Kto jest dobrym Polakiem?

Inspiracją dla powstania niniejszego eseju jest dokument odnaleziony w archiwum Muzeum Ziemi Wieluńskiej. 8 sierpnia 1945 r. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Wieluniu wydał zaświadczenie, w którym stwierdzono, że „pastor Henryk Wendt jest dobrym Polakiem...”.

Publikacja: 26.01.2023 19:28

Po zajęciu Wielunia przez Niemców władze okupacyjne nakazały rozbiórkę zbombardowanego wcześniej prz

Po zajęciu Wielunia przez Niemców władze okupacyjne nakazały rozbiórkę zbombardowanego wcześniej przez Luftwaffe kościoła św. Michała Archanioła

Foto: Wikimedia Commons

1 września 1939 r., w pierwszej godzinie wojny, kiedy większość mieszkańców Europy pogrążona była we śnie, Wieluń został starty z powierzchni ziemi. Mieszkańcy – oszalali z przerażenia – próbowali uciec z piekła rozpętanego przez niemieckie bombowce. Był to dzień, który zaważy na losach całego świata. Ale był to też najważniejszy dzień życia pastora Henryka Wilhelma Wendta, jego żony i trójki ich dzieci. To pierwszy z trzech dni życia pastora, o których opowiada niniejszy tekst.

Drugi najważniejszy dzień życia pastora to spotkanie w listopadzie 1939 r. z okupacyjnymi władcami Wielunia. O ile wydarzenia 1 września są zdeterminowane decyzjami wielkich tego świata, na które pastor nie miał żadnego wpływu, o tyle decyzje pastora i konsekwencje dokonanych wyborów podjętych później, zależały wyłącznie od jego woli. To wtedy w listopadzie 1939 r. podczas przesłuchania w wieluńskim gestapo Henryk Wendt podejmuje decyzję, która przekracza zwykłą ludzką miarę pojmowania rzeczywistości. Ma alternatywę. Może dołączyć do „rasy Panów” – Niemców, którzy i tak uważają go za swojego. Może być częścią tej potęgi, która rzuca na kolana całą Europę. Jednak Henryk Wendt – pastor parafii ewangelicko-augsburskiej w Wieluniu – odrzuca propozycję podpisania niemieckiej listy narodowej. Staje po stronie „podludzi”, Polaków, których państwo zostało strącone w otchłań przez reżim nazistowski i sowiecki. Wybiera poniżonych, pobitych, zdradzonych, skazanych na zagładę. Pastor Went świadomie wybrał los podludzi.

Czytaj więcej

II wojna światowa. Inwazja barbarzyńców

Trzeci dzień życia pastora to 8 sierpnia 1945 r., kiedy dochodzi do zderzenia pastora z machiną komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Opowieść o tym wyjątkowym człowieku i jego rodzinie zacznijmy od końca, od trzeciego dnia.

Dzień 3.: „Dobry Polak”

Jest 8 sierpnia 1945 r. Pastor sam pcha się w łapy ubecji, chce ratować wieluńskich protestantów, którym grozi areszt lub deportacja. Broni tych spośród parafian, którzy podpisali volkslistę. Broni ich człowiek, który za odmowę podpisania listy niemieckiej zostaje zesłany do obozu. Znosi tam poniżenie i tortury ze strony Niemców i folksdojczów. Teraz, gdy upadła III Rzesza, staje po stronie tych, którzy w rozumieniu sowieckiego okupanta są podludźmi. Pastorem zajmuje się starszy sierżant sekcji śledczej Franciszek Lalka. Efektem spotkania pastora z UB jest paradoksalny dokument:

„Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. N. 222/45. Wieluń dnia 8 sierpnia 1945 r. Zaświadczenie. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Wieluniu, stwierdza, że ks. Henryk Wendt proboszcz polskiej Parafii Ewangelickiej w Wieluniu, pracował przed okupacją niemiecką i w czasie okupacji do 1940 r. na terenie Wielunia. Przez cały czas swej pracy dał się poznać jako »dobry Polak« i z niemcami nie współpracował. Kierownik P.U.B.P – Wieluń /-/ podpis m.p. Referent P.U.B.P. /-/ Burzyński” (pisownia „Niemcy” od małej litery po 1945 r. to świadome naruszanie zasad ortografii).

Instytucja powołana do prześladowania polskich patriotów, wysługująca się sowietom, stosująca ich metody „walki klasowej”, zaświadcza, że posiadacz jest dobrym Polakiem. Taka rekomendacja musi budzić wątpliwości. Czy „dobry Polak” w rozumieniu ubecji to osoba współpracująca z komunistami? Bezpieka to chyba ostatnia z instytucji, które mogą takie „kompetencje” poświadczać.

Jednak tym razem ubecja poświadczyła prawdę. Żadne z dostępnych źródeł nie wyjaśniają genezy ww. dokumentu. Posiadacz zaświadczenia UB, że „jest dobrym Polakiem”, musi spodziewać się poważnych problemów w przypadku spotkania ze zbrojnym podziemiem. Wieluń w 1945 r. to teren działalności Konspiracyjnego Wojska Polskiego utworzonego przez Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. „Turbina” to kryptonim organizacji wieluńskiej. Po aresztowaniu „Warszyca” i rozbiciu II komendy KWP kwatermistrz komendy wieluńskiej Jan Małolepszy „Murat” tworzy III komendę i obejmuje dowództwo KWP. Jako mieszkaniec Wielunia „Murat” z pewnością znał pastora Wendta. Wizyty w UB były przedmiotem zainteresowania „wyklętych” z oddziału „Murata”.

Wracając do próby wyjaśnienia genezy ubeckiego zaświadczenia: w aktach pastora istnieje pewien trop. Obok ubeckiego „poświadczenia” znajduje się kilkanaście pism i podań wieluńskich ewangelików do organów władzy ludowej. Protestanci traktowani byli przez komunistów jako Niemcy i jako Niemcom groziło im uwięzienie i wysiedlenie z Polski.

Czytaj więcej

Sondaż o Wrześniu'39: Heroizm czy klęska?

Oto fragment jednego z listów wprost skierowanych do pastora Wendta. Pisownia oryginalna: „Do księdza pastora w Wieluniu. Prosimy Ksiendza nas poratować. Teścia mego Juljusza Proca z Milejowa. Rolnika co ma własną gospodarkę 10-murk a jak wiadomo w Gminie nigdy Folkslisty nie potpisał za brali razem zemną do Baraku na wywuz. Teść muj nie hciał wyjechać hoć gospodarke jego oddali Walosze. Ale Milicja co po nas przyszedł kazał mu się też spakować, a przecież Teść muj miałby utrzymanie na swej gospodarce. Mnie przy badaniu powiedzieli, że jestem ewangeliczka i podpisałam Folkslistę znaczy że jestem niemka, windz ja pewno będę musiała jechać ale teść przecie musowo nie powinien jechać. Proszę księdza go ratować. Lidia Proc”.

Pastor ma opinię osoby, która może podjąć skuteczną interwencję u włodarzy Polski Ludowej. Takie informacje rozchodzą się lotem błyskawicy. Z pewnością zaświadczenie UB było potrzebne pastorowi w takich sprawach. Znów staje po stronie podludzi, trudno bowiem o większą hańbę w powojennej Polsce niż podpisanie volkslisty. Do dziś nazwanie kogoś folksdojczem jest najwyższą obelgą, synonimem zdrady, podłości. To jak naplucie w twarz. Mało kto po wojnie ośmielił się stawać w obronie folksdojczów. Nawet oni sami nie oczekiwali współczucia.

Pastor Wendt jest otoczony powszechnym szacunkiem. Wieluń to niewielka społeczność. Wszyscy wiedzą, że był więźniem obozu koncentracyjnego. Wszyscy znają historię jego dzieci – żołnierzy AK i Szarych Szeregów. Patriotyzm pastora jest nie do podważenia. Interwencja pastora, jak wynika z listów, jest ostatnią nadzieją dla ewangelików skazanych na deportację.

Dzień 1.: „A więc wojna!” – Wieluń, godz. 4.40

1 września 1939 r. pierwsze bomby II wojny światowej nie oszczędzają świątyni protestanckiej, w tej samej sekundzie sztukasy bombardują świątynię katolicką – kościół farny pod wezwaniem św. Michała Archanioła, a także synagogę i szpital, w tym oddział położniczy. Ciężarne kobiety wybiegają do pobliskiego parku, pod wpływem stresu zaczynają rodzić, siostry próbują odbierać porody wokół huku bomb i wycie sztukasów. W pierwszym dniu wojny, która łącznie pochłonie ok. 50 milionów istnień, rodzi się nowe życie – jakby na przekór. Kościół katolicki, synagoga, świątynia protestancka, szpital położniczy – leżą w gruzach. Trudno o bardziej wymowny symbol zbliżającej się apokalipsy.

1 września 1939 r. o godz. 4.40 Luftwaffe rozpoczęło bombardowanie Wielunia. Miasto zostało zniszczo

1 września 1939 r. o godz. 4.40 Luftwaffe rozpoczęło bombardowanie Wielunia. Miasto zostało zniszczone w ok. 70–75 proc., zginęło co najmniej 127 osób (za: IPN, 2004)

„Przegląd Zachodni”/Wikimedia Commons

Żołnierze Luftwaffe to prawdziwi naziści, fanatyczni wyznawcy Hitlera. Jednym z nich jest Horst Scholl – uczeń wieluńskiego gimnazjum. Jest nawigatorem jednego z bombowców. To on wskazuje sztukasom cele w Wieluniu: świątynie, szpital, rynek starego miasta. Nie wskazuje celów wojskowych. Takich w Wieluniu nie ma. To atak terrorystyczny, który ma na celu zablokowanie dróg w kierunku Łodzi i Warszawy.

Zbrodniczy rozkaz ataku wydaje Wolfram von Richthofen, kuzyn słynnego „Czerwonego Barona”. Kiedy Richthofen w czasie wojny domowej w Hiszpanii dowodził niesławnym „Legionem Condor”, wykorzystywał sztukasy m.in. do bombardowania Guerniki (26 kwietnia 1937 r.), której tragedię uwiecznił na obrazie Pablo Picasso. Wieluń to polska Guernica.

Dzień 2.: Próba – listopad 1939 r.

Jest listopad 1939 r. Po entuzjazmie ostatnich dni pokoju nie ma już śladu. Dwa miesiące wcześniej w miejscu stojącej szubienicy pracownicy cukrowni z dumą i pewnością zwycięstwa wręczają wojsku CKM zakupiony ze składek. Podczas uroczystości domagano się przywrócenia granicy po Odrę i Łabę. Wszyscy potępiali stanowisko Niemiec i popierali nieustępliwą postawę rządu RP.

Przygnębieni mieszkańcy wracają do miasta. Nie wszystkim będzie dane znów zamieszkać w Wieluniu. Teraz to już nie jest Polska. Nawet nie Generalne Gubernatorstwo. Wieluń zostaje częścią Kraju Warty. Tą częścią III Rzeszy żelazną ręką włada Arthur Greiser – zbrodniarz, którego spotkała zasłużona kara: zostanie stracony 21 lipca 1946 r. na stoku poznańskiej cytadeli. W czasie wieszania Greisera stutysięczna publiczność, wśród której są też dzieci, klaszcze. To ostatnia egzekucja publiczna w Polsce. Ciało Greisera zostanie spalone w tym samym krematorium, w którym palono zwłoki mordowanych Polaków.

Tymczasem okupanci zainstalowali nowe władze w Wieluniu. Nazistowskim władcą Wielunia zostaje Oldwig von Natzmer. Przybywa z Wrocławia. Graiser mianuje go Landratem. Zostaje też szefem powiatowym NSDAP. To on odpowiada za zbrodnie na Żydach i zsyłki do obozów koncentracyjnych. Swoje obowiązki wypełnia z taką zajadłością wobec Polaków, że Polskie Państwo Podziemne wpisuje go na czarną listę wrogów narodu. W 1942 r. ginie na froncie wschodnim. Trafia tam karnie oskarżony o defraudacje, zadenuncjowany przez podległych mu działaczy NSDAP. To właśnie von Natzmer będzie namawiał pastora Wendta do podpisania niemieckiej listy. To też Natzmer zleci gestapo aresztowanie pastora i jego tortury.

Niemcy w Wieluniu rozgłaszają pogłoski o przygotowaniach do powstania, które ma wybuchnąć 11 listopada 1939 r. To oczywiście prowokacja gestapo. Pretekst do prześladowania inteligencji polskiej. Później Niemcy nie będą już szukać pretekstów. Egzekucje odbywać się będą na rynku. Szubienica z centrum zniknie dopiero w 1945 r.

Natzmer wzywa kilkakrotnie pastora w sprawie podpisania niemieckiej listy narodowej. To pozwala przypuszczać, że Niemcom zależy na pozyskaniu pastora. Chodzi zapewne o przykład i przyciągnięcie na listy niemieckie członków zboru protestanckiego. Pastor pozostaje nieugięty – w obliczu tortur i śmierci potwierdza swoją polskość.

Co urzekło pastora w polskości? Jaki był powód, że odrzucił swoje germańskie korzenie? Dlaczego stawiając na szali swoje życie i życie swojej rodziny, w obliczu tortur i miażdżącej psychikę presji ze strony gestapo odmówił akcesji do zwycięskiego narodu niemieckiego? Piszący te słowa nie mógłby potępić pastora, gdyby ten podpisał volkslistę. Nieudolnie empatyzując z jego cierpieniem, rodzą się nieuchronne wątpliwości, czy było warto? Jako wybitny duchowny z pewnością doskonale znał przypowieść Nowego Testamentu, gdy Piotr zaparł się Jezusa, a mimo to otrzymał przebaczenie. Od nikogo nie można oczekiwać ofiary z własnego życia w imię abstrakcyjnej idei. Życie ludzkie jest świętością. Bohaterstwo powinno być cenione, a bohaterowie wynoszeni na pomniki, ale tchórzostwo powinno być prawem człowieka. Nikt, kto nie miał na tyle sił, by złożyć ofiarę z życia lub wolności, nie powinien być napiętnowany.

Pastor wytrzymuje presję i tortury. Zostaje zesłany do obozu na łódzkim Radogoszczu. Pierwszy transport więźniów wyrusza na furmankach. Rodzina pastora też jest deportowana. Jako wrogom narodu zakazuje im się mieszkania na terenie Kraju Warty. Pastor nie może podróżować wraz z rodziną i innymi więźniami. Gestapo przygotowało specjalnie dla niego inny wóz – do wywożenia gnoju. Wóz jest brudny, śmierdzący. Ohydny zamiar gestapo poniżenia pastora nie udaje się. Gdy tylko pastor znajdzie się na wozie, klęka, w rękach trzyma krzyż i zaczyna się głośno modlić. Błogosławi Wieluń.

Zapewne towarzyszy mu myśl, że już nigdy tu nie wróci. Ludzie zaczynają klękać przed przejeżdżającym wozem, modlą się, kobiety płaczą. Nawet wieluńscy Żydzi przyklękają i błogosławią pastora. Furmanka powoli rusza w stronę Łodzi – do obozu koncentracyjnego.

Radogoszcz to kolejna stacja na drodze krzyżowej pastora. W obozie więźniów witał komendant SS-Obersturmbannführer Ernst Ehlers. Już pierwszego dnia zaczęły się tortury, kilkugodzinne stójki na apelu. Warunki były tak fatalne, że więźniowie błogosławili moment, kiedy zsyłano ich do innych obozów. Załoga obozu wie, kim jest pastor. Jako zdrajca narodu niemieckiego będzie specjalnie potraktowany.

W aktach pastora znajduje się zeznanie Stanisława Rapalskiego – łodzianina, też więźnia na Radogoszczu, który tak wspomina pastora: „Niektórzy z aresztowanych, którzy starali się o uwolnienie, deklarowali wobec Niemców, że są Ukraińcami, Słowakami lub Rosjanami, a pastor Wendt z godnością znosi wszelkie obelgi hitlerowców i sam zalicza się do narodu polskiego. On znosi jeszcze większe prześladowania niż my, gdyż jest przez Hitlera uważany za zdrajcę. To jest nasza duma narodowa, nasza chluba, że ludzie ci pokochali nasze tradycje, naszą kulturę, nasze obyczaje, nasz kraj, i w okresie niewoli narodowej i obecnie dzielą z nami wspólną niedolę”.

Henryk Wendt (1886–1970)

Henryk Wendt (1886–1970)

Archiwum Autora

Pastor zostaje zwolniony z początkiem 1940 r. Jeszcze wtedy zdarzały się takie sytuacje. Być może pastor zawdzięcza ocalenie jednemu sprawiedliwemu wśród oprawców. Na Radogoszczu służył wachman, nazywał się Waldemar Norkwest, był łódzkim Niemcem. Mówił po polsku. Widać było, że nie chce znęcać się nad więźniami. Po masakrze i spaleniu żywcem pozostałych więźniów wrócił do domu. Mieszkał tuż przy obozie. Tam powiesił się razem z żoną. Zostawił list. Oto, co napisał: „Dla Niemiec, które bezbronnych ludzi mordują, nie walczę dłużej. Walczyłem uczciwie, a również krwawiłem dla zwycięstwa Niemiec. Ale te Niemcy, które dzisiaj w więzieniu widziałem, nie mogą i nie powinny zwyciężyć. W. Norkwest, starszy wachmistrz policji”.

Stając po stronie „podludzi”, rzucając wyzwanie nazistom, pastor sprzeciwia się instytucjom kościelnym. Zarówno niemiecki instytucjonalny Kościół katolicki, ale w jeszcze większym stopniu protestanci sprzyjali nazistom. Jeszcze w 1913 r. organ niemieckich ewangelików „Protestantblatt” stwierdzał: „Pacyfizm jest bluźnierstwem przeciwko Bogu”. Przegrana w I wojnie światowej i upadek Cesarstwa Niemieckiego podważają status protestantyzmu. Kiedy w 1917 r. pięciu berlińskich pastorów wezwało do rozpoczęcia negocjacji pokojowych, aż 160 innych zaprotestowało przeciwko temu, deklarując „zwycięstwo albo śmierć”. Ukazywały się publikacje teologiczne tworzące dziwaczną figurę „niemieckiego Zbawiciela”. Wzrost antysemityzmu był nie do pogodzenia z faktem, że Jezus był Żydem. Problem ten rozwiązywano pytaniem/stwierdzeniem: „Czy piękny kwiat może wyrosnąć na kupie gnoju?”...

Polskość pastora jest zaraźliwa. Po opuszczeniu obozu na Radogoszczu rodzina Wendtów zamieszkuje w Warszawie. Dzieci pastora od początku okupacji działają w konspiracji, w Szarych Szeregach. W czasie powstania warszawskiego Elżbieta Wendt walczy jako łączniczka na Woli – w najgorszym czasie, na początku sierpnia, gdy bandyci Dirlewangera masakrują cywilów. Trzeciego sierpnia „Żunia” (taki pseudonim przyjmuje Elżbieta Wendt) zostaje ranna w głowę. Trafia do wolskiego szpitala Świętego Łazarza. Gdy zbliżają się Niemcy, ranni są przenoszeni do Szpitala Maltańskiego. Tutaj ślad po „Żuni” się urywa. Pastor nigdy nie przyjmie do wiadomości śmierci córki. Przez wiele lat „Żunia” nie ma grobu. Dopiero kilkanaście lat po wojnie, na ewangelickim cmentarzu powstaje jej symboliczny grób – podobno wbrew woli pastora.

W jednej z publicznych egzekucji Niemcy na oczach pastora mordują jego brata. Nie mogąc walczyć, pastor ucieka z Warszawy. Znajduje schronienie w Częstochowie w jednej z ewangelickich parafii.

Jan Wendt (ps. Janek), syn pastora, zostaje żołnierzem słynnej „Baszty” – pułku ochrony sztabu, a jednocześnie jednej z najstarszych jednostek Polskiej Armii Podziemnej. „Janek” przeszedł cały szlak bojowy pułku. „Baszta” to oddział dyspozycyjny Komendy Głównej Armii Krajowej. Walczą w najtrudniejszych miejscach. Większość żołnierzy nie dotrwa do końca powstania. Po wojnie Jan Wendt ukończy studia medyczne, by pracować jako lekarz.

Również najstarsza córka pastora – Maria Alicja Wendt („Dzidka”, „Marysia”), działa w Szarych Szeregach. Walczy w powstaniu. 16 sierpnia zostaje schwyta przez Niemców. Udaje cywila i wraz z matką trafia do obozu przejściowego w Pruszkowie, później do obozu pracy w Lipsku. Po wyzwoleniu przez Armię Czerwoną obie wracają do Wielunia.

Koniec wojny

Rodzina Wendtów wraca do parafii, do Wielunia – miasta zniszczonego, pełnego grobów, ziejącego pustką po wymordowaniu wszystkich wieluńskich Żydów. W odbudowie wspólnoty aktywnie pomaga pastorowa. Organizuje zbiórki, wspiera finansowo parafian – nie tylko w 1945 r. Zofia Wendt również po śmierci męża służy parafianom. W czasie stanu wojennego organizuje pomoc z Zachodu.

Komuniści nie pozostawiają pastora w spokoju. Wszczęte zostaje postępowanie karne. 25 marca 1946 r. Komenda Milicji Obywatelskiej w Warszawie zwraca się do Komendy Powiatowej MO w Wieluniu: „W związku z poleceniem Sędziego Okręgowego Śledczego w Białymstoku z dnia 16.03.1946 r. Nr 427, dot. zaaresztowania Henryka Wendta oskarżonego z art. 296 k.k., proszę w/w przebywającego w Wieluniu na stanowisku pastora w Parafii Ewangelickiej, zaaresztować i doprowadzić do miejscowego sędziego śledczego celem osadzenia w areszcie tymczasowym do dyspozycji sędziego śledczego w Białymstoku”.

W sprawie pastora Wendta znów interweniują władze Wielunia. Starosta wieluński wystawia następujące zaświadczenie: „Pastor Henryk przed wojną na terenie miasta Wielunia w życiu politycznym nie brał żadnego udziału. W stosunku do Rządu i Państwa był lojalnym. Wymieniony pod względem narodowościowym był uważany za Polaka i wśród społeczeństwa wieluńskiego szanowany jako człowiek poważny i rozsądny. Tak samo jest traktowany obecnie”.

Niestety, polityka władz PRL utrudnia działanie parafii. Nie udaje się przywrócić świetności z ostatnich lat przed wybuchem wojny. Liczba parafian maleje.

Pastor umiera w roku 1970 – w zaciszu domowym, otoczony najbliższą rodziną. Pogrzeb w ukochanym Wieluniu to prawdziwa manifestacja. W ceremonii udział biorą także kapłani katoliccy, a tysiące mieszkańców żegna „niezłomnego” pastora. Co niespotykane w PRL – publiczne radio relacjonuje pogrzeb.

Henryk Wendt swoim życiem dał świadectwo wiary. Należy mu się nagroda, którą obiecuje Pismo Święte: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”.

Ta historia ma pozytywne zakończenie. Dobro zwyciężyło zło. Głęboka wiara głosząca miłość do każdego człowieka okazała się silniejsza niż totalitarne ideologie. Sam przeciw przemocy, sam przeciw masie, sam przeciw instytucjom, sam przeciw pogardzie. To droga pastora. Wola pojedynczego człowieka to potęga. Prawdziwa potęga to ludzka wola, wiara w ludzką wolność, poszanowanie godności i szacunek dla każdego człowieka bez wyjątku, nawet wobec tych, którzy nie sprostali w godzinie próby. To jest właśnie miara naszego człowieczeństwa.

1 września 1939 r., w pierwszej godzinie wojny, kiedy większość mieszkańców Europy pogrążona była we śnie, Wieluń został starty z powierzchni ziemi. Mieszkańcy – oszalali z przerażenia – próbowali uciec z piekła rozpętanego przez niemieckie bombowce. Był to dzień, który zaważy na losach całego świata. Ale był to też najważniejszy dzień życia pastora Henryka Wilhelma Wendta, jego żony i trójki ich dzieci. To pierwszy z trzech dni życia pastora, o których opowiada niniejszy tekst.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Historia Polski
Tajemnica pierwszej koronacji. Jakie sekrety kryje obraz Jana Matejki
Historia Polski
Rodzina Siniarskich. Zginęli, bo ratowali Żydów w Lutkówce
Historia Polski
„Biała odwaga”: dramat pośród górskich szczytów