Wokół kredytów frankowych wciąż wiele się dzieje, mimo że już 7 maja zapadło orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie rozliczeń między frankowiczami i bankami, jeżeli umowa kredytowa i wynikające z niej roszczenia, zostanie unieważniona. Było to potwierdzenie orzeczenia z lutego bieżącego roku, wydanego przez trzech sędziów Sądu Najwyższego, którzy stwierdzili, że każda ze stron umowy – niezależnie od siebie, ma prawo do zgłaszania roszczeń.
Warto sprawdzić: Idą zmiany dla frankowiczów. Kredyty po nowemu
Nowym wydarzeniem było rozstrzygnięcie terminu ich przedawnienia. Orzeczono, że biegnie on od momentu, kiedy umowa zostanie uznana za nieważną, a nie od podpisania umowy uznanej później za nieważną. Banki mogły więc odetchnąć z ulgą, a kredytobiorcy być rozczarowani. Wprawdzie frankowicze po unieważnieniu umowy mogliby żądać od banku zwrotu zapłaconych rat, ale bank mógłby pozwać ich o zwrot wypłaconego kredytu. Nie wiadomo natomiast, czy banki miałyby również prawo do żądania odsetek od wypłaconej kwoty. Sąd nie podjął w tej sprawie decyzji, ale takiej możliwości nie wykluczył. Nie przesądził też o tym, czy każda umowa kredytu indeksowanego lub denominowanego w walutach obcych powinna zostać unieważniona.
Wzajemne pozwy
Zdaniem Mariusza Jerzego Goleckiego, rzecznika finansowego, na którego pytania miał odpowiedzieć Sąd Najwyższy, podjęta uchwała jest jednak korzystna dla konsumentów, ponieważ zapewnia przewidywalność linii orzeczniczej, a tylko w takich warunkach klienci są w stanie oszacować możliwe skutki finansowe określonych działań. Uchwała ma więc znaczenie zarówno dla tych, którzy będą chcieli dochodzić swoich praw w sądzie, jak i rozważających możliwość polubownego rozwiązania sporu. Rzecznik finansowy podkreślał, że zastosowanie tzw. teorii dwóch kondykcji jest korzystniejsze dla konsumentów, którzy są słabszą stroną w sporach z instytucjami finansowymi i ponoszą konsekwencje stosowanych przez banki w umowach kredytowych niedozwolonych postanowień.
– W praktyce oznacza to, że w razie uznania umowy za nieważną, kredytobiorca ma prawo domagać się od banku zwrotu w całości spełnionych świadczeń, nawet w sytuacji, gdy nie spłacił jeszcze kredytu. W takim przypadku kluczowe jest, ile kredytobiorca oddał bankowi, a nie, ile od niego pożyczył. Ponadto, aby dochodzić zwrotu kwoty wypłaconego kredytu, bank powinien wystąpić z własnym roszczeniem – wyjaśnia dr Ewa Skibińska z biura rzecznika finansowego. – Żeby ułatwić rozliczenie, każda ze stron może złożyć oświadczenie o potrąceniu. Przykład – klient, który do tej pory spłacił mniej, niż wynosiła kwota udzielonego kredytu, może wówczas uregulować tylko różnicę między tymi wartościami.