Bawmy się, świętując karnawał!

Pandemia wywołana przez koronawirusa odpowiada za śmierć milionów ludzi. Ale uczyniła coś jeszcze – wprowadziła chaos i obowiązkowe maski, a przecież to atrybuty czasu karnawału, jednocześnie zaś odebrała ludzkości niczym niezmąconą radość z życia. Do tego od blisko roku mamy wojnę w Ukrainie... Czy będziemy się beztrosko bawić w ostatnich dniach karnawału 2023 r.?

Publikacja: 16.02.2023 21:00

Zabawa karnawałowa na lodzie w Warszawskim Towarzystwie Cyklistów, 15 lutego 1889 r.

Zabawa karnawałowa na lodzie w Warszawskim Towarzystwie Cyklistów, 15 lutego 1889 r.

Foto: Pillati Ksawery/Muzeum Narodowe w Warszawie

Karnawał jest paradoksalny: rozpięty między dwoma najważniejszymi świętami chrześcijańskimi – Bożym Narodzeniem i Wielkanocą – ma stanowić łączący je pomost, strefę buforową. Wypełniony publicznymi formami zabawy, która niejednokrotnie kojarzyć się może z nieskrępowanym wybuchem zbiorowego szaleństwa, tolerowanym jednak przez społeczeństwo, jest sceną wielkiej improwizacji czy starannie wyreżyserowanym widowiskiem z rozdanymi rolami i miejscem dla publiczności? Jakież święto z takiego święta, podczas którego przeinacza się i ośmiesza to, co święte, wzrok gawiedzi utkwiony jest nie we wzniosłych symbolach ideałów, lecz w idealnie krągłych pośladkach tancerek, jak w Rio de Janeiro, nie mówiąc już o tym, co wspólnego z sacrum ma fizjologiczny wymiar karnawałowego przejedzenia i przepicia? I czemu radosnemu odsłanianiu partii ciała na co dzień zasłoniętych towarzyszy ukrywanie oblicza pod maską, niekiedy przerażającą? A w końcu po co przez tyle wieków budowaliśmy ład tego świata, normy i regulacje naszego wspólnego życia, systemy prawne i hierarchie, skoro największych przyjemności dostarcza nam cykliczny festyn ku czci anarchii, używania ile wlezie i powszechnego bałaganu?

Harce w czasie i przestrzeni

Karnawał doskonale oddaje porządek życia ludzkiego, podlega bowiem rygorom usytuowania w określonym czasie i konkretnej przestrzeni. Ma więc na ogół precyzyjnie przypisane miejsce w kalendarzu liturgicznym i astronomicznym. Zaczyna się na ogół 6 stycznia, w święto Trzech Króli (a poprawniej – święto Objawienia Pańskiego), kończy zaś w ostatki, tuż przed Środą Popielcową, która wyznacza z kolei początek postu. Z religijnej perspektywy nie jest więc świętem samodzielnym ani chronologicznie, zależy bowiem od terminu Wielkanocy, ani funkcjonalnie, bo nabiera pełnego sensu jako okres poprzedzający post i przygotowujący do niego, nawet jeśli pozornie stanowi jego zaprzeczenie. W istocie nie jest odrzuceniem boskiego i ludzkiego poukładania rzeczy tego świata, lecz tylko jego zawieszeniem, przerwą w czasie prawdziwym.

Czytaj więcej

Boże Narodzenie w wiekach średnich

Bywało jednak w przeszłości i bywa dzisiaj, że wyżej wymienione granice karnawału, najpowszechniej znane, ulegają przesunięciom związanym z odmiennym postrzeganiem świąt okalających karnawał. W dziejach Europy ludowej, chłopskiej, Środa Popielcowa nie kończyła dawniej świętowania, lecz wskazywała jedynie na początek uroczystości celebrowanych przede wszystkim na prowincji – okres postu był wtedy bardziej rozbudowany i dzielony na odcinki czasu wymagające specyficznych obrzędów i zachowań. Jeszcze większych trudności nastręcza sporządzenie w miarę wyczerpującego terminarza otwarcia karnawału. Z powodu nagromadzenia wydarzeń granicznych, niecodziennych w ostatniej fazie roku, a także w związku z sekularyzacją obchodów karnawałowych, a więc z przesunięciem ich ze sfery religijnej do sfery rozrywek świeckich, zabawa rozpoczyna się gdzieniegdzie już po Bożym Narodzeniu (czasem je obejmuje, w końcu to przy świątecznym stole zaczyna się rytuał „wielkiego żarcia”, aż za dobrze znany również w Polsce) albo kilka dni później, od balu sylwestrowego. Rekordzistami są pod tym względem mieszkańcy niektórych krain geograficzno-historycznych w Holandii, Belgii i Niemczech, gdzie festyn inaugurowany jest w dzień św. Marcina, 11 listopada, święto ważne, a współcześnie niedoceniane, nierzadko zresztą z dokładnością do minuty: o godzinie 11.11. W tym przypadku na datowanie Kościoła nakłada się tradycyjny kalendarz rolniczy, przywoływany dzisiaj już tylko w postaci znaczących niegdyś cezur czasowych.

Ale to nie wszystko. Nie sposób w rzeczywistości wskazać momentu uruchomienia „atmosfery karnawałowej”, jeśli weźmiemy pod uwagę, że święto nie jest wcale eksplozją spontanicznych przejawów radości, lecz starannie zaplanowanym oraz zorganizowanym przedsięwzięciem masowym, przygotowywanym w procesie gromadzenia dóbr, dopracowywania występów, wytwarzania strojów i masek oraz nieustannego powtarzania zadań przewidzianych dla poszczególnych grup uczestników. Szkoły samby, występujące w karnawałowej paradzie, ćwiczą przez cały rok, podobnie jak biorące udział w kostiumowych pokazach zespoły parateatralne; oczekują w gotowości służby policyjne i medyczne, niecierpliwią się wreszcie spragnieni zabawy konsumenci. Karnawał, nazywany w europejskiej tradycji kulturowej piątą porą roku, sprzęga się również z cyklem przyrody.

Pieter Bruegel, „Walka karnawału z postem” (1559 r.)

Pieter Bruegel, „Walka karnawału z postem” (1559 r.)

The Yorck Project (2002)/Paklao/wikipedia/domena publiczna

Czas fetowania przypada na tygodnie zimowe, a dobiega końca, gdy łagodniejące podmuchy przynoszą pierwsze zapachy wiosny. Jest więc paradoksalną porą bardzo aktywnej hibernacji. Nic dziwnego zatem, że to w trakcie karnawału lub w jego okolicach obyczaj ludowy nakazywał wykonywanie rytualnych czynności związanych z wypędzaniem zimy i przywoływaniem wiosny, a w wymiarze głębszym symbolicznie pokonaniem śmierci i pochwałą ponownych narodzin natury, powrotu życia. Wszak topienie Marzanny odbywa się niedługo po zakończeniu karnawału w jego współczesnych ramach czasowych.

Jeśli natomiast chodzi o przestrzeń, karnawał ma swoją wielopłaszczyznową mapę. Przede wszystkim – co wzbudzić może pewne zdziwienie – jest wydarzeniem na wskroś europejskim. To nic, że do najbardziej znanych i medialnie nagłaśnianych obchodów należą te organizowane z dala od wybrzeży Starego Kontynentu, jak festyny w Ameryce Południowej czy nowoorleański Mardi Gras (wtorkowy odpowiednik naszego tłustego czwartku). Wszystkie spektakularne i egzotyczne festiwale uliczne spokrewnione z karnawałem mają swoje źródła w Europie, a granice ich przejawiania się w różnych formach wyznacza zasięg wiary chrześcijańskiej. Globalny niemal charakter karnawału zawdzięczamy tym samym europejskim pionierom kolonizacji z Kolumbem na czele. Gdzie dotarli Europejczycy, tam przywieźli swe święta. Oczywiście dzisiaj mamy do czynienia ze swoistymi konglomeratami kulturowymi: wzorce chrześcijańskie zostały wzbogacone o elementy dodane przez społeczności lokalne, obecne w danym miejscu od wieków lub stworzone przez białego człowieka w jego niepowstrzymanej ekspansji. Podstawą doświadczenia karnawału pozostaje jednak zbliżający się czas postu, pierwotne formuły świętowania zaś odnajdziemy na ulicach miast europejskich – we Włoszech, Francji, Niemczech, krajach Beneluksu czy w środkowowschodniej części Europy. Wenecki festiwal masek, najdłuższy na świecie, bo rozpoczynający się już właściwie w październiku, należy zresztą do „elity” karnawałów, z kolei belgijska parada w Binche, znana ze swej malowniczości i wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kultury, zajmuje wysoką pozycję wśród najstarszych i najtrwalszych imprez. Poza kręgiem wpływów europejskich zabawy publicznej w zbliżonych nawet terminach i odsłonach nie brakuje – ale to już nie są karnawały.

Jeszcze jeden podział warto tutaj przywołać. Kształt fetowania determinowany był zawsze przez typ przestrzeni, w której się ono odbywało. Odmienne oblicza miał zatem karnawał w aglomeracji miejskiej, inaczej go spędzano w krajobrazie wyróżnianym przez dwór rycerski lub szlachecki, inaczej zaś na wsi, najbliżej jego naturalnego zaplecza (jedzenie!). Przetrwały w życiu i pamięci przede wszystkim karnawały miejskie, bo przetrwała historyczne kataklizmy ich scenografia. Ale tradycje dworu i wsi żywe są zwłaszcza tam, gdzie miasto nie odgrywało tak wielkiej kulturowej roli. Żeby daleko nie szukać – kuligów i zapustów w metropoliach nie znajdziecie.

„Walka karnawału z postem”

Znaczeń karnawału wytrawny znawca tematu wskaże zapewne nie mniej niż jego form, trzeba więc ograniczyć się tutaj tylko do najistotniejszych. Karnawał jest przede wszystkim przygotowaniem do postu, do czasu ascezy i umartwiania się. Zanim nastanie post, można najeść się do syta, a nawet nadmiernie, i nagrzeszyć, rzecz jasna nie w stopniu nieodwracalnym, niewątpliwie jednak była to okazja do obciążenia swej duszy przed postną spowiedzią, oczyszczeniem z występku. Dominacja Kościoła stojącego na straży praw boskich i należytego ich przestrzegania zostaje na kilka tygodni oddalona, by w poście powrócić we wszystkich wymiarach egzystencji. Do jego rozpoczęcia jednak można zaspokajać potrzeby ciała i nakarmić tkwiącego w nas demona nieposłuszeństwa społecznego.

W zrozumieniu tego przesłania karnawału pomóc może przypomnienie, że obfity posiłek na co dzień poza jadalnią warstw uprzywilejowanych należał do rzadkości. Wieś dostarczała mięsa do miast, ale rzadko sama mogła się nim posilić. Staropolska nazwa „mięsopust”, oznaczająca pożegnanie z mięsem, wskazuje wyraźnie na bardzo istotny składnik końcowej fazy okresu przedpostnego: to jeszcze czas swobody w spożywaniu mięsa. Przez pozostałą część roku, gdy zajęciem podstawowym była praca, normowana często przez wschody i zachody słońca, na huczną zabawę niewiele pozostawało czasu, sprzyjały jej tylko wyjątkowe okoliczności przynoszące zasadniczą zmianę w życiu jednostki i społeczności (np. wesele). Karnawał był pretekstem do odwrócenia tych proporcji.

Odrzucenie reguł postnych, wliczając w to reguły regulujące dopuszczalne postępowanie, ujawnia bardziej uniwersalny i przekraczający już ramy religijności sens karnawału. Sens ten stanowi ograniczone w czasie ustanowienie świata na nowo, polegające na zbiorowym sprzeciwie wobec zastanego uporządkowania rzeczywistości oraz zastąpieniu go chaosem i odwróceniem wszystkiego do góry nogami.

Spójrzmy na słynny obraz Pietera Bruegla „Walka karnawału z postem” (1559 r.) z perspektywy naszego współczesnego doświadczenia. Najpierw widzimy chaos: skupiska ludzi przypadkowo wypełniających miejski plac przy świątyni, oddających się przedziwnym, niecodziennym zajęciom. Na pierwszym planie grubas dosiadający beczki, uzbrojony w rożen z nadzianymi pieczonymi mięsiwami, otoczony przez przebierańców, czy, rzec by się chciało słowami Miłosza, „gromadę błaznów koło siebie mając/ na pomieszanie dobrego i złego”, wyrusza na pojedynek z wychudzonym człowiekiem w stroju będącym karykaturą szaty kardynalskiej, uzbrojonym w piekarską łopatę, siedzącym na kolorowym wózku podobnym do dziecięcej zabawki. Gospoda z lewej i kościół z prawej są pełne. Wokół pary antagonistów i w głębi malowidła ludzie grają, przygotowują niedbale posiłki, tańczą, na piętrze kamienicy ktoś siedzi na oknie, jakby miał zamiar skoczyć, inni zajmują się handlem lub spieszą do swoich spraw. Plac zaśmiecają resztki jedzenia i skorupy potłuczonych naczyń. W centrum zaś człowieczek w błazeńskim kostiumie kroczy dumnie z pochodnią – choć to przecież dzień – niczym przewodnik po tym panopticum.

Bruegel nie tylko metaforyzuje nękającą nas odwiecznie sprzeczność między potrzebą czerpania z życia przyjemności bez umiaru i bez lęku przed konsekwencjami a umiłowaniem ładu, dzięki któremu system społeczny zyskuje uzasadnienie i ukierunkowanie. Ukazuje również wprost rządy chaosu. I budzi w patrzących równocześnie pragnienie i przerażenie. Pragnienie, ponieważ życie jest niesprawiedliwe i chcielibyśmy wszystko zmienić, pozamieniać się rolami i zerwać pęta kultury. Przerażenie zaś, bo życie bez reguł – jak picie bez umiaru – kończy się potężnym kacem. Powszechne sprzeniewierzenie się zasadom burzy to, co wadliwe, według większości, w konstrukcji świata, ale nie daje nic w zamian. Nie stanowi lekarstwa na bolączki codzienności, zapewnia tylko chwilowe uwolnienie tłumionego niezadowolenia i kęs nieskrępowanej bezrozumnej wolności. W myśl tej interpretacji karnawał nie jest rewolucją znoszącą wszystko z siłą powodzi, lecz raczej żywiołową i widowiskową zabawą we „wszystko dozwolone”, atrakcyjną o tyle, o ile mamy pewność, że wkrótce kompletne materii pomieszanie zakończy się i rzeczy powrócą na swoje miejsca. Karnawałowa anarchia potwierdza tym samym konieczność istnienia porządku. Zaprawdę, dziwne święto.

Zapewne orgiastyczny charakter karnawału – bardziej sygnalizowany niż prawdziwy, bo zawsze ujęty w karby pewnych norm – przyczynił się do spopularyzowania nieporozumienia, jakim jest hipoteza o antycznych korzeniach karnawału, odnajdywanych w Bachanaliach lub przynajmniej w kultach płodności. Potwierdzeniem tego założenia miało być wyprowadzenie nazwy święta od słów „carrus navalis”, oznaczających wóz w kształcie łodzi, wykorzystywany w starożytnych obrzędach. Z rzetelnych badań historycznych wynika jednak, że ta pociągająca skądinąd koncepcja nie znajduje oparcia w źródłach. Dzieje karnawału wskazują na jego ścisły związek z chrześcijaństwem, postem i grzechem – a tych antyk nie znał, nazwa zaś pochodzi od zestawienia słów „caro” i „levare”, oznaczającego obowiązek usunięcia mięsa z jadłospisu. Antyczne peregrynacje, zwłaszcza po renesansowym „odkryciu” Grecji i Rzymu, podnosiły rangę karnawału, ale należy je uznać za myślenie życzeniowe, pozostając przy stwierdzeniu, że pewne elementy świętowania karnawałowego mogą być echem obrzędów znacznie starszych niż chrześcijaństwo, choć niekoniecznie rzymskich czy greckich, lecz po prostu pogańskich.

Karnawałowy korowód na ulicach Nicei, luty 1928 r.

Karnawałowy korowód na ulicach Nicei, luty 1928 r.

NAC

Powróćmy jednak w upajające opary świata odwróconego. Jeśli celem było tutaj rozładowanie napięcia, praktyki temu służące muszą być rzeczywiste i satysfakcjonujące. W karnawale wolno śmiać się głośno z hierarchii – nieszczęsna to władza, która próbuje walczyć z kabaretem. Wolno poczuć się równym: im bardziej restrykcyjny jest system, tym śmielsze są w nim karnawały. Strukturalne ubóstwo całych warstw w Brazylii znajduje przeciwwagę w bajecznie bogatych kostiumach tancerek, a obnażone ciała są niezwykle demokratyczne. Wolno się najeść, napić, najlepiej na koszt bogatszego, a przy okazji zabłysnąć. Staropolski kulig był paradą przepychu w zdobieniu sań, którymi niemal dosłownie dokonywano zajazdu na sąsiadów, by w zgiełku swawoli ogołocić ich spiżarnie i piwniczki.

A zabłysnąć można najlepiej, odgrywając przedstawienie. I tutaj jest miejsce dla masek. Wbrew pozorom nie ukrywają one tożsamości, ale tworzą nową. Weneckie maski są integralną częścią całych kostiumów i opowiadają historie o mieście i życiu w nim. Budzące zachwyt turystów czarne płaszcze i ptasie dzioby to nic innego, jak przywołanie czasów zarazy, gdy tak właśnie ubierali się lekarze zadżumionych. Dziś to przebranie stało się już jedną z ikon kultury popularnej, o czym świadczyć może przywołanie go przez Dana Browna w jego powieści „Inferno”. W Polsce nie wychodzimy w przebraniu na ulicę, ale bal karnawałowy pełen braci ministerialnej w kontuszach wyobrazić sobie nietrudno. Krótko mówiąc, wolno prawie wszystko, póki czas przyzwolenia się nie skończy, a w nas nie wygaśnie żądza buntu i nie zatęsknimy za normalnością – i o to właśnie chodzi.

Karnawał permanentny

Strategia karnawałowego obrazoburstwa, odwracania zasad i kontrolowanej anarchii stała się już w drugiej połowie XX w. powszechnym i, co najważniejsze, skutecznym narzędziem walki politycznej oraz ekspresji ruchów społecznych. Karnawalizacja przenika wszelkie działania o charakterze kontestacyjnym, niezależnie od rangi i skali problemu. Azyle odmiennego zachowania i symbolicznych aktów gwałcenia konwencji, jak znieważanie wizerunków czy artefaktów otoczonych czcią, znajdujemy w manifestacjach i improwizowanych obozowiskach protestujących przed instytucjami państwowymi grup zawodowych, mniejszości, subkultur czy obrońców wyznawanych przez nich wartości. Wystąpienie przeciw sformalizowanym przejawom ładu oficjalnego może mieć charakter agresywny lub pokojowy, pozostawić po sobie zgliszcza albo ulotne dzieła sztuki ulicznej, może oscylować między zniewagą a uśmiechem.

W tej różnorodności można jednak wskazać punkty wspólne: aktywność taka ma wymiar publiczny, najlepiej, gdy również medialny, jest formą bycia razem, nie zaś aktem indywidualnym, przy czym owo współbycie charakteryzuje się zawieszeniem zróżnicowań społecznych (politycy maszerują obok robotników), jej kulminacje zawierają w sobie łamanie zasad i odwracanie porządku, bycie w innym rytmie niż rytm codzienności, teatralność adresowaną do zaprojektowanej publiczności, presję słowną, bo trafne hasła obnażają i zapadają w pamięć, ośmieszenie obiektu krytyki i nieodzowne elementy zabawy. Taki model uczestnictwa w debacie społecznej określany jest często przez przeciwników mianem populizmu, co nie zmienia faktu, że mamy tu do czynienia z przetworzeniem wzorca karnawałowego. Rewolta 1968 r. dowiodła, że karnawałowy scenariusz się sprawdza i staje się częścią kulturowego wyposażenia każdego świadka podobnych wydarzeń. Nawet jeśli zatem miałby zanikać karnawał w jego węższych definicyjnych ramach, to ten masowy, ludowy, permanentny karnawał będzie trwał jeszcze długo, bo podobnie jak w przypadku światowego ładu historia nie oferuje nam niczego lepszego.

Karnawał jest paradoksalny: rozpięty między dwoma najważniejszymi świętami chrześcijańskimi – Bożym Narodzeniem i Wielkanocą – ma stanowić łączący je pomost, strefę buforową. Wypełniony publicznymi formami zabawy, która niejednokrotnie kojarzyć się może z nieskrępowanym wybuchem zbiorowego szaleństwa, tolerowanym jednak przez społeczeństwo, jest sceną wielkiej improwizacji czy starannie wyreżyserowanym widowiskiem z rozdanymi rolami i miejscem dla publiczności? Jakież święto z takiego święta, podczas którego przeinacza się i ośmiesza to, co święte, wzrok gawiedzi utkwiony jest nie we wzniosłych symbolach ideałów, lecz w idealnie krągłych pośladkach tancerek, jak w Rio de Janeiro, nie mówiąc już o tym, co wspólnego z sacrum ma fizjologiczny wymiar karnawałowego przejedzenia i przepicia? I czemu radosnemu odsłanianiu partii ciała na co dzień zasłoniętych towarzyszy ukrywanie oblicza pod maską, niekiedy przerażającą? A w końcu po co przez tyle wieków budowaliśmy ład tego świata, normy i regulacje naszego wspólnego życia, systemy prawne i hierarchie, skoro największych przyjemności dostarcza nam cykliczny festyn ku czci anarchii, używania ile wlezie i powszechnego bałaganu?

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Historia Polski
Tajemnica pierwszej koronacji. Jakie sekrety kryje obraz Jana Matejki
Historia Polski
Rodzina Siniarskich. Zginęli, bo ratowali Żydów w Lutkówce
Historia Polski
„Biała odwaga”: dramat pośród górskich szczytów