w Warszawie upamiętniająca Jana Krysta

Adrian Grycuk/Boston9/wikipedia/CC BY-SA 3.0 PL

Świadkiem tego, co działo się wtedy w Adrii, jest włoski dziennikarz Alceo Valcini: „W czasie gdy piruety tancerki przyciągały uwagę publiczności w środku sali, gdzie dawano program, usłyszałem strzał – najpierw jeden, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty… O parę kroków ode mnie, po prawej stronie, zrobił się zgiełk. Przewracano stoły, naczynia, stołki, butelki. Wycie i krzyki. Po kilku minutach grupa żołnierzy poruszonych do ostatnich granic utorowała sobie przejście wśród tłumu, krzycząc: Zamach!, i trzymając rewolwery w ręku”. Jak podaje Tomasz Strzembosz w książce „Akcje zbrojne podziemnej Warszawy”, Kryst skorzystał z osłupienia gości restauracji i zaczął wycofywać się ku wyjściu, ostrzeliwując się z broni. Był już niemal przy samych drzwiach, gdy jeden z niemieckich oficerów uderzył go od tyłu, z zaskoczenia, ciężkim krzesłem (w innej wersji marmurowym blatem stołu). „Wysoki młodzieniec z twarzą zbroczoną krwią padł na ziemię (…). To polski zamachowiec, patriota; zabił on w ciągu paru sekund dwóch oficerów i dwóch żołnierzy, strzelając zza marmurowej kolumny w kierunku centralnie ustawionego stołu, przy którym zazwyczaj zajmowały miejsca osobistości niemieckie (…). Niemcy rzucili się na niego i zmasakrowali, bijąc flaszkami i stołkami. Przy mnie wyzionął ducha, w swym brązowym ubraniu, za obszernym jak na gruźlika. Zmarł, gdy agent Gestapo usiłował wydobyć od niego jakąś tajemnicę” – relacjonował Valcini.

In memoriam

Chociaż Niemcy byli w szoku, działali szybko. Już kilkanaście minut po zamachu w Adrii pojawili się śledczy z Gestapo, a następnie niemiecki starosta Warszawy Ludwig Leist i sam gubernator dystryktu warszawskiego Ludwig Fischer. Dochodzenie prowadzono całą noc, przetrzymując przez cały ten czas pracowników restauracji jako zakładników. Przywieziono także trumny, do których schowano ciała zabitych gestapowców oraz samego „Alana” i pod osłoną ciemności wywieziono w nieznane. AK dowiedziało się jednak, że ciało Jana Krysta znajduje się w kostnicy na Oczki. Wykradziono je stamtąd i pochowano w zbiorowej mogile na Woli. Co ciekawe, Gestapo ostatecznie orzekło, że zamachowiec był Żydem, szukającym zemsty uciekinierem z likwidowanego wtedy getta, chociaż Kryst miał w kieszeni ubrania pismo zawiadamiające o powodach akcji, grożące „wzmożonym odwetem, jeśli bestialstwa gestapowskie nie ustaną”, co potwierdził później artykuł poświęcony akcji w Adrii, zamieszczony w konspiracyjnym „Biuletynie Informacyjnym” (nr 25) z 23 czerwca 1943 r. W tekście o znamiennym tytule „Kamienie przez Boga rzucane na szaniec” podano także więcej szczegółów: „Kierownictwo Walki Konspiracyjnej nie użyło bomby – tu bowiem nie chodziło o wytracenie którychkolwiek Niemców. Chodziło o wyszukanie spośród tłumu gości jedynie gestapowców i o ich uśmiercenie. Człowiek, który podejmował to zadanie, wiedział, że z lokalu przepełnionego wojskowymi Niemcami żywym nie wyjdzie”.

Od początku istniały pewne rozbieżności pomiędzy stronami polską i niemiecką co do tożsamości Niemców zabitych podczas zamachu. Według najnowszych ustaleń historyka Wojciecha Königsberga w wyniku celnych strzałów Krysta śmierć poniosło co najmniej dwóch gestapowców: Kriegsverwaltungs-Inspektor (inspektor administracji wojennej) Karl Thüring, Zahlmeister (płatnik) Heinz Grünberg oraz starszy kapral artylerii Josef Kohlbauer. Niewykluczone jednak, że była także czwarta ofiara (o czterech postrzelonych wspomina m.in. Valcini), a według Königsberga był nim SS-Hauptsturmführer Otto Söldner, który zmarł kilkanaście dni później z powodu ran odniesionych w Adrii.

Z zamachem w Adrii wiążą się również inne kontrowersje. Jerzy Tabęcki „Lasso” okazał się później współpracownikiem Gestapo i został zlikwidowany przez AK. Czy kiedy pomagał Krystowi, był już kolaborantem, czy mogło mieć to wpływ na samą akcję? Nie wiadomo. Spierano się także o motywację „Alana”. Jego brat Zenon stwierdził, że gruźlica nie była na tyle zaawansowana, aby zagrażała życiu, a chłopak po prostu od początku wojny planował przeprowadzenie jakiejś akcji wymierzonej w znienawidzonego okupanta i użył choroby jako pretekstu. Niezależnie od motywacji jedno jest pewne: Jan Kryst był człowiekiem nieprzeciętnym – odważnym i ceniącym ponad wszystko wolność, także tę osobistą, pozwalającą dokonywać samodzielnych wyborów.

Zamach odbił się szerokim echem wśród polskiego społeczeństwa, a poświęcenie młodego żołnierza AK zostało docenione jeszcze w czasie wojny. Kiedy z okazji czwartej rocznicy wybuchu wojny Organizacja Małego Sabotażu „Wawer” zawiesiła w wielu miejscach w Warszawie tabliczki z nowymi nazwami ulic – ulicę Rogowską nazwano imieniem Jana Krysta. Zadedykowano mu także konspiracyjną broszurę „Polska karząca” Sławomira Dunina-Borkowskiego, poświęconą najsłynniejszym akcjom AK. W czasie powstania warszawskiego 8 sierpnia 1944 r. w Adrii, zamienionej na powstańczą stołówkę, uroczyście odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci „Alana”. Po wojnie stał się patronem jednej z ulic na Woli. Reaktywowana w PRL Adria (kamienica przy ul. Moniuszki przetrwała do dzisiaj), choć daleko jej było do dawnej świetności, funkcjonowała aż do 2005 r. Obecnie o słynnym lokalu, a przede wszystkim o spektakularnej akcji Jana Krysta, przypomina tablica wmurowana w ścianę budynku w 1995 r.

Po szerokich marmurowych schodach prowadzących do sali dancingowej Café Adria schodzi powoli, nieco sztywnym krokiem, młody mężczyzna. Jest bardzo szczupły, niemal wychudzony, a jego brązowa marynarka, którą nosi, sprawia wrażenie o kilka numerów za dużej. Twarz ma bladą, niezdrową, głęboko osadzone oczy są smutne, poważne, ale jednocześnie goreją determinacją i zaciętością. Choć wyróżnia się na tle innych gości słynnego lokalu, nikt specjalnie nie zwraca na niego uwagi – skoro wartownik przepuścił go przez drzwi, na których wisi tabliczka z napisem „Nur für Deutsche”, musi być „swój”. Człowiek, który go tu wprowadził, został przy stoliku tuż przy wejściu do głównej sali kawiarnianej na parterze. Mężczyzna w brązowej marynarce swoją misję musi wypełnić samodzielnie. Porusza się niepewnie, przytłoczony wagą tego, co za chwilę ma się wydarzyć, ale również scenerią, w której się znalazł.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Historia Polski
2 kwietnia mija 19. rocznica śmierci Jana Pawła II
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Historia Polski
Tajemnica pierwszej koronacji. Jakie sekrety kryje obraz Jana Matejki